#3 - Prima Aprilis
Przed przeczytaniem pamiętajcie! Moje poczucie humoru jest trochę... wyszukane. A z resztą, co mi tam! Miłego czytania :D
Godzina 11:27 - rezydencja Malfoy'ów
Victoria
- Eee Vic? Może jednak przesadziłyśmy? - moich uszu dobiegł głos lekko przestraszonej Pansy. Uśmiechnęłam się szeroko, upawając się naszym zwycięstwem.
- Moja słodka Pansy. Oczywiście, że przesadziłyśmy - odpowiedziałam lekko, patrząc jak twarz dziewczyny staje się coraz bledsza.
- Jeśli oni się o tym dowiedzą, co z resztą jest pewne, nigdy się już do nas nie odezwą - stwierdziła Ginny, o dziwo, z szatańskim uśmieszkiem. Ona, podobnie jak ja, nie była przerażona perspektywą wściekłości swojego męża.
- Dajcie spokój - machnęłam ręką - Prima Aprilis zdarza się tylko raz w roku. Zrozumieją - swoimi słowami bynajmniej nie pocieszyłam pani Potter.
- Będziemy miały przejebane - skwitowała wesoło panna Zabini i odrzuciła na ramię rude włosy.
- Nie rozumiecie dziewczyny? Tu nawet nie chodzi o mnie i o Harry'ego. To, co zrobiłyśmy może wpłynąć niekorzystnie na firmę Blaise'a i Dracona! - wykrzyknęła Pansy, chwytając się ostatniej deski ratunku i próbując uświadomić nam nasz błąd. Nic z tego. Złowieszczy śmiech mój i Ginny odbił się echem od ścian pokoju.
- Pansy, spokojnie. Najwyżej zginiemy młodo. Nic wielkiego - ruda machnęła lekceważąco ręką. Nagle jej wzrok padł na zegarek, zapięty na jej prawym nadgarstku - O Merlinie, już ta godzina?! Szef mnie zabije, a mówienie mu, że były korki, kiedy używałam sieci Fiuu to kiepski pomysł! - wrzasnęła, posłała nam całusy i już jej nie było.
- Ja też będę już lecieć. Jestem umówiona z moją fryzjerką. Ta kobieta nie lubi czekać - stwierdziła Pansy, wstając z kanapy - jeżeli mam dziś umrzeć, to chociaż z perfekcyjną fryzurą - pani Potter nie wzięła przykładu z rudej, tylko wyszła drzwiami jak na cywilizowanego człowieka przystało - Powodzenia Vic! - krzyknęła jeszcze w progu i zniknęła z cichym trzaskiem. Wróciłam do kuchni i zerknęłam na Proroka Codziennego, leżącego na stole. Mimo obaw kłębiących się w mojej głowie zaśmiałam się głośno. Bo w końcu co złego może się wydarzyć?
Godzina 11:32 - Malfoy&Zabini Industry
Draco
Cholera! Czemu oni wszyscy dziwnie się na mnie patrzą?
Blaise
Dlaczego oni patrzą się tak dziwnie na Malfoy'a? O w dupkę jeża, na mnie też się gapią! Ja wiem, że przecież jestem piekielnie przystojny, no ale bez przesady! Chwila, chwila.... Czy ten facet właśnie puścił mi oczko?!?!
Draco
- Ej Blaise - syknąłem i szturchnąłem czarnoskórego w ramię - Coś jest nie tak! - mężczyzna spojrzał na mnie z miną mówiącą: "Pierdolisz"
- Serio Draco? - zapytał, unosząc wysoko brwi.
- Zabini do cholery! To nie jest czas na twój jakże wyszukany sarkazm! - szepnąłem, a potem podniosłem głos - Co jest ludzie? Do roboty! - krzyknąłem, ale tłum wciąż stał i ani myślał się ruszyć - Dobra, gadać o co chodzi! To jakiś strajk? - ryknąłem. Sekretarka podeszła do mnie i wcisnęła mi w rękę Proroka Codziennego, a reszta w końcu wróciła do pracy. Chwyciłem Zabiniego za ramię i popchnąłem go w stronę swojego gabinetu. Weszliśmy do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Blaise wyrwał z mojej ręki gazetę i zaczął czytać. Stopniowo przez jego twarz przebiegło rozbawienie, potem niedowierzanie a na końcu wściekłość. Zabini rzadko się wściekał, a jeszcze rzadziej miał taką minę, więc wiedziałem, że stało się coś poważnego. Przeklął pod nosem i podał mi Proroka. Chwyciłem go i aż zachłysnąłem się ze zdenerwowania. Na pierwszej stronie widniało.... zdjęcie. NASZE ZDJĘCIE. Moja, Zabiniego i Pottera twarz mrugały do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy. Szybko przekręciłem kartki, szukając szczegółów i wkrótce osiągnąłem apogeum złości. Nagłówek bowiem głosił:
Malfoy, Zabini i Potter to tak naprawdę GEJE?
Draco Malfoy, Harry Potter i Blaise Zabini już od dłuższego czasu są w szczęśliwych małżeństwach z pięknymi kobietami. Ale czy to wszystko jest prawdą? Czy to tylko iluzja, którą stworzyli razem, by ukryć swoją odmienność?
"Draco od zawsze miał słabość do chłopców" - mówi nam Victoria Cassidy, od niedawna Malfoy - "Nasze małżeństwo miało na celu ukrycie tego". Z kolei Ginny Zabini, siostra sławnego na cały świat Ronalda Weasley'a przedstawia nam to z innego punktu widzenia. "Od początku podejrzewałam, że Blaise i Draco mają romans. To było widać, ciągnęło ich do siebie. Jakiś czas później dołączył do nich Harry, który jak twierdziła Pansy, był nimi zafascynowany, a jego związek z panną Parkinson był tylko przykrywką." - Sama pani Potter nie udzieliła nam jednoznacznej odpowiedzi, aczkolwiek nie podważyła opini pani Zabini. Na pytanie, dlaczego zatem zgodziły się wyjść za mężczyzn, kobiety milczą. Czy to prawda, czy to może intryga, uknuta przez czarodziejską arystokrację?
Dla Proroka Codziennego, Rita Skeeter.
- No ja w to po prostu nie wierzę! - warknąłem i opadłem na krzesło, kładąc nogi na biurku - Co to ma być do cholery Blaise? Odbiło im?! - krzyknąłem. Zabini przetarł twarz dłońmi. Nagle w moim biurze zmaterializował się wściekły jak hipogryf Harry Potter.
- Widzieliście to?! - ryknął, rzucając na blat gazetę. Nasze miny powiedziały mu wszystko.
- Dzisiaj pierwszy kwietnia. Wiecie co to oznacza? - zapytał Blaise z diabelskim błyskiem w oku.
- Zemsta - syknęliśmy razem z Potterem, a usta całej naszej trójki wykrzywiły się w szatańskich uśmiechach.
Godzina 12:06 - gdzieś na ulicy Pokątnej
*Ginny wpada zdyszana do swojego biura, modląc się o to, by jej szef miał dobry humor*
Ginny
Starając się wyglądać tak, jakbym wcale się nie spóźniła, pchnęłam drzwi do swojego biura. Moja torebka upadła z hukiem na podłogę, kiedy zobaczyłam, kto znajduje się w środku.
Mój szef siedział na MOIM krześle, popijając kawę z MOJEGO kubka i postukując palcem w MOJE biurko.
- Dzień dobry - powiedziałam cicho, starając się nie zwracać uwagi na złośliwy uśmiech mężczyzny.
- Weasley. Znowu spóźniona - warknął.
- Jestem Zabini, proszę pana - przypomniałam mu. Zaśmiał się złowieszczo, aż ciarki przebiegły wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Czyżby? - zapytał kpiąco. Zignorowałam to - Jaki jest powód pani spóźnienia?
- Ja ummm... eeee... - popisałam się elokwencją godną Harry'ego na eliksirach. Uśmiech mojego szefa stał się jeszcze szerszy.
- Tak myślałem. Pakuj swoje rzeczy, jesteś zwolniona - rzucił głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Ja bardzo prze... COOO????? - krzyknęłam - Nie może mnie pan zwolnić!
- Ależ mogę i właśnie to zrobiłem. Masz dziesięć minut, żeby opuścić to pomieszczenie - powiedział i wyszedł, zostawiając mnie w całkowitym rozbiciu. Ze łzami w oczach zabrałam się za pakowanie. Mogłabym przysiąc, że przez chwilę zdawało mi się, że gdzieś w oddali usłyszałam iście DIABELSKI śmiech.
Godzina 12:11 - salon fryzjerski na ulicy Pokątnej
*Pansy wchodzi do środka, mając nadzieję, że tym razem fryzjerka obetnie NAPRAWDĘ tylko 1 cm*
Pansy
- Dzień dobry! - zawołałam w progu i od razu usiadłam na fotelu, czekając na kobietę, która miała doprowadzić moje włosy do porządku.
- Ah dzień dobry, panno Parkinson - starsza kobieta odpowiedziała mi, a na jej twarzy pojawił się niepokojący uśmiech.
- Jestem Potter, proszę pani - poprawiłam ją.
- Czyżby? - zapytała, a ja zmarszczyłam brwi. O co chodzi? - Tak jak zwykle? - pokiwałam głową i usadowiłam się wygodniej. Nagle poczułam znajomy skądś zapach, ale nie zdążyłam go rozpoznać, gdyż nagle ogarnęła mnie ciemność.
*Fryzjerka dzierży w dłoni zdradziecką maszynkę do golenia i przejeżdża nią po głowie klientki, uważając, by nie naciąć delikatnej skóry. Jeszcze BLIZNA by została i co wtedy?*
Obudziłam się, kiedy ktoś szturchnął mnie w ramię. Zobaczyłam nad sobą uśmiechniętą twarz fryzjerki.
- Zasnęłaś słoneczko - wytłumaczyła - Gotowe - zapłaciłam jej i ruszyłam do wyjścia - Nie zobaczysz jak wyglądasz kochanie? - zapytała grzecznie. Pokręciłam głową.
- Jest pani świetna w tym co robi, ufam pani - powiedziałam i wyszłam. Ruszyłam wesoło Pokątną, nie zwracając uwagi na towarzyszące mi spojrzenia. To pewnie przez moją nową fryzurę. Nagle zauważyłam piękną suknię, wręcz proszącą mnie o kupienie. Podeszłam do wystawy i zamarłam. W szybie bowiem odbijała się moja.... ŁYSA GŁOWA?!?
Godzina 12:19 - Bank Gringotta
*Niczego nie spodziewająca się Victoria wchodzi do Banku, by wypłacić pieniądze i zrobić zakupy na obiad*
Victoria
- Witam, skrytka numer 2013 - powiedziałam na powitanie i podałam złoty kluczyk goblinowi.
- Ah, panna Cassidy. Już się robi - powiedział stwór, oglądając dokładnie klucz.
- Jestem Malfoy - upomniałam go. Na jego brzydkiej twarzy pojawił się niepokojący uśmieszek.
- Czyżby? - zapytał. Uniosłam wysoko brew, ale nie odezwałam się.
- Proszę za mną - powiedział goblin i ruszył przed siebie. Chcąc nie chcąc poszłam za nim. Serce jak zwykle podjechało mi do gardła, kiedy kolejka, którą mieliśmy dostać się do skarbca ruszyła. W końcu zatrzymaliśmy się przed odpowiednią skrytką. Stwór włożył klucz w odpowiednie miejsce i wrota zaczęły się otwierać. Weszłam do środka i zamarłam. Skarbiec bowiem był... pusty. No, prawie pusty. Na samym środku pomieszczenia, oświetlona nikłymi promieniami, stała figurka SMOKA. No co jest kurwa?
Godzina 12:26 - ulica Pokątna
*Trzy załamane przyjaciółki wpadają na siebie na środku ulicy*
Victoria
- Pansy. Ty, ty jesteś... łysa! - wykrzyknęłam, patrząc na świecącą się łysinkę pani Potter. Ginny zachichotała cichutko. Kobieta rzuciła mi rozdrażnione spojrzenie.
- Zamknij się - warknęła - Ten dzień to jakiś koszmar! Wyobraźcie sobie, poszłam do fryzjerki i poprosiłam ją, żeby obcięła tak jak zawsze. Nagle odpłynęłam, a kiedy się obudziłam, podziękowałam jej i wyszłam. Dopiero kiedy zauważyłam swoje odbicie w witrynie zorientowałam się, że jestem łysa - prawie wrzasnęła.
- U mnie to samo. Wyrzucili mnie z pracy, wyobrażasz to sobie? - powiedziała rozgniewana Ginny.
- U mnie też porażka! - wykrzyknęłam - Nie dość, że jakiś durny goblin podważał moje nazwisko, to jeszcze okazało się, że moja skrytka w Gringottcie jest pusta!
- Moja fryzjerka też czepiała się nazwiska - Pansy zmarszczyła brwi.
- I mój szef! - dodała Ginny. Nagle coś zaskoczyło w mojej głowie i zaczęłam łączyć wątki.
- Zaraz, chwileczkę.... - szepnęłam - To dosyć dziwne, że akurat dzisiaj zdarzają się nam takie rzeczy... - W oczach dziewczyn błysnęło zrozumienie.
- No teraz to przesadzili! - wykrzyknęłyśmy jednocześnie.
Godzina 12:37 - Malfoy&Zabini Industry, biuro Dracona
*Mężczyźni z szerokimi uśmiechami na twarzy cieszą się z udanej zemsty. Idioci jeszcze nie wiedzą co ich czeka*
Draco
- I jak chłopaki? - zapytałem, ciekaw jak im się powiodło. Potter aż zaklaskał z wesołości.
- Moja KOCHANA Pansy poszła dzisiaj do fryzjerki by ta obcięła jej włosy. I wiecie co? Wyszła z salonu kompletnie łysa! - zarechotaliśmy głośno, stukając się szklankami z Ognistą.
- Moja najdroższa Ginny wyleciała dzisiaj z hukiem z pracy! A wystarczyło tylko dogadać się z jej szefem - powiedział z uśmiechem Blaise.
- Victoria poszła dzisiaj do Gringotta, bo chciała wypłacić pieniądze i zrobić zakupy. I co zastała? Pusty skarbiec! - kolejny wybuch śmiechu i łyk Whiskey - ale z tych goblinów przekupne stworzenia! - wkrótce potem dwie butelki alkoholu zostały opróżnione i nic nie mogło nam popsuć dobrego humoru wywołanego udaną zemstą.
Godzina 13:28 - rezydencja Potterów
*Pansy wraca do domu, nie zwracając uwagi na dziwne spojrzenia rzucane jej przez małżonka*
Pansy
- Pansy, kochanie! Już wróciłaś? - moich uszu dobiegł słodki jak miód głos Harry'ego - I jak ci się udała wizyta u fryzjera? - Ugh. Już ja ci dam wizytę u fryzjera, ty wstrętny ośle! Harry wszedł do kuchni i stanął jak wryty na widok mojej głowy.
- Co eee.. Co? - zapytał głupio. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Nic takiego. Postanowiłam, że czas na zmiany - odpowiedziałam lekko, ale nagle posmutniałam, całkiem nieźle wcielając się w swoją rolę - Możemy porozmawiać? Usiądź proszę - rzekłam smutno i zajęliśmy miejsca przy stole.
- O co chodzi? - zapytał były gryfon, a jego twarz spoważniała.
- Posłuchaj Harry - zaczęłam cicho, w duszy odprawiając dzikie tańce i śmiejąc się nad jego głupotą - Nie wiem czy jest sens, żebyśmy dalej byli razem - spuściłam wzrok tylko po to, by nie zauważył w moich oczach iskierek rozbawienia. Machnęłam dłonią, kiedy otworzył usta - Czekaj, daj mi dokończyć. Nie widzisz tego? To, co było między nami zgasło. Jak głupia myślałam, że da się to jeszcze naprawić, ale myliłam się. Nie potrafię już być z tobą bo... Bo cię nie kocham - łza spłynęła po moim policzku. Harry wpatrywał się we mnie ze złością.
- Ale.. ale przecież... Pansy! Nie możesz tak mówić. Wszystko da się naprawić! - walnął pięścią w stół. Chyba mi uwierzył. W duszy zaklaskałam z uciechy.
- Tego się nie da naprawić. Harry. Ja cię zdradziłam - zaszlochałam, modląc się, żeby wyszło naturalnie. Twarz mojego męża wyglądała jak wyciosana z kamienia, a w oczach czaił się ból. Nie wytrzymałam i ryknęłam śmiechem, ocierając łzy rozbawienia i łapiąc się za brzuch. Ależ ten Potter jest głupi! W jego oczach błysnęło zrozumienie. Podniósł się gwałtownie i ruszył w moją stronę. Zaczęłam się cofać.
- No nie! Ty, ty wstrętna... żmijo ty! Ładnie sobie to wymyśliłaś! Zdradziłaś?! Dobre sobie! I jeszcze ten gej! Ha! Pewnie to pomysł Victorii, o już widzę, jak Draco da jej popalić! No chodź tu wiedźmo, pokażę ci, jak bardzo jestem pewien swojej orientacji! - wydzierał się. W końcu doskoczył do mnie, przerzucił sobie przez ramię i ruszył w stronę sypialni, nie zwracając uwagi na moje protesty. Mimo że wcale nie chciałam, uśmiechnęłam się szeroko.
Brunet zaciągnął swoją nieznośną małżonkę do łóżka i tam dogłębnie przedstawił jej swoje stanowisko w tej sprawie. Biedna pani Potter przez trzy dni nie mogła usiąść, ale za to uśmiech nie schodził jej z twarzy. I właśnie tak zakończyły się dla tej dwójki primaaprilisowe żarty.
Godzina 13:32 - rezydencja Zabinich
*Ginny wchodzi do domu, ciągnąc za rękę Deana Thomasa i próbując nie zabić śmiechem wszystkich w promieniu pięciu mil*
Ginny
- Blaise? Możesz tu na chwilkę przyjść? - zawołałam, tłumiąc swoją wesołość. Uśmiech mojego ukochanego zrzednął, kiedy zauważył, kogo trzymam za rękę.
- O co chodzi Ginny? - zapytał, mierząc rywala wściekłym wzrokiem. Złapał przynętę!
- Blaise ja... Ja kocham Deana - powiedziałam, starając się wypaść wiarygodnie. Zabini patrzył na mnie z niedowierzaniem, podczas gdy jego szczęka walała się gdzieś po podłodze.
- C-co? - rzucił, zaciskając pięści - Kochasz.. jego?! - warknął i przez chwilę wyglądał jak rozwścieczony hipogryf - To czemu do cholery wyszłaś za mnie? - wrzasnął. Udałam zaniepokojenie, świetnie się przy tym bawiąc.
- To nie tak Blaise! Kocham jego, ale, ale ciebie też kocham! - wykrzyknęłam, zagryzając wargi, żeby nie ryknąć śmiechem. Mój mąż stanął jak wryty, przetwarzając to, co powiedziałam. Po chwili roześmiał się histerycznie.
- Ty.. co? - pisnął jak dziewczynka - Po co go tu przyprowadziłaś? - zapytał, a jego głos był przesiąknięty bólem.
- Ja chciałam... zaproponować trójkącik - powiedziałam. W tym momencie mina mężczyzny była tak komiczna, że i ja i Dean ryknęliśmy śmiechem, tarzając się po podłodze. Blaise w końcu ogarnął, co się tak właściwie stało, a jego nozdrza zafalowały. Wykopał biednego Deana za drzwi i powoli odwrócił się w moją stronę.
- Ty wredna, ruda małpo! Ja ci dam trójkącik! Wariatka! Do reszty cię pogięło! Ładny mi żart! No chodź tu, gdzie uciekasz?! Już ja ci pokażę! - to mówiąc chwycił mnie w pasie i skierował się w stronę, oczywiście sypialni.
Blaise zaciągnął swoją rudą wybrankę do łóżka, gdzie udowodnił jej, że wcale nie potrzebuje trójkącika, bo on świetnie odwala robotę za dwóch. I właśnie tak zakończyły się dla tej dwójki prima aprilisowe żarty.
Godzina 13:35 - gdzieś cholera wie gdzie
*Victoria przyjacielsko poklepuje przerażonego mężczyznę po ramieniu udając, że chwilę wcześniej wcale mu nie groziła. Następnie teleportuje się prosto do Szpitala św. Munga*
Draco
Wędrowałem sobie spokojnie ulicą, ciesząc się jak głupi z udanej zemsty, kiedy zatrzymał mnie nieznajomy. Przywitał się grzecznie i uśmiechnął, ale był to raczej smutny uśmiech.
- Tak mi przykro panie Malfoy - powiedział i poklepał mnie po ramieniu. Znieruchomiałem, nie wiedząc kompletnie co zrobić.
- O co panu chodzi? - zapytałem podejrzliwie. Mężczyzna pokręcił głową.
- To pan nie wie? Pańska żona jest w szpitalu!
- C-co? O czym pan mówi? - przerażony potrząsnąłem facetem.
- Na Nokturnie pojawili się Śmierciożercy! Pańska żona oberwała mocną klątwą i zabrali ją do Munga! Wszyscy mówią tylko o tym! Pana.... - nie usłyszałem go do końca, bo w tej samej chwili teleportowałem się do szpitala. Przestraszony nie na żarty rzuciłem się do recepcjonistki. Kiedy kobieta usłyszała kim jestem, jej twarz wykrzywiła się w smutku.
- Tak bardzo mi przykro, panie Malfoy - powiedziała ze współczuciem - Pańska żona oberwała mocną klątwą Seder ha-cherem - przełknąłem głośno ślinę - Jest w śpiączce i szczerze wątpimy, czy da się ją uratować.
- Czy ja mogę ją odwiedzić? - zapytałem cicho. Kobieta pokiwała głową.
- Sala numer 12 proszę pana - powiedziała, a ja ruszyłem pędem w tamtą stronę.
Victoria
Leżałam w łóżku z zamkniętymi oczami i czekałam, aż Malfoy w końcu raczy się tu zjawić. W końcu usłyszałam, jak drzwi się otwierają. Po chwili czyjeś zimne palce zacisnęły się na mojej dłoni. W duszy przybiłam sobie piątkę.
- Przepraszam. Znowu cię zawiodłem - odezwał się cicho Malfoy - Powinienem być tam przy tobie. A teraz leżysz tu, taka słaba i w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Przepraszam cię za wszystko. Przepraszam, że nie byłem tam z tobą i kurwa, przepraszam za to, że dla żartu opróżniłem twój skarbiec! - nie wytrzymałam i zarechotałam głośno, otwierając oczy i wpatrując się w przerażoną twarz Dracona. Podniosłam się do pozycji siedzącej i złapałam się za brzuch, śmiejąc się i ocierając łzy rozbawienia. Nawet nie zauważyłam, kiedy wściekły do granic możliwości Malfoy teleportował nas do naszego domu. Zignorowałam jego wyraz twarzy i uśmiechnęłam się zwycięsko. Uśmiech ten jednak zniknął z mojej twarzy, kiedy Draco powoli ruszył w moją stronę.
- A więc to tak, przebiegła jędzo? Chcesz, żebym zszedł na zawał?! Już chcesz się mnie pozbyć? Już ja ci dam klątwy! I jeszcze gej! Oszalałaś wariatko! Co ci strzeliło do głowy? No chodź tu! Boisz się?! I słusznie! Już ja ci pokażę - wrzasnął i przerzucił mnie sobie przez ramię, kierując się.... oczywiście w stronę sypialni.
Kłótnia Victorii i Draco skończyła się tam, gdzie zwykle wszystkie kłótnie się kończą, czyli w łóżku.
3 dni po tych wydarzeniach w Proroku Codziennym pojawiło się sprostowanie poprzedniego artykułu, pogrążającego biednych mężczyzn.
No to ten... Czy ktoś ogarnia moje poczucie humoru? ;-; Mam nadzieję, że swoimi wypocinami poprawiłam Wam chociaż trochę humor i zaśmialiście się kilka razy nad głupotą bohaterów. miłego czytania miśki. xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro