Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog (II cz.) - Zem­sta to oso­bis­ta klęska człowieka

Victoria

Wdech, wydech. Dobrze Vic, jeszcze raz. Przygładziłam suknię i jeszcze raz, ten ostatni przejrzałam się w lustrze. Wszystko było w porządku. Makijaż był idealny, luźne pasemka włosów posłusznie wystawały z mojego koka, a materiał ściśle przylegał do mojego ciała, dokładnie tak, jak powinien. Do małego pomieszczenia, w którym aktualnie przebywałam wszedł Blaise. Miał na sobie czarny garnitur, a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech.

- Gotowa? Wszyscy już czekają - oznajmił i wyciągnął do mnie rękę, którą szybko ujęłam. Odetchnęłam głęboko, a moje serce załomotało w piersi. Teraz już wiedziałam, jak czuła się Ginny, kiedy dwa lata temu wychodziła za mojego kuzyna.

- Chodźmy - powiedziałam ledwo słyszalnie. Czarnoskóry ścisnął moją dłoń i wyprowadził mnie na zewnątrz. Ceremonia odbywała się na świeżym powietrzu, co bardzo mi się podobało, bo w pomieszczeniu z nerwów pewnie bym zemdlała. Kiedy stanęliśmy przed pięknym, czerwonym dywanem, prowadzącym do ołtarza i mojego ukochanego, wszyscy westchnęli z zachwytu. Czułam na sobie setki spojrzeń, ale moje oczy szukały tylko Kaydena. Stał tam, na końcu, wpatrując się we mnie jakbym była jakimś cudem. Wyglądał świetnie w ciemnym garniturze i zmierzwionych włosach. W oczach mojego przyszłego męża pojawiły się iskierki szczęścia i na ten widok po prostu nie mogłam się nie uśmiechnąć. Tak więc kiedy w końcu stanęłam naprzeciwko chłopaka, nie potrafiłam przestać się szczerzyć.

Draco

Stałem w drugim rzędzie, trzymając pod ramię Ester i czekając na wejście Cassidy. W końcu pojawiła się, a ja nie mogłem się do niczego przyczepić. Wyglądała pięknie, a szczęście promieniowało z niej na kilometr. Suknia idealnie podkreślała jej kształty, z koka wychodziły luźne pasemka, dodając jej uroku. Jej zielone oczy błyszczały. Moja partnerka westchnęła z zachwytu.

- Ona wygląda nieziemsko - szepnęła do mojego ucha. Wzruszyłem obojętnie ramionami.

- Taa - mruknąłem cicho, bardziej do siebie niż do niej. Panna młoda w końcu stanęła obok swojego wybranka, a wszyscy zamilkli. I chociaż podobno jej nie pamiętałem i wcale jej nie kochałem, to poczułem ukłucie żalu, bo to nie ze mną miała spędzić resztę życia.

Teodor

- Ile mamy czasu Lucjuszu? - zapytałem stojącego obok mnie mężczyznę. Ten zmarszczył brwi i spojrzał na mugolski zegarek, zapięty na jego prawym nadgarstku.

- Mniej niż godzinę, więc musimy się pośpieszyć - odpowiedział i ruszył przed siebie. Obecni tu goście byli zajęci gapieniem się na Victorię Cassidy, stojącą przy ołtarzu, więc nie zauważyli naszego przybycia. Ugh Boże, wyglądała na taką szczęśliwą, że ledwo powstrzymałem odruch wymiotny. Ku mojej uldze ja i Lucjusz mieliśmy za chwilę sprawić, że uśmiech już nigdy nie zagości na jej twarzy. To aż dziwne, jak szybko świat magii uwierzył, że już dawno gryzę ziemię. A wystarczyło tylko trochę eliksiru, martwy czarodziej i parę zaklęć. Tych idiotów z Ministerstwa nawet nie zdziwiło to, że przy moim rzekomym ciele nie było różdżki. Pozbyli się go, a kiedy ta suka Skeeter opublikowała artykuł o mojej śmierci, Cassidy poczuła się bezpieczna i postanowiła wyjść z ukrycia. Nadszedł ten moment, na który czekałem dwa lata. Moment, w którym Victoria Cassidy zniknie z powierzchni ziemi. Lucjusz, mój wspólnik, towarzyszył mi teraz na ceremonii zaślubin. Dobrze, że mój towarzysz pomyślał o Eliksirze Wielosokowym, bo inaczej szybko wzbudzilibyśmy wśród tłumu panikę. Pozostawało nam cierpliwie czekać na odpowiedni moment do ataku.

Victoria

Kiedy czarodziej udzielający nam ślubu przestał mówić i nadszedł czas na złożenie przysięgi, Kayden chwycił moje dłonie i ścisnął je mocno.

- Victorio Cassidy, jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem cię w moim studio tatuażu wiedziałem, że jesteś tą jedyną. Byłaś najpiękniejszą istotą na ziemi, kiedy tak ojechałaś mnie po całości i zmieszałaś z błotem - zaśmiałam się na wspomnienie tej sytuacji - Po naszym wyjeździe było ciężko, pamiętam to, jakby to było wczoraj. Milion razy myślałem o tym, żeby odpuścić, bo nie mogłem uwierzyć w to, że kiedykolwiek odwzajemnisz moje uczucia. Ale moja miłość była tak beznadziejna, że nie chciałem dopuszczać do siebie myśli o odejściu od ciebie. I moja cierpliwość została nagrodzona, bo w końcu stało się. 23 kwietnia 2001 roku po raz pierwszy powiedziałaś mi, że mnie kochasz. Pamiętam, że zrobiłaś mi wtedy awanturę o kobietę, która nieudolnie próbowała mnie poderwać. Tak, o tobie mówię Jo - tutaj mrugnął do stojącej w pierwszym rzędzie, która zachichotała i puściła nam oczko - Było to dla mnie dziwne, bo przecież nie byliśmy nawet razem, przynajmniej teoretycznie. I kiedy tak okładałaś mnie tymi swoimi małymi piąstkami i wyzywałaś od najgorszych dupków, wymsknęły ci się te dwa słowa. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu, zaraz po tym, w którym zgodziłaś się zostać moją żoną. Teraz stoimy tutaj przy ołtarzu, naprzeciw siebie, a ja wciąż nie mogę uwierzyć, że jesteś prawdziwa. Obiecuję ci moją miłość i wierność, aż do końca naszego życia, a nawet i po. Każdego dnia będę ci udowadniał, że dobrze postąpiłaś przyjmując moje oświadczyny i sprawiając, że będziesz się czuła jak księżniczka. Kocham cię słoneczko - dokończył, ocierając moje mokre policzki, po których nie wiadomo kiedy zaczęły płynąć łzy. Uśmiechnęłam się jak głupia. Gdzieś z daleka dobiegł mnie szloch, ale nie obchodziło mnie to. Teraz liczył się tylko Kayden. Delikatnie uniósł moją dłoń i już po chwili na moim serdecznym palcu lśniła piękna, złota obrączkę. Wzięłam głęboki oddech, układając sobie w głowie przemowę, którą za chwilę miałam wygłosić.

- Kaydenie Innes, dzień w którym moja stopa przekroczyła próg twojego studio mogę uznać za jeden z najlepszych w moim życiu. Wtedy jeszcze nie mogłam wiedzieć, że kiedyś wyląduję z tobą przed ołtarzem, nie próbując zamordować cię z zimną krwią - zaśmiał się, podobnie jak większość zgromadzonych na uroczystości czarodziei - Pierwsze miesiące po naszym wyjeździe do Nowego Jorku były okropne, zarówno dla ciebie jak i dla mnie. Po tym wszystkim, co mnie spotkało nie potrafiłam normalnie funkcjonować. Tylko dzięki tobie zdołałam przeżyć, dzięki tobie spałam niedręczona żadnymi koszmarami, jadłam i rozmawiałam. Ty dosłownie uratowałeś mnie, kiedy pętla zaciskała się na mojej szyi - Kayden pobladł. Tylko ja i on wiedzieliśmy, że kiedyś byłam o krok od śmierci samobójczej - Mimo że przeklinałam cię każdego dnia, kazałam odejść, ty wciąż trwałeś u mego boku. To jakbyś wziął taśmę klejącą i skleił z powrotem moje potłuczone serce w całość. Pamiętam, kiedy uświadomiłam sobie, że cię kocham. To było wtedy, kiedy poszliśmy do klubu i Jo zaczęła z tobą flirtować. Miałam wtedy wrażenie, że mnie opuścisz, a ja na nowo się rozpadnę. I kiedy zrobiłam ci tę bezsensowną awanturę w końcu powiedziałam, co czuję. Potem było już tylko z góry. Przyjęcie twoich oświadczyn było najlepszą decyzją, jaką w życiu podjęłam. Obiecuję ci moją miłość i wierność, aż do końca naszych dni i w przyszłym życiu również. Każdego dnia będę ci udowadniała, że dobrze zrobiłeś nie odchodząc ode mnie. Moje uczucie do ciebie będzie rosnąć z każdym dniem naszego małżeństwa. Będę twoją żoną, przyjaciółką, matką twoich dzieci i kochanką. Będę wszystkim, co sobie zamarzysz. Kocham cię pingwinku - kiedy skończyłam oczy Kaydena rozbłysły tak, jak jeszcze nigdy. Pani Innes szlochała głośno w swoją chusteczkę, podobnie jak większość obecnych tu kobiet. Założyłam obrączkę na palec ukochanego.

- Możesz pocałować pannę młodą - powiedział czarodziej, ale zanim Kayden zdążył to zrobić z tłumu, na środek czerwonego dywanu wyszedł nieznany mi mężczyzna. Wszystkie oczy spoczęły na nim.

- Nic się nie zmieniłaś od naszego ostatniego spotkania Victorio - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi. Próbowałam sobie go przypomnieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy - Nie pamiętasz? Namieszałem ci wtedy trochę w głowie. A może nie tobie? - nagle uświadomiłam sobie coś i to było, jakby ktoś wylał mi na głowę wiadro zimnej wody.

- Nie - powiedziałam przerażona - Ty przecież nie żyjesz - nikt ze zgromadzonych nie rozpoznał jeszcze Teodora Notta. Ale ja tak.

- Masz nieaktualne informacje, "słoneczko" - warknął i dyskretnie wyciągnął różdżkę - W końcu doczekasz się losu, na który zasłużyłaś - Oczy Kaydena rozszerzyły się w przerażeniu. Wiedział. Eliksir Wielosokowy powoli przestawał działać i twarz Notta zniekształciła się. Śmiertelne zaklęcie pomknęło w moją stronę. Zamknęłam oczy, czekając na śmierć. Rozpętało się piekło, dosłownie. Uniosłam powieki. Teodora nigdzie nie było, a ludzie patrzyli na mnie w osłupieniu. Napotkałam zszokowany wzrok Malfoya, zanim uświadomiłam sobie powód strachu czarodziei. A tym powodem było ciało Kaydena, leżące u moich stóp z zastygłym uśmiechem na twarzy. Z mojego gardła wydobył się wrzask, jakiego świat dawno nie słyszał, wrzask nienawiści i pogardy do samej siebie za tchórzostwo, które sprawiło, że mój ukochany leży martwy na ziemi.

No i oto epilog. Nawet nie wiecie, jak ciężko było mi go opublikować, a to właśnie ze względu na śmierć Kaydena. Pewnie dla wielu z Was przyjmie to z ulgą, bo jego śmierć da nadzieję na to, że Draco i Victoria będą w końcu razem. Ja też na początku nie lubiłam Innesa i stworzyłam go z myślą o tym, że nie będzie mi źle, kiedy w końcu się go pozbędę. Ale to nieprawda. Zrobiłam z niego kogoś, na kim Vic mogła polegać. Kogoś, kto naprawił jej serce i pomógł kochać na nowo. A potem go zabiłam. Eh.

Trzecia część pojawi się już wkrótce, miłego czytania. xoxo



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro