Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział #7

Wstałam 0 11... czekaj. JAK TO O 11? Jest 11? Cholera, nikt mnie nie obudził, przecież nie poszłam do szkoły. Od kiedy ja się tym przejmuje?

-MAAAAMO?!- brak odpowiedzi, gdzie oni wszyscy są? No dobra. Nie czuje KI ojca, pewnie jest w trybie Boga i Vegeta też. A gdzie jest reszta? Nie czuje nikogo. Ani moich braci, ani Trunksa, Piccolo. Grupa wojowników nie może się rozpłynąć. Zresztą mamy ani Bulmy też nie ma. Chwila, chwila. Czuje dziadka Szatanusa!
---5 minut później---

-Dziadku!

-O cześć, co tutaj robisz?

-No nie wiem... Szukam rodziny?!

-Nie bulwersuj się, jutro wracają.

-Nooo, niech będzie, ale gdzie są?

-Nie powiem.

-Masz farta, że nie czytam w myślach.
________
Gdy następnego dnia się obudziłam mojej rodziny jeszcze nie było, a Trevor dziwnie po mnie nie przyszedł. Znaczy, wcześniej też nie czułam jego energii, ale to nie zmienia faktu, że to było dziwne. Stwierdziłam, że pojadę autobusem.

-Cześć Max.- przywitałam się cicho

-Cześć, co ty taka sucha?

-Sucha? Ale określenie, no dzięki.

-Znaczy, ymm pusta. To przez Trevora?

-A co on ma do tego?

-Nie widzę go, a zwykle jesteście nierozłączni.

-Serio? No, Trevor to mój przyjaciel.

-A on o tym wie?

-O cholerę Ci chodzi, Max?!

-N-nic. Ja tylko, no wiesz...

-Nie, nie wiem, ale nie obchodzi mnie to. Wkurwiają mnie twoje zmienne nastroje. Czemu ty mnie nie unikasz? Inni tak robią, bo są normalni! A ty się uczepiłeś!

-Tak bardzo Ci to przeszkadza?- odpowiedział mi z dziwnym spokojem.

-Nie.-na tym rozmowa się skończyła, przyjechał autobus.
____________
 
-Cześć.- spojrzałam na radosną twarz... chwila, to Eric?

-Ty się do mnie odzywasz?

-No chciałem wcześniej, ale ten cały Trevor się ostatnio koło Ciebie kręci. Możesz uznać mnie za tchórza, ale ten koleś ma wielgachne bary! Taki to nawet mnie by załatwił za jednym ciosem.

-Niewątpliwie. Czego chcesz Eric?

-Spytać czy jesteście parą.

-Nie, a zresztą co Cię to obchodzi?

-Nie ułatwiasz mi tego, ale trudno. Spodobałaś mi się, w sumie nie wiem czemu dopiero teraz, ale tak to właśnie wygląda.

-To urocze, ale nie mam czasu na takie bzdury.- bez pożegnania ruszyłam w stronę przebieralni.
______________
Następną lekcją był w-f. Nie tak źle, mieliśmy go na boisku. Gdy graliśmy w piłkę nożną wyczułam dość silne KI, które nagle pojawiło się na naszej planecie. Powinnam je wyczuć kiedy pojawiło się w naszym Wszechświecie, bo zdecydowanie nie znałam tego typu energii.
---kilka minut później---

-Diana! Czemu się nie ruszasz?- odezwał się w-fista, ale mnie jakby wmurowało. Obruszyłam się dopiero, kiedy na niebie zobaczyłam postać owiniętą białą poświatą.

-Uciekajcie.- powiedziałam- Uciekajcie, kurwa!- wszyscy spojrzeli na mnie z osłupieniem, a w-fista miał już coś powiedzieć, kiedy na środku boiska wylądował tajemniczy jegomość.

-Witaj.- powiedział przybysz opanowanym tonem.- podobno na tej planecie jest dużo silnych osób, a tymczasem najsilniejsza energia jaką czuje należy do Ciebie. Kim jesteś? Człowiekiem?

-Phy, powinnam pierwsza spytać. Człowiekiem jestem w połowie, a ty kim?

-A druga połowa? Należę do rasy zimnych jaszczurów.

-Jestem córką saiyanina... Czego chcesz?

-Dobrze się składa. Chce zabić najsilniejszego z was.

-Nie ma go, jestem tylko ja.

-Jesteś słaba, jak nazywa się twój ojciec?

-Słaba? Może w tej postaci, my potrafimy modulować poziom swojej mocy, mój ojciec nazywa się Goku.- na dźwięk imienia mojego ojca zaświeciły mu się ślepia.- To jego szukasz, ale nie ma go tu.

-Niech lepiej się pojawi, bo ta planeta skończy nienajlepiej.

-Jestem jeszcze ja.- powiedziałam to i uśmiechnełam się lekko, wiedziałam, że to coś mnie nie pokona.

-Dobrze, więc zabije najpierw Ciebie.

Przybysz wyglądał faktycznie jak przerośnięta lekko niebieska jaszczurka. Niezbyt groźnie, ale zawsze to jakaś rozrywka. Kiedy powiedział ostatnie słowo, poświata, która go otaczała zmieniła swój kolor na czarny, a jego łuski na ciemno granatowy. Poziom jego KI odrobine wzrósł, ale nie na tyle bym musiała się zmieniać.

-Nie jesteś zbyt mocny.

-I kto to mówi?

-Mało Ci?- naprężyłam się, a niech się boi.

-Uhh, nieźle, ale nie wygląda to zbyt dobrze.

-Chyba chcesz mnie sprowokować, co?- Nie chciałam się zmieniać w Boga, wolałam zwykłe ssj, dlatego moje włosy zmieniły kolor na złocisty.

Lekko zaczął mnie irytować, więc momentalnie zjawiłam się koło niego. Zanim zauważył zdążyłam już oderwać mu głowę. Niestety zapomniałam, że cała moja klasa na to patrzyła. Kurwa. Szybko stwierdziłam, że ich znokautuję. Szybko przemieściłam się do każdego z kolejna i uderzyłam w kark. Ehh. Co mam teraz zrobić? Przecież dopiero ćwiczę technikę mieszania myśli... Jest alternatywa, że jak będę próbować to kogoś zabiję. Trudno, najwyżej ich wskrzeszę, ale nie będą zadowoleni.
~~~~~~
Miałam farta, obyło się bez większej ilości ofiar. Unicestwiłam ciało jaszczura i tworząc mały wybuch niedaleko obudziłam klasę i w-fistę... CDN


No i jest kolejny rozdział, nie wiem ile już nie było, ale nie chciało mi się. Może tym razem będzie szybciej, ale mała szansa. Mam tyle pracy, a i tak się opierdalam. ;_;








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #dragonball