Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XI (II cz.)

Victoria

Nigdy nie sądziłam, ze przedstawianie przyjaciołom swojego chłopaka (nawet udawanego!) będzie takie stresujące. Taka jednak była brutalna prawda. Siedziałam przy stoliku, w jakimś barze na Pokątnej, czekając na resztę mojej paczki. Miejsce obok mnie zajął Kayden, a wyglądał na tak odprężonego, że aż zaczęłam mu trochę zazdrościć. Zależało mi na tym, żeby moi przyjaciele zaakceptowali chłopaka, bo to było kluczem do mojej zemsty. Byłam pewna, że Blaise zaprosi Malfoya. Był przecież jego najlepszym kumplem. Wiedziałam też, że Draco nie przepuści okazji, by się ze mną zobaczyć.

- Przestań przygryzać te wargi, nie masz się czym martwić - rzucił Kayden, nachylając się lekko nade mną i patrząc na moje usta - Jestem pewien, że mnie polubią - dodał z zarozumiałym uśmieszkiem.

- Chyba poproszę kogoś, żeby otworzył okno, bo przez twoje wielkie ego nie mogę oddychać - powiedziałam złośliwie, zbliżając swoją twarz do jego. Musieliśmy zachowywać się jak para, ale nie powiem, udawany związek przynosił mi pewne korzyści. Przede wszystkim jego pocałunki były nieziemskie. Kayden skradał mi je przez kilka dni, tłumacząc, że tylko ćwiczy przed sobotą. Miałam ochotę się wtedy roześmiać, ale on skutecznie uciszał moje protesty. Spotkanie przełożyliśmy na sobotę, gdyż czwartek nie pasował moim przyjaciołom. Kiedy już myślałam, że Kayden mnie pocałuje, chłodny głos przerwał nam.

- Nie przeszkadzamy wam przypadkiem? - twarz Malfoya pozostała obojętna, ale w jego oczach płonęła furia. Za nim Blaise, Pansy, Harry i Ginny rzucili nam uprzejme uśmiechy.

- Oczywiście, że nie - odpowiedziałam tym samym tonem i uściskałam mocno każdego z przyjaciół.

- Niezłe z niego ciacho - szepnęła mi do ucha Pansy i zajęła miejsce obok swojego męża. Ku mojemu nieszczęściu, Draco usiadł dokładnie naprzeciwko mnie i rzucał mi od czasu do czasu wściekłe spojrzenia. Oczywiście zignorowałam je.

- Miło was widzieć. To Kayden, my.... - nie dokończyłam, gdyż mój partner raczył zabrać głos.

- Chodzimy ze sobą -dokończył i rzucił Blaise'owi wymowne spojrzenie, a mój kuzyn zaśmiał się głośno, ignorując moje prychnięcie.

- Spotykamy się - zaprotestowałam i kopnęłam go pod stołem. Niestety, chyba nie wcelowałam.

- Auu! - krzyknął Harry i spojrzał na mnie z oburzeniem - Za co?!

- Ups, nie trafiłam - uśmiechnęłam się do niego przepraszająco - To miało być w tego nadętego bufona - wyszczerzyłam się do Kaydena, a wszyscy oprócz Malfoya wybuchnęli śmiechem.

- Gdzie się poznaliście? - zapytał Harry, rzucając chłopakowi spojrzenie pełne aprobaty.

- W studio tatuażu - odpowiedział Kayden - moja przyjaciółka Ellie przyprowadziła ją do mnie - dodał. Moi przyjaciele spojrzeli na mnie zdziwieni.

- Zrobiłaś sobie tatuaż? - zapytała z niedowierzaniem Ginny, a ja wzruszyłam ramionami.

- No co? - jęknęłam - To moje ciało - rzuciłam im pełne wyrzutu spojrzenie.

- Chyba moje - mruknął Kayden, a siedzący obok niego Blaise wybuchnął śmiechem i poklepał go po ramieniu. Westchnęłam zrezygnowana.

- Lubię cię stary - rzucił czarnoskóry, puszczając do mnie oczko. Po chwili pogrążyli się w rozmowie na temat quidditcha. Ja natomiast zagadałam do siedzącej po mojej lewej stronie Pansy. Wciąż czułam na sobie wzrok Malfoya, który przyprawiał mnie o szybsze bicie serca.

- Jak tam Lily? - zapytałam, uśmiechając się do niej - Stęskniłam się za tym szkrabem - rozmarzyłam się na chwilę, a w mojej głowie narodził się piękn obraz. Ja, Draco i maleńka istotka w moich ramionach, jako jedna szczęśliwa rodzina. Moją twarz wykrzywił grymas.

- W porządku, większość dnia przesypia, a jak akurat nie śpi, to je. I tak w koło. Harry ma czasami dosyć - rzuciła rozbawiona - A właśnie - podniosła głos i rozejrzała się po twarzach przyjaciół - Chcieliśmy wam z Harrym coś powiedzieć. Otóż, jestem w ciąży- uśmiechnęła się szeroko, a wszyscy jak jeden mąż zaczęli składać jej gratulacje. Poczułam ukłucie zazdrości. Podczas, gdy moja przyjaciółka była zajęta przyjmowaniem gratulacji, ja napotkałam spojrzenie Malfoya. Emocje, które zobaczyłam w jego oczach sprawiły, że nie mogłam oderwać wzroku od jego stalowo niebieskich tęczówek. Złość. Zazdrość. Niepewność. Wyrzuty sumienia. I strach. Spuściłam głowę, nagle zażenowana.

- A ty Draco? Masz kogoś? - zapytał nagle Blaise, rzucając mi wymowne spojrzenie. Zignorowałam go. Malfoy machnął od niechcenia ręką.

- Tak, nazywa się Arielle. Poznałem ją w Ministerstwie - starałam się nie okazać swoich uczuć, chociaż wszystko we mnie gotowało się z zazdrości.

- To świetnie, mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy - powiedziałam chłodno, patrząc mu prosto w oczy. Uniósł prowokująco jedną brew. Nie spuściłam wzroku. Poczułam, jak jakaś niewidzialna siła przyciąga mnie do niego. Tylko cudem nie wstałam i nie rzuciłam się na niego. Chyba poczuł to samo, bo niechętnie opuścił wzrok. Uśmiechnęłam się tryumfująco. Jeszcze chwilę posiedzieliśmy w barze, popijając drinki. Po godzinie moi przyjaciele teleportowali się do domu, a ja zostałam na zewnątrz z Kaydenem i Malfoyem.

- Możemy chwilę porozmawiać Cassidy? - prawie warknął Malfoy, patrząc na mnie wyczekująco. Spojrzałam na Kaydena.

- Nie będzie ci to przeszkadzać, jeśli zniknę na chwilkę? - zapytałam, a on uśmiechnął się do mnie.

- Jasne, że nie. Właściwie, to zbieram się już do pracy, dzisiaj mam nocną - odpowiedział, pochylił się i pocałował mnie długo na pożegnanie. Zanim odszedł, szepnął mi jeszcze do ucha - Nie spieprz tego Cassidy - roześmiałam się głośno, a on zniknął z cichym trzaskiem. Odwróciłam się do Malfoya.

- No więc? Gdzie mnie zabierzesz?

Draco

Złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę jakiegoś zaułka, niebezpiecznie podobnego do jednej z ulic Nokturnu. Z dala od wścibskich oczu innych czarodziei czułem się pewniej. Szarpnęła się i oparła o mur budynku. Zaśmiałem się cicho, lecz po chwili spoważniałem.

- Czemu mi to do cholery robisz? - zapytałem, patrząc na nią intensywnie. Nie odwróciła wzroku.

- Co robię? - odpowiedziała, uśmiechając się niewinnie. Zakląłem siarczyście.

-Doprowadzasz mnie do szału - warknąłem -Podpuszczasz, kusisz - po każdym kolejnym słowie zbliżałem się do niej. W końcu oparłem ręce o mur, tuż przy jej głowie, więżąc dziewczynę między moimi ramionami i nachyliłem się nad nią. Przełknęła głośno ślinę.

- Zdaje ci się - szepnęła niepewnie. Prychnąłem. Jasne, zdaje mi się.

- Wiesz co ja myślę? - zapytałem - Myślę, że celowo chcesz wzbudzić we mnie zazdrość. A wiesz dlaczego? Bo wciąż mnie kochasz - nie zaprzeczyła, a ja poczułem nagłe ciepło, rozlewające się po moim wnętrzu - Musisz być do cholery taka dumna? Daj nam drugą szansę - pokręciła głową.

- Masz Arielle.. - nie dokończyła, gdyż wybuchłem śmiechem.

- Nie ma żadnej Arielle idiotko. Wymyśliłem ją, żeby zobaczyć twoją reakcję. Kocham cię, kiedy to w końcu do ciebie dotrze? - warknąłem wściekły. Oczy Victorii rozbłysły.

- Ja.. ja też cię kocham - szepnęła, a ja miałem ochotę krzyczeć z radości. Zamiast tego przycisnąłem swoje usta do jej szyi.

- Rzuć tego idiotę, Kaydena - szepnąłem, muskając lekko jej skórę.

- To oczywiste

- Zostań u mnie na noc - posuwałem się stopniowo w górę

- Tak zrobię

W końcu moje usta spoczęły na jej i wszystko wokół nas zniknęła. Była tylko ona, jej usta, miękkie włosy i urywany oddech. Przycisnąłem ją do ściany, a jedną ręką ścisnąłem jej udo. Jęknęła.

- Oh doprawdy, jesteście uroczy - zza moich pleców rozległ się kpiący, beznamiętny głos.

Victoria

- Oh doprawdy, jesteście uroczy - zanim zdążyłam zareagować, Draco już leżał oszołomiony na ziemi, a ja byłam związana niewidzialnymi linami. Teodor Nott stanął nade mną i zacmokał z niesmakiem - Dwoje zdrajców, zakała Śmierciożerców!

- Czego chcesz Nott? - warknęłam, próbując wstać. Bezskutecznie. Zaśmiał się bez cienia wesołości.

- Mówiłem, że po ciebie przyjdę - syknął, patrząc na mnie z odrazą - Obserwowałem cię przez długi okres czasu, zanim nadarzyła się okazja do zaatakowania cię. Jestem niezmiernie szczęśliwy z naszego spotkania - sarkazm przepełniał jego głos.

- Dlaczego aż tak bardzo mnie nienawidzisz? Co ja ci zrobiłam? - wrzasnęłam. Nott podbiegł do mnie i trzasnął w twarz. Poczułam krew w ustach.

- Zamknij się suko. Nie zasługiwałaś na zaufanie Czarnego Pana. Podła zdrajczyni - zaśmiałam się histerycznie.

- A więc o to ci chodzi. Byłeś zazdrosny, bo byłam tak blisko Toma, a teraz mścisz się za to - kolejny cios w twarz. Splunęłam krwią nadal się uśmiechając.

- Wiesz, na początku miałem zamiar cię po prostu zabić - zaczął, kompletnie ignorując moją wypowiedź - ale potem zrozumiałem, że śmierć będzie dla ciebie tylko ulgą. Życie bez ukochanych osób jest bardziej bolesne. Skorzystam więc z okazji, że twój kochaś tu jest - wrzasnęłam wściekle, ale Nott kopnął mnie w żebra, skutecznie uciszając moje krzyki. Usłyszałam trzask kości, a moją klatkę piersiową przeszył ostry ból - Nie bój się słoneczko, nie zabiję go. Bo wiesz, bardziej od śmierci ukochanej osoby boli to, że ten człowiek kompletnie cię ignoruje. Albo co gorsza, nie pamięta cię - syknął jadowicie, a serce stanęło w mojej piersi. Już wiedziałam, co Teodor chce zrobić i nie mogłam na to pozwolić.

- Ty sukinsynu, zabiję cię! - warknęłam, a on uśmiechnął się tryumfalnie.

- Jak zdołasz się ruszyć kwiatuszku. To co, poprzestawiamy trochę twojemu ukochanemu w głowie? - zapytał i kucnął przy nieprzytomnym blondynie. Próbowałam się uwolnić, ale bezskutecznie. W orzechowych tęczówkach Notta dostrzegłam chorą satysfakcję, kiedy przyłożył różdżkę do głowy Malfoya i powiedział wyraźnie.

- Obliviate - mój umysł zalała czerń.

Wiem, wiem. Pewnie jak przeczytacie ten rozdział, to staniecie pod moim domem z widłami i pochodniami, a potem spalicie mnie na stosie. No ale cóż. Kocham Was. xoxo




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro