Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVIII

Rozdział zawiera sceny nieodpowiednie dla niepełnoletnich ( i tak wiem, że będziecie czytać XD ). Nigdy jeszcze nie wprowadzałam w swoim ff scen erotycznych, więc proszę o wyrozumiałość i ocenę w komentarzu :3

Draco

Kiedy odrzuciłem kaptur i pokazałem swoją twarz maska Victorii opadła, ukazując wściekłość i strach. Chwilę potem znów przybrała obojętny wyraz twarzy.

- Jakiś problem Victorio?- zapytał Voldemort niecierpliwie. Dziewczyna wyprostowała się dumnie i chwyciła mocno moje lewe przedramię, przykładając do niego swoją różdżkę.

- Ależ nie Tom - odpowiedziała, szepcząc pod nosem zaklęcie. Wzdrygnąłem się lekko kiedy wypowiedziała to imię. Chwilę później poczułem przeszywający ból, ale nie skrzywiłem się. Cassidy puściła szybko moje ramię i z powrotem zasiadła po prawicy Czarnego Pana, zapalając papierosa. Nie poznawałem jej. Victoria, którą znałem była ciepła, lojalna i czuła. Ta jednak była zimna i obojętna niczym najtwardszy głaz. Voldemort spojrzał to na mnie, to na nią, ale nie nic nie powiedział. Odezwała się za to czarnowłosa, zaciągając się głęboko papierosem.

- Carrow, zaprowadź Malfoya do jego nowego pokoju. Reszta, wyjść! Muszę porozmawiać z Marvolem - warknęła, obrzucając Śmierciożerców wściekłym spojrzeniem. Spodziewałem się, że tamci się roześmieją, mając gdzieś jej rozkaz, ale wszyscy jak jeden mąż zaczęli opuszczać salę. Victoria musiała być bardziej potężna niż myślałem. Ktoś chwycił mnie za ramię, zapewne Carrow, i wyprowadził mnie z komnaty, kierując się schodami w górę. Puścił mnie dopiero w pokoju, który prawdopodobnie miał być moim. Opadłem na łóżko stojące pod ścianą i zasłoniłem twarz dłońmi. Miałem nadzieję, że Victoria do mnie przyjdzie, ale miałem dziwne przeczucie, że nie jest zadowolona moim przybyciem tutaj. Nagle o czymś sobie przypomniałem. Cicho wyczarowałem patronusa i wysłałem go do Hogwartu z wiadomościami dla Dumbledore'a.

Victoria

Ledwo byłam w stanie zapanować nad furią, która powoli ogarniała moje ciało. Co on tu do cholery robił?! Miał być bezpieczny, tam, w Hogwarcie! Skierowałam swój wzrok na Riddle'a.

- Co Malfoy tu robi? - zapytałam wściekle. Voldemort uśmiechnął się drwiąco.

- Jego przyłączenie się do mnie było więcej niż pewne. Stałoby się to prędzej czy później. Wczoraj Lucjusz dostał sowę z informacjami, że młody Malfoy zdecydował się do nas dołączyć. Oh, gdybyś widziała moja droga, jak ten dureń się puszył, opowiadając o swoim synalku - powiedział, machając lekceważąco ręką. Zacisnęłam dłonie w pięści.

- Możemy mu ufać? - zapytałam, a mój głos był wyjątkowo spokojny. Tom spojrzał na mnie w zamyśleniu i podrapał się w łysą czaszkę.

- Tego nie wiem, ale myślę że wkrótce uzyskamy odpowiedź na to pytanie - zakończył, dając mi znak, abym odeszła. Szybko wybiegłam z Sali, a potem skierowałam się do wyjścia z twierdzy, czując jak żywioł opanowuje moje ciało. Ruszyłam w stronę polanki, którą odkryłam podczas jednego z moich spacerów, a która była sporo oddalona od Menegroth. Kiedy już dobiegłam na miejsce wydałam z siebie pełen wściekłości krzyk i rozłożyłam szeroko ręce. Nagle wszystko, co było w moim zasięgu stanęło w ogniu, który rozprzestrzeniał się szybko. Poczułam spokój ogarniający moje ciało i jednym ruchem dłoni zgasiłam płomienie. Rozejrzałam się wokoło. Otaczały mnie spalone resztki tego, co kiedyś było piękną polaną. Roześmiałam się dźwięcznie i teleportowałam się z powrotem do twierdzy, rzucając każdemu, kogo spotkałam zimne spojrzenia. Weszłam do środka i ruszyłam na poszukiwanie Carrowa. Znalazłam go na pierwszym piętrze, rozmawiającego z innym Śmierciożercą. Podeszłam do nich i jednym ruchem odgoniłam nieznanego mi mężczyznę, po czym zwróciłam się do Carrowa.

- Gdzie jest pokój Malfoya, Amycusie? - zapytałam niecierpliwie. Ciemnowłosy spojrzał na mnie z niepokojem.

- Ach, panienka Cassidy. Chodzi pani o starszego czy może... - przerwałam mu, załamując w duchu ręce nad jego głupotą.

- Skup się Carrow! Oczywiście, ze chodzi mi o młodszego Malfoya, ty stary durniu! Co mnie obchodzi, co robi Lucjusz?! - rzuciłam wściekle, a Amycus rzucił mi znaczący uśmiech. Powstrzymałam się przed zdarciem mu go paznokciami.

- Drugie piętro, trzecie drzwi po lewej - nie odpowiadając mu ruszyłam we wskazane miejsce i nie pukając weszłam do środka.

Draco

Miałem już kłaść się spać, kiedy do mojego pokoju wpadła wściekła Victoria. Jej oczy sypały iskrami i w tym momencie wyglądała, jakby miała mnie własnoręcznie zabić.

- Muffliato - rzuciła na mój pokój zaklęcie wyciszające. Usiadła na podłodze, opierając się plecami o ścianę - Co tutaj robisz? - zapytała obojętnie. Zmarszczyłem brwi.

- Myślałem, że bardziej się ucieszysz na mój widok - powiedziałem kpiąco, lustrując jej długie nogi, które wyciągnęła przed sobą. Nagle dziewczyna wstała, rzucając mi spojrzenie przepełnione furią.

- Ucieszę się?! UCIESZĘ SIĘ?!? CZY TY JESTEŚ NORMALNY?! TY IDIOTO, MIAŁEŚ BYĆ BEZPIECZNY W HOGWARCIE! CO CI ODBIŁO, ŻEBY W OGÓLE TU PRZYJŚĆ?! TY NADĘTY, TLENIONY BARANIE! - wybuchła, bijąc mnie malutkimi piąstkami w klatkę piersiową. Złapałem jej dłonie, oburzony jej wyzwiskami.

- JAK MNIE NAZWAŁAŚ?! ODSZCZEKAJ TO NATYCHMIAST! - ryknąłem przysuwając swoją twarz do jej.

- Zmuś mnie - warknęła prosto w moje usta. Nie wiem kto kogo pierwszy pocałował, ale dałbym sobie rękę uciąć, że oboje chcieliśmy tego tak samo mocno. Złapałem ją w tali, przyciągając ją do siebie jeszcze bardziej i miażdżąc jej usta w namiętnym pocałunku. Ona za to zarzuciła ręce na moją szyję, wplatając palce w moje włosy. Nasze języki ocierały się o siebie, walcząc o dominację. Jednym ruchem pozbawiłem ją bluzki i to samo zrobiłem z resztą jej garderoby, która wylądowała porozrzucana po całym pokoju. Ona nie pozostawała mi dłużna, i po chwili i moje ubrania spoczęły obok jej. Wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku, przypatrując się jej. Naga była jeszcze piękniejsza niż zwykle.

- Jesteś idealna - szepnąłem jej w ucho, wchodząc w nią jednym szybkim ruchem. Jęknęła głośno w moje usta. Przyspieszyłem, i po chwili doszliśmy oboje.

- Draco! - krzyknęła i był to najpiękniejszy dźwięk, jaki w życiu słyszałem. Opadliśmy zmęczeni na pościel, a ja przyciągnąłem Victorię do siebie i pocałowałem w spocone czoło.

- Czyli jednak cieszysz się, że mnie widzisz - rzuciłem uśmiechając się szelmowsko. Jej perlisty śmiech był ostatnim, co usłyszałem, zanim wpadłem w ramiona Morfeusza.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro