epilog
Płuca pełne stresu
Wśród leśnych myśli
Pnącza szalone
Umysły wiążą
Wspomnień uczone
A my w nich tkwimy
W nich my sami
Ja Kuba Grzesio
Pod nicości pelerynami
Droga uczonym
Prostą wyprawą
Znaki drogowskazy
Ozdobą niemrawą
A szum i światło
Lasem niesione
Stać się musiało
I stało domem
Krzyczeli długo
A warkot przyrody
Tłumił zachcianki
Wstępnej niezgody
Bo to co z nami
W tańcu utkwiło
Weszło pomiędzy
Oczy wlepiło
Każdy z uśmiechem
Głosu nie włączył
To dość ryzykowne
Ten starzec tak skończył
Patrzyłem w górę
A on tak szczekał
Jak on się zabił
Księżyc krwią ociekał
Tak się zaczęło
Bez kasku na głowie
Stawiali kroki
Nowe i nowe
Drobne ostrzeżenia
Listy bez adresu
Kto by się spodziewał
Płuca pełne stresu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro