Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Głupota i zauroczenie chodzi parami [GerIta christmas one shot pottertalia au]

Lovino oczywiście mógł pozbyć się z siebie szkolnej szaty, której podszewkę zdobiły zielone i srebrne barwy, ale najzwyklej w świecie mu się nie chciało.

Teraz powoli zaczął żałować swojego lenistwa, bo szerokie rękawy straszliwie przeszkadzały mu w niesieniu paczek, a dodatkowo bał się, że zaraz nadepnie na kraniec czarnego stroju, czego skutkiem będzie gromki wypadek. Przynajmniej publiczności miałby niewiele, bo mało który uczeń pragnął spędzić święta w Hogwarcie.

Lovino wraz z Felicjano byli przyzwyczajeni do takiej kolei rzeczy. Rodzice bliźniaków byli aurorami. Każda praca w większym lub mniejszym stopniu była niebezpieczna, ale ta fucha zapewniała codzienny przypływ adrenaliny, a samo ściganie czarnoksiężników mogło w każdej chwili zakończyć się śmiercią. Oboje małżonków nie chciało oglądać, jak ich jedyne dzieci opłakują ich groby, więc starali się być jak najbardziej uważni w pracy. Ich priorytetem było jednak dbanie, żeby Felicjano i Lovino nie odczuli negatywnych powikłań ich pracy. Często obawiali się, że ich synowie mogą zostać porwani przez czyhających wszędzie pasjonatów czarnej magii, aby ci mogli później szantażować aurorów. Scenariusz ten był pesymistyczny, ale wciąż realny. Z tego właśnie powodu rodzeństwo Vargas bardzo często zostawało w Hogwarcie podczas grudniowych świąt. Szkoła magii była bezpiecznym miejscem dla uczniów nawet w trakcie ferii. Poza tym ich rodzice ufali nauczycielom, którzy z ręką na sercu zapewniali o najostrzejszych zabezpieczeniach zamku i obecności profesorów podczas Bożego Narodzenia.

Sami bliźniacy nie byli zaskoczeni, gdy na początku grudnia dostali list od rodziców z informacją, że w tym roku również na peronie dziewięć i trzy czwarte spotkają się w nie najbliższym czasie.

Wigilie i święta w Hogwarcie były naprawdę miłe. Uczniów w tym roku było wyjątkowo mało, ponieważ w samym Slytherinie na święta zajęte zostały dwa łóżka (z czego jedno oczywiście Vargasa). Zielonooki nie interesował się zbytnio sytuacją w innych domach, ale młodszy jego młodszy brat sugerował, że sytuacja wygląda wszędzie podobnie.

Teraz paczki pełne słodyczy i innych prezentów przysłaniały wzrok chłopakowi, który dziękował wszechświatowi i głupiemu szczęściu, że wciąż stał na dwóch nogach podczas schodzenia do własnego dormitorium. Pakunki, choć hojnie ozdobione i przepiękne, mogły stać się zaraz nic niewarte, gdyby spadły Vargasowi z ramion i wnętrze całe się zniszczyło. Brązowowłosy miał to na uwadze, gdy pokonywał każdy stopień z wielką rozwagą.

Patrząc na te prezenty po głowie szóstoroczniaka wciąż skakała myśl o tym, aby do śmietnika wyrzucić tradycję i już w wigilię zerwać kolorowy papier w uśmiechnięte renifery i bałwanki*. Problem tkwił w jego bracie, który na sto procent przeciwstawi się takiej praktyce.

Skoro już o Felicjano mowa. Lovino powinien zanieść upominki przekazane dla niego do dormitorium Hufflepuff. Ale starszy Vargas tego nie zrobił. Dlaczego? Czyżby był nikczemnym bratem, który pragnie zabrać młodszemu jego prezenty i przywłaszczyć sobie? Wbrew pozorom szatyn dobrze wiedział, co robi i definitywnie nie chciał zaszkodzić Puchonowi.

Włoch z ubłaganiem dojrzał w końcu drzwi do dormitorium Slytherinu. Zmęczony podróżą oparł głowę do ciężkie drzwi i wyszeptał:

- Czysta krew.

Wrota uchyliły się, więc szatyn musiał je jeszcze troszkę rozchylić, aby nie uszkodzić bezcennych świątecznych podarków.

- Hej Felicjano! - odparł po przekroczeniu progu. - O, Ludwig, wciąż tu jesteś - dodał z mniejszym entuzjazmem.

Nawet nie udawał, że nie ma skwaszonej do granic możliwości miny.

Przerwa świąteczna była teraz dla niego koszmarem. Wiele osób irytowało swoją obecnością Lovino, jednak to właśnie Ludwig Beilschmidt zdobywał wciąż tytuł najbardziej uciążliwej osoby według ustaleń starszego Vargasa. Blondyn nawet próbował poprawić ich relacje, ponieważ jedną z cech domowników Slytherinu było braterstwo, ale niższy Ślizgon podchodził do niego zawsze z niechęcią. Sam Ludwig nawet nie wiedział, czym tak bardzo irytuje zielonookiego.

- Dostawa prezentów od rodziców - powiedział szybko.

Przy ogromnej kanapie stało drzewko igielne z mnóstwem kolorowych lampek i bombek. Mimo że chłopaka już naprawdę bolały ręce od ciężkich prezentów, dzielnie i z pełną dumą doniósł je do choinki.

W kominku palił się ogień, który tracił na sile z każdą sekundą.

"Przydałoby się dorzucić drewna" - myśl tą Vargas dodał do listy rzeczy, których on sam nie zrobi, ale inni już tak.

Jego brat i Ślizgon siedzieli na czarnej kanapie przed kominkiem i żywo o czymś rozmawiali. Tak naprawdę to buzia Felicjano nie zamykała się nawet na chwilę, a jego kompan cierpliwie czekał do końca monologu.

- Skąd wiedziałeś, że tu będę? - odezwał się młodszy z bliźniaków.

Brązowooki już dawno pozbył się swojego uczniowskiego odzienia i paradował w wygodnym świątecznym swetrze w renifery i gwiazdki. Jako prawdziwy fan świąt nie zapomniał również o przytulnych skarpetkach w płatki śniegu.

Lovino zmarszył brwi, słysząc to pytanie.

- Tak jakoś - odpowiedział jednocześnie cały czas patrząc na Ludwiga.

Niemiec czuł na sobie nieprzychylny wzrok Vargasa i automatycznie dreszcz przeszedł mu po plecach. Może Lovino nie wyglądał groźnie (według społeczności uczniowskiej wygląda jak Felicjano, tylko z większą pogardą do świata w oczach i słabszymi nerwami), ale dobrze radził sobie na zaklęciach oraz obronie przed czarną magią. Nikt nie chciał zadzierać z czarodziejem z takimi zdolnościami.

Brązowowłosy przelotnie spojrzał na prezenty ustawione pod choinką.

- Nawet o tym nie myśl, otworzymy je później - odparł szybko Puchon. Czyżby bliźniacza telepatia była prawdziwa?

Zielonooki westchnął. Ściągnął z siebie czarną szatę i rzucił ją na oparcie kanapy. Krawat miał niechlujnie zawiązany, a dwa górne guziczki były odpięte. Ociężale osiadł sofie, starając się być jak najdalej od Felicjano i Ludwiga. Ich zachowanie tak bardzo go irytowało.

- A czym ja tu skończyłem... - zaczął zastanawiać się rudzielec wyrzucony z rytmu paplania przez wejście swojego brata. Na twarzy miał ten swój niewinny uśmiech pełen szczęścia i radości z życia. - A! No tak! - rozbudził się. - Ludwig, zwykle nie zostajesz na święta w Hogwarcie, więc dlaczego tu jesteś? - spytał.

- Mój tata pracuje w Ministerstwie Magii. Mieli ostatnio jakieś problemy i wolał, abym dla bezpieczeństwa został w szkole - odparł. Specjalnie nie powiedział, jakie są teraz problemy w ministerstwie, bo nie chciał martwić bliźniaków tym, że aurorzy dostają coraz częstsze pogróżki od niezłapanych jeszcze czarnoksiężników.

- Skoro to twoje pierwsze święta w Hogwarcie to obiecuję ci, że pokażę, jak potrafi być tu miło! - krzyknął pełen energii. Jego świąteczna ekscytacja potrafiłaby chyba wzbudzić w największym ponuraku bożonarodzeniowe nastroje.

- Niedługo zaczyna się kolacja wigilijna - powiedział jakby od niechcenia brązowooki, gdy oparł swoją głowę o rękę.

Nie, żeby narzekał na święta w Hogwarcie. Absolutnie nie. Nawet nie chodziło tu o jego elastyczność i umiejętność wpasowania się w nowe sytuacje.

Na twarzy Ludwiga po prostu za każdym razem pojawiał się uśmiech, gdy przypominał sobie, że te święta spędzi z Felicjano.

Początkowo starał się to ukrywać, bo przecież z Vargasem przyjaźnili się już od pierwszego roku, ale z każdym dniem coraz ciężej było mu skrywać najoczywistsze fakty. Przecież każdy przez całe wakacje czeka z niecierpliwością na listy od swojego najlepszego przyjaciela lub wyrywa sobie włosy z nerwów, gdy z tym samym kolegą nie ma kontaktu przez kilka godzin, lub planuje wspólną przyszłość.

W końcu musiał spojrzeć prawdzie w oczy - zauroczył się w Felicjano Vargas. Cholernie zakochał się w swoim najlepszym przyjacielu. Do konkluzji tej Ludwig dochodził dość długo i wciąż, pomimo że czuł, iż Włoch nie był dla niego tylko przyjacielem, targały go niepewności. Ale to chyba normalne, prawda? W końcu nie miał bladego pojęcia czy rudzielec odwzajemni to uczucie. Na razie postanowił cieszyć się z każdej chwili spędzonej z mieszkańcem Hufflepuff i myśleć o tym, że, gdy pewnego dnia zbierze w sobie odwagę na powiedzenie rudowłosemu "kocham cię", patrząc w jego przepiękne brązowe oczy, spędzi z nim resztę życia. Przynajmniej tak prezentowała się optymistyczna wersja wydarzeń.

Beilschmidt po części domyślał się, dlaczego Lovino żywi do niego taką niechęć - był świadomy jakim zainteresowaniem niebieskooki darzy Felicjano, a szatyn był po prostu nadopiekuńczym bratem. Ta teoria była bardziej prawdopodobna niż ta, że blondyn nie przypadł do gustu starszego Vargasa bez najmniejszego powodu.

Teraz ogień w kominku zaledwie się tlił, a Lovino wciąż żarliwie przyglądał się ostatnim płomykom.

Wiedział od samego, kurna, początku.

Już na pierwszym roku starszy bliźniak zauważył, że Felicjano przyciąga coś do Ludwiga. Byli jak dwa magnesy o przeciwnych biegunach, a nawet tego nie zauważali. Ignorancja też wchodziła w grę. Każdego roku starszy Vargas dostrzegał jak relacja tej dwójki ciągle się rozwija. Sam Felicjano zdradził mu raz, że Ludwig Beilschmidt mu się podoba! Ale oczywiście nic z tym nie robił. Dla osoby trzeciej jawne było to, że uczucie to jest odwzajemnione. Jedyne pytania, które wychodziły z ust Niemca, a odbiorcą był Lovino były typu: "Widziałeś może Felicjano?" lub "Daj mi znać, gdy spotkasz swojego brata, bo muszę z nim porozmawiać". Jego młodszy bliźniak i niebieskooki potrafili nawet ze sobą flirtować, nie będąc nawet tego świadomym!

I temu wszystkiemu zmuszony był przyglądać się zielonooki.

Czasami wydawało mu się, że wiedział przed wszystkimi. Wiedział o ich zauroczeniach, zanim Felicjano mu powiedział, że Ludwig mu się trochę podoba i zanim nerwowo się śmiali w swoim towarzystwie.

Było oczywiście też wiele innych powodów, przez które coś w sposobie bycia niemieckiego Ślizgona go irytowało, jednak tu szczęście Lovino się nie liczyło. To Felicjano miał być szczęśliwy. A skoro może żyć pełnią życia jedynie przy boku Ludwiga, to jego starszy brat musiał zacisnąć zęby i się z tym pogodzić. Bo zielonooki naprawdę chciał, aby jego młodszy brat chodził z wiecznym uśmiechem na twarzy.

Dlatego tak bardzo irytował się ich biernością. Mieli tyle okazji, aby powiedzieć sobie pospolite "kocham cię", a zamiast tego woleli powtarzać "jesteśmy przyjaciółmi". Zawsze go skręcało, gdy widział takie zachowanie. W głębi serca liczył, że świąteczna atmosfera w tym przypadku coś zmieni.

Niestety, nie miał wpływu na decyzje tej pary imbecylów, więc mógł jedynie nie szczędzić im rozczarowanych spojrzeń.

Lovino podniósł się z kanapy.

- Zaraz kolacja wigilijna - powtórzył doniosło i zaczął kierować się w stronę wyjścia.

- Dogonimy cię! - krzyknął radośnie Felicjano, zanim starszy brat zniknął za drzwiami.

- Liczę na to - usłyszeli przed zamknięciem się wrót.

Gdy zostali sami zapanowała między nimi cisza. Była ona tak potężna, że nawet śmiech Felicjano nie dał rady jej pokonać.

Klimat pokoju wspólnego Slytherinu był zupełnym przeciwieństwem domu Puchońskiego. Ciemne ściany rozświetlały tylko kolorowe lampki zawieszone pod sufitem. Choinka w centrum pomieszczenia też była niczego sobie. Białe łańcuchy na gałęziach kontrastowały z ciemnym motywem pokoju.

Felicjano znał dwóch Ślizgonów i musiał przyznać, że te legendy o nikczemnych mieszkańcach Slytherinu były zwykłym kłamstwem. Często bawił się z tego powodu w adwokata uczniów spod znaku węża.

Ale Vargas i tak był szczęśliwy.

Mimo że często myślał o niebieskich migdałach, a na lekcjach profesorzy musieli mu przypominać, że wypada słuchać słów nauczyciela i być uważnym, teraz rudzielec skupiał się tylko na tym, co tu i teraz, aby, gdy Ludwiga nie będzie przy nim, mógł we wspomnieniach odtwarzać wspólne chwile.

Mógłby się godzinami wpatrywać w lekki uśmiech na twarzy Beilschmidta lub jego zakłopotanie w niebieskich oczach, kiedy Felicjano grał mu na nerwach.

Chłopak tak bardzo chciał powiedzieć swojemu przyjacielowi, jak bardzo docenia jego obecność, jak bardzo cieszy się, że te święta mogą spędzić razem. Chciałby tak bardzo mu to wszystko powiedzieć na tle choinkowych lampek i z aromatem cynamonu w powietrzu, ale był tchórzem. Tak bardzo bał się odrzucenia, że czuł się świetnie ukrywając swoje uczucia i po prostu byciem przy Niemcu. Nie wiedział przecież, czy nim targają podobne uczucia.

Felicjano zdał sobie sprawę z lekko zaróżowionych płatków usznych Ślizgona.

- Czy wszystko dobrze? - spytał blondyn.

- Tak! - odpowiedział błyskawicznie. "Cholera, za długo się na niego patrzyłem" - pomyślał. Co mógł jednak zrobić, skoro Ludwig miał taką ładną twarz? - Powinniśmy już iść - dodał, zanim niebieskooki zdołał zabrać głos. Rudzielec wstał z kanapy. - Naprawdę nie chcesz zobaczyć wkurzonego Lovino.

Za nim ruszył Ludwig, którego wizja starszego Vargasa w furii trochę przerażała.

Szli ramię w ramię uśmiechając się lekko. Mieli już otwierać drzwi, ale coś nakazało Felicjano spojrzeć w górę. Policzki przybrały barwę dojrzałych malin, gdy dojrzał pukiel jemioły zawieszonej pod sufitem.

Czy Ludwig też to zauważył?

Czy powinni celebrować tradycję całowania się pod jemiołą?

Czy Beilschmidtowi by to pasowało?

Przez ułamek sekundy Felicjano patrzył na ozdobę jak zamurowany. Były to dosłownie ułamki sekund.

- Zaraz się spóźnimy. - Ślizgon pociągnął rudzielca w stronę drzwi, łapiąc go za dłoń.

Felicjano szedł za Ludwigiem z lekkim uśmiecham. "Chyba nie zauważył" - pomyślał.

Korytarz był cichy i jedynie ich kroki przerywały dźwięk nicości. Z każdą chwilą blondyn bał się, że zaraz jego towarzysz usłyszy jego szybko bijące serce.

Tak, zauważył. Jego niebieskie oczy zobaczyły jemiołę, ale spanikował. Poliki, nos, czoło i nawet uszy pokryte miał obfitym rumieńcem, który ciężko było zauważyć przez panujący w lochach. Nie patrzyli na siebie przez zawstydzenie i tlącą się miłość w ich sercach.

"Wspólne święta będą wspaniałe" - myśleli wspólnie cały czas. Dzięki tej pozornie nic nieznaczącej myśli, mogli się uśmiechnąć.

Byli w sobie tak cholernie zakochani, gdyż nawet nie zauważyli, że przez całą drogę trzymali się za dłonie.

*

* - uznałam, że, skoro akcja dzieje się w Wielkiej Brytanii, to główni bohaterowie będą otwierać prezenty w Boxing Day.

MERRY CHRISTMAS EVERYONE!

Mam nadzieję, że świąteczny one shot wam się spodobał!

Możliwe, że będzie jeszcze jeden, ale to już nie w wigilię.

Pomimo wiary, którą wyznajecie, mam nadzieję, że każdy z was spędzi święta w sympatycznym i przyjaznym gronie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro