SZALEŃSTWO
– Gdzie jesteś? – Zająknęła się psycholog. Ostrożnym krokiem zbliżała się do ciemnego pomieszczenia, w którym przebywał jej przeraźliwy pacjent.
Nie widziała dosłownie nic.
Nadsłuchiwała się szpilką, uderzających o drewnianą podłogę.
Oraz coraz głośniejszym wzdychnięciom za nią.
– Obróć się i spójrz na mnie.
– Nie mogę. – Szepnęła. Zatrzymała się w miejscu, nie odwracając wzroku. Przełknęła nerwowo ślinę.
– Pragniesz mnie uleczyć z szaleństwa, więc zrób to!
– Zrobisz mi krzywdę…
Poczuła mocny ścisk na ramionach.
– To nie zaboli tak mocno, jak sobie wyobrażasz. Odrobinę szaleństwa Ci się przyda...
Nagle chwycił jej podbródek i podniósł go, by spojrzała w jego szmaragdowe oczy. Potem wyrwał obie powieki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro