Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Drama Club? WTF! pt 7

Jungkook wynurzył się z wody ciężko oddychając. Przygotowania do zawodów trwały pełną parą, każdy dawał z siebie, ile mógł podczas treningów, które w ostatnim czasie stały się jeszcze intensywniejsze, mimo iż nigdy do najlżejszych nie należały. Nikt jednak nie narzekał, każdy był świadom ogromu pracy, jaki musieli włożyć, ażeby wygrać nadchodzący turniej.

Ponadto z treningu na trening coraz liczniejsza publika dodatkowo ich motywowała, bowiem kto nie lubił się popisywać przed gronem ślicznotek na trybunach? Wiwaty oraz cichy chichot pojawiający się, gdy któryś z zawodników wyłaniał się z wody, ukazując tym samym swoje smukłe i dobrze zbudowane ciało, mile łechtało ego każdego z nich.

Jednak może nie każdego, albowiem jednej, pięknej osóbki na widowni brakowało, a morale Jeona nie były podbudowane, jak reszty jego kumpli z drużyny. Również dawał z siebie, ile tylko był w stanie, jednak tak przyzwyczaił się do obecności Tae na pływalni, że gdy tego nagle z nie wiadomo jakich przyczyn nie było, pierwszoklasista czuł, jakby mu czegoś brakowało. Niedorzeczne, gdyż blondyn nic wielkiego nie robił, z wyjątkiem oglądania ich męczarni na basenie, gdzieś z rogu trybun, jednak chyba sama świadomość tego, że ten przebywał z nim w jednym pomieszczeniu, skłaniała go do wydobywania z siebie większych pokładów energii.

Brunet niezbyt usatysfakcjonowany wyszedł po szczebelkach z akwenu, by jedynie natknąć się na neutralne spojrzenie trenera. Najwidoczniej i on nie był na tyle z niego zadowolony, by pochwalić go uśmiechem lub poklepaniem po ramieniu, które miał w zwyczaju.

Jungkook usiadł na krzesełku niedaleko zbiornika, patrząc na zmagania kolegów, samemu osuszając się lekko ręcznikiem i nawadniając wodą zdatną do picia - ta chlorowana z basenu do najsmaczniejszych nie należała. Nie zaznał jednak długo spokoju, bowiem po kilku minutach dołączył do niego nie kto inny, jak oczywiście Kim Yugyeom, który chyba nawet w kolejnych wcieleniach będzie go prześladować.

— Kooook — zawołał szeptem przyjaciel, opadając na krzesełko obok niego. — Czy ty to widziałeś?!

— Co?

— Ale z ciebie zajebisty ziomeczek, nie ma kurwa co — burknął Kim. — Na trybunach siedzi Mark!

— Co? Serio? — zapytał i momentalnie odwrócił się w kierunku trybun, by szybko przeszukać je wzrokiem.

— Nie tak ostentacyjnie, debilu! — syknął młodszy. — Mistrz dyskrecji, twoja kurwa mać.

— Ach, no racja. Sorry.

— A ty co taki niedorobiony? — zdziwił się młodszy.

— Nie ma Taehyunga — mruknął Jeon, patrząc się dalej na kolegów z drużyny, którzy męczyli się w wodzie.

— Oj stary, weź przestań smutać. Przecież wiemy, że to on feelsuje sobie do twoich filmików i mega podoba mu się twój głos, a dzisiaj nie ma go pewnie dlatego, że mu coś wypadło — odpowiedział Yugyeom. — Więc z łaski swojej, zapomnij na chwilę o sobie i swoim chłoptasiu, i skupmy się na mnie, okay?

— Ech, no okay — odparł starszy, niezbyt entuzjastycznie, za co został zgromiony wzrokiem przez przyjaciela.

No co mógł Jungkook poradzić na to, że nic mu tego dnia nie wychodziło? A na domiar złego, planowana poprawa humoru nie nadeszła, bowiem tylko Taesiątko mogło jakoś tchnąć kolory w jego beznadziejne życie, ale oczywiście się to nie stało.

— Dziękuję — powiedział Kim. — Tak więc wracając do mnie i moich problemów - Mark tu jest! Aaaaaa! — Zaczął cicho piszczeć i odprawiać jakieś dziwne wygibasy na krzesełku, prawdopodobnie zwracając na siebie uwagę wspomnianego chłopaka.

— Uspokój się, pajacu, bo wyglądasz jakbyś miał owsiki w dupie i pewnie Mark się teraz na ciebie gapi — syknął na kumpla. — No chyba, że chcesz się przed nim zbłaźnić, to droga wolna.

— O kurwa. — Yugyeom zamarł z przerażoną miną, po chwili opanowując się i zachowując już względnie normalnie. — Okay, masz rację. Muszę zrobić na nim dobre wrażenie. Tak, okay — mówił jakby do siebie, aniżeli do przyjaciela siedzącego obok, jednak po sekundzie znów zamarł. — Kurwa, to co ja ma teraz zrobić?

Mina drugiego była tak komiczna, że Jungkook tylko resztkami silnej woli i jakimiś nadprzyrodzonymi siłami powstrzymał się przed głośnym parsknęłam i zaśmianiem się na całe gardło. Ciekawe czy z niego też się zrobiła taka rozlazła pizda przy Taehyungu.

— No nie wiem, teraz będzie raczej ciężko, skoro zaraz znów wchodzimy do wody... — odparł starszy. — Ale zawsze możesz pobić jakiś rekord, wtedy myślę, że zabłysnąłbyś odpowiednio.

— Ehe, bo to takie łatwe. Gdyby tak było, to już dawno byłbym...

— Em, przepraszam?

Nagle usłyszeli czyjś głos za swoimi plecami. I jeśli Jeon twierdził, że poprzednia mina Yuga była komiczna, obecna po prostu wyjebała poza jakąkolwiek skalę, bowiem stał przed nimi nie kto inny jak Tuan Yien, czyli prosto rzecz ujmując - crush jego kumpla. Kim ewidentnie nie był w stanie chociażby wyglądać właściwie przy starszym, już nie mówiąc o odezwaniu się, dlatego Jungkook jako jego najlepszy i wspaniałomyślny przyjaciel, wziął tę ostatnią rzecz na siebie.

— O, cześć — powiedział, uśmiechając się lekko, odciągając tym samym (na szczęście!) wzrok najstarszego od tego obrzydliwego wielorybiego ryja siedzącego obok niego. — Co tam?

— Em, hej. — Ten również odpowiedział uśmiechem. — Sorki, że wam przeszkadzam, bo widzę, że trenujecie... Znaczy teraz odpoczywacie w trakcie treningu — poprawił się, jakby odrobinę zakłopotany drobną pomyłką.

— Tak, zaraz wchodzimy znów do wody.

— Och, no właśnie. Chciałem się tylko zapytać, o której kończycie trening? Bo chciałem z tobą później porozmawiać, Yugyeom — powiedział, znów kierując swoje spojrzenie na najmłodszego.

Na szczęście ten już zdążył się na tyle ogarnąć, żeby zapanować nad mimiką własnej twarzy, nie strasząc przy tym zarówno Tuana, jak i nikogo w pobliżu.

— Ze mną? — O, jak widać mowę również mu przywróciło. — Ta, jasne, spoko. Nie ma problemu. Po treningu, tak?

— Kończymy gdzieś za niecałą godzinę — dopowiedział Jeon, zauważając że jego cymbałowaty przyjaciel nie odpowiedział na pytanie.

— Och, super. Dzięki. W takim razie będę czekał przed szkołą, okay? — Mark uśmiechał się słodko, i gdyby Jungkook nie był totalnie utopiony, pogrzebany i wierny Taehyungowi, sam by miał ochotę na starszego.

"Kurwa, że też nawet gust ameby mają podobny..."

— Ta, jasne, spoko — odparł najmłodszy, który zaciął się niczym zdarta płyta. Jednak patrząc na jego maślane oczy, które robił do swojego crush, cudem było, że w ogóle cokolwiek rejestrował.

Na odchodne Yien jeszcze raz się uśmiechnął, machając przy tym lekko dłonią. Gdy tylko ten zniknął z ich pola widzenia, Yugyeom kompletnie zdurniał, sądząc po odgłosach, które się z niego wydobywały.

— Co tam mamroczesz, pajacu?

— Mark, Mark, Mark, Mark... — Dalej bełkotał, totalnie nieświadomy otaczającego go świata.

— Tak, Kolumbie, to był Mark.

— Mark chce się ze mną zobaczyć po treningu — zapiszczał tak, że bębenki w uszach Jungkooka niebezpiecznie zadrżały. — I poczeka na mnie! Godzinę będzie na mnie czekał! Słyszałeś to?!

— Nie kurwa, w ogóle nie słyszałem — warknął wywracając oczami, zdołowany bezmózgim stanem kumpla. — Nie żebym ci wypominał czy coś, ale to ja uchroniłem cię przez zbłaźnieniem się przed nim, wiesz? Bo tak jakby, ty idioto, nawet odezwać się nie potrafiłeś — zaśmiał się, przypominając sobie wielorybią paszczę.

— Ach, no... Racja... — odparł drugi, dalej rozmarzony.

— No i przepadł. — Jeon mruknął do siebie, dając przyjacielowi jeszcze chwilę na bujanie w obłokach, nim będzie zmuszony sprowadzić go do szarej rzeczywistości w postaci trenera i kolejnych kilkudziesięciu minut mordęgi.

Albo jednak nie.

— Ał! — syknął młodszy, rozmasowując obolałą głowę, która niespodziewanie spotkała się z dłonią Jeona. — Mogłeś mi dać jeszcze chwilę pomarzyć! Właśnie byłem z Markiem na randce.

— Kurna, szybko zagalopowała się twoja wyobraźnia.

— I kto to mówi? Jakbyś ty średnio pięćdziesiąt razy dziennie nie ruchał albo całował Tae w myślach — parsknął Kim.

— Fair enough — odparł. — Wiesz w ogóle, co może chcieć?

— Nope. Zero pomysłów.

— No to będzie ciekawie...

Nim jednak dalej mogli rozmyślać nad powodem spotkania owej dwójki, usłyszeli krzyk trenera poganiającego ich do wody.

~~~~~

— Dobra, leć zakochany płaskoryjcu, nie każ swojej księżniczce dłużej czekać. Daj tylko znać później, o co chodziło! — Kook pożegnał się z przyjacielem, który w odpowiedzi jedynie machnął mu ręką i pognał w kierunku wyjścia niczym postrzelony.

"No i kurwa pobił ten rekord. Na setkę w biegu, jebany..."

Jeon natomiast nie spiesząc się, spakował wszystkie rzeczy do torby po odbytym prysznicu, który był czynnością obligatoryjną po treningu, po czym włożył słuchawki do uszu, włączając jedną z playlist na komórce i powolnym krokiem również wyszedł z szatni. Z powodu braku obecności Tae na treningu, wszelki jego zapał do życia gdzieś uleciał, tak jakby był w ostatnim czasie utożsamiany z osobą starszego Kima. Może faktycznie coś w tym było? Blondyn w przeciągu ostatnich tygodni, jeżeli już nawet nie miesięcy, zajmował większość jego myśli, a praktycznie cała reszta była i tak w jakiś sposób z nim związana. Ćwiczenia na pływalni przestały sprawiać mu tego dnia tyle frajdy z powodu nieobecności mniejszego, na siłownię też chodził po to by się przed nim pokazać oraz by mieć w przyszłości siłę na noszenie swojego maleństwa na rękach. Nawet do matematyki starał się na miarę swoich możliwości przyłożyć, by się przed tamtym nie skompromitować i by nie wypaść na totalną amebę. Praktycznie wszystko co robił miało mniejszy lub większy związek z Taehyungiem i co gorsza to on sam znalazł sobie taki sposób motywacji, o ile można było to tak nazwać.

Jungkook aż parsknął przez absurd całej tej sytuacji. Jak można wręcz uzależnić i zatracić się w kimś (i to do tego stopnia!), kogo się tak naprawdę nawet nie znało? Zachowywał się jak zakochana po uszy nastolatka! O miłości nie było co mówić, ona dopiero się pojawia, gdy się faktycznie pozna człowieka oraz jego wnętrze, zaś co do bycia nastolatką to kurwa, płci jeszcze nie zmienił. Z drugiej strony zrobiła się z niego ostatnio straszna pipa, więc może faktycznie coś było z nim nie tak?

W dodatku, gdy już była mowa o samym Tae, to przecież ten mógł jedynie lecieć na jego wygląd i nic poza tym. Jungkook nie znał go osobiście (stalkowanie się nie liczyło) i nawet nie miał możliwości, by kiedykolwiek z nim normalnie porozmawiać. Ach... Ile on by dał, by to zmienić! Zabrałby Taesiątko na wzorową, książkową randkę, o jakiej marzy każda królewna. Poszliby najpierw do wesołego miasteczka, gdzie śmialiby się i płakali do rozpuku, jeżdżąc na przeróżnych atrakcjach. W międzyczasie on, Jeon Jungkook, jako najlepszy i niezastąpiony zawodnik ogółem, a w szczególności w kole łuczniczym, wygrałby w jednym z tych oszukańczych gier pluszaka dla starszego, w którego ten mógłby się wtulać, rumieniąc się przy okazji. W nagrodę oczywiście buziak, który miałby być w policzek, ale Kook nie byłby sobą, gdyby odrobinę nie naruszył zasady i w ostatnim momencie całus od blondynka nie wylądowałby w zamierzonym miejscu a na jego ustach. Później piknik w parku, pod jakimś drzewkiem, by schronić się przed słońcem (chuj, że była zima), rozmawiając całe popołudnie, by się lepiej poznać. Oczywiście w tymże miejscu mogłoby dojść do śmielszych czynów pomiędzy nimi, nie tylko buziaków - na małe macanko tudzież obciąganie by nie narzekał, aczkolwiek z racji pierwszej randki, to pozostawałoby zapewne jedynie w strefie jego odległych marzeń.

To nie tak, że zależało mu na zdobyciu Taesia tylko po to, by się do niego dobrać. Okay, baaaardzo chciałby już zakosztować tych delikatnych i mięciutkich usteczek, ud oraz brzuszka starszego. Tak samo marzył o tym, by nareszcie zanurzyć się we wnętrzu blondynka, bo bądź co bądź wizerunek Tae w postaci kociątka dalej nawiedzał go w nocy, przez co moczył się jak niedorobiony prawiczek, co aż wstyd było przyznać i nawet Yugyeomowi o tym nie powiedział. Jeszcze miał na tyle samo ogłady i odruchów samozachowawczych, by nie dawać drugiemu takiego pola do wyśmiewania go przez kolejne miesiące... tudzież wieczność. Jednak już dawno przestało zależeć mu jedynie na ciele starszego i własnym spełnieniu, obecnie chodziło o znacznie więcej i nieśmiało przed sobą przyznawał, że nie miałby nic przeciwko, gdyby Taehyung chciałby zostać jego chłopakiem. Ba! Od jakiegoś czasu głównie ta właśnie myśl była jego celem, dlatego tak się starał i miał w głowie ułożoną całą wizję pierwszej randki (i setki kolejnych).

— Ugh... Ja pierdole kurwa mać w mordę jeża nietoperza — mruknął rozgoryczony Jungkook, który pod wpływem obezwładniających i przytłaczających go myśli, zatrzymał się na korytarzu szkolnym.

Miał dość. Miał kurwa dość tego wiecznego mętliku w jego głowie, który nie pozwalał skupić mu się na niczym innym niż blondasek. Czy on naprawdę o tak wiele prosił? Chociaż godzinka dziennie pustej głowy, bez jakichkolwiek myśli! Tym bardziej tych depresyjnych, ukazujących mu jedynie wieczne jego niepowodzenie.

Z tego wszystkiego aż oparł się o ścianę, w którą po chwili z bezsilności zaczął uderzać głową. Chuj, że później na czole będzie miał wielkiego buza, siniaka czy inne gówno, w tamtym momencie tak trywialne i przyziemne rzeczy w ogóle go nie obchodziły, marzył tylko o tym, by wybić sobie wszystko z tego durnego łba. Jeśli metaforycznie nie wychodziło, to może dosłownie trzeba było?

Gdy jego czaszka zaczęła boleć do tego stopnia, że aż czuł cebulki włosów na całej głowie, zaprzestał czynności i spojrzał na miejsce, które jeszcze chwilę wcześniej maltretował. Okazało się, że miał na tyle szczęścia, że nie uderzał o gołą ścianę, a odrobinkę amortyzował (jeśli kawałek papieru może cokolwiek zamortyzować) wszystko plakat obwieszczający istnienie jakiegoś konkursu aktorskiego...

— Czekaj, czekaj... — mruknął do siebie Jeon. — Aktorskiego? Taeś przypadkiem nie będzie brać w nim udziału?

"O kurwa, chyba mam pomysł!"

____________________________________

Siemanko^^

Hope u like it~

Muszę przyznać, że kawał czasu mnie nie było, ale voilà! Drama Club powraca 😁
A z racji długiej przerwy, rozdział nieco dłuższy ^.-

Zachęcam do postawienia ☆ albo komentarza~

Miłego dzionka!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro