Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. So it's okay?

Patrzyłam na niego jak głupia. Czy on naprawdę powiedział, że mnie kocha? Kocha? Mnie? Michael? Spodziewałam się chyba wszystkiego, ale nie takich słów z jego ust. Cieszę się, oczywiście, że się cieszę. Po prostu, jestem w szoku. To nie jest osoba, która od tak mówi o swoich uczuciach.

Patrzył na mnie wyczekująco i choć starał się to maskować, mogłam dostrzec w jego oczach niepewność.

- Jesteś idiotą i dupkiem, wiesz? – na jego twarzy malowało się zaskoczenie. – Jak ja mam być na Ciebie zła, po tym co powiedziałeś? – walnęłam go w klatkę piersiową. Zaśmiał się.

- Więc jest okay?

- Nie – odwróciłam od niego wzrok, krzyżując przedramiona pod biustem. Czułam jak się prostuje, a jego twarz była milimetry od mojej.

- Kocham Cię, Rox – powiedział. Zerknęłam na niego, wyłapując jego spojrzenie.

- Ja Ciebie też – mruknęłam niczym małe, obrażone dziecko. Uśmiechnął się szeroko, a po chwili jego usta znalazły się na moich. Od razu pogłębił pocałunek, a nasze języki poruszały się we wspólnym rytmie. – Jak myślisz, kiedy wróci Megan?

- Pewnie wieczorem – mruknął, schodząc pocałunkami na moją szyję. – Mamy czas, sporo czasu – wsunął dłonie pod moją bluzkę, której zaraz się pozbył. Nie pozostając mu dłużna, ściągnęłam z niego koszulkę. Złapał mnie w pasie i podniósł się wraz ze mną, po chwili kładąc mnie plecami na sofie. Pozbył się mojego stanika, a jego usta znalazły się na moich piersiach. Wplotłam dłonie w jego włosy, ciągnąc za nie lekko, przez co zamruczał. Czułam jak rozpina moje szorty, a jego dłoń po chwili wsunęła się pod ich materiał. Podciągnął się do góry, a ja od razu złączyłam nasze usta.

Nie mam pojęcia jakim cudem stracił równowagę, ale wylądował plecami na podłodze, ciągnąc mnie za sobą, przez co wylądowałam na nim.

- Ała... - jęknął.

- Jak? – zaczęłam chichotać.

- To nie jest zabawne.

- Jest. O ile daliśmy radę w samochodzie, później ciągle ktoś nam przeszkadzał, a teraz nawet twoja kanapa nie chce, żebyśmy się pieprzyli.

- Złośliwość rzeczy martwych – burknął. – Moja godność na tym ucierpiała.

- Pomasować? – poruszyłam brwiami.

- O nie, nie będziesz mi się dobierać do tyłka – nie wytrzymałam i roześmiałam się głośno.

- Naprawdę Michael, naprawdę? Czy ja Ci wyglądam na faceta? – jego wzrok powędrował na moje piersi i znów do moich oczu.

- Nie – spojrzałam na niego z politowaniem.

- Twoja widza na temat różnicy między chłopcem, a dziewczynką ogranicza się do cycków?

- Nie tylko – uśmiechnął się znacząco i poruszył brwiami.

- Yey, prawdziwy geniusz z Ciebie.

- Teraz będziesz złośliwa?

- Może.

- A może wrócimy do tego, co przerwaliśmy? – pocałował mnie.

- Dobry... pomysł – wyszeptałam między powolnymi pocałunkami.


Musnęłam ustami jego klatkę piersiową i podniosłam głowę, spoglądając na niego. Leżeliśmy w jego łóżku, opierałam się o jego tors, a on obejmował mnie ramieniem w talii. Na jego zaczerwienionych ustach błąkał się delikatny uśmiech, a włosy były w jeszcze większym bałaganie niż zazwyczaj. Oboje wciąż oddychaliśmy trochę szybciej.

- Mam pomysł – powiedziałam, patrząc wprost w jego oczy.

- Powtórka? – uśmiechnął się, na co zachichotałam.

- Może później. Zróbmy jej na złość.

- Jej? Megan? - zmarszczył brwi.

- Dokładnie. Podstępem mnie tu zwabiła licząc na to, że się pogodzimy.

- Co zadziałało – wtrącił.

- Taaak, ale ona o tym nie wie i może dowiedzieć się z lekkim opóźnieniem.

- Co chcesz zrobić?

- Udawać, że nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem? Że do niczego nie doszło, nic się nie zmieniło? Ogólnie rzecz biorąc wracamy do sytuacji sprzed trzech godzin.

- Jesteś wredna, wiesz? Nie podejrzewałem Cię o to.

- Zdarza mi się. To jak?

- Oczywiście, że się zgadzam – odpowiedział od razu.

- Świetnie – podciągnęłam się do pozycji siedzącej. – Rusz swój tyłek, trzeba się ubrać – westchnął, kiedy ja wstawałam – Michael! – odwróciłam się w jego stronę.

- Za chwilkę – zlustrował mnie wzrokiem po czym oblizał usta. Przewróciłam oczami i zaczęłam się ubierać. – Niee... zła kolejność – jęknął niezadowolony.

- Później będziesz mógł to znów zdjąć.

- Okay – wyszczerzył się. Naprawdę... tyle mu do szczęścia wystarczy? Typowy facet.

- Jak się ruszysz – rzuciłam w jego stronę spodnie, a ich nogawką oberwał po twarzy. Spojrzał na mnie z oburzeniem, a ja usilnie powstrzymywałam śmiech.

- Weźmy wspólny prysznic – spojrzałam na niego z niedowierzaniem i lekkim rozbawieniem.

- Michael, skarbie... dobrze wiesz jak to się skończy – przytaknął z uśmiechem. – A mamy do zrealizowania plan i nie wiemy kiedy przyjdzie twoja siostra, więc domyśl się odpowiedzi.

- Później? – zaśmiałam się.

- Później – powiedziałam, naciągając bluzkę na siebie. – Ubierz się, a ja pójdę do kuchni po coś do picia – mówiłam, związując włosy i przyglądając mu się. – Chcesz coś?

- Ciebie.

- Wprowadzę Ci celibat, zobaczysz – mruknęłam, kierując się do wyjścia z pokoju. Przeszłam przez salon do kuchni i rozejrzałam się po niej. Mogłam się domyśleć, że zakupów nie zrobił, tylko prowizoryczne, co równało się z brakiem wszystkiego. Pozwól facetowi zamieszkać samemu.


Siedziałam na sofie całkowicie doprowadzona do porządku, a Mike leżał z głową na moich kolanach, kiedy ja bawiłam się jego włosami. Burczał pod nosem co jakiś czas, że moglibyśmy sobie odpuścić i znaleźć lepsze zajęcie, co ignorowałam.

Usłyszałam otwierające się drzwi i od razu zgoniłam chłopaka, który przewracając oczami, usiadł po drugiej stronie mebla.

- Coś tu cicho... mam nadzieję, że się nie pozabijali...

- Jak mogłaś ich tu zamknąć? – czy to głos Ashtona? Posłaliśmy sobie z Michaelem porozumiewawcze spojrzenia. Wzięłam głęboki wdech. Jestem gotowa.

- Czyś ty zwariowała?! – uniosłam się, kiedy pojawiła się w wejściu do salonu. Od razu się podniosłam. – Zamykać mnie tu? Z nim?! - patrzyła na mnie wielkimi oczami. Może powinnam zostać aktorką?

- Przepraszam, myślałam, że...

- Że co? Pogodzę się z tym idiotą? – prychnęłam. - Chyba zwariowałaś.

- Kto tu jest idiotą... - spojrzałam z niedowierzaniem na bruneta.

- Chyba sobie kpisz, dupku.

- Chyba twój plan nie zadziałał – usłyszałam brata.

- Oh, chciałbym – burknął, podnosząc się. Wyminęłam Megan i Ashtona, kierując się na korytarz. Słyszałam za sobą kroki. – Wreszcie zabierzecie stąd tę wariatkę.

- Wariatkę? – spojrzałam na niego, kiedy zatrzymał się przed wejściem do kuchni. Podeszłam do niego, patrząc wprost w jego zielone tęczówki.

- A co, nie słyszałaś? Mam powtórzyć?

- Oh, możemy powtórzyć – nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

- Jestem za – uśmiechnął się zadziornie i objął mnie ramieniem wokół pasa, przyciągając do siebie. Złączył nasze usta, a ja od razu oddałam pocałunek. Objęłam ramionami jego kark, przybliżając się bardziej do niego. Na chwilę zapominając o tym, że nie byliśmy tu sami.

- Czekajcie, chwila, co? – odsunęłam się od chłopaka, patrząc na zdezorientowane miny pozostałej dwójki. Uśmiechnęłam się.

- Oh, tylko się wygłupiliśmy – powiedziałam.

- Zaczynałam mieć wyrzuty sumienia! – oburzyła się blondynka, a ja nie powstrzymywałam śmiechu.

- I dobrze, to był beznadziejny pomysł.

- Ale podziałał.

- Aż za dobrze – spojrzałam upominająco na Michaela. – No co?

- Mike – oboje przenieśliśmy wzrok na mojego brata. Prawie o nim zapomniałam. Zaraz pewnie się zacznie.

- Nie Ash, nie będ... - brunet zasłonił mi usta dłonią, a ja zmarszczyłam brwi. Widziałam rozbawioną minę Meg, na co przewróciłam oczami. Polizałam jego dłoń, ale jej nie zabrał. Eh, czyli muszę poczekać.

- Mam Cię na oku Michael. Opiekuj się nią.

- Masz to jak w banku – powiedział, zabierając swoją dłoń z moich ust. – Musiałaś mnie obślinić?

- W innych okolicznościach Ci to nie przeszkadza – burknęłam.

- O nieee... nie chcę tego słuchać – zaczęłam się śmiać na zgranie naszego rodzeństwa.Ich miny wyrażały niechęć i może obrzydzenie, jednocześnie.

- Jakoś wytrzymywałam gadanie Alice, choć to nie była przyjemność...

- A ja Caluma – wtrącił Mike.

- Więc jakoś wytrzymacie – podsumowaliśmy równo.

- Serio siostra, nie podejrzewałem Cię o niektóre rzeczy - pokręcił głową na boki.

- Michael – mruknęłam ostrzegawczo.

- Co? Moja wina, że Hood jest zbyt dosadny, nawet jeśli mówi o mojej siostrze? Za co oberwał parę razy po łbie, ale to już inna historia.

- Boże... Wypisuje się z tej rodziny – jęknęła blondynka. – Rzucam go i wyprowadzam się na Alaskę. Roxy?

- Ja tu zostaję, dzięki – zachichotałam.

- Ale, że o co chodzi? – Ash spojrzał po kolei na każdego z nas.

- Oh no tak, ty jako jedyny nie jesteś wtajemniczony. Porozmawiaj z Calumem, stary.

- Jestem twoją siostrą! Jak możesz tak mówić?

- Teraz się do mnie przyznajesz? - prychnął.

- Skoro moja przyjaciółka jest z tobą, to chyba muszę – wzruszyła ramionami. – Wracamy?

- Tak, możecie już iść – odpowiedział jej Michael, obejmując mnie od tyłu i przyciągając do siebie. Oparł brodę na moim ramieniu. – No już. Idźcie sobie - mogłam poczuć jak jego palce wkradają się pod materiał mojej bluzki.

- A może ja też chcę iść?

- Nie chcesz.

- Chyba jednak chcę.

- Nie.

- Chodź Megan, nie chce tego słuchać – westchnął Ash. – Odwiozę Cię do domu.

- Właściwie to umówiłam się z Calumem.

- Okay, to nawet bliżej.

- Pa! – krzyknęłam za nimi, kiedy totalnie nas olali, zamykając za sobą drzwi.

- To jak, powtórka z rozrywki? – odwrócił mnie w swoją stronę.

- Co masz na myśli? – uniosłam brew do góry, uśmiechając się zaczepnie.

- Ty. Ja. Prysznic?

- Podoba mi się ten pomysł – pochylił się, łapiąc mnie za uda i podniósł mnie, a ja złapałam się go pewniej. Złączyłam nasze usta, kiedy zaczął iść w stronę łazienki. – Nabijemy Ci trochę rachunku za wodę – zaśmiał się.





Przepraszam, że musiałyście tyle czekać na rozdział, kompletnie nie mogłam zabrać się za jego dokończenie ;c Ale już jest!

Do końca tygodnia dodam epilog :)

Lov U♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro