Po północy [Prumano one shot]
Umysł Gilberta obejmowało zdumienie, niedowierzanie, szczypta dumy, trochę złości i nutka żalu. Personifikacja Prus od dawna nie miał takiej mieszanki emocjonalnej
- Wciąż nie rozumiem twojego nastoruj - mruknął Francis ze swojego apartamentu w Paryżu.
Naszego Bad Touch Trio nie postrzymaja nawet kilomerty przed tym, aby porozmawiać!
W tych czasach istniały przecież rozmowy video, co trójka przyjaciół często wykorzystywała.
Teraz jednak sytuacja była wyjątkowa. Gilbert zwołał swych przyjaciół na spontaniczne spotkanie, ponieważ od kilku dni utrzymywał się u niego dołek emocjonalny. Prusy dokładnie nie wiedział, jak nazwać wszystko co czuję, ale to określenie lepiej brzmiało niż "mieszanka wybuchowa emocji u Gilberta".
- W sumie to wiedziałem, że tak to się skończy - dodał uśmiechnięty Antonio.
- Nie pomagasz - skomentował albinos.
- Już naprawdę nie wiem o co ci chodzi mój drogi - mruknął Francis, popijając czerwone wino.
Prusy westchnął.
- Ludwig jest z Felicjano - odpowiedział.
Pozostała dwójka nie wyglądała na zbyt zdziwioną.
- Każdy się tego spodziewał już od dawna - zaznaczył blondyn. - Wciąż nie rozumiem, gdzie tkwi twój problem.
Kolejne ponure westchnięcie uciekło z ust Gilberta.
- Jako że jestem starszy - tłumaczył - jako pierwszy powinnienem sobie kogoś znaleść - stwierdził.
- To cały twój problem? - zdziwił się Hiszpania.
- Postaw się na moim miejscu - kontynuował Prusy. - To JA jestem tym zagilbistym i ogólnie lepszym.
Zdumienie Gilberta było przez to, że jego młodszy brat sobie w końcu kogoś znalazł.
Niedowierzanie opierało się na tym, że albinos przestawał już wierzyć w to, iż niebieskooki będzie zdolny podbić kogoś serce.
Duma znalazła sobie miejsce przez to, że Ludwig jednak był bratem Gilberta.
Część umysłu albinosa była pod władaniem złości przez zwykłą zazdrość, zaś żal dobitnie uśmiadamiał białowłosemu jak bardzo jest samotny.
Francis cicho zaśmiał się z zażenowania.
- Czyli boli cię to, że nikogo nie masz, tak? - lekko zadrwił Bonnefoy.
- Możliwe - mruknął Gilbert, kładąc głowę na stole. - Z twoich ust brzmi to tak żałoście.
Nagle Hiszpanii zadzwonił telefon. Zielonooki popatrzył na niego ze smutkiem w oczach na wyświetlacz.
- Sorki chłopaki, ważny telefon - powiedział. - Zaraz wracam - dodał z rezygnacją w głosie, po czym zniknął z zasięgu kamerki.
Pozostali członkowie Bad Touch Trio postanowili dalej prowadzić swą rozmowę.
- Poza tym - mruknął nieśmiało Gilbert - kiedyś podobał mi się Veneziano.
- To było przecież kilka, o ile nie kilkanaście, wieków temu - odpowiedział Francis. - Czyżbyś był zazdrosny? - Francja sugestywnie poruszył brwiami.
- O Włochy - nie, o związek - tak - sprostował Prusy. - Podobał mi się, kiedy jeszcze całymi dniami chodził w sukienkach - przewrócił oczami. - Co nie zmienia faktu, że jest on całkowicie w moim typie. - Skrzyżował ręce i lekko odchylił się na krześle.
- Najwidoczniej Ludwig odziedziczył po tobie preferencje - zaśmiał się złośliwie niebieskooki. - To chyba jedyna rzecz, która was łączy. - Chłopak wziął kolejny łyk wina, po chwili jego mina wyglądała tak, jakby coś zrozumiał. - Kiedy zaczeliśmy rozmawiać o preferencjach twoich i Ludwiga? - Wyglądał na wyraźnie przestraszonego.
- Jesteś okropny - stwierdził dosadnie Prusy.
Francis zamilkł na chwilę, jakby nad czymś myślał. Odgarnął kilka blond pasemek.
Gilbert już wtedy wiedział, że to niczego dobrego nie wróży.
- Wiesz kto jeszcze wygląda tak samo jak Veneziano? - spytał.
- Kto? - powiedział od niechcenia albinos.
- Włochy Południowe - odpowiedział.
- Hę?
- Romano - odpowiedział, rozumiejąc, że personifikacja jest bardziej znajana pod tą nazwą.
Gilbert zamilkł, nie wiedząc co powinnien odpowiedzieć - bał się nawet tego, co Francis mógł sugerować.
- O co ci chodzi? - dopytał, zbierając w tych słowach całą swą odwagę.
- Romano jest bardzo podobny z wyglądu do twej dawnej miłości - wytłumaczył powoli Francja.
- Ty sobie chyba żartujesz? - zaśmiał się albinos.
- Mówię śmiertelnie poważne - kontynuował niebieskooki ze swoją typową, nie sygerującą niczego dobrego miną. - Ty jesteś najstarszy z rodzeństwa, on tak samo. Obaj tkwicie w cieniu rodzeństwa. - Na te słowa Gilbert tylko przewrócił oczami. - Wyobraź sobie, że zdobywasz jego serce, a później odjeżdżacie razem na białym koniu w stronę zachodzącego słońca.
- Zaraz zwymiotuję - skwitował wypowiedź Francisa Prusy. - Wciąż mam złudną nadzieję, że ty sobie robisz tylko żarty.
- Ale ja mówię seri... - mówił niebieskooki, jednak ktoś mu przerwał.
- Ja też nam nadzieję, że żartujesz - wtrącił się do rozmowy Hiszpania.
- O... - uśmiechnął się albinos - Toni, od kiedy tu jesteś? - spytał.
- Od momentu, gdy nie wiedziałeś kto to Włochy Poludniowe - odpowiedział.
- Jak miło - odpowiedział Gilbert, dobrze wiedząc, że Francis ma lekko mówiąc przejebane.
- Odszczekaj swoje słowa Francisie Bonnefoy - mówił twardo Hiszpania. Biła od niego złowroga aura.
- Które? - dopytał.
- Wszystkie - odpowiedział Antonio. - Romano definitywnie załuguje na kogoś lepszego niż Gilbert - tłumaczył.
- Ej! - oburzył się czerwonooki.
- Poza tym Romano przypomina Włochy tylko z wyglądu - zaznaczył ciemnowłosy. - Z charakteru to ognień i woda.
- Tylko płaczą tyle samo - zauważył Francja.
- Kontynuując - zabrał głos Hiszpan - nie macie prawa interesować się moim wychowankiem - mówił. - To jeszcze małe i niewinne dziecko.
- Małe i niewinne, tak? - wyśmiał go blondyn. - Błagam, czy my mówimy o tej samej osobie? - Francis oparł podbrudek o swoją dłoń. - Ile razy groził ci śmiercią lub bił? On nawet za dzieciaka posługiwał się ogromną ilością przekleństw. - Przypomniał sobie małego Romano z nienawiścią do całego świata w oczach. - I błagam, przestań zachowywać się jak jego opiekun, bo to już dorosła personifikacja. Niedługo to się w niańkę zamienisz - zasugerował.
- Co nie zmienia faktu, że to mój ulubiony wychowanek. - Skrzyżował ręce. - Nie macie prawa położyć na niego waszych brudnych łap, jasne? Mówię do ciebie Gilbert.
- Ja? - zdziwił się Prusy. - To od samego początku był pomysł Francisa. Ja cały czas, mówiłem mu, że nie. - Uniósł ręce w geście obronnym. - Jeszcze nie spadłem tak nisko, aby zakochiwać się w kimś na siłę, bo "o mój boże jaki jestem samotny" - przyjął karykaturalny ton głosu. - Szanujmy się.
- Dobra, dobra - powiedział Antonio. - Ale jeśli przybiegnie do mnie Romano i powie, że coś mu zrobiliście, to szykujcie sobie już groby, jasne?
Francis i Prusy zaśmieli się nerwowo.
- Ty mu naprawdę matkujesz - wtrącił się niebieskooki.
- Chłopaki - powiedział albinos, uświadamiając sobie, że jest już po drugiej w nocy. - Ja już będę kończyć. Ludwig mnie chyba zabije, jeśli będzie musiał mnie budzić kilka godzin.
- Do zobaczenia - pożegnali się wspólnie, po czym Gilbert się rozłączył.
Westchnął głęboko i jeszcze trochę otchylił krzesło, tak że od upadku dzieliły go milimerty.
Albinos przeciągnął mięśnie i udał się u stronę łóżka.
Wolnymi krokami zbliżała się konferencja światowa personifikacji, więc wraz z Ludwigiem mieli sporo do roboty.
Młodszy brat czerwonookiego wolał mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, nawet jeśli oznaczało to przygotowania na miesiąc przed wyjazdem.
ıllıllı ıllıllı ıllıllı
- Konferencja, konferencja i po konferencji - skwitował w kilku słowach Gilbert, trzymając w dłoni kieliszek z szampanem.
Po spotkaniach światowych odbywały się bankiety, które były idealnym sposobem odreagowania od codziennych trudności.
Każdy chciałby się wtedy upijać do nieprzytomności, jednak musieli utrzymać klasę, dlatego prawdziwa zabawa zaczynała się dopiero po północy, ponieważ każdy wtedy sądził, że o tak późnej porze nikt nie będzie pamiętać, co się działo przez alkohol bądź zmęczenie. Była również dodatkowa, niezapisana zasada, do której jednak każdy się stosował - nie wspominanie o wydarzeniach z bankietu po północy. Wszystkim takie rozwiązanie pasowało.
Personifikacja Prus spojrzała na zegar.
Za pięć minut zacznie się prawdziwa zabawa.
Tym razem spotkanie odbywało się we Francji, więc albinos już współczuł Francisowi godzin spędzonych nad sprzątaniem całego bałaganu.
Musiał jednak przyznać, że Bonnefoy ulokował ich w ładnych pokojach hotelowych, a cała sala spotkań jak i ta bankietowa były przepiękne.
Alkoholu też nie żałował, więc znalazł sobie miejsce w sercu Prusaka.
Białowłosy spojrzał na towarzystwo i już dobrze wiedział, że zabawa zaczyna się coraz bardziej rozkręcać.
Większość personifikacji chętniej spoglądało na swój kieliszek i atmosfera zrobiła się mniej formalna.
Teraz tylko czekać, aż zaczną grać w beer ponga lub inną typową grę na domówki.
Miało to w sobie jakiś urok.
Gilbert nawet nie zdołał mrugnąć, a widział już jak Rosja siłuje się z polską pchłą na rękę. Dookoła nich zebrała się mała grupka personifikacji.
- Nie przepierdol tego - powtarzała w kółko Czechy z piwem w dłoni.
Koło Polaka trwała jeszcze Węgry, która dawała mu cudowną mowę motywacyjną.
W tym kółeczku wzajemnej adoracji dość agresywnie zachowywała się Ukrainka, która ciągle krzyczała na brata, jak on beznadziejnie siłuje się na ręke.
Sytuacja była taka błoga, że nawet Francja i Arthur odrzucili swoje kłótnie na bok i rozmawiali o czymś bez ani grama jadu w głosie.
Aflred też zrobił się jakoś dziwnie spokojny i prawił fizoloficzne mądrości.
I w tym wszystkim był też całkowicie zagubiony Gilbert, który, choć zawsze był królem parkietu, teraz trzymał się na uboczu i kompletnie nie wiedział co powinnien ze sobą zrobić.
Wciąż nie mógł uporać się z poczuciem niższości, jako że nie ma jeszcze drugiej połówki.
Ponownie zatopił usta w alkoholu.
Zabawa była już na wysokim poziomie.
Teraz nawet Kanada odpuścił sobie bycie nudziarzem i bawił się z przyjaciółmi.
Prusy nie mógł uwierzyć swoim oczom, kiedy spostrzegł, że inne personifikacje upiły nawet Ludwiga. Młodszy brat Gilberta teraz zupełnie nie przypominał tego poważnego Beiltchmidta, dla którego zabawa to absolutnie nieznane pojęcie. Teraz jego blond włosy były w okropnym nieładzie i kilka pasem nachodziło mu na oczy. Nawet nie reagował burakiem na twarzy, kiedy Włochy się do niego przymilał i kleił, rządając atencji.
Normalnie Prusy miałby już w swoich dłoniach kamerę, aby rejestrować poczynania brata, ale dzisiaj nie miał na to zupełnej ochoty.
Nagle usłyszał, że dookoło grupki personifikacji zrobił się jakiś większy szum.
- Nie zdzierżę już tego gówna - powiedział ktoś, odchodząc od zebranych.
Prusy nie zwrócił uwagę na tę osobę, dopóki nie został przez nią uderzony z barku.
- Nie stoi się w przejściu - fuknął, przechodząc obok Gilberta.
Albinos nie do końca wiedział o co chodzi, więc instynktownie się odwrócił. Okazało się, że stał w przejściu na balkon.
Przyjżał się jeszcze osobie, która w tak haniebny sposób go obraziła. Poczatkowo chciał się bić, jednak spostrzegł kto to był.
O balustradę balkonu opierał się Romano z nie najlepszym grymasem na twarzy.
Już wtedy Prusy wiedział, że coś się stało.
Zebrał w sobie garść empatii i ruszył w stronę personifikacji Włoch Południowych.
- Wyglądasz jak sto jeden nieszczęść - powiedział z pogardą w głosie, wychodząc na balkon.
W odpowiedzi Lovino pokazał mu środkowy palec.
Gilbert głęboko westchnął, również opierając się o barierki. Czuł jak otacza go chłód nocy, a wiatr lekko rusza jego białymi włosami.
- Powiesz co się stało? - spytał bez drwiny.
- Nawet, kurna, nie zachowuj się tak, jakby cię to obchodziło - odparł Romano ze złością w głosie, patrząc na czerwonookiego.
- Nie powiedziałem, że mnie to obchodzi - potwierdził - ale sądzę, że będzie ci lepiej, jeśli komuś się wyżalisz.
Tym razem to Romano westchnął.
- Ja nam na serio ich dość - wyznał Włoch.
- Chodzi ci o Ludwiga i Felicjano? - zgadywał albinos.
- Nawet mi o nich nie przypominaj - jęknął zdruzgotany. - Wciąż, kurna, nie mogę zrozumieć jakim cudem oni są razem. To nie tak, że nie zależy mi na szczęściu brata - wziął łyk czerwonego wina - ale musiał akurat wybrać sobie go? - powiedział z drwią w głosie. - Ja wiem, że to twój brat, ale nie zmienia to faktu, że nienawidzę gnoja.
Wtedy do małego mózgu Gilberta coś dotarło - Romano był w niemalże identycznej sytuacji co on.
Obaj byli zazdrośni.
Obaj czuli się gorsi.
Obaj uważali, że są pomijani przez cały boży świat.
Albinos uśmiechnął się pod nosem.
- Nie będę cię oceniać za twoje zdanie - powiedział dziarsko - ale jeśli to cię pocieszy to ja też nikogo nie mam.
- Po co mi to mówisz dupku? - odpyskował Romano, jednak tym razem w jego głosie nie było wrogości.
- Aby podnieść cię na duchu - odparł. - Jestem wybitnym przykładem, że to do najlepszych partii nikt nie zarywa, bo wszyscy boją się odrzucenia - mówił z uśmiechem na ustach. - Jestem dla wszystkich zbyt idealny.
Romano cicho się zaśmiał.
- I to jest właśnie powód, przez który przyjaźnisz się tylko z Francisem i Antonio - zadrwił chłopak z lekko złośliwym uśmieszkiem.
- Pff! - wyśmiał go Prusy. - Za to ja wciąż mam klasę w przeciwieństwie do ciebie - droczył się Prusak.
- Lepiej nie mieć klasy, ale posiadać godność i honor, czego - obejrzał albinosa od stóp do głowy - najwidoczniej ci brakuje.
Gilbert rzadko rozmawiał z Romano. Wydawało się, że nie mają wspólnych zainteresowań, a jedyne co ich łączyło to rekacja Ludwiga z Felicjano. Nic więcej.
Prusy sądził, że Lovino to mały rozwydrzony dzieciak, który potrafi jedynie głośno krzyczeć i przeklinać otaczający świat.
Prawda okazała się być inna, a czerwonooki wywnioskował to po trzydziestu minutach rozmowy z Włochami Południowymi.
- Ogólnie to mam do ciebie pytanie - zaczął Gilbert. - Dlaczego tak bardzo nie lubisz mojego brata, co? - powiedział. - Nie zakrywaj się tym, że to przez jego związek z Felicjano, bo gardziłeś nim już o wiele wcześniej.
Romano westchnął.
- Ludwig to dupek - odparł. - Największy jakiego znam, a wielu spotkałem. - Włoch popatrzył na Prusy, który definitywnie domagał się rozwinięcia odpowiedzi. - Dawno, dawno temu - zaczął opowiadać Lovino niczym małemu dziecku - Włochy Północne znalazły się pod opieką Austrii, a nad Włochami Południowymi sprawiał nadzór Hiszpania bla bla bla... - mówił. - Mimo wszystko za "dzieciaka" zdarzało się, że spotykałem się z bratem. Raz ja go odwiedzałem, raz on mnie. Wyobraź sobie, że za każdym razem słyszałem tę same opowieści "ale Świętek jest wspaniały, ve" - naśladował głos Veneziano. - I nagle jakiegoś pięknego dnia okazuje się, że ten gówniarz znika, pozostawiając niewinnego Felicjano w poważnym dołku emocjolnalnym. Mijają wieki, a ja tu się nagle dowiaduje, że mój drogi brat chodzi z frajerem co kiedyśmu złamał serce. - Uśmiechnął się kąśliwie. - Postaw się w mojej sytuacji.
A Gilbert wyraźnie pobladł ("Jak to możliwe, skoro jego skóra i tak jest prawie biała?" - pomyślał Vargas).
- Wszystko dobrze? - spytał zdziwiony Romano.
- Skąd to wiesz? - spytał przerażony Prusy.
- Wiem co?
- Że Niemcy do Święte Cesarstwo Rzymskie - sprostował czerwonooki.
- Od zawsze - odparł Lovino. - Byli tak samo zjebani, wyglądali praktycznie identycznie. Tylko debil nie zobaczyłby podobieństwa. - Skrzyżował ręce, a trzymany kieliszek położył na poręczy.
- Czyli tylko trzy osoby nie są debilami - mruknął Gilbert. - Teraz trio możemy stworzyć.
- Powiedz, że żartujesz - błagał Włoch.
- Niestety nie. Do tego szlachetnego grona należę ja, Węgry, bo ona uwielbia zawsze węszyć, i teraz ty.
Romano wyglądał na załamanego.
- O mój Boże - odparł Lovino. - Czyli chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy na tym samym poziomie? Jak mogłem tak bardzo upaść - żalił się nad swoim losem.
- Znów mnie obrażasz! - zaczął chaotycznie wykrzykiwać Prusy, ruszając na boki rękami niczym oburzony kogut swoimi skrzydłami.
Pech chciał, że albinos trafił w szklany kieliszek Lovino stojący na barierce.
Szklane naczynie od razu poleciała w dół roztrzaskając się na ziemi dziesięc metrów od balkonu.
Dwójka chłopaków od razu się wychyliła, patrząc jakie ponieśli straty.
- Myślisz, że będziemy mieć problemy? - spytał Włoch z nutką niepewności w głosie.
- Nie, jeśli teraz szybko uciekniemy - stwierdził roześmiany Gilbert, ciągnąc swojego nowego kolegę z powrotem na salę bankietową, gdzie większość personifikacji i tak była już nieprzytomna.
Tej nocy coś zmieniło się w Gilbercie.
Nie chciał zakochiwać się przez to, że był samotny. To zupełnie nie było w jego stylu.
ıllıllı ıllıllı ıllıllı
Mijały miesiące, a u Prusaka nic się nie zmieniało, oprócz tego, że coraz częściej czuł kołatania serca przy pewnym latynosie.
No i częściej pisał i rozmawiał z Romano.
"Ale nie chcę zakochiwać się z żalu" - powtarzał sobie codziennie, chociaż zazdrość względem Ludwiaga i Felicjano zniknęła jakieś pięć tygodni temu.
Poza tym obiecał coś Hiszpanii i nie chciał dopuścić do tego, aby usłyszeć z francuskich ust "a nie mówiłem".
Co stało się na bankiecie po północy, nigdy nie powinno być wspominane.
*
Ten ship musiał się tu wcześniej lub później pojawić.
Wiem, że kwestia czy Niemcy to Świętek jest sporna, ale na potrzeby tego one shota, to Ludwig i pierwsza miłość Veneziano to ta sama osoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro