Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VII (II cz.)

Kayden

Po tym, jak Ellie wyszła między nami zapanowała cisza. Kiedy zaczęła robić się krępująca, postanowiłem ją przerwać.

- Może zaczniemy od początku? Jestem Kayden Innes - kiedy dowiedziałem się, kim jest przyjaciółka Ellie wszystko zaczęło mieć dla mnie sens. Mroczny Znak wypalony na ramieniu, zielone oczy i blizna na twarzy. Ale skąd do cholery wzięły się niebieskie włosy? Victoria uścisnęła moją dłoń, a ja starałem się zignorować dreszcz, który przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa, kiedy jej ciepła skóra dotknęła mojej. Ta dziewczyna działała na mnie jak żadna inna, chociaż znałem ją dopiero od dziesięciu minut, a początek naszej znajomości nie był zbyt przyjemny. Zrobiło mi się głupio, przez to, że od razu na nią naskoczyłem. Wiedziałem, co przeszła. Z resztą, każdy wiedział. Dziewczyna z ognia, która skopała śmierci dupę i wróciła w wielkim stylu. Dziewczyna, która straciła wszystko, rodzinę, nawet ukochanego. Tak. Miesiąc po jej śmierci Prorok trąbił o ślubie Draco Malfoya i Astorii Greengras. Skurwiel. Victoria była sławna w świecie magii, a wszystko zaczęło się od uratowania Pottera. Podziwiałem ją za to poświęcenie. Nie każdy byłby zdolny do takich rzeczy. Kiedy po tym, co powiedziałem jej ręce stanęły w ogniu, a oczy zapłonęły czerwienią myślałem, że rozwali moje studio. Ale nie, ona bez słowa wyszła, roztaczając niesamowity blask. Błysk bólu w jej oczach sprawił, że poczułem się jak ostatni chuj. Nie powinienem oceniać jej po pozorach. Postanowiłem więc naprawić swoją gafę - Przepraszam za tamto, ja..

- Możemy zaczynać? - przerwała mi chłodno, zdejmując kurtkę i odsłaniając ramiona. Taak, ta dziewczyna miała charakterek. Miała na sobie czarny podkoszulek, który idealnie opinał jej piersi. Cholera. Nie chce współpracować? To nie, jej problem. Ubrałem swoją maskę obojętności, mając nadzieję, że nie zauważyła w moich oczach rozczarowania.

- No pewnie, księżniczko - rzuciłem zimno i odwróciłem się, zostawiając ją samą. Jak chce tatuaż, to niech przywlecze tutaj swój seksowny tyłek. Zaprowadziłem ją do swojej pracowni. Na środku pomieszczenia stał fotel, a w kącie biurko, na którym porozwalane leżały moje prace. Usiadłem na krześle, a ona zajęła fotel. Patrzyła na mnie z chłodną obojętnością. Wkurzało mnie to. Ona cała była taka... zimna. Jakby pozbawiona ludzkich uczuć. Obojętna na wszystko wokół. Jak kamień.

- No więc co mam ci wytatuować? Serduszko czy kwiatek? Pewnie na nadgarstku, albo w jakimś innym chujowym miejscu - rzuciłem, unosząc jedną brew. Nie uśmiechnęła się. Cholera.

- Daj mi kartkę i ołówek - rzuciła. A co ja jestem? Służący? Jej zachowanie tylko potwierdzało to, jak bardzo jest zepsuta. Musiałem wykonać swoją pracę, więc posłusznie podałem jej przedmioty. Podeszła do biurka, stając niebezpiecznie blisko mnie. Od razu ogarnął mnie jej obezwładniający zapach. Patrzyła chwilę na ołówek, marszcząc brwi.

- Nie ten. Daj mi 8B - mruknęła, a mnie ogarnęło zdziwienie. Taka bogata, rozpuszczona panienka zna się na mugolskich ołówkach? Otworzyłem szufladę i wyciągnąłem z niej odpowiedni ołówek. Przycisnęła narzędzie do kartki i zaczęła rysować. Nie mogłem dostrzec co to, ale nie wychyliłem się, by zerknąć jej przez ramię, bo wyszłoby na to, że jestem ciekawy. A nie byłem. No może troszeczkę. Dobre pół godziny nie przerywała swojej pracy. W końcu oderwała ołówek od kartki i spojrzała na swoje dzieło. W końcu podała mi je, a ja nie mogłem wyjść ze zdumienia. Na papierze widniał smok. I to nie jaki, a Czarny Hebrydzki. Z każdym detalem dopracowanym do perfekcji. Ależ ona potrafiła rysować.

- Gdzie? - zapytałem, a ona spojrzała na mnie, jakby to było oczywiste. Nie wytrzymam z nią.

- Plecy. Od lewej łopatki, na prawe udo - o kurwa. Ona będzie się musiała prawie całkiem rozebrać! Musiałem jej jednak przyznać, że rysunek był świetny. Naszkicowany tak, że zgadzał się z tym, co sobie zaplanowała. Będę musiał posiedzieć nad tym kilka godzin. Przynajmniej dostanę dużo kasy. Dla niej to pewnie nie ma znaczenia, najwyraźniej śpi na galeonach.

- Musisz się rozebrać - powiedziałem, a po chwili miałem ochotę się palnąć w głowę, za swoją głupotę.

- Naprawdę? Miałam zamiar zostać w ubraniu - parsknęła, a jej głos wręcz ociekał sarkazmem. Muszę uważać, co przy niej mówię.

- Chciałem ci przypomnieć, w razie gdybyś o tym nie wiedziała - rzuciłem wściekle, a ona uśmiechnęła się jadowicie.

- Wiem, że aż się palisz, żeby mnie zobaczyć bez ubrania, ale musisz się opanować. Inaczej uznam to za napastowanie i zgłoszę - ale jest bezczelna. Ale ja miałem na nią haka i postanowiłem to wykorzystać.

- Jeśli to zgłosisz, Potter w kilka chwil cię znajdzie. Tego chcesz? - zapytałem drwiąco. Zmarszczyła brwi i westchnęła.

- Jeżeli będę musiała znosić to twoje całe pozerskie gadanie przez cały czas, Potter będzie dla mnie zbawieniem - czy ona zawsze musi znaleźć jakąś odpowiedź? Odwróciłem się i bez słowa zacząłem szykować potrzebne narzędzia. W tym, że przegrałem tę słowną potyczkę utwierdził mnie jej cichy śmiech, brzmiący całkiem szczerze. Odwróciłem się i spojrzałem jej w oczy. Miały niesamowitą, szmaragdową barwę. Nigdy się z takimi nie spotkałem. Na twarzy Victorii nadal widniał uśmiech, a w jej oczach pojawiły się wesołe błyski.

- Mam cię - rzuciła i zdjęła bluzkę, nie przejmując się tym, że patrzę. Mimo woli zarumieniłem się lekko, co pewnie nie umknęło jej uwadze. Po bluzce przyszedł czas na spodnie. Przekląłem się w duchu. Co mogę zrobić, kiedy stoi przede mną półnaga, seksowna laska? No oczywiście tatuaż. Odwracając się do mnie tyłem zdjęła stanik i położyła się na fotelu, który uprzednio wyprostowałem. Podszedłem do niej.

- Zanim zacznę muszę się upewnić. Zapalisz się, kiedy poczujesz ból? Bo bardzo lubię swoje studio - rzuciłem żartobliwie, nachylając się nad nią. Jej dźwięczny śmiech odbijał się echem po pomieszczeniu. Odwróciła się w moją stronę, a na jej ustach wykwitł przepiękny uśmiech. Zdecydowanie częściej powinna się uśmiechać. Wyglądała wtedy bardziej jak człowiek, nie jak rzeźba greckiej bogini, wyryta w marmurze. Zawsze zimna i obojętna.

- Nie, takie sytuacje zdarzają się tylko w łóżku - rzuciła, a ja uśmiechnąłem się szeroko.

- Może kiedyś to sprawdzę? - zapytałem, poruszając brwiami. W jej oczach coś błysnęło.

- Chyba w snach - odpowiedziała i odwróciła się.

- A żebyś wiedziała - mruknąłem cicho, tak, by nie usłyszała. Ta dziewczyna była tu dopiero od godziny, a już wykańczała mnie psychicznie. Złapałem sprzęt do tatuowania w lewą rękę i nachyliłem się nad jej plecami. Moje oczy rozszerzyły się w zdumieniu. Jej nieskazitelną skórę pokrywała siateczka blizn. Niektóre były cienkie, ledwo widoczne. Inne z kolei były wielkie i poszarpane, niekiedy ciągnące się przez całą długość pleców. Nie mogąc się powstrzymać, przejechałem palcem po jednej z nich. Victoria zadrżała pod wpływem mojego dotyku.

- Skąd te blizny? - zapytałem cicho, bojąc się, że mój głos odmówi mi posłuszeństwa. Wzdrygnęła się, pewnie na wspomnienie sytuacji, w których powstały.

- Widzisz te cienkie, prawie niewidoczne? Jest ich więcej. To Sectumsempra. Ironia, że to właśnie Harry ją na mnie rzucił - zaśmiała się cicho. Znałem to zaklęcie aż za dobrze.

- Dlaczego? Przecież to twój przyjaciel - powiedziałem, nie mogąc się temu nadziwić.

- Czysty przypadek, nie wiedział, że to ja - rzuciła. Zmarszczyłem brwi.

- A te większe? - jej ciało zaczęło drżeć, a wzruszenie ścisnęło moje gardło. Co ona musiała przeżywać?

- Nieudany atak na Ministerstwo. Szpieg wydał Dumbledore'owi datę ataku, a on zdążył wszystkich ostrzec. Byłam za niego odpowiedzialna, więc to ja otrzymałam karę chłosty. Czarny Pan nie był litościwy, nawet dla mnie - powiedziała obojętnie, jakby to było nic. A nie było.

- Co się stało ze szpiegiem? - zapytałem ciekawie.

- Musiałam go zabić - stwierdziła, jakby to było czymś normalnym.

- Zrobiłaś to? - zapytałem, czując jak wielka gula rośnie w moim gardle.

- Nie

- Dlaczego? - zaśmiała się, bez cienia wesołości.

- Bo go kochałam - westchnęła cicho.

- Malfoy - wycedziłem, czując ogarniającą mnie złość. Dziewczyna przyjmowała przez niego karę chłosty, a on zrobił jej takie świństwo. Mruknęła coś pod nosem.

- Zaczynajmy - powiedziała już głośniej, a ja zabrałem się do roboty.

Victoria

Nigdy nie sądziłam, ze powiem aż tak dużo o sobie osobie, której kompletnie nie znam. Ale coś takiego było w tym chłopaku, coś, co pozwalało mi sądzić, że moje sekrety są u niego bezpieczne. Po chwili milczenia zabrał się do roboty, zaczynając od mojego lewego ramienia. Poczułam pierwsze ukłucie, które było niczym w porównaniu z bólem, który nosiłam cały czas w sobie. Moje rany dzisiaj na nowo się otworzyły, a ja nie miałam na to wpływu. Zaczynałam wierzyć, że nigdy nie zdołam ich wyleczyć.

- A tak właściwie - zaczął - dlaczego akurat niebieskie włosy? - zapytał ciekawie, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Przy nim czułam się jak człowiek. W jego studiu uśmiechnęłam się więcej raz niż przez ostatni miesiąc.

- Nie powiem ci, bo będziesz się śmiał - rzuciłam wesoło. Mruknął pod nosem.

- Wcale nie - odpowiedział jak małe dziecko. Mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.

- Pomyliłam farby do włosów - powiedziałam, a on, mimo że obiecał, wybuchnął głośnym śmiechem. Zmarszczyłam brwi w udawanym oburzeniu i walnęłam go wolną ręką w ramię.

- To wcale nie było śmieszne. Obiecałeś! - krzyknęłam.

- Ahahahha to wcale hahahahah nie jest śmieszne? Ahaahhahahaha - prychnęłam i pozwoliłam mu się wyśmiać, a potem zagoniłam go z powrotem do roboty - Wcześniej miałaś czarne włosy prawda? - zapytał a ja potwierdziłam.

- Zawsze miałem słabość do ciemnych włosów - rzucił żartobliwie.

- Ufff, to jednak dobrze, że mam niebieskie - odpowiedziałam i teraz to on mnie szturchnął. Zdusiłam śmiech. Potem wokół nas zapadła cisza, która wcale nie była krępująca. Po około pięciu godzinach tatuaż był gotowy, a ja stałam przed lustrem i wpatrywałam się w niego z fascynacją. Kayden wykonał kawał dobrej roboty. Wszystko było okej, dopóki nie zadał pewnego pytania.

- Dlaczego właściwie wstąpiłaś do Śmierciożerców? - zapytał, a ja momentalnie zesztywniałam. Wkroczył na niebezpieczny teren.

- Nie musisz tego wiedzieć - rzuciłam opryskliwie, a on zmarszczył w złości brwi.

- A może po prostu chciałaś to zrobić? To dla was arystokratów i ślizgonów takie podobne. Zawsze uciekacie i dołączacie do tej strony, która zwycięża - rzucił zimno, a ja poczułam gniew. Moje oczy zapłonęły czerwienią, a dłonie zacisnęłam w pięści, starając się opanować. Kayden cofnął się o krok, również wściekły.

- Nic o mnie nie wiesz. Ale wytłumaczę ci to, żebyś zaspokoił swoją wiedzę. Lord Voldemort porwał moich rodziców i przetrzymywał ich, a ja wstąpiłam do jego szeregów pod groźbą zabicia ich - jego oczy rozszerzyły się w zdumieniu, ale ja nie przerywałam - Później umarli na moich oczach, trzymałam moją matkę w ramionach, a ona była martwa - czułam, jak głos mi się łamie - Wątpię, żebyś wiedział, czym jest prawdziwy ból i strata bliskich. Nie przeżyłeś tego, co ja, więc nie oceniaj mnie.

- Victoria ja... - zaczął, ale szybko mu przerwałam.

- Myślałam, że jakoś się dogadamy, ale jak widać nie jest to nam pisane - po moich słowach zapadła cisza. Kiedy skończył smarować moje plecy maścią antybakteryjną wstałam i bez słowa się ubrałam. Nie podziękowałam mu.

- Rachunek daj Ellie, ona mi go przekaże - już miałam się teleportować, ale odwróciłam się do niego jeszcze raz - Myliłam się co do ciebie - spojrzał na mnie obojętnie.

- Ja też. Jesteś o wiele gorsza - z cichym trzaskiem teleportowałam się na Dublin Street.

To chyba najdłuższy rozdział, jaki dotychczas napisałam, więc mam nadzieję, że się Wam spodoba. Jak myślicie, co będzie między Vic a Kaydenem? Ściskam i całuję, misie kolorowe. xoxo



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro