Abused [Pt. 2]
(T/I)- Twoje imię
{twoja perspektywa}
"Co ty powiedziałaś?" jego głos był niski i przerażający. Jego wzrok wypalał dziury w mojej duszy.
"Powiedziałam, że jesteś do dupy w tę grę"
...ponieważ to takie piękne.
"A właśnie, ze nieee!" jęknął jak 2-latek, odrzucając pada. Mamy przerwę świąteczną, zabrałam Draco do mojego kochanego, mugolskiego domu. "Nigdy wcześniej nie używałem twoich dziwnych mugolskich urządzeń!"
Zachichotała, odchylając się na łóżku, położył się obok mnie. Leżeliśmy w ciszy, wpatrując si e w sufit. Gdy poczułam na sobie jego wzrok odwróciłam się w jego stronę.
"Jak się trzymasz?" spytał niskim i spokojnym głosem, jakby próbował oswoić węża.
Wzruszyłam ramionami. "Lepiej. Nie myślę już o nim" moja odpowiedź była lekko trzęsąca.
"Żadnych koszmarów?" spytał, dłonią głaszcząc mnie po twarzy, odsuwając kosmyki włosów.
~tydzień wcześniej~
Obraz mi się rozmywał, nie byłam w stanie w pełni zobaczyć co się dzieje, prawie tak, jakby ktoś to pomalował.
Ale czułam podwójnie. Czułam każdy odcisk jego palca, gdy jego dłonie zanurzały się w mojej skórze, siniacząc moje nadgarstki.
Mogłam poczuć jego palący oddech, który drapał moją skórę, gdy przygryzał moją szyję.
Jego wzrok wypalał moją czaszkę; mimo że nawet na niego nie patrzyłam.
Cały ból, który mi zadawał w każdym miejscu, fizyczny i psychiczny, cale to stanie prosto i dumnie przede mną,, aby pokazać mi, ze jestem słaba i powinnam być gotowa aby się poddać.
Nagle utonęłam w ciemności. Jego twarz zdawała się być wszędzie, jego słowa wytatuowane w moim umyśle.
Płuca zacisnęły się, grożąc pozostaniem w takiej pozycji, opadłej z sił i wierzgającej się.
Pot spływał po całym moim ciele, gdy próbowałam wypłynąć z tego piekła, niezdolna by oddychać.
Zobaczyłam dłoń. Bladą. Czystą. Miękką. Sięgnęła do mnie i wyciągnęła z ciemności. Jego uśmiech przegonił demona, który kiedyś kontrolował mnie. Jego twarz złagodniała. Zmieniła się. W tą, która trzymała mnie w garści topiła mnie. Nóż w dłoni, cisnął nim w stronę mojego brzucha-
Obudziłam się dysząc, siedząc prosto na łóżku i pocąc się obficie. Wciąż próbowałam odzyskać oddech. Spojrzałam na więcej ciemności, to była ta, która zwyczajnie otacza mnie w nocy.
"Skarbie. Co się stało? Dobrze się czujesz?" jego półprzytomny głos wytrącił mnie z transu, spojrzałam w dół na mojego wybawcę, patrzącego na mnie ze zmartwieniem spod przymrużonych powiek.
Gula w moim gardle wybuchła, a łzy zaczęły spływać z zwrotną szybkością. Potrząsnęłam głową, szlochając w dłonie.
Draco usiadł na łóżku, przyciągając w uścisku moje ciało. "Shh, wszystko w porządku. To był tylko sen. Jestem tutaj" delikatnie głaskał mnie po ramieniu, gdy płakałam w jego klatkę piersiową.
Cmoknął mnie w skroń, trzymając i bujając mnie dopóki ponownie nie zasnęłam.
~obecność~
Potrząsnęłam głową.
"Żadnych koszmarów. Przynajmniej odkąd przyjechałeś" zachichotałam, na co uśmiechnął się szeroko.
"Dobrze to słyszeć" odwrócił się na bok i owinął ramię wokół mojej talii, całując mnie w czoło. "Kocham cię (T/I)"
"Ja ciebie też,
mój rycerzu w...Hogwarckim stroju"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro