10. With you it's different...
Było przed północą, a większość z nas, była już nieźle napita i nie przestawaliśmy pić dalej. Każdy z nas trzymał w dłoniach butelkę z piwem, bądź kieliszki z wódką opijając urodziny blondyna, które w zasadzie zaczną się dopiero za jakieś dwadzieścia minut, mniej więcej.
Tak jak zaproponowałam wcześniej, rozpaliliśmy ognisko wokół którego teraz siedzieliśmy. Megan nawiązała dziwną i niezbyt zrozumiałą rozmowę z Luke'iem, za to po drugiej mojej stronie siedział Calum, który przypatrywał się morderczym wzrokiem Nathanowi, który w najlepsze rozmawiał z Ashtonem i Alice. Rozglądając się dalej napotkałam świdrujące mnie spojrzenie zielonych tęczówek. Kiwną lekko głową w stronę domu, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- Idę po piwo – powiedział wstając.
- Weź mi.
- I mi.
- Ja też ch...
- Kurwa czy ja wyglądam jak kelnerka?- burknął.
- Pomogę Ci, przy okazji skoczę do łazienki – powiedziałam podnosząc się i otrzepałam spodenki. Dogoniłam go i razem weszliśmy do środka domu. Ledwie drzwi się za nami przymknęły, a poczułam jego dłonie na biodrach. Odwrócił się w moja stronę i od razu wpił się w moje usta. Uśmiechnęłam się od razu oddając pocałunek i objęłam ramionami jego kark. Zrobiłam krok do tyłu, prowadząc go za sobą i tak jakoś znaleźliśmy się w kuchni. Uniósł mnie sadzając na blacie i stanął między moimi nogami, którymi objęłam go na wysokości bioder. Ani na chwilę nie oderwaliśmy się od siebie, a nasze języki toczyły przyjemną gonitwę. Dreszcze rozeszły się przez moje ciało, kiedy jego dłonie znalazły się pod moją bluzą. Przesunął opuszkami palców po moich plecach, a ja mruknęłam wprost w jego usta. Zaśmiał się cicho zakańczając nasz pocałunek. Zaczął scałowywać moją szyję. – Mikey... - westchnęłam. – Ktoś może tu... przyjść.
- Mam to gdzieś.
- Oh naprawdę? Więc idź i powiedz o wszystkim Ashtonowi – odsunął się ode mnie trochę i spojrzał na mnie.
- Chcesz żeby mnie zabił?
- Więc jednak nie masz tego gdzieś.
- Okay, powiem mu – odwrócił się i skierował w stronę wyjścia.
- Stój, stój, stój! – szybko zeskoczyłam na podłogę i podbiegłam do niego, łapiąc za nadgarstek. – Stój – powtórzyłam.
- Jeszcze przed chwilą twierdziłaś, że...
- Jak już mieliby się dowiedzieć, to lepiej na trzeźwo, nie uważasz?
- Może i masz rację, teraz by mnie zabił – mruknął.
- Kto? – spojrzeliśmy na siebie, a później w stronę drzwi, w których stał Luke. Momentalnie puściłam dłoń bruneta. – Boisz się Ashtona? W zasadzie masz rację, urwie Ci jaja jak się dowie.
- Co? – zapytał.
- Pamiętasz, że jak się najebałeś wtedy w barze, to wszystko mi wyśpiewałeś? – uniósł jedną brew patrząc na kumpla. Patrzyłam z niedowierzaniem to na jednego, to na drugiego. – Czyli jednak nie pamiętasz? – zaśmiał się. – Może nie pij za dużo, bo jeszcze mu powiesz o słowo za dużo.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś?
- Mam się Ciebie pytać czy pamiętasz co mówisz? Serio? Ale spokojnie, nic mu nie powiem. To wasza sprawa, ja się w to nie mieszam – patrzyłam na Michaela, który chyba wyczuł mój wzrok na sobie. Odwrócił się w moją stronę.
- Co?
- Jesteś tak cholernie nieodpowiedzialny – blondyn zaczął się śmiać.
- Ustaliliśmy to już kiedyś – przewróciłam oczami.
- Sama mu to powiem – Luke natychmiast się zamknął, a Michael patrzył na mnie jakby miał zaraz zejść na zawał. – Teraz – dodałam i skierowałam się do wyjścia. Poczułam jak łapie mnie za nadgarstek.
- O nie, nie, nie. Wytrzeźwiej – prychnęłam.
- Masz tydzień – burknęłam i skierowałam się do kuchni, w końcu przyszliśmy tu po piwo. Otworzyłam lodówkę i zaczęłam wyjmować szklane butelki. Słyszałam coś na wzór krótkiej wymiany zdań, a później kroki. Zamknęłam lodówkę i poczułam dłonie na biodrach. Odwrócił mnie w swoją stronę.
- Jesteś zła?
- Nie.
- Nie zachowuj się jak typowa baba.
- Dupek – mruknęłam, dźgając go lekko palcem w klatkę piersiową. – Tak, jestem zła. Skoro boisz się konfrontacji z moim bratem, to chociaż naucz się trzymać język za zębami, kiedy się napijesz.
- To Luke.
- Bo to wszystko wyjaśnia. Ciesz się, że jest dobrym kumplem.
- Nie bądź zła Rox – pochylił się i musnął moje usta, a przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze, znowu. Uwielbiałam i nienawidziłam, za razem, sposób w jaki na mnie działał. Oddałam pocałunek, który od razu pogłębił. Złapałam dłońmi jego koszulkę, a on objął mnie ramionami, przyciągając bliżej siebie. Wsunął dłonie do tylnych kieszeni moich spodenek, a z moich ust wydobyło się westchnięcie. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Odsunęłam się od chłopaka i oboje spojrzeliśmy w stronę wejścia do kuchnie gdzie stała Megan, przyglądając się nam z niedowierzaniem.
- To chyba jakaś kpina – powiedziała wycofując się. Wyminęłam bruneta i pobiegłam za nią.
- Megan! – zawołałam, ale zdążyła już opuścić dom. Poszłam w jej ślady. – Meg no! Do cholery porozmawiaj ze mną!! – zatrzymała się. W tej chwili miałam gdzieś, że zwróciłam uwagę innych na naszą dwójkę.
- Nie. Znosiłam już twoich dziwacznych, popierdolonych chłopaków, ale to już przegięcie! Jak mogłaś mi to zrobić?! Zniosłabym, wszystko, ale on? Naprawdę?!
- Ale o co chodzi? – usłyszałam Caluma. Spojrzałam w stronę ogniska. Przyglądali się nam uważnie. Spojrzałam na blondynkę, która posłała mi drwiący uśmiech.
- Ashton nie ma bladego pojęcia, prawa? Świetnie to wykombinowałaś, razem w pokoju i w ogóle. Że też się nie zorientowałam, że coś jest na rzeczy.
- O czym ty bredzisz? – usłyszałam brata.
- Otóż mój drogi, twoja kochana siostrzyczka i mój popierdolony braciszek są razem!
- Co?
- Lizali się w kuchni – rzuciła.
- Clifford! – wydarł się patrząc w stronę domu, a ja odwróciłam się. Chłopak szedł w moją stronę.
- Daj spokój – usłyszałam Alice, która złapała go za ramię, ale zaraz je wyrwał. Skierował się w naszą stronę, niemal mordując wzrokiem bruneta. Stanęłam przed nim, zatrzymując go.
- Stój – warknęłam.
- Dziewczyna musi Cię bronić? – zakpił. – Roxanne odsuń się.
- Nie, wysłuchasz mnie. I spójrz na mnie do cholery, kiedy do Ciebie mówię! Mam tego dość! To, że jesteś moim bratem nie daje Ci prawa decydować o tym z kim mogę się spotykać, a z kim nie. Nawet jeśli to twój przyjaciel!
- O nie, ja właśnie straciłem przyjaciela.
- Jesteś idiotą – warknęłam.
- Nie będziesz się z nim spotykać.
- Będę, czy Ci się to podoba, czy nie.
- Nie, nie będziesz.
- Zmuś mnie – widziałam jak się napina.
- Ashton uspokój się – jego dziewczyna stanęła obok nas. – Roxy ma rację – prychnął.
- Wracamy do domu – powiedział.
- Co?
- Wypiłaś raptem jedno piwo, kilka godzin temu. Możesz prowadzić – burknął. – A ty – złapałam mnie za nadgarstek. – Jedziesz z nami.
- Nigdzie nie jadę – wyrwałam mu rękę. – Jesteś popierdolony. Jak masz kompleks siostrzyczki to się lecz, a ode mnie się odwal! – wykrzyczałam mu prosto w twarz.
- Nie będę prowadzić po nocach – powiedziała Alice. – Dobrze się zastanów nad swoim zachowaniem Ashton, bo możesz stracić nie tylko siostrę i przyjaciela – powiedziała zła i skierowała się w stronę domu. Zamrugał kilkukrotnie.
- Ali! – zawołał za nią. – A z tobą jeszcze nie skończyłem – wskazał na Michaela i poszedł za dziewczyną.
- Się porobiło... - westchnął Calum.
- Rox – spojrzałam na niego. Pokręciłam przecząco głową. Potrzebowałam spokoju. Musiałam pomyśleć. Skierowałam się w stronę jeziora.
Siedziałam na pomoście już jakiś czas obserwując słabo oświetloną taflę wody. Miałam mętlik w głowie. Wiedziałam, że Megan nie spodobałoby się to, ale nie sądziłam, że od razu wygada mojemu bratu. Z drugiej jednak strony, nawet trochę ją rozumiałam i nie mam jej tego za złe, nawet jeśli Mike nie miał problemu z zaakceptowaniem tego, że kręci z jego kumplem. Tak, to pomiędzy nią a Calumem będzie czymś poważnym. Jak tylko stąd wyjedziemy, a ona zerwie z Nathanem.
Słyszałam czyjeś kroki. Westchnęłam jedynie głośno.
- Czego chcesz Michael? – zapytałam, kiedy usiadł obok mnie.
- Ashton kłóci się z Alice, są w domu, a słychać ich nawet na zewnątrz.
- To idiota.
- W zasadzie to go rozumiem.
- Znowu to mówisz. Co rozumiesz? – spojrzałam na niego.
- Już Ci mówiłem, że jestem beznadziejną partią na faceta. Nie jestem ani odpowiedzialny, ani nie pracuję. Głównie liczy się dla mnie dobra zabawa. To chyba logiczne, że nie chce abyś była z kimś takim. Chyba każdy starszy brat wolałby aby jego siostra była z kimś poukładanym.
- Co ty usiłujesz powiedzieć? – przyglądałam mu się z ostrożnością. – Jeszcze niedawno twierdziłeś, że ze mną jest inaczej.
- Jest, bo coś do Ciebie czuję, ale od tak się nie zmienię.
- Czy ty chcesz to zakończyć? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Westchnął jedynie. – Tchórz – rzuciłam wstając. – Nawet mu się nie postawiłeś. Słowem się nie odezwałeś. A ja głupia się w tobie zakochałam.
- Rox ja...
- Pierdol się Clifford i nie waż się do mnie odzywać. To ostatnie godziny, w których musimy na siebie patrzeć – warknęłam i skierowałam się w stronę domu. Poczułam zbierające się łzy, które zaraz pojawiły się na moich policzkach. Przetarłam je szybko dłonią, ale to nic nie dało. Było ich tylko coraz więcej.
- Roxy? – spojrzałam w stronę ogniska, gdzie siedział Calum, Megan, Luke i Nathan.
- Odwalcie się ode mnie wszyscy – warknęłam i pobiegłam do domku. Wbiegłam szybko po schodach na piętro.
- Roxanne! – odwróciłam się w stronę blondyna. –Czy ty pł...
- Zadowolony jesteś z siebie?! – warknęłam.
- Zrobił Ci coś? Ja zaraz...
- Co? Zrobisz mu coś?! Pobijesz?! Bo zrobił to czego chciałeś?! Zakończył to, za nim w ogóle zaczęło się na dobre! Zadowolony jesteś z siebie?! - nie odzywał się, tylko patrzył na mnie.
- Gratulacje Ashton, dzięki tobie twoja siostra ma złamane serce. Możesz sobie pogratulować - mruknęła Alice, która podeszła do mnie. - Chodź - złapała mnie za rękę i poprowadziła do któregoś z pokoi.
Wiem, że mnie tu długo nie było i przepraszam was za to bardzo, ale kompletnie nie miałam weny na tę historię.
Postaram się ją kontynuować w najbliższym czasie :)
Lov U♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro