Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział #2

No i mamy kolejny. Zapraszam. ^^


Gdy pojawiłam się na tej malutkiej planecie prawie wpadłam na roztrzepanego jak zwykle Kaio.

-C-co? Co tu robisz? Przecież żyjesz...-zdziwił się Kaio i spojrzał na mnie jakby zobaczył miłego Vegetę.

-Nie można już odwiedzić starego znajomego?

-Po prostu powiedz czego chcesz. Jak zwykle chcecie korzystać z mojej planety jakby to było pole minowe. Po każdej wizycie ma tyle dziur co ser.

-Tym razem nie po to, ale faktycznie mam sprawę... Chcę znaleźć ojca. Bulma powiedziała, że ostatnio był u Ciebie. Czy on w ogóle żyje? Wiesz gdzie może być?

-Faktycznie, był u mnie, ale nie wiem gdzie jest. Z pewnością żyje, wiedziałbym gdyby było inaczej. Zwykle w czasach swoich upadków przebywał ze mną.

-Jakaś wskazówka?

-Nie ma go w naszym Wszechświecie.

-Co? To niedobrze, żeby podróżować samodzielnie między wymiarami muszę móc dłużej utrzymać poziom SSJGSSJ... a na to trzeba treningu, nie żebym się go bał, ale...

-Nie dam Ci swojej planety! Nie chce znowu umierać! Na wskrzeszenie czekałem bardzo długo!

-Spokojnie... Nie zabiję Cię, jestem od niego odpowiedzialniejsza.

-Fakt, nie da się być bardziej roztrzepanym od Goku. Powodzenia.

-Dziękuje. Do zobaczeni Kaio.

Wróciłam do domu, ale zignorowałam nawoływania mamy i tak odnajdę ojca... Niestety jutro muszę iść do szkoły, cholerny Trunks zawsze przypomina mi o najgorszym.
________
Wstałam o 6.30 i ubrałam się w zwyczajne ciuchy. Nie znosiłam ich wolałam mój bojowy uniform, ale w szkole nie wolno mi było go nosić. Zresztą to tylko 8 godzin, przeżyje, prawda? To tylko szkoła. Uczę się średnio, a nawet gorzej. Halo! Jestem wojownikiem nie naukowcem! Ale wróć, śniadanie...

-Cześć mamo, cześć Goten... Gohan? Videl? C-co wy tu robicie?!

-Słyszałem o twoich zamiarach, więc postanowiliśmy was odwiedzić.- odpowiedział mój brat tak jakby wcześniej miał gotową odpowiedź.

-Wiem, że nie zrozumiesz. Miałeś ojca od najmniejszych lat.

-Też go mało widziałem...

-Ale go znasz Gohan! ...przepraszam. Poniosło mnie, zapomnijmy o tym. Jak tam u was? Czemu Pan z wami nie ma?

-Pan ma teraz chłopaka i nie ma czasu na spontaniczne odwiedziny rodziny.

-Kochanie, ty po prostu musisz pogodzić się z tym, że ma już 17 lat i nie jest małą dziewczynką.- powiedziała jak zwykle radosna Videl. Videl jest piękną żoną mojego brata. Zawsze uśmiechniętą i miłą. Uwielbiam ją, ale ich córki, a mojej bratanicy niekoniecznie. Jest taka mało sympatyczna.- A ty masz chłopaka?

-Nie, ale teraz muszę iść. Spóźnię się, a nie chcę tego. Do zobaczenia! Pozdrówcie Pan!

Nie lubiłam szkoły, wolałam trenować. Niestety musiałam jeździć autobusem... Jakbym poleciała byłoby szybciej, ale moja matka stwierdziła, że musimy być chociaż trochę normalni. Bzdura! Czułam się normalnie, było mi dobrze z moimi umiejętnościami.
______
Na przystanku spotkałam Maxa. Ten był akurat w porządku, nie czepiał się mnie, był miły. Lubię go.

-Cześć Max.

-Cześć,  co u Ciebie?

-Bywało lepiej, a u Ciebie?

-Zerwałem z Ann.

-Przykro mi.-Nie było, zwykle jestem szczera, ale to był Max tylko on nie czepiał się mnie, więc jak ja mogłam?

-Mi nie, chyba jej nie kochałem... nie wiem, ale nie chcę być z taką dziewczyną.

-Rozumiem.-Od dalszej gadki uratował mnie autobus. Nie lubiłam sercowych problemów, nie znałam się na tym.

W szkole było jak zwykle, nudno. Osiem godzin katorgi, niby w-f jest związany ze sportem, ale nie interesuje mnie piłka. To nużące, a raczej pozbawione jakiegokolwiek sensu. Co mi da piłka nożna? Refleks? Już go mam, szybkość zresztą też.
____
Gdy lekcje się skończyły, mogłam pójść do Vegety. Wreszcie potrenuje. Uwielbiałam te godziny wysiłku fizycznego, teraz obrałam sobie za cel wydłużenie czasu trzymania mocy SSJGSSJ. Będzie to trudne, ale trudne fragmenty życia idą w piach gdy masz ważny cel.
------Po 3 godzinach ciężkiego treningu------

-Dzięki Vegeta. Do zobaczenia jutro.

-No cześć.- Phy, typowe. Gdybym mogła, zostałabym dłużej, ale czeka mnie obiad.

Poleciałam do domu. Mam nadzieje, że mojego brat już nie ma. Nie chcę dzielić się jedzeniem. :3

-Cześć mamo!- zawołałam od progu-Co na obiad?!

-Podejdź tu to się dowiesz!- zrobiłam to i moim oczom ukazał się...Whis?!

-Co do cholery?! To znaczy...yyy... Dobry wieczór.

-Witaj Diano. Słyszałem o twoich zamiarach.

-Niby od kogo?

-Od Kaio.

-Jesteście teraz przyjaciółmi? Kto by się spodziewał. :)

-Nie, ale mogę Ci pomóc.

-Serio, jak?

-Po prostu wiem gdzie jest. W innym Wszechświecie. Mogę Cię do niego zabrać.

-N-naprawdę? Ale teraz? Czekaj! Przebiorę się!

-Nie teraz, ani nie jutro. Wiem, w którym Wszechświecie jest, ale nie znam dokładnego miejsca. Zresztą musisz umieć oddychać, a do tego...

-Potrzebny mi trwały poziom Boga. Wiem o tym, coś jeszcze?

-Nie, daj mi znać kiedy będziesz gotowa. Musisz móc wytrzymać w SSJGSSJ przynajmniej 2 godziny. Inaczej się udusisz. -I zniknął.

-Jest!- krzyknełam- ...Co na obiad? ^^

Na obiad myły dwa garnki ryżu (wiadomo saiyański apetyt xD), kurczak i warzywa. Najedzona odrobiłam lekcje, nie mogłam myśleć o nauce i zadowolona usnełam.

------Kilka tygodni później-----
Obudził mnie dzwonek telefonu. Dzwonił Krilan i zapowiedział, że spotkanie w niedziele jest zaakceptowane przez wszystkich. Cieszyłam się, skoro mam sprowadzić ojca chcę coś o nim wiedzieć, a Krilan zna go tak dobrze jak Bulma.
__________
Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi natychmiast pobiegłam w ich kierunku, otworzyłam i z radością ich powitałam... Od wizyty Whisa jestem cała ożywiona i rozradowana, więc jest to teraz normalką.

-Dzień dobry! Wejdźcie. Mama zrobiła mnóstwo pyszności. ^^

Kiedy wszyscy się weszli dom się zapełnił. Wszyscy najlepsi znajomi w jednym miejscu. Usiedliśmy do stołu, więc zaczełam rozmowę.

-Niedługo sprowadzę ojca.-panujące do tej pory niepowstrzymane śmiechy umilkły.

-Słyszałem o tym.-przerwał ciszę Piccolo.

-Ale, jak?- spytał Tenshinhan.

-Normalnie. Whis mi pomoże, ale chcę trochę wiedzieć o ojcu.

-Na przykład?

-Krilan jesteś jego przyjacielem, jak wszyscy tu zebrani... znacie go lepiej niż ja. Chyba wiecie jak opisać osobę, którą znacie od tylu lat.

-Twój ojciec -zaczął Krilan- jest fantastyczną osobą. Od początku naszej znajomości był dobry i niewinny. Nigdy nie chciał władzy ani pieniędzy. Był, a raczej jest moim najlepszym przyjacielem i zawsze tak będzie. Jest też wzorem, wzorem dla każdego z nas. Tylu tu ludzi, którzy do tej pory podążałoby drogą zła. Jamsza... ty byłeś złodziejem. Piccolo chciałeś się zemścić i zawładnąć Ziemią. Vegeta chciałeś zyskać nieśmiertelność, a Ziemie oczyścić, aby móc ją sprzedać. I wreszcie ja, byłem, małym mnichem, który  chciał trenować u Roshiego tylko po to, aby mieć sławę i pieniądze oraz być uwielbianym. Dzięki Goku jestem wartościowym człowiekiem, który ma piękną żonę i wspaniałą córkę. Jestem dumny z siebie i dziękuje mu, że miał wpływ na moje i wszystkich tu zgromadzony życie.

-Dziękuje Krilan.

Kiedy skończyliśmy mówić o moim ojcu wszyscy wrócili do dawnych wesołych nastrojów, chyba nikt nie wierzył, że on wróci. Nikt oprócz mnie.

-----Tydzień później-----

Byłam gotowa na znalezienie ojca. Wystarczyło teleportować się do Whisa. Spakowałam kilka uniformów na zmianę i zapasowe buty. Gdy już byłam na miejscu okazało się, że Beerus nie śpi i chyba wybiera się z nami.

-Dzień dobry czcigodny Beerusie.-przywitałam się grzecznie, nie miałam dzisiaj ochot drażnić żadnego Boga.

-Czeeeść. To co lecimy?- odpowiedział zaspanym głosem Bóg.

-Jasne. Złapcie się mnie i ruszamy. - odparł Whis.

-Ile to będzie trwało?

-Godzinę, to inny Wszechświat.

-Masz jedzenie?

-Mam.- zapewnił Whis.

-To mi wystarczy. Ruszamy!- krzknełam. I złapałam Boga za ramię.

No to koniec dzisiejszego rozdziału... Myślę, że nie było sensu opisywać treningu. :D Nie są one tak ważne jak same walki, które będę opisywać najlepiej jak mogę.
Do następnego! ^^





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #dragonball