Miss me? [Pt. 2]
(T/I)- Twoje Imię
"(T/I)?" zawołałem dziewczynę na przeciw mnie. "(T/I) czy to... Czy to naprawdę ty?" wyszeptałem. Śliczna kobieta uśmiechnęła się. "(T/I) o mój Merlinie! Myślałem, że umarłaś"
"Umarłam, skarbie" powiedziała, oddalając się ode mnie.
"C-co? Ale jesteś tutaj?" spytałem, wskazując na nią.
"Jestem także tutaj" kolejny głos rozbrzmiał za mną. Odwróciłem się, zobaczyłem (T/I). Odchyliłem się, zniknęła ze swojego pierwotnego miejsca. Spojrzałem w tył, uśmiechnęła się. "I tutaj" kolejny głos, zerknąłem w prawo, stała tam. "I tutaj" spojrzałem za siebie, także tam była.
Jestem... Jestem martwy?
"J-jestem też... T-tutaj...D-Draco" rozbrzmiał łamiący się głos.
Odwróciłem się, nie znajdowałem się już w białym miejscu. Byłem w mugolskim świecie. Stałem w ciemnej alejce. Zimno i ciemno. Ujrzałem (T/I) na podłodze, spojrzała na mnie, po czym jej powieki opadły. Dementor wisiał nad nią.
To był dokładnie ostatni raz, gdy ją widziałem.
"(T/I)! (T/I) nie!" krzyknąłem, biegnąc do niej. Ale gdy tylko podbiegłem, scena się zmieniła. Biegłem wzdłuż wyspy. Czerwony dywan pod moimi stopami, tłum ludzi siedzących na krzesłach. Zobaczyłem księdza przede mną. Jakimś cudem znalazłem się w kościele.
"I tutaj" jej głos rozbrzmiał za mną ponownie. Odwróciłem się, stała w sukni ślubnej. Welon okrywał jej piękną twarz.
Wszyscy wpatrywali się w przód, nie ruszając się, myślałem, że byli fałszywi. "(T/I) stała prosto, gdy podchodziłem do niej. Nie poruszyła się. Powoli złapałem za jej welon, unosząc go nad jej twarzą. Mascara spływała po jej policzkach, cały jej makijaż spłynął, gdy szlochała.
"T-to mogliśmy.... To mogliśmy b-być m-my, Draco" płakała. 'To mogliśmy być my" wyszeptała.
"(T/I) tak bardzo mi przykro, nie potrafiłem się uratować" teraz płakałem. "Tak bardzo, bardzo mi przykro, żałuję tego każdego dnia"
Przestała szlochać, jej rysy twarzy nabrały wściekłości.
"Powinieneś! Powinieneś tego żałować! Każdego dnia swojego życia, mam nadzieję, że tego żałujesz!" krzyknęła, rzucając swój bukiet białych róż na ziemię. "Chcę żebyś żył i żałował. Każdego. Dnia" jej głos był niski i przerażający. Zakryłem twarz, gdy znów krzyknęła, zacisnąłem mocno powieki.
Nagle przestała krzyczeć. Wszystko ustało. Powoli otworzyłem oczy, wpatrywałem się w sufit. Spróbowałem usiąść lecz ból w dolnej partii brzucha był nie do zniesienia.
"Draco? Draco, obudziłeś się?!" wrzaski ludzi otoczyły mnie.
"Ludzie bądźcie cicho! Dajcie mu odetchnąć!" ktoś krzyknął. Powoli ruszyłem głową, zostałem otoczony ludźmi. Było ich wielu, myślałem, że połowa z nich była mi kompletnie obca, ale rozpoznałem ich wszystkich.
"Co... Co się stało?" jęknąłem.
"Draco, byłeś nieprzytomny od miesiąca. Zaklęcie uderzyło w ciebie podczas bitwy. Teraz jest już w porządku" wyjaśnił Blaise. "Za co wszyscy jesteśmy wdzięczni"
Westchnąłem, opadając głową na poduszkę, zamknąłem oczy.
"A więc (T/I) odeszła?" wyszeptałem.
"Co masz na myśli?" pytania rozbrzmiały przez pokój.
"Nic" wymamrotałem, decydując się nie mówić im o mojej małej wycieczce do nieba.
"Dlaczego miałabym odejść?" zaśmiał się zbyt dobrze znany mi głos. Moje oczy natychmiast otworzyły się, zobaczyłem (T/I), siedzącą obok mnie, trzymając mnie za dłoń. "Jestem tutaj skarbie" zachichotała.
Otworzyłem szeroko oczy, serce zabiło szybciej. Podskoczyłem, łapiąc ją i zamykając w szczelnym uścisku. Zignorowałem ból w dole brzucha. Niektórzy powiedzieli mi żebym uważał, ale nie potrafiłem.
"Woah, Draco" zaśmiała się na mój nagły gest, mimo to wtuliła się we mnie. "Tęskniłeś za mną, czy coś?" uśmiechnęła się. Odsunąłem się, ze łzami w oczach kiwnąłem.
"Nawet nie masz pojęcia" zapłakałem. "Ja-ja myślałem... Myślałem, że umarłaś?" wyjąkałem.
"Ja? Nie, Draco! Dlaczego miałabym być martwa?"
"Po-ponieważ... Widziałem cię... Widziałem jak umarłaś..."
Dwa razy.
"Draco... Nie mogłabym umrzeć!" ponownie roześmiała się. "Obroniłeś mnie"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro