Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział III (III cz.) - Ludzie mają ty­siące ma­sek, pot­wo­ry ty­siące twarzy

Victoria

Otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej, biorąc głęboki oddech i czując się, jakbym wciąż była w wodzie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale nie przypominało mi żadnego, w którym kiedykolwiek byłam. Chciałam się odkryć i trochę rozejrzeć, ale coś skutecznie uniemożliwiało mi odrzucenie kołdry. Była to blond głowa, spoczywająca po mojej prawej stronie. Reszta ciała Malfoya była wygięta pod dziwnym kątem i uznałam, że chłopak musiał usnąć czuwając przy moim łóżku. Ciepło rozlało się po moim wnętrzu, a ręka odruchowo powędrowała we włosy Dracona, tak jak kiedyś. Przeczesałam palcami jasne kosmyki, wpatrując się tępo w ścianę i rozprawiając o ich delikatności. Pewnie trwałabym tak jeszcze długo, gdyby nie chrząknięcie, prawie niedosłyszalne. Szybko cofnęłam dłoń i pewnie gdybym potrafiła, to bym się zarumieniła. Malfoy powoli podniósł głowę, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Obudziłaś się - powiedział beznamiętnie, zaciskając dłonie w pięści. Udałam, że nie obszedł mnie ton jego głosu.

- Spostrzegawczy jesteś - parsknęłam, wpatrując się w ścianę nad jego głową. Chłopak zmrużył oczy i wstał, kierując się w stronę wyjścia.

- A, jeszcze jedno - rzucił, odwracając się w moją stronę - twoja opieka może ci się hmmm... nie spodobać - wyszedł, zostawiając mnie w totalnym osłupieniu. O czym on do cholery mówił? Nie chcąc zawracać sobie teraz głowy, opadłam z powrotem na poduszki, wgapiając się w biały sufit. W końcu drzwi z powrotem się otworzyły, a do środka weszła.. No właśnie. Hermiona Granger we własnej osobie, z dokładnie taką samą szopą na głowie, jaką miała jeszcze w Hogwarcie. Jęknęłam, głośno wyrażając swoje niezadowolenie. Dziewczyna rzuciła mi tylko chłodne spojrzenie i podeszła do mojego łóżka, sprawdzając coś na aparaturze i notując w zeszycie.

- Ugh Granger, jeśli przyszłaś mnie dobić, to zrób to szybko - mruknęłam, przecierając oczy.

- Jestem Weasley - pomachała mi przed nosem dłonią. Zmarszczyłam brwi, czując ukłucie bólu.

- Dla mnie zawsze będziesz Granger, Granger - spojrzała na mnie zdziwiona - No co? - warknęłam, zastanawiając się, o co jej chodzi. Potrząsnęła brązowymi lokami.

- Zastanówmy się. Od pięciu minut nie nazwałaś mnie szlamą i jesteś zbyt miła, jak na ciebie. Uderzyłaś się w głowę? - zapytała, unosząc wysoko brwi. Machnęłam lekceważąco ręką, nie mając ochoty jej odpowiadać.

- Mam dzień dobroci dla zwierząt - parsknęłam. Lekki uśmieszek wpłynął na jej usta.

- Oh, jednak wszystko z tobą okej - prawie się zaśmiała. Pokręciłam głową.

- Chyba jednak nie - powiedziałam cicho, ale usłyszała. Mina jej zrzedła.

- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytała szeptem, a w jej głosie pojawiła się dziwna nuta. Jakby zdziwienie pomieszane z... troską? Nie. Tacy ludzie jak ona, nie współczują tym mojego pokroju. To absurdalne, że tak pomyślałam.

- Co cię to obchodzi? - warknęłam, trochę ostrzej niż zamierzałam - Tylko nie wmawiaj mi, że nagle zaczęłaś się o mnie martwić! - wybuchłam, wymachując rękami. Podeszła bliżej mnie i złapała za nadgarstek. Uniosła go i odsłoniła skórę, kryjącą się pod szpitalną piżamą.

- A to? - zapytała, wskazując na moją rękę - I to? - zrzuciła ze mnie kołdrę, dotykając mojego uda - Myślisz, że to normalne? Że pomaga? Do tego dochodzi jeszcze próba samobójcza. Zwariowałaś?! Gdzie się podziała tamta silna, arogancka ślizgonka, którą poznałam w Hogwarcie?! - wrzasnęła, gestykulując gwałtowniej niż ja wcześniej.

- A myślisz, że co mi zostało?! Masz męża, rodzinę i normalne życie! A ja?!Straciłam rodziców, a potem życie! - krzyknęłam, podnosząc się z łóżka i stając z nią twarzą w twarz - Byłam prześladowana, mój ukochany stracił pamięć i kompletnie mnie zapomniał, a chłopak, za którego miałam wyjść został zamordowany na ceremonii! Co mam według ciebie zrobić?! Rzucać uśmiechami na prawo i lewo i udawać, że jestem szczęśliwa? - moje ręce zapłonęły, więc odsunęłam się od niej. Granger wyglądała na zszokowaną. Do sali wpadł Malfoy, zaniepokojony naszymi podniesionymi głosami. Kiedy zobaczył nas stojące naprzeciw siebie z gniewnymi wyrazami twarzy, stanął jak spetryfikowany. Nie zwróciłam na niego uwagi, cały swój gniew kierując w stronę Hermiony.

- Ocenianie ludzi po pozorach zawsze było twoją specjalnością, Granger - syknęłam z jadem - ale następnym razem przemyśl coś, zanim to powiesz, panno idealna - ledwo powstrzymałam się od trzaśnięcia ją w twarz - myślę, że czuję się już lepiej dzięki tobie, więc mam nadzieję, że wypuścisz mnie ze szpitala TERAZ - moje ostatnie słowa były przeszyte groźbą. Wyraz twarzy dziewczyny się zmienił i teraz patrzyła na mnie obojętnie.

- Myślę, że możesz już iść. Ale wiesz co? Wcale nie sprawi mi przyjemności to, że po następnej takiej akcji wyślę cię do kostnicy - warknęła, przecisnęła się obok oniemiałego Malfoya i wyszła, trzaskając drzwiami.

- Co to było do cholery? - zapytał wstrząśnięty, siadając niedaleko mnie. Trzymał dystans, wiedziałam to. Zignorowałam jego pytanie.

- Możemy wracać do domu? Jestem zmęczona - rzuciłam i nie czekając na jego odpowiedź chwyciłam jego dłoń i teleportowałam się do Malfoy Manor.

Draco

- No chyba sobie żartujesz! - krzyknąłem, patrząc na Victorię z mieszanką niedowierzania i oburzenia.

- Ja żartuję? Chyba oszalałeś myśląc, że pozwolę ci siedzieć w łazience, kiedy będę się kąpała - wrzasnęła, wymachując ramionami jak samolot. Prychnąłem pod nosem.

- Po tej akcji, którą niedawno odwaliłaś mam ci pozwolić znowu wejść do wanny? - warknąłem. Dziewczyna zatrzęsła się ze złości, ale w końcu skapitulowała.

- Dobra - syknęła, odwróciła się i weszła do łazienki. Widziałem, jak na zatrzymała się przed wanną, a w jej oczach ujrzałem panikę. Chwilę później parawan zasłonił mi widok - tylko spróbuj mnie podglądać, a spłoniesz żywcem - ostrzegła. Zaśmiałem się głośno i usiadłem, opierając się o drzwi. W końcu wyszła zza parawanu, owinięta samym ręcznikiem i tylko siłą woli odwróciłem wzrok od jej nagiej skóry.

- Skończyłaś? Świetnie, bo teraz trochę sobie porozmawiamy - warknąłem, a ona przełknęła głośno ślinę - Jazda! - skierowałem się do salonu, podczas gdy ona poszła się ubrać. Pięć minut póniej siedzieliśmy już razem na kanapie - A teraz powiedz mi, CO CI DO CHOLERY STRZELIŁO DO GŁOWY?! POMYŚLAŁAŚ SOBIE: O, A WEZMĘ I SIĘ UTOPIĘ?! KURWA CASSIDY, TO NIEPOWAŻNE! PRAWIE NA ZAWAŁ ZSZEDŁEM PRZEZ CIEBIE! - wydzierałem się, podczas gdy ona patrzyła na mnie niewzruszona.

- A co według ciebie mogłam zrobić Malfoy? - zapytała cichym, łamiącym głosem - straciłam wszystko, co kiedykolwiek kochałam. Straciłam rodziców, Kaydena i straciłam ciebie. Kiedyś. I chociaż nie wiem, jak bym się starała, nie zwrócę im życia, a tobie pamięci - wyznała, patrząc w podłogę.

- Ale.. - zacząłem, ale szybko przerwała mi.

- To mnie rozsadza od środka Malfoy! - wrzasnęła - w każdej cholernej minucie mojego życia pragnę uciec, a śmierć wydaje się najbliższa memu sercu. Nie zrozumiesz tego, bo nigdy nikogo nie straciłeś. W tym momencie jestem tylko pustą skorupą, a jedyne co czuję to gniew i ból! Nie dziw się więc, że chciałam się utopić. Potrzebuję wyzwolenia, a śmierć jest w stanie mi to dać - w tym momencie stało się coś strasznego, coś co sprawiło, że prawie spadłem z kanapy - O co chodzi? - zapytała zszokowana, a ja nie mogłem wykrztusić z siebie słowa przerażony tym, co zobaczyłem.

- Twoja twarz - wysapałem - boże, twoje oczy na chwilę stały się czarne, a twarz.. o matko! - cofnąłem się w przeciwległy kąt salonu, próbując się uspokoić. Victoria podbiegła do lustra i przypatrywała się swojemu odbiciu, jednak nie znalazła niczego dziwnego. Ale ja to widziałem. Czarne, jak dno studni oczy, wykrzywione w grymasie usta i blada cera. Przez chwilę myślałem, że patrzyłem w oczy śmierci. Nagle do okna mojego domu zastukała sowa. Otworzyłem je i wpuściłem ją, a zwierzę od razu podleciało do Cassidy, wystawiając przed siebie nóżkę. Rozwinęła list, a kiedy go przeczytała, przez jej twarz przebiegło mnóstwo emocji. Niepewność, niedowierzanie. Strach. Uniosła głowę, a nasze spojrzenia się skrzyżowały.

- To od Dumbledore'a - powiedziała.

Ta dam! Mamy trzeci rozdział. Przepraszam za opóźnienia, ale jakoś nie miałam weny. Miłego czytania. xoxo



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro