Rozdział XVIII (II cz.)- Nadzieja to przedsmak nieba
Victoria
- Czy to aby na pewno dobry pomysł Vic? Może powinniśmy z tym poczekać, to przecież stało się tak szybko... - jęczała Ginny, a ja nie wiedziałam czy mam płakać czy się śmiać.
- To co, Weasley, zwiejesz mojemu kuzynowi sprzed ołtarza? Ceremonia zaczyna się za pół godziny! - zapytałam kpiąco - Kochasz go, on kocha ciebie, to proste jak dwa plus dwa - parsknęłam. Ruda spojrzała na mnie sceptycznie, poprawiając fryzurę i przeglądając się w lustrze.
- Takie proste hmm? A ty i Draco? Jesteście tacy sami jak ja i Blaise, a jednak nie jesteście razem - warknęła, dopiero po chwili uświadamiając sobie, co powiedziała. Poczułam ukłucie żalu.
- To był cios poniżej pasa, Ginny - powiedziałam łamiącym się głosem - Cokolwiek bym zrobiła, ja i Draco nigdy nie będziemy razem. Jesteśmy zepsuci i zbyt dumni, a los nam nie sprzyja. Od zawsze wiedziałam, że tak się to skończy - moje słowa cięły powietrze jak nóż. Moja bezsilność była przytłaczająca.
- Przepraszam, nie powinnam była tego mówić. Nie zmienia to jednak faktu, że miłość jest wam pisana. Możesz zaprzeczać i kłamać jak najęta, ale też to czujesz. Możesz zapierać się rękami i nogami, ale to uczucie zawsze będzie, o tutaj - dotknęła miejsca, gdzie w mojej piersi biło serce - Nie zapomnisz o nim, bo go kochasz. Mimo kłótni, odległości czy innego gówna, które stanie wam na drodze zawsze będziesz go kochać. Prawdziwa miłość zawsze będzie przy tobie, nie pokona jej tęsknota,nie zabije czas. Pamiętaj o tym Victorio - nie wiedziałam nawet, kiedy łzy popłynęły z moich oczu. Słowa Wiewiórki były takie szczere, prawdziwe. Wszystko, co powiedziała było prawdą. Mogłam uciec na drugi koniec świata, zastąpić Malfoya kimś innym, ale zawsze część mnie będzie żałowała, że to wszystko nie mogło skończyć się inaczej. Otarłam policzki i spojrzałam prosto w oczy rudowłosej. Odchrząknęłam i spróbowałam się uśmiechnąć.
- Chodźmy. Twój ukochany czeka - powiedziałam, chwyciłam ją za ramię i wyprowadziłam ją z pokoju. Na zewnątrz czekał pan Weasley, który na widok córki westchnął z zachwytu.
- Wyglądasz pięknie, słoneczko. Blaise to prawdziwy szczęściarz - rzucił i wyściskał dziewczynę, a jego oczy na moment się zaszkliły. W końcu nadszedł czas i wszyscy stanęliśmy za panną młodą. Artur ruszył powoli i w końcu stanęliśmy przed ołtarzem. Mój kuzyn na widok swojej wybranki oniemiał. Ja natomiast starałam się ze wszystkich sił unikać wzroku Dracona, który został drużbą Blaise'a. Było to ciężkie, gdyż jego spojrzenie paliło moją skórę. Ksiądz zaczął mówić, a wszyscy zamilkli. Pani Weasley i pani Zabini łkały cicho w pierwszym rzędzie.
- Możesz pocałować pannę młodą - Zabini schylił się i pocałował mocno Ginny. Rozległy się brawa, po czym wszyscy po kolei teleportowali się do ogrodu Zabinich, gdzie zorganizowano przyjęcie na cześć małżonków. Wlokłam się na samym końcu, nie potrafiąc cieszyć się ze szczęścia zakochanych.
- Nie płaczesz - obok mnie rozbrzmiał głęboki, męski głos. Spojrzałam prosto w szare oczy Malfoya. I nici z mojego planu, polegającego na unikaniu tego faceta.
- Niby czemu miałabym ryczeć? - zapytałam kpiąco.
- Bo laski tak robią, kiedy widzą wzruszające sceny - odpowiedział obojętnie. Kiedy nie odpowiedziałam zaśmiał się lekko - nie gadaj, że nie chciałabyś być na miejscu Ginny. To chyba to, o czym marzy każda kobieta.
- Miłość jest głupia - rzuciłam - Pełna bólu i łez. Wystarczająco się już w życiu nacierpiałam, nie potrzebuję miłości - nagle przed nami wyrósł Kayden. Chwyciłam jego rękę i teleportowałam się, zanim Draco zdążył odpowiedzieć. Muszę przyznać, że państwo Weasley i Zabini postarali się. W ogrodzie stał piękny, biały namiot. Dookoła latały złote lampiony, dając delikatną poświatę. W środku stały stoły i krzesła, a na środku było miejsce do tańczenia. Kiedy już wszyscy zjedli,pogratulowali młodej parze i porozmawiali, zaczął się odbijany. Zatańczyłam prawie z każdym obecnym mężczyzną, młodym czy starym. W końcu wylądowałam w ramionach kuzyna.
- Jak się czujesz kuzyneczko? - zapytał beztrosko. Uśmiech zmienił się w grymas, kiedy ujrzał wyraz mojej twarzy.
- Jest okej - powiedziałam słabo, bardziej próbując przekonać siebie niż jego.
- Ta, gówno. Wyglądasz jakby ktoś strzelił cię cruciatusem - parsknął.
- Daj spokój Blaise - warknęłam, a on odpuścił.
- Odbijany - powiedział ktoś i już po chwili tańczyłam z Draconem Malfoyem - Długo jeszcze będziesz mnie unikała? - zapytał chłodno. Zaklęłam brzydko pod nosem, co wzbudziło jego śmiech.
- Jak długo się da - warknęłam i chciałam odejść, ale złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie tak, że nasze nosy się zetknęły. Wstrzymałam oddech i powoli się odsunęłam.
- Nie dam ci odejść cholerna kobieto, dopóki mi wszystkiego mi nie wyjaśnisz - prawie krzyknął. Wytrzymałam jego spojrzenie i nie spuściłam głowy.
- Co mam ci do chuja wytłumaczyć? Kayden chyba dokładnie ci wszystko opowiedział! Byliśmy ze sobą, kiedyś cię kochałam, a potem ty straciłeś pamięć. Było minęło, skończ ten temat - wrzasnęłam, wyrywając się z jego uścisku. Draco zacisnął szczękę i wyglądał, jakby chciał mnie uderzyć. Skuliłam się.
- Boże, mogłaś zdechnąć za pierwszym razem, nie musiałbym przynajmniej słuchać twojego pierdolenia! - o kurwa. Nie. On tego nie powiedział. Cofnęłam się kilka kroków i popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. W oczach Malfoya pojawiła się panika, a w moje zaszły łzami, które rozmazały mi widok. Wszyscy przerwali taniec i patrzyli na nas przerażeni.
- Masz rację, faktycznie mogłam. To byłoby lepsze, niż świadomość, że pokochałam kogoś takiego jak ty - nasze spojrzenia się spotkały. Ogień i lód, skrucha i złość - To koniec. Koniec do cholery - nie zdążyłam odejść, kiedy ktoś powalił Dracona na ziemię. To był Kayden. Stał nad blondynem i dyszał z furią.
- Ty głupi, nadęty chuju. Victoria to najlepsze, co mogło cię w twoim nędznym życiu spotkać. Powinieneś całować ją po stopach za to, że cię pokochała, a tymczasem wszystko pieprzysz - warknął ze złością. Nie wytrzymałam tego wszystkiego i teleportowałam się do mieszkania w Szkocji. Ellie nie było, ponieważ ona też została zaproszona na ślub. Chwyciłam pierwszą rzecz z brzegu - ramkę ze zdjęciem - i cisnęłam nią w ścianę. Roztrzaskała się na dziesiątki kawałków. Podeszłam do lustra i walnęłam w nie pięścią. Pękło os uderzenia, a z ran na mojej dłoni pociekła krew. To było coś, czego potrzebowałam. Ból był czymś realnym i pozwalał mi sądzić, że wciąż żyję i funkcjonuję. Usiadłam na podłodze, kładąc brodę na kolanach i wybuchnęłam płaczem. Szlochałam głośno i długo, a każda kolejna łza uświadamiała mi, jak bardzo jestem zepsuta, a moje życie popierdolone. Nie wiem, jak długo siedziałam skulona na ziemi. W końcu czyjeś silne ramiona uniosły mnie i zaniosły do sypialni. Nie otworzyłam oczu, ale wiedziałam, że to Kayden. Delikatnie otarł moje policzki i przytulił do swojej piersi.
- Pamiętaj Vic, za prawdziwą miłość płacimy wysoką cenę. Ja doświadczam tego każdego dnia - szepnął i wyszedł, wracając po chwili z bandażami. Opatrzył moją dłoń. Znowu wyszedł, po czym wrócił z butelką i szklanką.
- To wódka? – zapytałam słabym głosem.
– Na litość boską, królowo – zachrypiał – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus* - wtedy zaśmiałam się po raz ostatni. Przez tydzień siedziałam w pokoju, patrząc tępo w ścianę. Nie jadłam, nie spałam. Patrzyłam. Nie wpuszczałam do siebie nikogo, tylko Kaydena. Przez siedem pieprzonych dni nie powiedziałam ani jednego słowa. Nie płakałam, bo chyba wykorzystałam już cały zapas łez. Ósmego dnia, kiedy Kayden próbował wmusić we mnie jedzenie, w końcu odezwałam się.
- Wyjedź ze mną do Nowego Jorku -powiedziałam, a on z wrażenia otworzył usta. Kiedy dostrzegł powagę w moich oczach, pokiwał głową.
- Dla ciebie wszystko, słoneczko - odpowiedział, po czym wyszedł.
Kayden
Siedziałem na kanapie w salonie państwa Potterów. Byli tu wszyscy najbliżsi Victorii. Blaise, Pansy, Ginny, Harry i Ellie. Patrzyli na mnie z niepokojem i ciekawością.
- Zebrałem was tutaj, żeby was o czymś poinformować - zacząłem - ja i Victoria wyjeżdżamy - westchnąłem, kiedy wszyscy zaczęli się przekrzykiwać. Tylko Zabini stał spokojnie i bacznie się mi przyglądał.
- Dość - warknął czarnoskóry i rzucił wszystkim wyzywające spojrzenie - Tatuażysta ma rację. Ona nie będzie tu szczęśliwa. Nie widzicie, że z dawnej Victorii nic już prawie nie zostało? Codziennie wygląda coraz gorzej. Chcecie żeby cierpiała? - zapytał, ale odpowiedziało mu milczenie. Pansy i Ginny łkały cicho, Ellie wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć, a Harry zaciskał nerwowo szczęki.
- Dobrze - powiedziała pani Potter, po czym zerwała się i wyszła, trzaskając drzwiami.
- Kayden - Blaise - ufam ci bracie. Wiem, że kochasz moją kuzynkę. Proszę, zaopiekuj się nią - poklepał mnie po ramieniu, a ja pokiwałem głową na zgodę. Potter podszedł do mnie i uściskał moją dłoń, a dziewczyny przytuliły mnie, szepcząc ciche pożegnanie. Teleportowałem się do mieszkania w Szkocji, gdzie czekała na mnie Victoria i nasze spakowane walizki.
- Było ciężko - powiedziałem, a ona chwyciła moją dłoń i ścisnęła lekko - Victoria? - popatrzyła na mnie - Kocham cię - pierwszy raz powiedziałem to na głos - uśmiechnęła się smutno.
- Wiem o tym. Mam nadzieję, że kiedyś będę potrafiła odwzajemnić twoje uczucia - szepnęła. Ja też miałem nadzieję.
- Od tej chwili zaczynamy od nowa, Vic. Wykorzystajmy tę szansę - rzuciłem i teleportowałem się, zostawiając za sobą całe dotychczasowe życie.
Teodor
Głupia dziewucha, myślała, że jak ucieknie to wszystko się skończy. To dopiero początek, a ona już niedługo pożałuje, że kiedykolwiek stanęła na mojej drodze. Stojący obok mnie mężczyzna poruszył się, wzdychając niecierpliwie.
- Czy możemy się jej pozbyć już teraz? - zapytał - To idealny moment, Teodorze - pokręciłem głową.
- Cierpliwości Lucjuszu - warknąłem - Mam plan, dzięki któremu Victoria Cassidy już nie będzie naszym problemem. Jeśli będzie taka potrzeba, własnoręcznie zaciągnę ją na samo dno piekła - nasz głośny śmiech potoczył się echem po pustych ulicach Edynburga.
* Cytat pochodzi z książki pt: "Mistrz i Małgorzata", a zdecydowałam się go wykorzystać, bo jest zajebisty XD
Moi drodzy, jeszcze 2 - 3 rozdziały a potem epilog. Mam nadzieję, że moje dzisiejsze wypociny się spodobają. xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro