Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#4 - Dziecko na dwunastej!

Zapraszam do czytania mojego nowego opowiadania Devil's Asylum, które jest dostępne na moim profilu :)

Godzina 15:45 - Szpital św. Munga

Victoria

- Naćpałaś się czegoś, Granger? To niemożliwe - powiedziałam głupio do stojącej obok mnie Hermiony. Ta spojrzała na mnie z politowaniem i pokręciła niedowierzająco głową.

- Czy ja wyglądam, jakbym żartowała? - jej lewa brew powędrowała ku górze. Przełknęłam głośno ślinę, starając się zignorować dudniące w mojej piersi serce.

- Nie, nie, nie - wyszeptałam, łapiąc się za głowę - Jak to się mogło stać? - zapytałam. Brązowowłosa spojrzała na mnie, jakbym była wyjątkowym okazem gumochłona.

- No wiesz, kiedy chłopak i dziewczyna bardzo się kochają.... - zaczęła za śmiechem, ale musiała dostrzec coś w wyrazie mojej twarzy, bo po chwili umilkła - To często się zdarza, Vic. Nieplanowana ciąża to normalna rzecz - jej słowa zamiast pocieszyć, jeszcze bardziej mnie dobiły.

- Na Merlina, Malfoy mnie zabije! - wykrzyknęłam przerażona, rozkładając ręce w akcie rozpaczy - On wprost nie cierpi dzieci!

- To spróbuj delikatnie uświadomić go, że niedługo zostanie ojcem - zaproponowała kobieta - no wiesz, jakieś subtelne sygnały czy coś w tym stylu - zaśmiałam się bez wesołości.

- Proszę cię, Granger. Draco jest upośledzony pod względem spostrzegawczości. Nawet gdybym zatańczyła przed nim makarenę, machając mu przed nosem ciążowym brzuszkiem, nie ogarnąłby, że będzie miał dziecko. Dałabym sobie głowę uciąć, że pomyślałby, że przytyłam - nasz cichy chichot rozbrzmiał w gabinecie byłej gryfonki.

- Wiem, że dasz radę. W końcu dziecko, to nie może być aż tak wielka tragedia - posłała mi ciepły uśmiech.

Szkoda, że nie wiedziała, jak bardzo się pomyliła.

Godzinę później - pub pod Trzema Miotłami

Victoria

- Ale jak to? - pisnęła Ginny, klaskając z uciechy. Pansy wyglądała na nie mniej szczęśliwą - Gratulacje! -uciszyłam ją ruchem dłoni, rozglądając się na boki w poszukiwaniu jakichkolwiek intruzów. Na szczęście czarodzieje w Trzech Miotłach bardziej zajęci byli swoimi sprawami.

- Byłam dzisiaj u Hermiony - wytłumaczyłam - okres spóźniał mi się ładny tydzień, więc trochę się zaniepokoiłam. Jak widać, mój niepokój był uzasadniony.

- To wspaniale Vic! Dzieci to genialna sprawa! - stwierdziła Pansy - mówię to z własnego doświadczenia. Poza tym zawsze chciałaś mieć dziecko. Widzisz, zamiast jednego będziesz miała dwa! Teraz w końcu twoje marzenie się spełni - uśmiechnęła się szeroko, ale moja twarz pozostała wciąż bez wyrazu.

- Zapomniałaś o jednym, malutkim problemie - moja przyjaciółka zmarszczyła brwi i rzuciła mi pytające spojrzenie - Malfoy - sapnęłam. Twarz pani Potter zbladła.

- Cholera! Draco nienawidzi wszystkiego, co jest małe, urocze, chodzi na czworakach i ciągle płacze!

- I właśnie o to mi chodzi, on będzie wściekły! - załamałam ręce - Kompletnie nie wiem, co mam robić.

- Wiecie co, dziewczyny? - odezwała się milcząca dotychczas Ginny - myślę, że czas rozpocząć misję - "Dziecko".

Godzina 17:28 - rezydencja Malfoy'ów

Draco

Pchnąłem drzwi do domu, padając ze zmęczenia. Dzisiejszy dzień był okropny. W firmie, którą prowadziłem razem z Zabinim była awaria i od samego rana musieliśmy ciężko pracować, żeby nie wypaść z rytmu. Ten fakt dodatkowo utrudniała nieobecność Blaise'a, który od niedawna był ojcem małego, okrąglutkiego potwora. Dzień w dzień musiałem wysłuchiwać czarnoskórego, który był wprost wniebowzięty.

- Potrzymaj go Draco.

- Wszystko w porządku Malfoy? Wyglądasz jakbyś zobaczył Voldemorta.

- Na litość boską, Malfoy! To tylko dziecko!

Szczerze miałem już tego dosyć. Nie znosiłem bobasów. Były zbyt urocze, zbyt małe, śmierdziały gorzej niż Potter (musiałam xd), a do tego robiły więcej hałasu niż Victoria, kiedy trafiała na przeceny butów. Ugh, ohyda.

- Już jestem! - krzyknąłem i skierowałem się do salonu, z którego dobiegał dźwięk cichej rozmowy. Na kanapie siedziała moja ukochana, pogrążona w dyskusji z Ginny. Chwila! Co ruda trzyma w ramionach? O kur... To chyba jakiś żart!

Victoria

- O, tu jesteś - powiedziałam lekko łamiącym się głosem, kiedy zauważyłam wchodzącego do salonu Malfoy'a. Pochylił się nade mną i cmoknął mnie lekko w usta, po czym opadł na kanapę i spojrzał krzywo na dziecko śpiące spokojnie w ramionach panny Zabini. Przełknęłam głośno ślinę, układając w głowie przemowę.

- Draco? - spojrzał na mnie pytająco - Ginny i Blaise chcieliby trochę odpocząć i wyjechać gdzieś, więc zajmiemy się kilka dni Lilith dobrze? - w tym momencie chłopak wyglądał, jakby hipogryf kopnął go w klejnoty.

- Słucham? - zapytał głupio - Chyba sobie żartujesz! - wykrzyknął. W tej chwili mocno się wkurzyłam.

- O nie, nie, mój drogi! W dupie mam twoje cholerne uprzedzenia! Dziecko zostanie u nas czy tego chcesz czy nie! - przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu blondyn spuścił wzrok i prychnął wściekle.

- Jak sobie chcesz, ale trzymaj go z daleka ode mnie - warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami. Westchnęłam głośno i spojrzałam na Ginny umęczonym wzrokiem.

- Mówiłam ci, że tak będzie - powiedziałam cicho i spuściłam wzrok na swoje paznokcie. Ruda, mimo mojej ciężkiej sytuacji uśmiechnęła się szeroko.

- Moja kochana Victorio. Przechytrzyłaś śmierć, zabiłaś Notta i odzyskałaś swoją miłość. Uwierz mi, dziecko to błahostka.

Godzina 21:29 - rezydencja Zabinich

*Victoria przygotowuje się do wykonania swojego planu doskonałego*

Victoria

- Wszystko załatwione Blaise? - zapytałam, rozglądając się niepewnie na boki. Mój kuzyn pokiwał głową.

- Nie masz się o co martwić. Ogarnę firmę podczas nieobecności Dracona. Ginny mi pomoże. Ty musisz tylko sprawić, żeby nasz Smoczek pokochał dzieci.

Dzień pierwszy - godzina 6:57

Victoria

Zablokowane okna - są.

Czar przeciwteleportacyjny - rzucony.

Pieluchy i jedzenie - przygotowane.

Dziecko (lol XD) - jest.

Wszystko gotowe. No to zaczynamy!

Draco

- Widziałaś moją różdżkę Vic? - krzyknąłem, zbierając w locie teczki z dokumentami i dopijając resztę herbaty. Zaraz powinienem być w firmie a jak na złość, mój magiczny patyk gdzieś się zapodział (God, jak to brzmi).

- W salonie! - krzyknęła moja małżonka, więc czym prędzej tam popędziłem. Zdziwiłem się lekko, kiedy nie zastałem nikogo w pomieszczeniu. No dobra, nikogo oprócz tego małego gnoja. Nagle sprawy potoczyły się szybko. W jednej chwili drzwi stały otworem, w drugiej zatrzasnęły się z hukiem więżąc mnie w środku. Dobiegłem do nich, ale jakaś niewidzialna bariera nie pozwoliła mi przejść dalej. Spróbowałem też z oknami, ale te również nie chciały się otworzyć. Teleportacja też nie odniosła pożądanych efektów. Byłem zamknięty na cztery spusty. Bez różdżki. I doskonale wiedziałem, czyja to sprawka.

Victoria

- VICTOOOOORIAAAA!! - ryk Malfoya rozniósł się echem po całym domu. Przepełniony był taką wściekłością, że przez chwilę zastanawiałam się, czy opłaca mi się go stamtąd wypuszczać. Szybko jednak się rozmyśliłam. Żonie nie wypada.

- Uspokój się Draco i daj mi to wszystko wyjaśnić - powiedziałam głośno, przyciskając policzek do drzwi. Doskonale usłyszałam prychnięcie mojego męża.

- Wyjaśnić? Kobieto, ty upadłaś na głowę! Wypuść mnie stąd natychmiast! - krzyknął. Westchnęłam zrezygnowana.

- Nie wypuszczę cię stąd, dopóki nie nauczysz się obchodzić z dziećmi i nie polubisz ich. Od ciebie zależy, ile tu posiedzisz. Jedzenie dla Lilith leży naszykowane na stole, zabawki są w szufladzie. Karm ją co trzy godziny i nawet nie próbuj się od tego wymigać. Inaczej Blaise cię zamorduje. Pieluchy są w szafce po lewej.

- Pieluchy? - zapytał przerażony.

- Jeżeli będziesz głodny zastukaj w drzwi. Przyniosę ci, czego będziesz potrzebował. Wypuszczę cię stąd, jeżeli zauważę zmianę - kontynuowałam.

- O kurwa - sapnął Malfoy, a po jego słowach nastąpił huk. Byłam pewna, że ściana salonu długo nie wytrzyma.

- Powodzenia Draco - szepnęłam i odeszłam, chcąc zająć się swoimi sprawami.

Godzina 10:25

Stan Dracona - lekko poddenerwowany

Draco

- Wyyyyypuść mnie stąd! - jęczałem, uderzając dłonią w ścianę. Moje błagania nic nie dawały, ponieważ Victoria miała mnie gdzieś. Przeszukałem całe pomieszczenie szukając czegoś, co pomogłoby mi wyjść z salonu. Znalazłem tylko nożyczki. Może się nimi zadźgam? Albo nie. Wydałem krocie na ten nowy dywan. Miałem chociaż tyle szczęścia, że to małe coś na razie spało. Jeszcze raz ruszyłem na poszukiwania czegoś przydatnego, ale podobnie jak poprzednim razem nic nie znalazłem. Nagle gdzieś za mną rozległ się wrzask, gorszy od Blaise'a śpiewającego pod prysznicem. O nie. TO się obudziło!

Godzina 14:18

Stan Dracona - mocno wnerwiony

Draco

- ŁEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE - płacz Lilith ranił me uszy. Skuliłem się w kącie, bojąc się do niej podejść. Jej krzyki były jednak tak głośne, że przełamałem się i powoli ruszyłem w stronę jej łóżeczka. To, co tam zobaczyłem, będzie nawiedzać mnie w snach. Dziewczyna podkuliła nóżki i zacisnęła piąstki, wiercąc się niespokojnie w kołysce. Jej twarz była mokra od łez, okrągła i wściekle różowa, a z nosa skapywały okazałej wielkości.... gluty. Powoli zbliżyłem palec wskazujący do jej brzucha i dźgnąłem lekko. Pisk, który z siebie wydała sprawił, że uciekłem do kąta w podskokach.

Victoria

Z rozbawieniem obserwowałam poczynania Malfoya. Ledwo powstrzymałam się od śmiechu, kiedy mój mąż z przerażoną miną uciekł do kąta. Nie wiedziałam komu bardziej współczuć - jemu, czy dziecku.

Godzina 17:59

Stan Dracona - przerażony

Draco

Pociągnąłem nosem, kiedy wyczułem okropny zapach, szybko rozprzestrzeniający się po pokoju. Z przerażeniem spostrzegłem, że wydobywa się on z.... pampersa Lilith. Szybko podbiegłem do drzwi i zapukałem w nie wściekle.

- Victoria? - zawyłem - Wypuść mnie! Ona narobiła w pampersa! - gdzieś na zewnątrz rozległ się śmiech mojej wyrodnej ukochanej.

- To ją przewiń - jej głos był niewyraźny przez dzielące nas drewno.

- Oszalałaś! - krzyknąłem - W życiu tego nie dotknę!

- To kiś się w tym smrodzie - stwierdziła Victoria, a po dźwiękach wydobywających się z zewnątrz mogłem się domyśleć, że odchodzi od drzwi.

- Zaczekaj! Jak? - zapytałem ze zrezygnowaniem. Przez następne dziesięć minut tłumaczyła mi, jak przewinąć dzieciaka. Po skończonym zabiegu nie wiem, co gorzej śmierdziało - ja, czy pielucha.

Dzień drugi - godzina 9:16

Stan Dracona - zaciekawiony

Draco

Z zainteresowaniem wpatrywałem się w małą dziewczynkę, leżącą w kołysce. Jej oczy błyszczały radością, usta śmiały się a piąstki przecinały powietrze z szybkością światła. Ona to miała fajnie. Jedynym jej zmartwieniem było to, co dostanie do jedzenie no i brudna pielucha. Mała rączka powędrowała w stronę mojego policzka. Nim zdążyłem pomyśleć, chwyciłem ją i ścisnąłem lekko. Dziewczynka zaśmiała się.

Godzina 12:43

Stan Dracona - zaniepokojony

Draco

- Victoria? - zawołałem, cicho stukając w drzwi. Po chwili usłyszałem kroki.

- Tak? - zapytała łagodnie.

- Lilith od kilku godzin się nie rusza. Czy to normalne? - starałem się brzmieć, jakby mnie to nie obchodziło.

- Oddycha?

- Tak, sprawdzałem - odpowiedziałem.

- To normalne u dzieci, że przesypiają większość dnia i nocy - wytłumaczyła moja żona - Czyżbyś się martwił? - zapytała złośliwie. Prychnąłem głośno.

- Chyba śnisz.

Godzina 18:52

Stan Dracona - spokojny

Draco

Wsadziłem gołego bobasa do wanienki, którą wcześniej wyczarowała Victoria. Podtrzymując dziecko dokładnie je umyłem, wytarłem i ubrałem w śpioszki. Po wszystkim ułożyłem je w łóżeczku, a sam usiadłem obok, wpatrując się w usypiającą już Lilith. Pomyślałem, że dzieci nie są jednak takie złe.

Godzina 4:06

Stan Dracona - śpiący

Draco

Z niespokojnego snu obudził mnie głośny płacz dziecka. Potarłem obolały kark i podniosłem się z podłogi. W dwóch krokach pokonałem odległość dzielącą mnie od łóżeczka. Lilith miotała się w pościeli, a duże łzy toczyły się po jej policzkach. Niewiele myśląc chwyciłem ją w ramiona, tuląc do swojej piersi i kołysząc lekko. W końcu uspokoiła się, ale jakoś nie miałem ochoty jej puszczać. Osunąłem się po ścianie siadając na podłodze i przymknąłem oczy, czując nieznośne ciepło w piersi.

Dzień trzeci - godzina 13:36

Stan Dracona - szczęśliwy

Draco

Chwyciłem małego szkraba i posadziłem na podłodze, wśród wielu zabawek. Chwyciłem pluszowego misia i podałem go dziewczynce, która z ochotą go przyjęła. Podniosła się i chwiejnym krokiem ruszyła w moją stronę. Złapałem ją, zanim jej tyłek zdążył grzmotnąć o podłogę.

- DLACO! - powiedziała nagle. Znieruchomiałem i spojrzałem w jej roześmiane oczy.

- Co? - zapytałem głupio. Lilith złapała mój nos, robiąc przy tym śmieszną minę.

- Dlaco, Dlaco, Dlaco - powtórzyła sepleniąc. Wybuchnąłem głośnym śmiechem i przytuliłem ją do siebie.

Godzina 15:30

Draco

Miałem właśnie zanieść Lilith do kołyski, kiedy drzwi się otworzyły. Wciąż trzymając dziecko w ramionach wyszedłem niepewnie na zewnątrz. Skierowałem się do kuchni, skąd dobiegała rozmowa. Kiedy wszedłem do pomieszczenia, ucichła. Przy stole siedzieli Victoria, Ginny i Blaise.

- Cześć Draco, dzięki za opiekę nad Lilith. Mam nadzieję, że nie sprawiła ci problemów - powiedziała ruda i uśmiechnęła się do mnie chytrze. Zabini poklepał mnie po ramieniu i odebrał ode mnie swoją księżniczkę - Będziemy już lecieć, jeszcze raz wielkie dzięki! - czarnoskóry chwycił swoją żonę za rękę i teleportował się. Zostaliśmy z Victorią sami.

Victoria

Kiedy państwo Zabini opuścili kuchnię, Draco zajął miejsce naprzeciwko mnie. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

- Po co to było? - zapytał spokojnie blondyn. Przełknęłam głośno ślinę.

- Chciałam, żebyś w końcu polubił dzieci - wytłumaczyłam drżącym głosem. Draco pochylił się nad stołem tak, że nasze nosy prawie się stykały.

- Po co? - ponowił pytanie. Wzięłam głęboki oddech.

- Jestem w ciąży - wyszeptałam. Chłopak odsunął się gwałtownie i znieruchomiał. Odwróciłam wzrok, czując łzy napływające do moich oczu. Jednak nim się spostrzegłam, stałam przyciśnięta do szerokiej klatki piersiowej mojego męża. Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi i zaciągnęłam się jego zapachem.

- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?

- Byłbyś wściekły. Po to zorganizowałam całą tą akcję z Lilith. Chciałam, żebyś polubił i zaakceptował dzieci - powiedziałam cicho w jego koszulkę. Zaśmiał się lekko.

- Głuptasku. Będę kochał nasze dziecko jak nikogo innego - rzekł z uśmiechem. Nie mogłam go nie odwzajemnić.

- Właściwie to będzie ich dwójka. To bliźniaki - jeżeli to możliwe, Draco uśmiechnął się jeszcze szerzej. Zanim zdążyłam jeszcze cokolwiek dodać, połączył nasze wargi w czułym pocałunku.

*Trzy miesiące później*

Victoria

- Chyba oszalałeś! W życiu nie nazwę dzieci HAROLD I HERMENEGILDA! - wydarłam się, piorunując Malfoya wzrokiem.

- Ale moi dziadkowie się tak nazywali! Tradycja nakazuje nazywać dzieci imionami dziadków! - krzyknął, wymachując śmiesznie rękami.

- Żadnej Gertrudy, Harolda, Hermenegildy czy innych dziwnych imion! - zmarszczyłam groźnie brwi.

- Już wiem! - uniósł palec do góry z miną znawcy - Scorpius i Silver! - powoli pokiwałam głową. Te imiona były idealne.

- Scorpius i Silver - wyszeptałam z uczuciem, a szeroki uśmiech wpłynął na moje wargi.

Przepraszam za dość długą nieobecność, ale nie miałam zbytnio czasu na pisanie. Postaram się to nadrobić. Rozdział taki sobie, nie podoba mi się zbytnio. Przyznaję, mogłam się bardziej postarać. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko Wam się spodoba. Miłego czytania. xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro