Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Odwiedziny [Swisspol one shot]

Średniego wzrostu chłopak z gniewnym spojrzeniem patrzył przez okna lotniska, oczekując lądującego samolotu. Jego blond włosy jak zwykle były w lekkim nie ładzie, jednak dla osoby, na którą czekał nie miało to większego znaczenia.
Delikatnie podwinął rękaw, dzięki czemu łatwiej było mu dojrzeć godzinę pokazaną na tarczy zegara.
- Za piętnaście dwunasta - mruknął pod nosem.
Feliks napomknął mu coś o tym, że lot się opóźnił i, że gdy wyląduje najzwyklej w świecie zadzwoni do niego. Szwajcar nie za bardzo przejął się tą informacją, tylko gdyby nigdy nic, przyjechał o wcześniej umówionej godzinie. Na swojego chłopaka czekał już ponad czterdzieści minut. Swoje zachowanie usprawiedliwiał tym, że jego rozum nie mógł przewidzieć każdego dziwacznego pomysłu Polaka. Co jeśli chciał zrobić Szwajcarii niespodziankę, jednak zgubiłby się w drodzę do jego domu? Wyjął ze swojej kieszani telefon. Miał już wybierać numer do Feliksa, gdy nagle zauważył kilkanaście metrów przed sobą poszukiwanego blondyna. Włosy w kolorze promieni słońca jak zwykle miał rozpuszczone, jednak tym razem wyglądały na delikatne roztrzepane. Szedł powolnym krokiem, prawdopodobnie nie zdając sobie z obecności Vasha i wydając przy tym stukanie, wywołane przez buty uderzające o posadzkę, czego można było się spodziewać, wszak Feliks uwielbiał nosić glany. Założoną miał na sobie jasnoróżową bluzę z kapturem oraz ciemne spodnie. Jedną dłonią ciągnął za sobą średniej wielkości purpurową walizkę, zaś druga swowodnie wisiała wzdłuż jego ciała. Szarcaria już dawno temu powiedział mu, że jego ulubiona bluza może być lekko przydługa i czy przypadkiem nie chciałby skrócić rękawów, jednak Feliks nie zawracał sobie głowy tymi uwagami. Dlatego też cała jego dłoń, nie licząc opuszków palców, była zasłonięta przez różowy materiał ubrania.
Vash zmarszczył brwi, gdy spostrzegł, że jego ukochany go jeszcze nie dostrzegł. Chciał do niego krzyknąć, jednak po chwili uznał, że to dość nierozsądny pomysł, więc postanowił, że najzwyklej w świecie poczeka, aż Feliks podejdzie bliżej - wtedy Polak na sto procent go zauważy.
Jednak tak się nie stało.
Blondyn nawet nie zwolnił, gdy pojawił się blisko swojego chłopaka. Polska po prostu przeszedł obok niego, nie zwracając uwagii na stojącego Vasha. Nawet gdy Szwajcar ukazał się na jego drodze i Feliks przypadkowo utrącił go ramieniem, zielonooki odszedł od niego, mamrotając coś na przeprosiny pod nosem.
Wtedy też Szwajcaria nie wytrzymał. Nim Łukasiewicz zniknął mu w tłumie, wyższy jednym sprawnym ruchem złapał chłopaka pogrążonego w swoich myach za przedramię. Zaskoczony Feliks błyskawicznie się odwrócił. Gdy spostrzegł Vasha od razu na jego twarzy ukazał się promienny uśmiech. Puścił dłoń z rączki walizki i szybko zamknął zielonookiego w szczelnym uścisku.
- Vash! - krzyknął przy tym.
Przez nagły i niespodziewany ruch Polaka, Szwajcaria odsunął się w tym, obejmując przy tym blondyna.
- Generalnie to totalnie tęskniłem za tobą - wyznał, wciąż przytulając do siebie Zwinglia.
- Ja za tobą też - dodał Szwajcaria.
Po chwili Feliks delikatnie odsunął od siebie chłopaka i pocałował go w policzek. Wiecznie zdenerwana twarz Szwajcara pokryła się czerwonym kolorem.
- Jak uroczo - powiedział Feliks, szczerząc się niemiłosiernie. Vash czasami zastanawiał się, czy nie boli go buzia od ciągłego uśmiechania się. - Szwajcaria się zawstydził - zaśmiał się Polak. O ile usłuch nie mylił Szwajcara, w głosie Łukasiewicza usłyszał, odprócz przerośniętej dumy i szczęścia, trochę złośliwości. Z radością postanowił mu się odwidzięczyć.
- I kto tu jest teraz czerwonym burakiem, co? - powiedział, odsuwając się od swojego chłopaka po pocałowaniu go w usta.
Feliks tylko zakrył twarz dłońmi i pokazał Vashowi język.
Wyższy uśmiechnął się pobłażliwie.
- To co? - spytał po chwili. - Chcesz coś zjeść na mieście czy od razu jechać do domu?
Polak złapał rączkę od swojej walizki.
- Totalnie do domu - odparł, łapiąc Szwajcara ra rękę. - Podróż generalnie mnie wymęczyła. - Przeciągnął się teartralnie.
Nim Vash zdążył odpowiedzieć, Feliks pociągnął go w stronę parkingu.

°~•●•~°

- Długo jeszcze? - spytał znudzony Szwajcaria, patrząc kolejny kwadrans jak Polak grzebie w pudełku z filmami.
- Chwila - odparł, spoglądając na niego złowrogo. - Mnie się nie pogania - zaznaczył.
Jedyne co pozostało teraz blondynowi to długie westchnięcie i podparcie głowy o obarcie kanapy.
Na stoliku obok stały dwa kubki z kakao; zwykły, biały, chciałoby się rzec nudny Vasha oraz kremowy z wizerunkami małych, uroczych lisków Feliksa, który według wyższego był strasznie infaltymny. I trochę głupi.
Mieli oglądać film. "Mieli" jest tu słowem kluczowym. Polska uznał, że tym razem to on postanowił wybrać im film, mówiąc, że "Mam generalnie już po dziurki w nosie tych filmów edukacujnych o samoobronie czy innym bezpieczeństwie, które ty zawsze puszczasz. W dobrych filmach generalnie ma być akcja, pościgi i wybuchy. I totalnie ewentualnie morderstwa".
Vash spojrzał na zegar.
- Felik... - zaczął, lecz nie dane było mu dokończyć.
- Już mam! - krzyknął tak bohatersko jakby uratował całą rodzinę przed pożarem i utopieniem w tym samym czasie.
- Co tam masz? - spytał, a Feliks pokazał mu opakowanie z płytą. - "W dobrych filmach generalnie ma być akcja, pościgi i wybuchy. I totalnie ewentualnie mordestwa" - zacytował. - I dlatego wybrałeś "Króla Lwa".
- Tak - odpowiedział szybko, kładając płytę do laptopa. - Akcja - jest definitywnie, pościgi - również, a wybuchy z resztą też. I mam ci przypominać śmierć Mufasy? - Usiadł obok Vasha, który nie miał już kontargumetów.
Film się zaczął, a Polska co jakiś czas siorbał swój napój. Szwajcar wciąż nie wiedział jakim cudem jego beztroski chłopak nie ma jeszcze cukrzycy. Niższy upierał się, że pięć łyżek kakao to idealna ilość w przeciwieństwie do dwóch na podstawie przepisu. Oczywiście nie obyło się to bez zaprzeczeń Szwajcaria, mówiących o zawartości w tym cukru i, że to definitywnie za dużo jak dla Feliksa. Polak po dłuższej wymianie zdań zgodził się ze swoim chłopakiem. To nie tak, że gdy nie patrzył, dosyłał sobie jeszcze więcej kakao, niż zapowiadał wcześniej. Wcale.
Tak jakby się zastanowić Łukasiewicz od samego przyjazdu do Szwajcarii był nieobecny i nawet lekko smutny. Vash spostrzegł to niepokojące zachowanie już w samochodzie, gdy jechali do domu blondyna. Feliks należał do typu osoby, która ciągle o czymś mówiła. Mogły być to rozmowy o rzeczach ważnych lub nawet jakiś małych drobiazgach - Polska po prostu nie widział powodu, aby nie wypowiedzieć się rzetelnie na dany temat. Nawet jeśli jego wypowiedź była brutalnie szczera.
Dlatego też Vasha dość dosadnie zdziwił fakt, że tym razem Łukasiewicz wrzucał do rozmowy tylko pojedyńcze zdania bądź słowa. Dodatkowo Szwajcarię jeszcze bardziej zmartwił fakt, że w pewnym momencie w radiu poleciała ulubiona piosenka zielonookiego. Tekst tego utworu znała chyba każda personifikacja, ponieważ Feliks postanowił dzielić się swoją wiedzą na każdej lub większości konferencji.
Jednak tym razem nic się nie stało. Blondyn nie nucił pod nosem melodii, nie wykrzykiwał refrenu na całe gardło.
Oczywiście, że Vash chciał spytać się ukochanego co się stało. Mimo to, przed otworzeniem ust, ugryzł się w język. Feliks, podobnie jak Szwajcaria, cenił sobie prywatność. Każdy z nich miał swoje sprawy, o których nie chciał mówić drugiemu i wspólnie doskonale to rozumieli.
Po za tym Polska przecież mówił, że jest zmęczony. Może to był powód tak niespowiewanego zachowania. Myśl ta uspokajała napięte nerwy Szwajcarii. Mimo to, wciąż obawiał się, że coś się stało.
Nagle poczuł ciężar na swoim ramieniu. Zdezorientowany popatrzył w tamtą stronę. Feliks zasnął, opierając się o swojego chłopaka. W połowie Vash spodziewał się takiego przebiegu spraw. Doskonale wiedział, że prędzej czy później jego ukochany zaśnie, jednak nie spodziewał się, że wydarzy się to przed piosenką "Hakuna matata" i po tak dużym spożyciu cukru. Uśmiechnął się pogodnie i kilka pasemek, które zasłaniały twarz Feliksa, odgarnął za jego ucho.

°~•●~°

Poranek był nawet miły, gdyby nie to, że Polskę obudził chłód. Tak naprawdę chciałby trochę jeszcze pospać: może kilka minut a może kilkanaście godzin. Druga opcja wydawała mu się znakomina.
Mimo to zaspany przetarł swoje zielone oczy, zdając sobie sprawę, że kołdra leżała na podłodze. W łóżku nie było już Vasha.
"Musiał wstać wcześniej" - pomyślał Feliks, ziewając. Po drodze spojrzał na zegarek. Była ósma trzydzieści.
"Kto normalny wstaje o tak nieludzkiej porze, zwłaszcza gdy ma wolne?" - pomyślał blondyn.
Instynktownie udał się kuchni, gdzie spodziewał się spotkać swojego ukochanego.
Nie pomylił się i już od progu zawiesił swój wzrok na chłopaku, który był w trakcie przygotowywania śniadania.
- Hej... - powiedział wciąż zaspany.
Vash momentalnie odwrócił się, z dwoma miseczkami w dłoniach.
- Miałem już iść cię budzić - powiedział, podchodząc do stołu, a za nim podążył Feliks. - Podano do stołu. - Podał Feliksowi miskę z muesli. Szwajacria na tyle dobrze znał już Feliksa, że doskonale wiedział, że jego ulubionymi dodatkami były truskawki, migdały oraz maliny, które oczywiście znalazły się w tej mieszance.
- Dzięki - powiedział uśmiechnięty Feliks.
Wspólnie zaczeli jeść.
Jak zwykle przy śniadaniu zaczeli roznawiać o drobnostkach, aby zabić czymś czas.
- Co chciałbyś później robić? - spytał się Polak.
- Może pojdziemy na spacer? - zasugerował wyższy.
- Generalnie to możemy - powiedział niewyraźnie Łukasiewicz, pożerając przepyszne śniadanie.
Teraz nawet Vash nie upomniał go o mówienie z pełnymi ustami.

°~•●•~°

Szli wzdłuż chodnika obok siebie. Był początek jesieni i znów coś niepokoiło Szwajcarię. Zwykle zostałby już obrzucony kolorowymi liściami, które powplątywałyby się w jego jasne włosy i musiaby prosić wybujającego śmiechem Feliksa, aby pomógł mu się ich pozbyć, zaś teraz jego partner po prostu kroczył przed siebie. Choć jego głowa skierowana była prosto, to jego zielone oczy patrzyły w dól. Vash chciał już przy wyjściu z domu złapać ukochanego za dłoń. Niestety, Polska skutecznie udareminił jego zamiary, chowając ręcę do kieszeni. Zachowanie to było jeszcze dziwniejsze. Zwykle to Vash miał problem z okazywaniem uczuć w miejscach publicznych, co często wykorzystywał Feliks, gdy chciał zdenerwować lub zawstydzić swojego chłopaka. Czasami Szwajcarii wydawało się, że Łukasiewicz najchętniej chodziłby w koszulce z napisem "Jestem z Vashem" lub "Kocham Szwajcarię". To były tylko spekulacje wyższego, które czasami wydawały się realne. Lecz mimo to o ich związku wiedziały tylko dwie osoby: Lili oraz Eliz. Węgierce powiedział to Feliks, jednak zielonooki szybko uspokajał Szwajcara, że szatynka złożyła mu obetnicę milczenia. Liechtenstein prawdopodobnie dowiedział sie tego z czasem: obserwując zachowanie swojego brata oraz blondyna, który ostatnimi czasy często do niego przyjeżdżał. Niektórych rzeczy nie dało się po prostu ukryć przed młodszą siostrą. Łukasiewiczowi zdarzało się czasami żartować, że dawanie Lili czasami pod opiekę Elizabeth było największym błędem Vasha - chłopak wciąż nie rozumiał sensu tych słów. Inne personifikacje chyba również zaczynały coś podejrzewać, ponieważ wymówki "przyjeżdżam do niego, bo ma dobrą czekoladę" lub "przyjeżdżam do niego, po dobre pierogi", przestały być wiarygodne. Nikt jednak nie poruszał tego tematu, w obawie przed gniewam Szwajcarii.
Nagle Szwajcar gwałtownie się zatrzymał, łapiąc niższego za ramię. Zdezorientowany chłopak spojrzał na wyższego nic nie rozumiejącym wzrokiem.
- Co się dzieje? - spytał Vash.
Zdziwienie na twarzy Feliksa rosło z każdą sekundą rosło zdziwienie.
- Nic - odpowiedział szybko. - Co miałoby się stać? - Poprawił kilka niesfornych pasemek, które zakłócały jego widoczność.
- Chyba nie myślisz, że ci uwierzę - mówił stanowczo.
- Nic się nie stało - Feliks spojrzał w dół, a jego dłonie, które wyjął wcześniej z kieszeni i zacisnął je w piąstki.
Vash uśmiechną się uspokajająco.
- Naprawdę nic się nie stało - powiedział pogodniej, jednak jego upartość w tym przeświadczeniu zniknęła.
- Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko? - zachęcił Vash.
Polska wziął głęboki wdech,po czym mocno przytulił się do swojego ukochanego, chowając swoją głowe w jego zagłębieniu przy szyji.
- Moje życie ostatnio się wali. Pokłóciłem się z rodzeństwem i ogólnie ze wszystkimi, nawet z Elką i to chyba poważnie, z Ivanem się pobiłem, nic mi nie wychodzi, nawet zwykły rosół przypaliłem, nie wiem co ze sobą zrobić i po prostu mam wszystkiego dość. Może dopadł mnie jesienny smutek? Nie wiem, ale najchętniej zchowałbym się w swoim domu i przezimował tam całą zimę i poczekał, aż wszyscy znikną - mówił na jednym wdechu.
Vash objął niższego, dokładnie wsłuchując się w każde jego niewyraźne i szybko powiedziane słowo. Objął Feliksa, próbując choć trochę go uspokoić, słysząc jak jego głos delikatnie drży.
- Wiesz... - zaczął Szwajcaria. - Nie musiałeś do mnie przyjeżdżać, jeśli nie miałeś na to siły - mruknął. - Nie musiałeś się do niczego zmuszać.
Feliks odsunął się od niego.
- Nie... - Łukasiewicz otarł oczy, w których zebrały mu się łzy. - Generalnie to myślę, że przyjazd do ciebie dobrze mi zrobi - uśmiechnął się pogodnie.
Vash definitywnie wolał ogladać swojego chłopaka w radosnej wersji.
- Jasne - odpowiedział, gdy poczuł, jak Feliks łapie jego dłoń, po czym zaczyna iść przed siebie, ciągnąc za sobą Swajcara, który potknął się prawie o własne stopy.
- To co? Generalnie to idziemy coś zjeść? - spytał z optymizmem w głosie.
Szwajcaria zaśmiał się pod nosem.
- Z tobą? Zawsze.

Hej wszystkim!
Przepraszam, że dawno nie publikowałam żadnego one shota.
Teraz będę starała się publikować tu rzeczy systematycznie.

Chciałabym zaprosić też was do mojego nowego fanfika!
Mam nadzieję, że się wam spodoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro