Jawne halucynacje i omamy [GerPol one shot]
Spotkanie wszystkich personifikacji odbywało się raz na jeden kwartał. Powodów, aby takich spotkań było mało, było na pewno kilka. Jednym z fundamentalnych był fakt, że krajów na mapie jest sporo, a taki natłok ludzi naprawdę trudno zorganizować. Nie pomagały również strefy czasowe, trzęsienia ziemi, huragany czy inne katastrofy naturalne, które przeszkadzały w kwartałowych zebraniach.
Niektórzy też postanowili nigdy nie zakopywać toporu wojennego, pomimo już kilkudziesięciu lat względnego spokoju. Anglia i Francja wciąż szczekali na siebie jak psy ze wścieklizną. Najwyraźniej gdzieś mieli, że od długiego czasu nie mieli żadnego konfliktu. Przez brak zbrojnych zawirowań, chętnie atakowali się personalnie, co każdy uważał za lepsze rozwiązanie, niż wyciąganie wojen sprzed stu lat. Często wymyślali sobie powód do sprzeczki na siłę, sądząc prawdopodobnie, że ten, który jako pierwszy przestanie dogryzać drugiemu, straci szacunek, godność i większą część ego. Oczywiście, co do tego trzeciego żaden z nich się z własnej woli nie przyzna. Przecież nie potrzebowali naśmiewać się z siebie, aby pokazać swoją pewność siebie...
Anglia i Francja byli tylko przykładem, bo, biorąc pod uwagę ilość personifikacji, nie było realne, aby wszyscy siebie lubili. I nie chodziło tu tylko o historię konfliktów na arenie politycznej czy zbrojnej. W dwudziestym pierwszym wieku relacje personifikacji opierały się bardziej na cechach charakteru niż przeszłości. Jasne, były przypadki, gdzie niechęć była spowodowana dawnymi dziejami. Zdarzało się też czasami, że wrogość rozwijała się pomiędzy krajami bez wspólnej historii.
Powiedzmy sobie szczerze - ogarnięcie takiej chordy nie było niczym przyjemnym i prostym. Personifikacje były prawie takie same jak ludzie, więc one również nie lubiły utrudniać sobie życia - to był fundament orzeczenia, że cztery spotkania ze wszystkimi spokojnie im wystarczą.
Gospodarza kwartalnych zebrań zwykle się losowało, chyba że ktoś chciał samemu zorganizować spotkanie personifikacji. To może być szok, ale chętnych nie było wcale, więc w grę wchodziły losy.
Gospodarz kolejnych zebrań zawsze spotykał się ze współczującym wzrokiem innych i trochę wymuszonymi słowami wsparcia - każdy i tak w głowie miał jedynie, przez kogo będzie najwięcej strat na samym zebraniu, jak i na bankiecie zamykającym ten śmieszny cyrk.
Tym razem to Niemcy spotykał się z pozornym współczującym wzrokiem pozostałych. Tak naprawdę każdy już obstawił osobę, która zagwarantuje Ludwigowi nadszarpnięte nerwy. Biorąc pod uwagę kraj, w którym spotkanie odbywało, można było śmiało powiedzieć, że Prusy oraz reszta Bad Touch Trio będzie czuć się nadwyraz swobodnie, bo Niemcy raczej nic im nie zrobi. Ta trójka prawie nigdy nie opuszczała czołówki rankingu osób, które na sto procent pochwalą się swoją umiejętnością sprowadzania problemów. Trochę niżej był Ameryka znany ze swojej wysokiej inteligencji i, o dziwo, Anglia i Japonia, którzy to miejsce w pierwszej dziesiątce zawdzięczali słabej głowie do alkoholu, bo najgłupsze pomysły przychodzą po procentach.
Personifikacje mogły się jednak wspólnie zgodzić, że Niemcy był dobrym gospodarzem. Ludwig przygotował cały plan czterodniowego spotkania, biorąc pod uwagę loty z różnych części świata, pogodę czy nawet uwielbienie niektórych jednostek do przerywania na spotkaniach. Wszystko zostało oparte na precyzyjnych obliczeniach i logice, więc mieli jedynie półgodzinne opóźnienie, co było bardzo ładnym i satysfakcjonującym wynikiem. Ciekawe, ile Ludwig zafundował sobie bezsennych nocy, aby to wszystko zorganizować.
Kwartalne spotkania były też idealnym momentem, aby zaobserwować zmiany w charakterze. Trzy miesiące były czasem na tyle odległym, aby można było zauważyć różnice u usposobieniu, zachowaniu czy upodobaniach, jednak na tyle krótkim, aby zapamiętać, jak ktoś wyglądał przed swoją zmianą. Zabawa w porównywanie była jedną w najpopularniejszych podczas przerw między spotkaniami.
- On nawet nie lubi kawy. - Zmarszczyła swoje brwi Elizabeth. Usta, chociaż zaciśnięte w kreskę, delikatnie układały się w grymas niezadowolenia. Dziewczyna ponadto wydęła lekko swoje policzki.
Węgry tylko w specyficznych sytuacjach robiła taki wyraz twarzy. Zdarzało się to jedynie wtedy, gdy była świadkiem zdarzenia abstrakcyjnego. Prawdopodobnie, gdyby zobaczyła niebieską żyrafę grającą na skrzypcach na samym środku fontanny, wtedy miałaby taką minę. Ale na konferencji definitywnie nie było egzotycznych zwierząt, a zoo również były daleko.
Była przerwa pomiędzy spotkaniami, kiedy każdy mógł rozprostować swoje plecy i porozmawiać z innymi gośćmi. Sala konferencyjna była zamknięta, więc do odpoczynku przeznaczone mieli kanapy na przeogromnych holach, które aż mówiły: "Jesteśmy pełne ludzi w garniturach i czarnych spódnicach". Czuć było zapach najdroższych środków czyszczących. Budynek rządu był naprawdę spory, więc większość personifikacji bała się oddalić, mając w głowie myśl o tym, że mogą już wtedy tak szybko tu nie wrócić.
Teraz był czas, kiedy Węgry spokojnie mogła obserwować innych nieśmiertelnych towarzyszy w prawie naturalnych warunkach.
I nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Większość zgromadzonych rozmawiała w znajomym i lubianym sobie kręgu.
- Siedzisz tu bez mrugania już chwilę - usłyszała lekko pogardliwy głos jak zawsze. - Zaraz oczy ci się czerwone zrobią, a w połączeniu z twoją niebieską sukienką będzie to bezguście - dodał. - Co się stało? - przełamał się i w końcu zapytał.
Normalnie Węgry z radością uderzyłaby irytującego Gilberta, jednak teraz jedynie pociągnęła go czarny krawat.
- Spójrz przed siebie - powiedziała szeptem do ucha zgarbionego chłopaka.
Prusy wytężał przez chwilę wzrok, aż jego wyraz twarzy nie był zbliżony do tego Węgier. Z tą zmianą, że on wyglądał, jakby widział pingwina na hulajnodze w supermarkecie.
- On nawet nie lubi kawy - powtórzyła się Elizabeth.
- Co jest...? - zdołał powiedzieć jedynie z nutką niepewności w głosie.
Węgry uniosła jedną brew.
- Ty powinieneś wiedzieć najwięcej - dodała z lekkim przekąsem.
- Wiem, że jestem piękny, mądry i umięśniony, ale do wyroczni jeszcze mi daleko - odparł. - Chociaż, szczerze mówiąc, tego nawet najlepszy wróżbita by nie przepowiedział - odparł lekko uśmiechając się, czym schował swoją narastającą niepewność.
Co takiego spostrzegły zielone oraz czerwone oczy?
Polskę i Niemcy.
Wszak nic w tym dziwnego - na konferencji były wszystkie personifikacje i czasami trzeba było przy kimś stanąć i z pocącymi się dłońmi od stresu przeprowadzić niekomfortową dla nadawcy i odbiorcy rozmowę.
Łukasiewicz i Beilschmidt musieli sporo takowych przeprowadzić przez partnerstwo biznesowe czy wspólne należenie do Unii Europejskiej.
Zwykle byli dla siebie dość oschli, często wręcz ironiczni i sarkastyczni w rozmowach. Zdarzało się nawet, że atmosfera gęstniała, gdy znajdowali się dwa metry od siebie.
A teraz, gdyby nigdy nic, rozmawiali. I definitywnie nie była to rozmowa czysto grzecznościowa, której przeprowadzenie miało jedynie walory biznesowe.
Obaj lekko się uśmiechali. Feliks oczywiście bardziej otwarcie, niż Ludwig niechcący zrzucić swojej maski "płacę podatki, pracuję przez osiem godzin dziennie w korporacji". Było to dość zrozumiane, skoro to on był organizatorem i chciał się pokazać z jak najlepszej strony.
Ale to nie było najgorsze!
Oboje czuli się swobodnie w swoim towarzystwie. Ludwigowi nie przeszkadzało najwyraźniej to, że Polak zagląda mu w dokumenty lub po prostu ignorował sunący po czarnych literkach wzrok zielonookiego.
Feliks nigdy nie lubił kawy. Kiedy zdarzało się, że odwiedzał kawiarnię, w której akurat brakowało herbaty czy kakao i musiał skazić swoje kubki smakowe ziarnami gorzkiej kawy, zawsze brał tą pełną mleka, śmietany, cukru, kakao, czekolady czy sosów smakowych. "Życie jest zbyt krótkie na picie gorzkich i niedobrych napojów" - powtarzał za każdym razem. Na stwierdzenie, że personifikacje są nieśmiertelne odpowiadał ciszą. Biorąc pod uwagę uraz Polski do kofeinowej bomby pitnej, Elizabeth nie potrafiła pojąć, dlaczego jeszcze chwilę temu jej przyjaciel trzymał w swoich dłoniach dwa kubki kawy. Aby było jeszcze śmieszniej - jeden podał Ludwigowi, uśmiechając się pod nosem. Początkowo Węgry myślała, że Feliks dodał czegoś do napoju, aby zrobić z Niemiec kompletnego idiotę, ale, gdy nie zauważyła grymasu na twarzy niebieskookiego, zaczęła powątpiewać w tę teorię.
Gilbert również przez chwilę patrzył się na tę dwójkę, próbując sobie przypomnieć o tym, czy Ludwig nie wspominał czegoś o polepszeniu relacji z Łukasiewiczem. Cóż, przy próbie przypomnienia sobie jakichś rozmów z bratem widział tylko obraz niemieckiego piwa.
- Nie wypytuje go o jego życie - stwierdził szybko.
Na węgierskiej twarzyczce wciąż widniał grymas poddenerwowania.
- Ojeju - zaczął przesłodzonym głosem Prusak - czyżby ktoś tu był zazdrosny o to, że czyjś przyjaciel nie wyspowiada się ze wszystkiego?
Gilbert nie potrzebował teraz werbalnego przekazu od Elizabeth, aby zrozumieć, że potrzebuje kryjówki.
ıllıllı ıllıllı ıllıllı
Konferencje były nudne. Było to stwierdzenie, dla którego dziewięćdziesiąt dziewięć procent personifikacji mogło się zgodzić (tym brakującym procentem był organizator). Najczęstszą rozrywką podczas rozmów było liczenie zarysowań na stole, a dla tych bardziej elokwentnych jednostek przewidziane zostało udawanie, że słucha się przemówienia i potakiwanie co jakiś czas. Póki nie pada nazwa jakiegoś kraju nikt nie uważał i, chociaż większość przemilczywała tę gorzką prawdę, każdy godził się z takim rozwiązaniem. Bo nie oszukujmy się - konferencja w głównej mierze opierała się na walorach towarzyskich, a prawdziwa natura powstania spotkań interesowała tylko nielicznych. Feliks kiedyś zdradził Elizabeth cudowny pomysł, który polegał na wyrecytowaniu inwokacji z "Pana Tadeusza" podczas zabrania głosu i obserwowanie, czy ktoś to zauważył. Węgry wciąż nie wiedziała, czy blondyn przeprowadził już ten eksperyment, bo bardziej na rękę było jej ledwo świadome potakiwanie.
Dziewczyna spojrzała ukradkiem na swojego przyjaciela po lewej. On nawet nie udawał, że słucha tylko pokryjomo grał na telefonie. Mówiąc krótko - próbował czymkolwiek zabij swój czas, aby samemu nie umrzeć z nudy. Było to dla Eliz zrozumiane, jednak wciąż uważała, że to nie było zbyt rozsądne zachowanie, bo w każdej chwili ktoś mógł go przyłapać. A Węgry chciała ostrzec swoje zielonookiego przyjaciela przed pozornym niebezpieczeństwem, więc stuknęła go delikatnie w ramię.
Łukasiewicz podniósł lekko wzrok.
- Lepiej uważaj, bo to nie jest dyplomatyczne zachowanie - wyszeptała, wcześniej upewniając się, że przemawiający ma zbyt wiele na głowie, aby upomnieć ją o ciszę.
- Jeszcze mi powiedz, że to ja jako jedyny nie uważam - odpowiedział lekko głośniej, ale było to jedynie spowodowane tym, że jego głos był bardziej doniosły. Idealnie nadawałby się do chóru.
Eliz cicho się zaśmiała.
Mimo swojej odpowiedzi Feliks odłożył telefon i z udawaną uwagą zaczął wsłuchiwać się w potok słów.
Brązowowłosa ugryzła się w język.
Tak bardzo nie chciała przyznać racji Gilbertowi. Z chęcią okradłaby bank, zrobiłaby z siebie idiotkę, byle tylko nie musieć zgadzać się z tym próżnym Prusakiem. Ale musiała spojrzeć prawdzie w oczy - była leciutko zła o to, że nie wie nic o polepszeniu relacji Feliksa i Ludwiga. Gdyby czerwonooki się o tym dowiedział, to prawdopodobnie zrobiłby sobie z tym tatuaż, aby codziennie przypominać sobie o swojej "zagilbistości".
Dziewczyna przewróciła oczami.
Może tę rundę przegrała, ale była jeszcze druga pod nazwą "co, jak i dlaczego oni się dogadują". Dzięki temu wygra całą wojnę.
Elizabeth znów zaczepiła swojego drogiego przyjaciela.
- Feliks, słuchaj, mam pytanie - zaczęła, gdy tylko zobaczyła, że wzbudziła zainteresowanie zielonookiego. - Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Chłopak uniósł jedną brew.
- Czego dokładnie? - dopytał, nie wiedząc, czego powinien się spodziewać. - Gdyby się zastanowić to generalnie sporo rzeczy ci nie mówię.
Węgierskie ego zabolało, a z ust Elizabeth wyszło zmęczone rzeczywistością westchnięcie.
- Że mnie zastępujesz - dodała dramatycznie. Z takim talentem nadawałaby się do teatru lub jakiegoś telewizyjnego show.
- Ja cię przecież totalnie nie zastępuję - oburzył się blondyn. - Nawet wciąż generalnie nie wiem, o co ci chodzi... - zrobił krótką przerwę, dzięki której wszystko połączyło się w całość. - W sensie Ludwig?
- W sensie Ludwig - odparła, opierając dłoń o policzek. - Słucham.
Feliks przez chwilę zastanawiał się, co właściwie powinien jej odpowiedzieć. Jedynie dzięki swoim jasnym włosom, które swobodnie sięgały mu do żuchwy, przyjaciółka nie zauważyła lekko zaczerwienionych płatków uszu chłopaka, który najwyraźniej nie spodziewał się takowego pytania.
- W sumie to generalnie mamy dwudziesty pierwszy wiek, a co za tym idzie - brak konfliktów zbrojnych na skalę światową. Poza tym totalnie trochę dużo widzę się z Ludwigiem przez spotkania Unii Europejskiej lub samo to, że jesteśmy partnerami handlowymi. Generalnie porozmawialiśmy sobie ostatnio - to "ostatnio" mogło znaczyć wszystko - i doszliśmy do wniosku, że ten niemy konflikt generalnie nie przynosi nikomu żadnych pozytywów, więc totalnie zakopaliśmy topór wojenny. - Uśmiechnął się lekko. - A wzrost mojego zaufania do niego nie ma nic wspólnego z tym że przy ostatnim zagrożeniu wybuchu wojny światowej*, on nie miał z tym nic wspólnego - powiedział niby od niechcenia. - To wszystko, o co chciałaś się zapytać? - Uśmiechnął się niewinnie.
"Czyli powody polityczne" - przeszło jej przez myśl.
Eliz miała już coś powiedzieć, jednak po półtora godzinnym panelu ogłoszono kolejną przerwę, a reszta personifikacji z trudem powstrzymywała wybuchnięcie radością.
ıllıllı ıllıllı ıllıllı
Piętnastominutowe przerwy miały to do siebie, że trwały zaledwie ćwierć godziny. Taki czas był wystarczający, aby rozruszać obolałe kości, jednak nikt by się nie obraził, aby przerwa trwała trochę dłużej. Mimo wszystko każdy był świadomy, że im szybciej zaczną, tym szybciej ten komedio-dramat się skończy i wszyscy wrócą do swoich stolic.
Kolejne spotkanie miało zacząć się już za mniej niż dwie minuty, więc wszelkie personifikacje powoli wracały do sali konferencyjnej.
Przez całe piętnaście minut Gilbert musiał wytrzymywać triumfalny uśmiech Węgier, co odznaczyło się blizną na jego ego. Czerwonooki naprawdę miał już dość.
- Czyli ty też jesteś zły, że twój młodszy brat nie powiedział, że zaczął dogadywać się z Feliksem? - drwiła Elizabeth. - Już się tak denerwuj, bo złość piękności szkodzi, a ty i tak jesteś już czerwony ze zdenerwowania - zaśmiała się Elizabeth, patrząc prosto na Prusy.
- W takim razie ty dużo musiałaś się denerwować w przeszłości - odpowiedział jej Gilbert tonem niezadowolonego dziecka. Odzywka była na tym samym poziomie.
Czysta satysfakcja pokazała swoje oblicze na jego twarzy, gdy tylko zauważył niezadowolony grymas Węgier.
- Ty mały... - już miała polecieć z jej ust wiązanka przekleństw, jednak prędko zamknęła się, gdy zauważyła dwójkę blondynów wchodzących do sali konferencyjnej.
Możliwe, że wpływ na to miały niemiłe komentarze Elizabeth, ale Gilbert szybkim krokiem podszedł do swojego brata. Ale absolutnie nie miało to związku z jego ugodzonym ego.
Ludwig trzymał w swoich dłoniach kilka teczek i dokumentów. Na jego twarzy tlił się lekki uśmiech, który naprawdę chciał skryć za murem powagi i opanowania, ale ktoś o zielonych oczach gorliwie uderzał w tę blokadę. Niemcy był absolutnie pewny, że niedługo ta osóbka załatwi sobie buldożer.
- ... więc będę około osiemnastej - podtrzymywał rozmowę Feliks. Tak jak zawsze głupkowato się uśmiechał, a zielone oczy co chwilę zatrzymywały się na różnych przedmiotach, aby zaraz potem znów zacząć podróż.
Starszy Beilschmidt stanął przed swobodnie gaworzącymi blondynami i popatrzył na nich. Nikt do końca nie potrafił określić jakie uczucie w nim dominuje - czy była to pycha? A może gniew? Na pewno ciekawości też było trochę.
W tle Elizabeth uważnie obserwowała Gilberta, pomimo że mało co słyszała. Była damą, więc starała się obserwować ich ukradkiem, aby nikt nie był w stanie zarzucić jej mieszania się w cudze życie. Miała już na języku kilka przekleństw i klątw na czerwonookiego, zaraz po tym, jak ten jej wszystko opowie.
- Czego chcesz Gilbert? - odpowiedział szorstko - jego humor gwałtownie się zmienił, gdy zauważył białowłosego.
Ich cicha wojna pod nazwą: "kto jest lepszy" wciąż trwała i nie zapowiadało się, aby się skończyła. "Czasami są podobni do Francji i Anglii" - mówiły inne personifikacje. Czwórka porównywanych do siebie postaci zupełnie nie zgadzała się z takim haniebnym osądem.
- Nie wiedziałem, że zaczynacie się dogadywać - stwierdził z miną zdenerwowanego dziecka.
- Gdybym dostawał pieniądze za każdym, kurwa, razem, kiedy to usłyszałem dzisiaj - podkreślił - to byłbym generalnie milionerem - odparł męczeńsko Łukasiewicz, kładąc rękę na łuku brwiowym, czym ukazał swoje niezadowolenie dla obecnej sytuacji.
- Tak, dogadujemy się - odparł Ludwig opanowanym tonem, bojąc się, że między jego bratem a Łukasiewiczem wybuchnie mała wojna werbalna, na którą nie miał siły i czasu, bo zaraz miało zacząć się kolejne spotkanie.
Zielonooki przelotnie rzucił mu spojrzenie pełne zniewagi i oburzenia.
Może wymienili spojrzenie dosłownie przez chwilę, ale po plecach Ludwiga przeszły dreszcze.
Gilbert wciąż był zły na młodszego Beilschmidta, co ciągle ukazywał swoją lekceważącą postacią i miną, której pozazdrościłaby naburmuszona księżniczka z bajek.
- Czyli teraz się przyjaźnicie?
Jeden błysk w oku Łukasiewicza wystarczał, aby Ludwig przestał wierzyć, że wszystko skończy się spokojnie i zaraz będzie można wrócić do dyplomacji. Powiedział już nawet ciche "Feliks, błagam nie...", ale Polska nie da sobie rozkazywać.
- Nie nazywaj mnie jego przyjacielem, kiedy dosłownie pięć minut temu miałem jego język w ustach - powiedział z triumfalnym uśmiechem.
*
* - informacja dla ludzi, którzy czytają to w przyszłości: na początku roku 2020 wybuchło poważne napięcie w relacjach USA-Iran. Było to chyba jedne z głośniejszych wydarzeń, które niektórym dawało powody na przepuszczanie, że wybuchnięcie trzeciej wojny światowej jest już blisko. Już wtedy było wiadome, że ten rok będzie ciekawy.
Nie czuję się winna przez napisanie tego, bo to ty drogi czytelniku zobaczyłxś tytuł i przeczytałxś to bez zmuszania cię do tego (jedyny wyjątek jest wtedy, gdy twoi znajomi postanowili zrobić dla ciebie specjalny audiobook, ale to wtedy ich wina).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro