Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział III (II cz.)

Victoria

Wylądowałam na ziemi i lekko się zachwiałam. Poczułam mdłości, jak za każdym razem kiedy się teleportowałam, ale po chwili minęły. Ruszyłam wąską ulicą, rozglądając się za domem, którego szukałam. Okolica była piękna, wiosna powoli ustępowała latu, więc było dosyć ciepło. W końcu odnalazłam budynek i stanęłam niepewnie przed bramą. Czy byłam gotowa na spotkanie z najlepszą przyjaciółką? Zdecydowanie nie. Ale wiedziałam, że muszę z nią porozmawiać i wszystko jej wytłumaczyć. Prędzej czy później musiałabym to zrobić. Wzięłam głęboki, uspokajający oddech, który minimalnie pomógł mi się opanować i pchnęłam mocno furtkę. Doszłam do drzwi i zapukałam. Ze strachu i zniecierpliwienie prawie zapomniałam o oddychaniu. Czekałam dłuższą chwilę i już miałam odejść, kiedy otworzyła mi kobieta, trzymająca na rękach malutkie zawiniątko. Z dawnej Pansy zostały tylko oczy. Mimo tego, że widziałam ją rok temu, pani Potter uległa znaczącym zmianom. Ciemne włosy sięgały teraz ramion, rysy twarzy wyostrzyły a sylwetka wysmukliła. Wciąż jednak wiedziałam, ze mam przed sobą swoją najlepszą przyjaciółkę. Kobieta ujrzawszy mnie omal nie wypuściła malutkiego dziecka na podłogę. Stałyśmy tak naprzeciw siebie nic nie mówiąc. W jej oczach ujrzałam wszystkie te uczucia, które przez ostatni rok przeżywała Pansy. Ból, strach, niepewność. Nawet nie wiem w którym momencie łzy popłynęły po policzkach. Coś zmieniło się w wyrazie twarz kobiety i już po chwili stałam ściskana w jej szczupłych ramionach. Rozryczałam się na dobre i nawet nie próbowałam tego ukryć. Szlochałam przyjaciółce w ramię, a ona wolną ręką głaskała mnie po plecach. Spojrzałam na jej piękną twarz i ujrzałam jej zaczerwienione, wypełnione łzami oczy. Uśmiechnęłam się szeroko.

- Wróciłaś - wyszeptała, a słowo to wymówione było z takim uczuciem, że nowe strumienie poleciały po moich policzkach, a ja zaśmiałam się szczerze, pierwszy raz od bardzo dawna.

- Wróciłam. I teraz tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - odpowiedziałam, a zawtórował mi jej cichy chichot. Weszłam za nią do mieszkania, podziwiając jego wnętrze. Przechodząc przez salon zauważyłam zdjęcie stojące na szafce. Wróciłam wspomnieniami do chwili, kiedy je robiłyśmy.

Dwie dziewczyny, obie piękne i szczęśliwe stały objęte, a za sobą miały wspaniały krajobraz. Przed nimi przystojny fotograf próbował zrobić im zdjęcie. Ustawiły się, uśmiechając się do obiektywu. Nagle czarnowłosa nachyliła się do przyjaciółki, by szepnąć jej coś do ucha.

- Uśmiechnij się szerzej Pans. Fotograf się na ciebie gapi - szepnęła, a druga z dziewczyn zaczerwieniła się i walnęła ją łokciem w żebra. Po chwili obie roześmiały się serdecznie.

Na to wspomnienie uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

- Barcelona, wakacje dwa lata temu? - zapytałam, znając doskonale odpowiedź. Pansy uśmiechnęła się szeroko.

- Ten fotograf naprawdę był przystojny - odrzekła, a ja przytaknęłam.

- Uważaj, bo powiem twojemu mężowi - zagroziłam żartobliwie. Oczy Pansy rozjaśniły się.

- Harry, czy mógłbyś na chwilę zejść na dół? - krzyknęła, patrząc na sufit.

- Właśnie Harry, trochę się niecierpliwię - również krzyknęłam, czekając na reakcję. Na górze rozległ się huk. Pansy ryknęła śmiechem, a dziecko śpiące dotychczas w jej ramionach otworzyło delikatnie oczka.

- Czy on spadł właśnie z łóżka? - zapytałam rozbawiona, a pani Potter jeszcze głośniej się zaśmiała. Na schodach rozległy się kroki i już po chwili w salonie znalazł się rozczochrany pan domu, pocierając obolały tyłek. Chłopak wcale się nie zmienił. Może trochę zmężniał, ale wciąż wyglądał jak chłopiec, którego poznałam w Hogwarcie. Na mój widok rozdziawił buzię i już po chwili oplatał mnie ramionami w niedźwiedzim uścisku.

- Wróciłaś! Pierwszy raz Prorok napisał coś zgodnego z prawdą! - krzyknął, przy okazji miażdżąc mi płuca - Ale jak? Co? Gdzie? - zadawał pytania z prędkością karabinu maszynowego. Uśmiechnęłam się.

- Już wam wszystko tłumaczę - tak jak i Draconowi, wyjaśniłam im od początku całą sytuację. Kiedy skończyłam oboje rozdziawili usta i patrzyli na mnie w szoku.

- Od kogo do cholery wzięłaś wspomnienie? - zapytała Pansy z ciekawością. Wzięłam głęboki oddech.

- Malfoy - wycedziłam, a wyraz twarzy moich przyjaciół uległ zmianie. Na twarzy Harry'ego widniała furia, a na Pansy współczucie. Odwróciłam wzrok. Kobieta podeszła do mnie i położyła dłoń na moim ramieniu. Napięłam się.

- Przykro mi Vic. Po twoim zniknięciu on... oszalał. Nie odzywał się do nikogo, zniknął na dwa miesiące. Potem odwiedzał nas czasami. A niedawno pobrał się z Astorią. Żadne z nas nie wiedziało dlaczego to zrobił - powiedziała. Machnęłam lekceważąco ręką, starając się zignorować ból rodzący się w mojej piersi.

- Daj spokój Pans, mam to... - zaczęłam, ale pani Potter przerwała mi gwałtownie.

- Skończ pierdolić. Znam cię lepiej niż siebie samą i wiem, jak mocno cierpisz. Nie próbuj nas okłamywać - powiedziała ostro, mrużąc oczy. Przełknęłam głośno ślinę, zaskoczona jej wybuchem. Harry spojrzał na żonę z szacunkiem.

- Możemy o tym nie rozmawiać? Potrzebuję czasu Pans - powiedziałam błagalnie, a wyraz twarzy Pansy złagodniał - Może przedstawisz mi tę małą istotkę, którą trzymasz w rękach? -zapytałam. Dziewczynka spojrzała na mnie zielonymi oczkami i uroczo się uśmiechnęła.

- Oto Lily Victoria Potter - na dźwięk jej drugiego imienia uśmiechnęłam się szeroko i jeszcze raz uściskałam moich przyjaciół. Porozmawiałam z nimi jeszcze trochę, po czym wyszłam, uprzednio prosząc ich o adres Blaise'a i obiecując, że odwiedzę ich wkrótce. Wychodząc z ich domu na mojej twarzy widniał szeroki uśmiech. Teleportowałam się na podany przez Pansy adres i zapukałam do drzwi. Otworzyła je Ginny, która na mój widok zasłoniła dłonią usta. Bez słowa wpuściła mnie do środka i zaprowadziła do kuchni. Przy stole siedział mój kuzyn, czytając gazetę i pijąc herbatę. Panna Weasley chrząknęła cicho.

- Blaise, mamy gościa - powiedziała, uśmiechając się lekko. Czarnoskóry podniósł na nas wzrok, a trzymany w jego dłoni kubek upadając roztrzaskał się o ziemię. Machnęłam różdżką i posprzątałam bałagan.

- Cześć kuzynie - szepnęłam, podchodząc bliżej. W jego oczach błysnęły łzy.

- Witaj kuzyneczko - odpowiedział i już po chwili staliśmy na środku kuchni, przytulając się. Na nasz widok Ginny wybuchnęła głośnym płaczem i podbiegła do nas, mocno nas ściskając. Po chwili puściliśmy się, a ja ze śmiechem rozmasowałam bolące żebra. Tak jak państwu Potter, tak i Blaise'owi i Ginny opowiedziałam o wszystkim od początku. Po skończonej opowieści teleportowaliśmy się na Ulicę Pokątną, gdyż zamierzaliśmy wstąpić do Lodziarni Floriana. Już mieliśmy wejść do środka, kiedy naszym oczom ukazała się znajoma, platynowa czupryna.

Draco

Do diabła z Astorią. Znów wysłała mnie na zakupy na Ulicę Pokątną. Jakby nie mogła sama tego zrobić. Miałem ważniejsze sprawy na głowie. Poprzedniej nocy nie mogłem zasnąć, wciąż myśląc o Victorii. Szedłem tak zamyślony, kiedy zauważyłem ją przed Lodziarnią Floriana, wraz z Wiewiórką i Diabłem. Nie zastanawiając się podszedłem do nich. Przywitałem się z narzeczeństwem skinięciem głowy, po czym spojrzałem na Victorię.

- Możemy porozmawiać? - zapytałem, a ona wyszeptała parę słów Blaise'owi i ruszyła za mną, siadając naprzeciw mnie przy stoliku.

- Jak się czujesz? Masz gdzie mieszkać? - zapytałem od razu, a ona spojrzała na mnie rozbawiona.

- Draco, dzięki za troskę, ale stać mnie na mieszkanie - powiedziała z pobłażaniem - Poza tym, jak zdążyłam zauważyć, masz żonę, więc to nią radziłabym ci się zająć, nie mną - uśmiechnęła się smutno, a w jej oczach przez chwilę dostrzegłem ból, zastąpiony chwilę później obojętnością.

- Victoria, posłuchaj. Astoria to.. - zacząłem, ale przerwała mi niecierpliwie.

- To twoja małżonka. Rozumiem to Draco. Całkiem szybko o mnie zapomniałeś i ożeniłeś się. Ale to twoje życie, ty o tym wszystkim zadecydowałeś. Więc nie mieszaj mnie w to wszystko i nie traktuj tak, jakbym wciąż była twoja. Nie jestem i nigdy już nie będę. Zabrałeś to, co było między nami i oddałeś to innej. Zniszczyłeś to wszystko. Pozwól mi odejść i żyć tak, jak zawsze chciałam - patrzyłem jak wstaje i dołącza do swoich przyjaciół, którzy kiedyś byli także moimi. Byłem wściekły, bo w głębi duszy wiedziałem, ze Victoria ma rację. Miałem już wstać i odejść, ale postanowiłem, że popatrzę na nią. Jeszcze przez chwilę poobserwuję kobietę, która skradła moje serce i w życiu której nie ma już miejsca dla mojej osoby.

"Dzień po tym jak skradłaś moje serce

Wszystko czego dotknąłem mówiło mi

Że byłoby lepiej, gdybym dzielił to z tobą"

Przepraszam, że tak długo, ale przez kilka ostatnich dni miałam kompletne zaćmienie mózgowe i nie potrafiłam poprawnie sklecić zdania. Mam jednak nadzieję, że dzisiejszy rozdział Was nie zawiedzie. xoxo

PS Wczoraj niechcący usunęłam rozdział, więc dzisiaj wstawiam go ponownie XD





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro