Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIV (III cz.) - Dopóki su­mienie pa­mięta, wi­ny nie zapomnisz

Victoria

Uwięziona między jawą a snem, niezdolna uciec, traciłam samą siebie. Wspomnienia i etapy mojego życia przelatywały mi przed oczami i odpływały gdzieś w dal, ginąc w bezkresie niepamięci. Chciałam krzyczeć, bardzo chciałam, kopałam i szarpałam się, wymachując rękami i rozcapirzając palce, ale żadna siła nie mogła sprawdzić, by wróciły. Tylko jedna, jedyna postać wryła mi się w pamięć. Ciemne włosy, szare oczy. Chłopak z pozoru łagodny, który okazał się być potworem. Żylasty chłopak, którego tak nienawidziłam, że mój umysł i moje serce nie mogły go zapomnieć. Teodor Nott.

Białe światło pojawiło się w moim umyśle i poraziło mnie. Cień wspomnień pozostał w mojej głowie, znikając tak szybko, jak się pojawił. Moje myśli krążyły wokół zemsty, a moja pamięć była niczym pusta kartka.

Gdzie jestem?

Błądziłam korytarzami własnego umysłu, szukając odpowiedzi na dręczące mnie pytania.

Co się dzieje?

Mijałam setki drzwi, ale żadne nie chciały się otworzyć i odsłonić przede mną swojej tajemnicy.

Dlaczego to się dzieje?

Parłam do przodu, poszukując jakiego znaku, czegokolwiek. Na marne.

Dajcie mi wskazówkę!

Wysiliłam swój umysł, przetrząsając skrawki mojej pamięci w poszukiwaniu wskazówki. I znalazłam. Stalowo niebieskie oczy. Pozostało mi tylko jedno. Jedno zasadnicze pytanie.

Kim jestem?

Draco

Litości, obudź się!

Chodziłem gorączkowo po pokoju, co chwilę zerkając na leżącą na ziemi dziewczynę. Już od dobrej godziny była nieprzytomna. A jeśli coś poszło nie tak? Nachyliłem się nad nią i przyłożyłem rękę do szyi, szukając pulsu. Znalazłem go. Żyła. Odetchnąłem z ulgą, nie odrywając od niej wzroku. Była blada, a pod jej oczami pojawiły się cienie. Włosy, przy jasnej skórze wdawały się być czarne jak heban i lśniły w blasku ognia. Obudź się Vic! Potrząsnąłem dziewczyną, nie wiedząc już co robić. Podniosłem się z podłogi i odwróciłem od niej. Wtedy dopiero dostrzegłem nikły ruch. Wróciłem do poprzedniej pozycji w tym samym momencie, w którym zielone, nic nierozumiejące oczy Victorii odnalazły moje.

Victoria

Ten głęboki, jasny niebieski kolor wywołał u mnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony był ujmujący i szczery, z drugiej z kolei chłodny i surowy.

Powoli podniosłam się z podłogi, rozcierając obolały kark. Kucający obok mnie chłopak wciąż się we mnie wpatrywał. Niesforne blond włosy opadały mu na czoło. Był przystojny, musiałam to przyznać, ale jednocześnie czułam do niego nieuzasadnioną niechęć, która kazała mi na niego uważać.

- Nott - wyszeptałam, przypominając sobie twarz chłopaka, jego szare oczy i usta wykrzywione w szaleńczym uśmiechu - Nott.

- Ej spokojnie - powiedział nieznajomy, podnosząc ręce do góry i uśmiechając się lekko. Moja twarz pozostała kamienna - Pamiętasz, jak masz na imię?

- Nyks - wyszeptałam - Nemezis, Lyssa. Apate* - złapałam się za głowę, kołysząc się w przód i w tył - Ciemność, zemsta, szał, zdrada - pociągnęłam za włosy i poczułam, jak kilka ich pasem zostaje w mojej dłoni. Chwilę później moje ręce zostały unieruchomione.

- O czym ty mówisz? - zapytał chłopak, patrząc na mnie z niepokojem.

- To moje imiona - powiedziałam cicho, patrząc w podłogę - Ciemność. Taka jest moja dusza. Zemsta - to, czego pragnie. Szał. To właśnie tak się czuje. Zdrada - to w stanie jest zrobić, by osiągnąć cel - plątałam się w słowach, mówiąc szybko i niewyraźnie. Blondyn potrząsnął mną mocno.

- Nie. Masz na imię Victoria. Zwycięstwo. Urodzona, by jeszcze zwyciężać - rzucił, może trochę zbyt ostro. Imię, które wypowiedział było jak miód dla mojego serca. Z jednej strony było znajome, z drugiej kompletnie mi obce. Jednak miało w sobie moc, która sprawiła, że moje serce zaczęło bić szybciej.

- Victoria - powtórzyłam z uczuciem. Chłopak pokiwał głową - Kim jestem?

- Jesteś czarownicą - coś w moim umyśle zaskoczyło. Przecież doskonale o tym wiedziałam. Byłam czarownicą, uczyłam się w Hogwarcie. Jak mogłam o tym zapomnieć?

- Gdzie jest Nott? - poderwałam się szybko, nie zważając na zawroty głowy. Chłopak prychnął pod nosem - Coś ci się nie podoba? - zapytałam wojowniczo. Uśmiech rozjaśnił jego twarz.

- Po pierwsze, wątpię, żebyś wiedziała gdzie jesteśmy i jak odnaleźć się w tym budynku, skoro jeszcze przed chwilą nie pamiętałaś swojego imienia. Wstrzymaj się chwilę, musimy obmyślić plan działania - powiedział arogancko, odwracając się do mnie plecami. Warknęłam zniecierpliwiona i postukałam nogą w podłogę. Przez kolejne dziesięć minut blondyn opowiedział mi pokrótce wszystko, co powinnam wiedzieć. Razem wyszliśmy z pokoju, wędrując długimi korytarzami.

- Skąd wiesz dokąd iść? - podjęłam temat, rozglądając się dokoła i wsłuchując się w ciszę, szukając jakichkolwiek oznak obecności.

- Dokładnie opisałaś mi ten budynek, zanim straciłaś pamięć - wytłumaczył. To stwierdzenie o pamięci wcale mnie nie zdziwiło. Podczas naszej rozmowy powiedział mi, że wypiłam Eliksir Zapomnienia, ale nie wyjawił mi przyczyny tego co zrobiłam. Nie wgłębiałam się w ten temat. Musiałam mieć ważny powód, żeby go wypić. Wiedziałam tyle, ile było mi potrzeba. Znałam moje imię, cel i cały arsenał klątw i zaklęć - Tędy - szepnął, skręcając w prawo. Nagle zatrzymał się i cofnął gwałtownie. Spojrzał na mnie i wskazał palcem mężczyznę, stojącego tyłem do nas. Przeklęłam cicho i kierowana przeczuciem, sięgnęłam do swojego wysokiego buta. Jakie było moje zdziwienie, kiedy znalazłam w nim ładny, grawerowany sztylet, odpowiednio ostry by na przykład... podciąć komuś gardło. I to właśnie zrobiłam, zanim niebieskooki zdążył mnie powstrzymać. Szybko pokonałam dzielącą nas odległość i jednym sprawnym ruchem przeciągnęłam ostrzem po gardle mężczyzny. Nie przemyślałam jednak tego do końca, bo facet runął na mnie swoim całym ciężarem, prawie mnie przygniatając. Z pomocą blondyna, niezwykle milczącego, podniosłam się i razem zaciągnęliśmy ciało do małego schowka. Potem ruszyliśmy w dalszą drogę. Sztylet wrócił do mojego buta, a chłopak nie odezwał się już ani słowem. Chyba go zaszokowałam. Po drodze spotkaliśmy jeszcze kilka utrudnień, ale poradziłam sobie z nimi tak samo łatwo, jak za pierwszym razem.

- Gdzie tak właściwie idziemy? - zapytałam, kiedy cisza między nami zaczęła mnie irytować. Niebieskooki przez chwile myślał, zanim się odezwał.

- Do jego pokoju - powiedział cicho, rozglądając się na boki.

- Ten dom jest wielki. Nie zgubiliśmy się przypadkiem? - zapytałam tym samym tonem, idąc w jego ślady i odwracając się do tyłu. Korytarz był pusty.

- Nie mam pojęcia. Teraz w prawo czy w lewo? Kurwa mać! Mijaliśmy już ten cholerny ob... - przytknęłam palec do ust, słysząc hałas dobiegający z korytarza po prawej. Stłumiony odgłos kroków stawał się coraz głośniejszy. Wychyliłam się zza rogu i ujrzałam cztery postacie, zmierzające wprost na nas. Chwyciłam blondyna za ramię i pociągnęłam za szeroką kolumnę, przyciskając się do niego ciałem i zatykając mu usta dłonią. Wstrzymałam oddech, kiedy nieznajomi zatrzymali się przy naszej kryjówce.

- Musimy ich znaleźć do kurwy nędzy. Zabezpieczyliśmy dom, nie wyjdą stąd. Nott nas zabije, jeśli ich do niego nie przyprowadzimy - głosy zaczęły się oddalać, aż w końcu całkowicie przycichły.

Draco

Jej zapach, drażniący moje nozdrza. Jej twarz, delikatna jak płatki róży. Jej włosy, lśniące w blasku świec. Jej oczy, z malującą się w nich determinacją, wpatrzone prosto w moje. Jej usta, tak blisko moich. Jeden ruch, pochylenie się i mogę ich posmakować. CHCĘ ich posmakować. Jaka szkoda, że nie mogę.

Victoria

- A tak właściwie, to jak masz na imię? - zapytałam, kiedy ruszyliśmy w kierunku przeciwnym do tego, którym poszli nasi wrogowie.

- To nie jest w tym momencie ważne - odrzekł - Lepiej, żebyś nie wiedziała - mruknął, myśląc że nie słyszę. Popatrzyłam na niego chwilę, głęboko się nad czymś zastanawiając.

- Przypominasz mi smoka - powiedziałam w końcu - Nie pytaj dlaczego. Nie wiem. To takie moje pierwsze skojarzenie - kątem oka dostrzegłam uśmieszek malujący się na twarzy chłopaka. Może jednak byłam bliżej, niż myślałam? Znowu szliśmy w milczeniu, wzdrygając się na każdy pojedynczy dźwięk, który dobiegł naszych uszu. Miałam wrażenie, jakbyśmy kręcili się w kółko i chyba naprawdę tak było, bo już po raz pięćdziesiąty minęliśmy portret starszej, śpiącej czarownicy w śmiesznym kapeluszu. Nagle chłopak zatrzymał się.

- Popatrz - wskazał ręką na punkt oddalony od nas o niecałe dwa metry - Coś tam leży - bez chwili zwątpienia ruszył w tamtą stronę, nieprzejęty moimi sprzeciwami. Przystanęłam i w milczeniu obserwowałam jego poczynania. Nagle znikąd pojawiły się dwie odziane w czerń postacie i unieruchomiły go, nim zdążył zareagować. Szybko usunęłam się w cień, patrząc na to wszystko z przerażeniem. Jeden z mężczyzn warknął coś do drugiego i razem powlekli nieprzytomnego blondyna za sobą. Westchnęłam ciężko i ruszyłam za nimi.

Droga ciągnęła się w nieskończoność, korytarzami i schodami, w prawo i w lewo. Zdałam sobie sprawę, że szukaliśmy tam, gdzie nie trzeba. Nasz cel znajdował się w części domu, którą kompletnie ominęliśmy. No cóż. Było blisko. Mężczyźni zawlekli chłopaka i zamknęli go w jakimś pomieszczeniu i ruszyli dalej, by już po chwili wejść do wielkiej jadalni - głównego pomieszczenia. Rzuciłam na siebie zaklęcie kameleona i wślizgnęłam się do sali za nimi. Przy stole siedziało kilkadziesiąt osób, wszystkie ubrane w czarne szaty, a miejsce honorowe zajęła szukana przeze mnie osoba. Teodor Nott, we własnej osobie, patrzący na wszystkich z wyższością. Na moją twarz wpłynął wyraz szczerej nienawiści. Nie mogłam się jednak zdradzić, więc cierpliwie przycupnęłam w rogu i nasłuchiwałam.

- Znaleźliśmy chłopaka, ale po dziewczynie ślad zaginął - odezwał się jeden z obecnych. Jego twarz była znajoma i w głowie zaświtało mi jego nazwisko. Yaxley.

- Spokojnie. Dom zabezpieczony jest zaklęciami, nie wyjdzie stąd za żadne skarby. Rozdzielcie się i poszukajcie jej. Jeśli ją znajdziecie, przyprowadźcie czym prędzej do mnie. Żywą - podkreślił i machnął ręką, a jego współtowarzysze opuścili salę. Szarooki podniósł się powoli z krzesła i ruszył w moją stronę.

- Moja droga Victorio, myślisz, że zaklęcie kameleona ukryje cię przede mną? - zaśmiał się i unieruchomił mnie, zdejmując czar. Już nie byłam niewidzialna.

- Oh pierdol się, Nott - warknęłam, próbując się ruszyć, co wywołało u niego jeszcze większy śmiech.

- Taka ładna, a taka głupia. Jaka szkoda. Najpierw skończę z twoim kochasiem, a później zajmę się tobą - syknął, zaciskając szczęki. Zaczął powoli się do mnie zbliżać. Skupiłam się i odszukałam swój żywioł, pozwalając mu wyjść na powierzchnię. Po chili koszulka Notta stanęła w ogniu. Jego uwaga skupiła się na ogniu, a jego zaklęcie unieruchamiające zniknęło. Rzuciłam się do wyjścia, rzucając przez ramię zaklęcia, które przyszły mi do głowy. Wybiegając z sali słyszałam jego głośny śmiech i zapewnienie:

- Uciekaj Cassidy, uciekaj. I tak cię złapię - wybiegłam z jadalni i skierowałam się do pomieszczenia, w którym zamknięto mojego towarzysza.

- Bombarda Maxima! - wrzasnęłam i skuliłam się, kiedy drzwi i pobliska ściana runęły, odsłaniając mi wejście. Przy ścianie siedział blondyn i patrzył na mnie z niemałym szokiem.

- Chodź! Nie mamy czasu! - krzyknęłam i potykając się o gruzy i nie oglądając za siebie popędziłam schodami na górę. Usłyszałam jak chłopak podnosi się i rusza za mną. W biegu rzucałam zaklęcia, od zwykłych Drętwot do tych Niewybaczalnych. Nie czułam się winna. Ci ludzie chcieli zabić nas. Ja ich tylko ubiegłam. W końcu musiałam się zatrzymać, bo przede mną wyrosło pół tuzina mężczyzn, każdy z uniesioną różdżką. Poczułam jak blondyn na mnie wpada. Odwróciłam się, aby pobiec w drugą stronę, ale to nie było możliwe, bo i stamtąd otaczali nas nieprzyjaciele. Uśmiechnęłam się szelmowsko do chłopaka.

- Złap mnie za rękę - szepnęłam. Bez sprzeciwu wykonał moje polecenie. Dyskretnie skierowałam różdżkę w dół i wyszeptałam zaklęcie. Podłoga zarwała się pod nami i zleciliśmy piętro w dół, chociaż na chwile bezpieczni. Biegłam przed siebie, nie zwracając na nic uwagi. Nie zauważyłam nawet tego, że od dobrych kilku minut mój towarzysz nie biegnie ze mną. Zatrzymałam się gwałtownie i rozejrzałam dokoła. Pusto. Zaklęłam brzydko. W korytarzu rozbrzmiał tak dobrze znany mi głos. No oczywiście, że mam iść do sali. Ruszyłam przed siebie, ale zaraz zatrzymałam się. Do głowy wpadł mi pewien pomysł, głupi, bo nawet nie znałam tej osoby, no ale cóż. Nauczyłam się, ze moja intuicja nigdy się nie myli. Machnęłam różdżką, szepnęłam kilka słów i ruszyłam dalej.

Draco

Siedziałem w jadalni, przy ścianie, związany niewidzialnymi linami i modliłem się, żeby Victoria nie postanowiła mnie ratować. Oh, ja głupi. Oczywiście, że tu przyjdzie. Nagle wszystko, co mogło, zapaliło się. Śmierciożercy poderwali się, krzycząc i miotając się po pomieszczeniu. Temperatura wzrosła o kilkanaście stopni i kropelki potu zaczęły kapać z mojego czoła. Nagle ogień zniknął, pozostawiając po sobie tylko dymiące się szczątki mebli i... ludzi. Ocalała część zbiła się w grupkę i rozglądała się z niepokojem na boki. Uśmiechnąłem się, kiedy drzwi się otworzyły. Wróciła.

Victoria

Weszłam do sali, wzbijając w powietrze chmurę popiołu. Za mną do pokoju wpadli nieznani mi ludzie, których wezwałam. Ich twarze były znajome, oni znali mnie, ale ja za nic w świecie nie mogłam ogarnąć, kim są. Ale przybyli, najszybciej jak potrafili, a to wszystko dzięki dziewczynie, której imię przypomniałam sobie na korytarzu. Aurorzy ruszyli na Śmierciożerców i w powietrzu śmignęły pierwsze zaklęcia. Nie obchodziło mnie to jednak. Moje oczy wpatrzone były w Teodora Notta, który stał spokojnie wśród walki czekając na mnie. Uśmiechnęłam się szeroko i uniosłam różdżkę.

- Przygotuj się na porażkę Nott - zaśmiałam się i rzuciłam pierwsze zaklęcie. Z łatwością je odbił, rzucając zaraz potem kolejnym. W miarę naszej walki posuwałam się do przodu, bliżej niego, aż w końcu skoczyłam do przodu i korzystając z jego zdziwienia zamachnęłam się i przygrzmociłam mu z całej siły w twarz. Zachwiał się lekko. Poczułam kopniaka i upadłam na ziemię, przygnieciona jego ciężarem. Na chwilę straciłam oddech i zobaczyłam mroczki przed oczami. Wzięłam się jednak w garść i zrzuciłam go z siebie całą siłą mojej woli. Splunęłam krwią i odsunęłam się jak najdalej, ale nie zdążyłam uciec, bo Nott złapał mnie za włosy i pociągnął, sprawiając, że znowu upadłam. Moja pięść natrafiła na jego nos i z satysfakcją usłyszałam trzask. Teodor przytrzymał moją rękę, w której trzymałam różdżkę i przygwoździł ją do podłogi. Uśmiechnął się paskudnie i przystawił swoją różdżkę do mojego gardła. Lewą ręką sięgnęłam do swojego buta i wyciągnęłam z niego sztylet, ukrywając go przed wzrokiem Notta.

- I co powiesz na to, Cassidy? - zapytał chłodno, przyciskając patyk jeszcze mocniej do mojej skóry - Przegrałaś. Nareszcie cię wykończę - wysyczał. Splunęłam mu w twarz.

- Jesteś tego taki pewny? - warknęłam, po czym zamachnęłam się i z całej siły wbiłam ostrze w jego bok. Jego wrzask rozszedł się echem po pomieszczeniu. Zrzuciłam go z siebie i szybko wstałam, odsuwając się jak najdalej i wyciągając przed siebie różdżkę. Popatrzyłam chłodno na zgiętego w pół Notta, trzymającego się za bok i próbującego wyciągnąć z niego sztylet.

- To twój koniec Nott - zagrzmiałam i pozwoliłam mojemu żywiołowi opanować moje ciało. Stojący naprzeciw mnie mężczyzna stanął w płomieniach. Nie czerwonych, nie pomarańczowych. Ogień, który trawił jego skórę miał kolor fioletowy. Kolor zemsty. Po chwili sprawy potoczyły się szybko. W jednej chwili Nott trzymał się za bok, w drugiej wyciągnął sztylet i rzucił go prosto we mnie. Później upadł na podłogę i zaczął miotać się w konwulsjach, wydając z siebie ostatnie tchnienie. W powietrzu rozszedł się zapach palonej skóry. Chciałam się ruszyć, ale nie mogłam. Czułam się, jakbym wrosła w ziemię. Poczułam ukłucie bólu, a po sali potoczył się krzyk. Po chwili uświadomiłam sobie, ze dobiegł on z moich ust. Spojrzałam na dół, na swoją pierś, w której po rękojeść zanurzony był mój własny sztylet. Ten sztylet, którym własnoręcznie zrobiłam dziurę w boku martwego już Notta. Upadłam na kolana, tracąc wszystkie siły. Uśmiechnęłam się trochę nieprzytomnie, kiedy podszedł do mnie blondyn z niepokojem wypisanym na twarzy.

- Victoria? To już koniec. Wszystko w porządku? - zapytał. Z cichym sapnięciem wyciągnęłam sztylet ze swojego ciała i odrzuciłam go na bok. Z głośnym brzdękiem upadł na ziemię. Pochyliłam się i zwymiotowałam krwią. Chłopak podbiegł do mnie i chwycił w ramiona, podwijając moją bluzkę i szukając rany. Jak przez mgłę zobaczyłam wielką, ziejącą czerwienią dziurę w mojej piersi. Moje oczy napotkały te stalowo niebieskie, w których ujrzałam przerażenie i panikę. Zanim zemdlałam, usłyszałam tylko ciche słowo 'Przepraszam'.

Draco

Kiedy Blaise zabrał nieprzytomną Victorię z moich ramion, poczułem lekkie zawroty głowy. Oparłem się o ścianę i zsunąłem w dół, czując narastający ból nad lewym okiem. Nagle moją głowę przeszył ostry blask, a wspomnienia zaczęły napływać jedno po drugim. Od ich ilości zabolało mnie dosłownie wszystko. Opadłem bezwładnie na podłogę, a chłód posadzki minimalnie zmniejszył moje cierpienia. Nie wiedziałem co się dzieje, dopóki to wszystko się nie skończyło. W końcu mogłem się podnieść i pomyśleć o tym wszystkim racjonalnie. Oczywiście, ze wiedziałem o co chodzi. Teodor Nott zginął. A ja w końcu odzyskałem swoje utracone wspomnienia.

Victoria

Nieznośny ból w piersi zmusił mnie do otworzenia oczu. Pierwsze co ujrzałam, to twarze moich przyjaciół, wpatrujące się we mnie z lekkim niepokojem.

- Blaise - wychrypiałam na widok mojego kuzyna. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad czymś - Podaliście mi antidotum - wyszeptałam z wyrzutem. Pokiwali głową, ale nic nie powiedzieli.

- Wiemy o wszystkim - powiedział poważnie Zabini - o klątwie, o twoich próbach zabicia się - podniosłam się gwałtownie do pozycji siedzącej, ignorując ból przeszywający moją klatkę piersiową.

- Który jest dzisiaj? - mój głos ociekał przerażeniem.

- Piętnasty luty - odpowiedziała Ginny. Moje oczy rozszerzyły się w zdumieniu - Nie wiemy, jak to się stało - uprzedziła moje pytanie - Ty po prostu, leżąc tutaj byłaś żywa. Oddychałaś. Nikt nie wie, jak to możliwe, skoro teoretycznie powinnaś być martwa kilka dni temu - pokiwałam głową, z niedowierzaniem. Był tylko jeden sposób, aby zdjąć klątwę. A przecież..

- Gdzie jest Draco? - zapytałam. Moi przyjaciele popatrzyli na siebie niepewnie.

- On... Victoria. Po śmierci Notta odzyskał swoje wspomnienia, te, które Teodor mu wymazał - moje serce stanęło.

- Jest na zewnątrz? - moja nadzieja była żałosna. Pansy pokręciła głową.

- Vic on.... On wyjechał.

Macie całe 2756 słów! Stawiacie mi pizzę :D A tak serio, to już ostatni rozdział, został nam już tylko epilog i co.. Żegnamy się z Vic i Draco. Zapraszam do czytania, kocham Was. xoxo

* Imiona greckich bogiń, kolejno: Nyks - ciemność, Nemezis - zemsta, Lyssa - szał, Apate - zdrada

"Bo­gowie grają w kości i uwal­niają miłość z okowów. Jej siła może tworzyć i niszczyć - w za­leżności od kierun­ku, w ja­kim po­wiał wiatr, gdy wychodziła z niewoli".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro