Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Głupie pomysły nie są wadą [bulrom human au christmas one shot]

Milen pierwszy raz w życiu patrzył na łóżko aż z taką tęsknotą. Nie mógł się doczekać, aż zatopi się w ciepłej pościeli i położy swoją głowę na mięciutkiej poduszce. Była to miła odmiana od ataku pytań przy wigilijnym stole, które pokonywał bez jasnej odpowiedzi jak wyćwiczony żołnierz. Choć artyleria nigdy się nie kończyła, brunet był już wyćwiczony w boju. „Kiedy sobie dziewczynę znajdziesz?" – usłyszał, gdy ukrajał sobie kawałek sernika. „Aktualnie wolę skupić się na nauce" – odpowiedział sprawie, a, aby uniemożliwić kontynuację tematu, prędko ukroił kawałek ciasta i zaczął je zachwalać (był szczęśliwy, że akurat tego dnia w sklepie zniknęły wszystkie paczki rodzynek). „Nie mogę uwierzyć, że znów podwyższają podatki" – rzucił ktoś przy stole. Milen tak bardzo nie miał ochoty na polityczne tematy, a takowe trzeba było już stłumić w zarodku. „Nie mogę uwierzyć, że w tym roku w końcu doczekaliśmy się białych świąt" – powiedział, zanim ktokolwiek zdołał kontynuować polityczne potyczki. Ale niestety, takowe tematy co chwilę się powtarzały, a zielonookiemu kończyły się już przemyślane zmiany tematu. Chociaż już nie pytali się go o rzeczy prywatne (cóż, powinien się w tym momencie cieszyć, że nie wygląda na kogoś z ciekawym życiem osobistym).

Nic nie ucieszyło go bardziej niż dźwięk zamykanych drzwi za gośćmi, którzy zbierali się do domu już od półgodziny – wróciła do niego odrobinka radości z życia. Westchnął głęboko, przyglądając się stołowi pełnego niedojedzonych potraw. Cholera, czuł się jakby stoczył paroletnią wojnę w jeden wieczór. Jego silna wola była na wykończeniu, a on marzył jedynie o chociaż kilkuminutowej drzemce. Jego introwertyczna natura błagała na chwilę przerwy, więc plan był prosty: pójść do swojego pokoju, rzucenie się na łóżko i kilkugodzinny sen (trzeci punkt pewnie i tak będzie tylko częściowo wykonany, bo jego kochana rodzicielka obudzi go przed szóstą, bo trzeba jechać na świąteczny obiad do ciotki mieszkającej dwieście kilometrów dalej).

- Jakbyś chciał, to jeszcze zostało kilka kawałków sernika – rzuciła jego mama, chowając potrawy do lodówki, aby nic się nie zmarnowało. Jej wieczorowy makijaż był już rozmazany, wysokie czarne szpilki zamieniła na wygodne kapcie z wesołym „HO, HO!" na przodzie, jednak wciąż pozostawiła na sobie czerwoną sukienkę. Przynajmniej wiedział już, co będzie jeść jutro i przez kolejny tydzień na śniadanie, obiad i kolacje.

Milen momentalnie uznał, że przystanek w kuchni, w drodze do swojego pokoju to idealny pomysł. Nie chciał poświęcać swojej energii na wykończeniu tylko na jeden kawałek ciasta, więc wziął dwa – też chciał mieć coś od życia.

Teraz, z talerzykiem z sernikiem w dłoni i z widelczykiem w drugiej, zmierzał do swojego małego azylu z miną jak na skazanie. Od razu, gdy otworzył drzwi, poczuł przyjemne ciemno, które tylko pogłębiało jego zmęczenie. Zrobił kilka kroków w głąb pomieszczenia i momentalnie się zatrzymał. Coś było nie tak. Definitywnie. Na sto procent czuł się obserwowany. Jakby wciąż był małym dzieckiem, a nie wyrośniętym siedemnastolatkiem, to z gwiazdkami w oczach pomyślałby o późnym przybyciu Gwiazdora, który miał coś jeszcze dla niego. Niestety, jako że prawdę o świątecznym kłamstwie dorosłych poznał już jako pięciolatek, znajdując schowane w szafie kolorowe pakunki, uczucie czyjeś obecności tylko pogłębiało jego niepokój.

Uważnie rozejrzał się po pokoju. „To przez wymieszanie zmęczenia z dużą ilością cukru" – usprawiedliwiał sobie, gdyż był zwolennikiem nurtu filozoficznego Kartezjusza. Odwrócił się i spojrzał na korytarz, jakby spodziewał się jego mama stoi za jego plecami, aby jeszcze raz życzyć mu wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku. Zamiast tego, kątem oka zauważył ją wciąż krzątająca się w kuchni. Drzwi szafy były już uchylone (musiał je zostawić w takim stanie, gdy szukał odpowiedniej koszuli na ten wieczór), a w jej głębi nie dostrzegał niczego innego niż kilka swetrów. Na krześle przy biurku również nie zauważył żadnej cienistej postaci. „Zaczynam być paranoikiem" – zaśmiał się sam do siebie.

Wtedy swój zmęczony wzrok zawiesił na oknie.

- Kurwa mać – wyszeptał jedynie, widząc w oknie znajomą twarz.

Na zewnętrznej stronie parapetu siedział uśmiechnięty Sorin, który widząc zdziwienie na twarzy Milena, poszerzył swój wyraz radości i energicznie do niego pomachał. Na zewnątrz padał jeszcze śnieg, a niższy chłopak z czerwonymi policzkami kurczowo trzymał się elewacji budynku.

Milen ostrożnie odłożył talerzyk z ciastem na biurku, aby smakołyk nie płacił ceny za głupie pomysły jego sąsiada i wieloletniego przyjaciela. Od razu podbiegł do parapetu i wręcz wyrwał klamkę otwierając okno.

- Wesołych Świąt! – usłyszał z ust Sorina, jakby sytuacja nie była już niedostatecznie absurdalna. Chłopak nie kłopotał się nawet pozwoleniem Milena i wślizgnął się do jego pokoju. – Aurel też życzy ci wesołych Świąt – dorzucił jeszcze.

- Ludzkość wymyśliła kiedyś bardzo pożyteczny wynalazek – Milen objął dłonią swoje czoło – nazywa się to drzwi – westchnął głęboko.

- Nie chciałem przeszkadzać – rzucił jedynie czerwonooki z niewinnym uśmiechem. – Wyglądasz jakby przejechał cię autobus.

Milen normalnie poczułby się dotknięty taką uwagą, ale aktualnie blondyn prawdopodobnie miał rację.

- A ty jak dziadek mróz – odpowiedział ze stoickim spokojem. Skierował się do swojej szafy szukając jakiegoś koca do okrycia swojego nowego gościa – nawet nie wiedział ile ten czekał za oknem, a ubrany był tylko w świąteczny sweter i spodnie, a to nie był najbardziej przemyślany strój na minusową temperaturę.

- Aw, nie zachowuj się tak jakbyś nie cieszył się z odwiedzin swojego chłopaka – rzucił, gdy ciemnowłosy dokładnie opatulał go grubym kocem.

- Chociaż raz mógłbyś użyć drzwi – westchnął jedynie. – Nie oczekuj, że będę cię odwiedzać, gdy dostaniesz zapalenia płuc – „znów" – tliło mu się na ustach.

Sorin zaśmiał się jedynie cicho, wiedząc jakie duże kłamstwo wyszło z ust jego chłopaka.

- Mam nadzieję, że opisywałeś mnie jako swoją cudowną i inteligentną dziewczynę. – parsknął śmiechem, słysząc głębokie westchnięcie Milena.

Oni sami praktycznie nie wiedzieli w którym momencie swojego życia, zaczęli coś do siebie czuć. Znali się praktycznie od zawsze, bo mieszkali w jednym bloku. Chodzili również do tej samej podstawówki, więc byli nie siebie skazani. Ani Milen, ani Sorin nigdy na to nie narzekali, bo uwielbiali swoje towarzystwo. Ich kontakt nie zmienił się nawet kiedy poszli do liceum – wybrali tę samą placówkę, jednak blondyn miał aspirację na przyszłego lekarza, a zielonooki widział się jako tłumacz. Pomimo przepływu lat, wciąż byli bardzo blisko, nawet jeśli ich osobowości różniły się o sto osiemdziesiąt stopni. Od dawna wokół nich kręciły się tytuł papużek nierozłączek, jednak nigdy specjalnie im to nie przeszkadzało. Po kilku latach Milen zrozumiał jednak, że miał oczywisty problem z rozróżnieniem uczuć platonicznych od romantycznych, a ukucie zazdrości, gdy Sorin dostał walentynkę nie było spowodowane faktem, że on żadnej nie dostał. Skąd miał niby wiedzieć, że nie każdy chciałby pocałować swojego najlepszego przyjaciela? Cóż, po tym zadziwiającym odkryciu, Milena wypełniała czysta panika, bo ostanie czego chciał, to zrazić od siebie czerwonookiego. Ciemnowłosy próbował upychać swoje narastające uczucie, posuwając się nawet do kłamstw i unikania Popescu. Z czasem okazało się, jednak że był okropnym kłamcą. Sorin raz złapał go pod koniec lekcji, gdy ten sprawnie chciał pójść do domu naokoło i zmusił go do konfrontacji. Chyba to był pierwszy raz, gdy blondyn był naprawdę wściekły. Po krótkiej kłótni, która skupiała się na zmuszeniu zielonookiego do mówienia, czemu ten go unika, impulsywnemu Milenowi puściły w końcu nerwy, mówiąc Sorinowi całą nieprzyjemną prawdę. „Wow, ja myślałem, że jesteś na mnie zły czy coś... Czy to oznacza, że teraz jesteśmy razem?" – odezwał się czerwonooki, kiedy jego przyjaciel umierał z niepokoju. – „Bo jak coś, to ja jestem chętny". I od tego momentu byli razem. Może Milen zdecydowałby się na ten ruch wcześniej, gdyby chociaż próbował się dowiedzieć, dlaczego Sorin nosi przy sobie różowy kwarc. Mimo to, był szczęśliwy, że kilka tygodni temu mogliby świętować swoją trzymiesięcznicę. Na razie utrzymywali swoją relacje w tajemnicy przed światem, chociaż zielonooki był absolutnie pewny, że jego mama się domyśla.

- Mam coś dla ciebie – znów odezwał się Sorin, wyciągając jedną dłoń spod koca. W dłoni trzymał pudełko opakowane w czerwony papier z reniferami. – Chcesz, abym ósmy raz życzył ci wesołych Świąt? – sugestywnie wyciągnął prezent w stronę Milena. – Nie bądź taki zdziwiony, wiem, że ty prezent dla mnie podrzuciłeś pod moją choinkę, gdy rano spytałeś się, czy potrzebujemy pomocy. Nawet nie wiesz jak bardzo charakterystyczne jest twoje pismo. A dodatkowo nigdy nie chcesz spotkać mojej rodziny z własnej woli – każdy w myślach dorzucił sobie „nie licząc Aurela", bo był przecudownym dzieckiem pełnym radości.

- Dziękuję – powiedział jedynie, przyjmując prezent.

Nie kłopocząc się uważaniem na jakość papieru, zaczął go rozrywać. Ukazało mu się kartonowe pudełko, które również otworzył. Była tam kurtka. Ale to nie byle jaka. Była to górna część munduru korpusu zwiadowczego z peleryną. Milen spojrzał na swojego cudownego i najlepszego chłopaka na świecie z gwiazdkami w oczach.

- Ale jak jeszcze raz zmusisz mnie do oglądania tego lub do cosplay'u Armina, to rzucę na ciebie klątwę – powiedział śmiertelnie poważnie. Raz mu wystarczyło i nigdy więcej.

- Nie musiałeś! – cicho krzyknął, bo trudno by było wytłumaczyć mamie obecność Sorina w jego pokoju.

Sorin uśmiechnął się jeszcze bardziej, widząc z jaką ekscytacją jego ukochany ogląda prezent. Jego uśmiech był dla niego wystarczającą zapłatą za kilkugodzinne przeszukiwanie Internetu w celu znalezienia kurtki o idealnej jakości. Przeglądnął tyle grup cosplay'owych, że starczy mu tego do końca życia.

- Mówię poważnie z ponownym oglądaniem „Ataku Tytanów".

- I nie zamierzam się z tym kłócić – odparł jedynie, odkładając prezent na biurko. Jak na kogoś, kto był fanem horrorów, Sorin słabo znosił śmierci fikcyjnych postaci. Przypomniał sobie wtedy też o zostawionym samym sobie serniku, który stał trochę dalej – Chcesz trochę? – spytał.

- Jedynie jeśli obejrzymy „Nightmare before Christmas" – odarł Sorin, pokazując swoje wampirze kły.

Milen przewrócił jedynie oczami. Nie potrzebował wysłuchiwał kolejnej prezentacji pod tytułem „Dlaczego 'Nightmare before Chistmas' to idealny film na Święta i w sumie lepiej go oglądać w Święta niż w Halloween" na pięćdziesiąt siedem slajdów.

- Laptop jest na regale – rzucił jedynie, a czerwonooki wręcz błyskawicznie podbiegł do wskazanego miejsca. Nawet o hasło dostępu pytać się nie musiał, bo czarnowłosy nie zmienił go od trzech lat.

W międzyczasie Milen wrócił na łóżko, kładąc obok nich dwa kawałki sernika. Sorin, wpisując tytuł swojej ulubionej animacji, rzucił okiem na ciasto.

- Bez rodzynek? – rzucił lekko zawiedziony.

Milen popatrzył na niego, jakby ten wybił mu całą rodzinę. W miłości chodzi chyba o akceptowanie wad, prawda?


Życzę wam wszystkim wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!

Niech kolejny rok będzie dla was lepszy niż 2021, a barszczu i pierogów na wigilii wam nie zabraknie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro