Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. I don't wanna lose you

Siedziałam w kuchni wpatrując się w jeden punkt. Nogi miałam podciągnięte i oparte o stół, a na kolanach opierałam kubek z kawą. Czułam się fatalnie, nawet jeśli głowa nie bolał mnie tak bardzo, a w ustach miałam pustynię i było mi niedobrze. Czułam się fatalnie nie przez kaca, a przez to, że dotarło do mnie co wczoraj zrobiłam. Nie dość, że trochę przesadziłam z alkoholem, to jeszcze zadzwoniłam do Michaela, denerwując go i starając się sprawić, aby był zazdrosny w tak idiotyczny sposób. Zadzwoniłam do niego! A obiecałam sobie, że nie odezwę się pierwsza, choćbyśmy mieli stracić kontakt na zawsze. Gówno wyszło z tej obietnicy. Nigdy więcej nie tknę alkoholu, bo moja siła woli przez niego słabnie i nie wiadomo co jeszcze przyjdzie mi do głowy, kiedy procenty znów będą krążyć w moich żyłach, a jeśli chodzi o niego, to wszystko jest możliwe. Wszystko.

Usłyszałam kroki i zmarszczyłam lekko brwi. Rodzice pojechali do sklepu, więc kto... jeśli to znowu Ashton to go zabiję, przysięgam. Nie mam ochoty go ogląd...

- Hej – spojrzałam zaskoczona na Megan. Okay, jej się tu nie spodziewałam.

- Hej? Co ty tu robisz? – usiadła naprzeciwko mnie.

- Przepraszam – powiedziała. – Zachowałam się koszmarnie, jestem twoją przyjaciółką, a... Naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło. Okay, trochę mnie to zaskoczyło... ty i Michael, wciąż nie mogę tego pojąć. Byłam pijana, zaskoczona, wkurzona, bo nic mi nie powiedziałaś... Zareagowałam zbyt pochopnie i...

- Skończ – spojrzała na mnie niepewnie. – To już koniec – wzruszyłam ramionami. – Między nami nie było niczego na poważnie, a to co się wydarzyło tydzień temu, definitywnie wszystko zakończyło.

- Chyba nie...

- Nie rozumiem.

- Dzwoniłaś wczoraj do niego.

- Skąd... słyszałaś? – czuję się zażenowana.

- Nie. Zadzwonił do mnie – zamrugałam kilkukrotnie. – Nie wiem czy kiedykolwiek użył mojego numeru, do wczoraj. Pytał mnie czy nie miałyśmy iść na jakąś imprezę czy coś, czy może wiem, gdzie jesteś... Był cholernie wkurzony i zmartwiony – prychnęłam. – Ja też nie mogłam w to uwierzyć. On ma uczucia – zaśmiałam się pod nosem. – Wybaczysz mi?

- Co z Calumem?

- Um... jesteśmy razem?

- Okay, więc wybaczam – pisnęła i zaraz znalazła się obok mnie aby przytulić się do mnie.

- Byłam okropna, wiem. Przepraszam. Michael zrozumiał to co jest między mną a jego przyjacielem, a ja...

- Jest okay – usiadła obok.

- Więc to na poważnie?

- Mówiłam Ci, że to już koniec – westchnęłam. – A wczoraj... ja nawet nie wiem co siebie myślałam.

- Zabalowałaś?

- Aż za...

- A ty i Josh to coś więcej?

- Co? Oh błagam, powiedziałam to tylko po to aby go wkurzyć – zmarszczyła brwi.

- Co powiedziałaś? Wiem tylko, że z nim byłaś... No wiesz, nigdy jakoś specjalnie się nim nie interesowałaś, a wczoraj z nim wyszłaś...

- Spotkałam go przypadkiem i tak jakoś – wzruszyłam ramionami.

- Co powiedziałaś Michaelowi?

- Coś na wzór, że świetnie się z nim bawię, opiekuje się mną i za nim się rozłączyłam coś o zostaniu sam na sam – zaśmiała się cicho.

- Zdecydowanie podziałało. Jak to się w ogóle zaczęło?

- Rozmawiać zaczęliśmy przez wydarzenia na urodzinach Ashtona. Później jakoś wpadliśmy na siebie – wzruszyłam ramionami. – Pamiętasz swoją pierwszą randkę z Nathanem? – przytaknęła. – Cóż... tego samego wieczoru Michael do mnie przyjechał i zabrał mnie na rave – patrzyła na mnie z niedowierzaniem. – Niezbyt legalny.

- No nie wątpię...

- I trochę nas poniosło, kiedy wypiliśmy – fakt o ecstasy wolę zachować dla siebie.

- Spałaś z nim?! – przytaknęłam.

- Raz... a na wyjeździe ty i Ashton skutecznie uniemożliwialiście to nam, kiedy już się do tego zabieraliśmy.

- Będę trawić miesiącami to, że z nim spałaś... Dlatego tak dobrze się dogadywaliście, bo coś między wami było. Jaka ja jestem ślepa. I te ślady na jego klatce piersiowej... to ty je zrobiłaś.

- Yep – powiedziałam lekko zażenowana, chociaż nie mogłam powstrzymać delikatnego uśmiechu, na to wspomnienie Mike'a w samych spodniach dresowych, z dowodami na ciele, po naszej nocnej zabawie.

- O mój Boże. Nie sądziłam, że lubisz takie rzeczy, że on to lubi.

- Tak jak i seks w samochodzie? Tak, ja też – zamrugała kilkukrotnie.

- Eww... nie chciałam sobie tego wyobrażać – zaśmiałam się krótko.

- Ale to już koniec. Nic z tego nie będzie – westchnęłam. Między nami zapanowała cisza.

- Wiesz, że zatrudnił się w firmie rodziców? – zapytała po chwili.

- Co?

- Michael, znany jako mój współlokator, rzadziej brat. Leń nad lenie, imprezowicz, dziwak. Też w to nie wierzyłam i prawie się udusiłam, a akurat jadłam, kiedy ni stąd, ni zowąd przylazł do salonu i powiedział rodzicom, że chce żeby go zatrudnili – zamrugałam kilkukrotnie. – Zgodzili się, ale powiedzieli, że jeśli choć raz się spóźni to go wywalą. Tak, Michael nie śpi do południa, tylko wstaje o ósmej, żeby na dziewiątą być w firmie. Siedzi w dziale informatycznym, ale nie mam pojęcia co tam robi, kompletnie nie rozumiałam tego o czym rozmawiał z ojcem. Nawet nie wiedziałam, że potrafi coś więcej niż włączyć grę i w nią grać – zaśmiałam się i nawet nie wiem kiedy, po moich policzkach zaczęły spływać łzy. – Ej, Roxy... co jest?

- Nie, nic. Przepraszam.

- Właśnie sobie pomyślałaś, że ruszył dalej, zapominając o tym co było? Głupia... on to robi dla Ciebie.

- Co? O czym ty mówisz?

- Może przypadkiem podsłuchałam jego rozmowę z Ashtonem... Nie myślałam, że ktoś może zmusić go do ogarnięcia się, ale tobie się to udało.

- Mi? Taa... jasne.

- Zamieniasz się w tego idiotę z tym swoim nastawieniem – przewróciła oczami i wstała. – Ogarniaj tyłek i idziemy.

- Dokąd?

- Poprawić Ci humor – uśmiechnęła się szeroko. Westchnęłam. – No już, ruchy.



Weszłyśmy do kamienicy i skierowałyśmy się na schody. Przesunęłam okulary przeciwsłoneczne z nosa na głowę i zaczęłam się wspinać za blondynką. Nie mam pojęcia co to za miejsce i dlaczego mnie tu przywiozła. Ogarnęłam się trochę, tak jak chciała i przyjechałam do centrum, ale po co?

- Więc... co tu robimy? – zapytałam.

- Zaraz wszystkiego się dowiesz – wypuściłam głośniej powietrze z ust.

- Po co to wszystko? W ogóle, kto tu mieszka? Calum?

- Nie – zaśmiała się. – To mieszkanie po mojej babci. Pamiętasz? Mówiłam Ci kiedyś o nim.

- Coś tam wspominałaś i co w związku z tym? – zatrzymałyśmy się na piątym i ostatnim piętrze. Podeszła do drzwi i nacisnęła na klamkę. Weszłyśmy do środka, a ona zamknęła je za nami. – Były otwarte? – spojrzałam na nią zaskoczona.

- Tak nie do końca...

- Co?

- Megan? – zamarłam. Spojrzałam na lewo, a w przejściu do, najprawdopodobniej, salonu zatrzymał się Michael. Serce biło mi niesamowicie szybko i żadne z nas nie odwróciło wzrok. Po prostu tak staliśmy i zaskoczeni przyglądaliśmy się sobie nawzajem. Okay, tego się nie spodziewałam, on chyba też. Patrzyłam na niego, tak jak i on na mnie, wciąż zaskoczona jego widokiem.

- Drzwi nadal zatrzaskują się tak, że nie da się ich otworzyć od środka?

- Tak, ale...

- Świetnie – i za nim zdążyłam zrozumieć sens jej pytania i jego odpowiedzi usłyszałam głośny trzask, który wybudził mnie z osłupienia.

- Czy ona właśnie... - zaczęłam.

- Zamknęła tu nas? Tak – odpowiedział. Podeszłam do drzwi, chwytając za klamkę, ale nawet nie drgnęły. – To bezsensu.

- Świetnie! – sięgnęłam po telefon i wybrałam jej numer. – Pewnie, nie odbieraj – prychnęłam. – Twoi rodzice mają klucze?

- Tak, zapasowe – nasz wzrok znów się spotkał. O cholera, chyba właśnie do mnie dotarło... jesteśmy tu sami. Przełknęłam ślinę.

- Więc zadzwoń do nich, nie chce Ci przeszkadzać – odwróciłam wzrok. Chcąc nie chcąc po zaledwie tygodniu odkąd go nie widziałam moja słabość do niego nie minęła, raczej powiedziałabym, że przybrała na sile. Myśl o tym aby po prostu go pocałować, nie opuszczała mojej głowy.

- Nie przeszkadzasz, Rox. No i to bez sensu bo nie ma ich w mieście. Wrócą wieczorem, jak nie w środku nocy. Innymi słowy, jesteśmy na łasce Megan.

- Innymi słowy nigdy stąd nie wyjdziemy – złośliwość najlepszym rozwiązaniem, przynajmniej do czasu aż będę w stanie ukrywać jak niepewnie się teraz czuję. – Nie żebym chciała tu być – wyminęłam go kierując się do salonu. Nie będę przecież cały ten czas stać w przedpokoju. Usiadłam na kanapie.

- No tak – słyszałam jego kroki. – Wolałabyś być z Joshem – burknął, siadając po drugiej stronie sofy.

- Żebyś wiedział. Świetnie się z nim bawiłam – mruknęłam, patrząc na telewizor, gdzie leciał jakiś serial.

- Oh, słyszałem – spojrzałam na niego. – Doprowadził Cię do takiego stanu, że wybrałaś mój numer. To jest dopiero odpowiedzialność – prychnęłam.

- Jaki masz problem, co? Zrezygnowałeś Michael. Słowem się nie odezwałeś. Niby czego oczekujesz? Że rzucę Ci się z utęsknieniem w ramiona? Że powiem jak... - jego usta znalazły się na moich, skutecznie mnie uciszając. Muskał je powoli, czekając na to co zrobię i choć rozum kazał mi go odepchnąć, serce wygrało. Oddałam pocałunek, który od razu pogłębił. Jedną z dłoni oparłam o jego klatkę piersiową, drugą złapałam za policzek. Objął mnie i wciągnął na swoje kolana, przez co siedziałam na nim okrakiem. Jego dłonie przesunęły się z moich ud na pośladki, by po chwili wkraść się pod materiał mojej bluzki i znaleźć się na talii. Skóra pod jego dotykiem wręcz paliła, ale nie posunął się dalej. Jęknął, wprost do moich ust, kiedy poruszyłam biodrami, ocierając się o jego krocze. O tak, zdecydowanie na niego działałam.

- Rox – odsunął się ode mnie. Zmarszczyłam lekko brwi. – Naprawdę, z wielką chęcią bym się nie powstrzymywał, ale nie uważasz, że najpierw powinniśmy porozmawiać?

- Dobrze się czujesz? Rozumiem, że znalazłeś pracę i... wprowadziłeś się tu? – zapytałam, patrząc na pudła na które wcześniej nie zwróciłam uwagi.

- Wczoraj przewiozłem tu swoje rzeczy – przytaknęłam.

- Ale nie musisz zaraz się zmieniać o sto osiemdziesiąt stopni. Nie zachowujesz się jak ty, tylko jak jakaś marna podróbka Ciebie. Normalnie nie myślałbyś o tym co było i co powinniśmy, tylko...

- Nie zależy mi tylko na seksie, Rox. Nigdy nie zależało tylko na nim, nie kiedy byłem z tobą – zeszłam z jego kolan, siadając obok. Sięgnął po moją dłoń. – Nie chcę cię stracić. Kocham Cię, Roxanne.





Hey, Hi, Hello!

Małe info! Do końca zostało 1-2 rozdziały plus epilog :) Wiem, że pewnie chciałybyście aby ta historia ciągnęła się trochę dłużej, ale fabuła, która planowałam od początku, legła w gruzach gdzieś przy 8 rozdziale, a później ta przerwa, więc tak jakoś wyszło. Mam nadzieje, że rozumiecie :)

Lov U♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro