goodnight kiss
Powoli wykonywała ostatnie pociągnięcia pędzlem na niegdyś białym płótnie. W końcu mogła wrzucić narzędzie do szklanego słoiczka z wodą i skończyć pracę na dziś. Jeszcze przez chwilę obserwowała jak barwy mieszają się w brudnej wodzie, po czym odchyliła się do tyłu na starym stołku, wzdychając z ulgą. Słysząc ciche skrzypienie podłogi, uniosła zmęczony już wzrok.
Kilka centymetrów przed nią stała dziewczyna, ubrana jedynie w cienki szlafrok sięgający papierosa, by chwilę później wypuścić kłęby dymu prosto w twarz malarki, która zaskoczona zaczęła się krztusić. Jej włosy w kolorze miedzi zasłaniały część twarzy, co utrudniało stwierdzenie czy ta się uśmiecha, czy wykrzywia usta w złośliwym grymasie.
— I jak mi dziś poszło? — zapytała, a Rose nie mogła nic poradzić na to, że całą swoją uwagę poświęciła tym grzesznym czerwonym ustom, chcąc by mówiły do niej zawsze.
Szybko pokiwała głową, chcąc doprowadzić się do porządku. Za nic w świecie nie mogła pozwolić, aby ta się czegoś domyśliła, to zrujnowałoby wszystko.
— Bardzo dobrze! Jak zawsze — wyrzuciła z siebie, mając nadzieję, że się nie czerwieni.
Elizabeth uśmiechnęła się szerzej niż miała w zwyczaju i nachyliła się nieco, całując policzek brunetki.
— Do jutra, Rose.
Tej nocy Rose już nie zasnęła, pozwalając czerwonej szmince rozmazać się na twarzy.
(a/n) Kocham je, okej? No.
[Kończą się wakacje, nie wiem czy się cieszyć czy nie. Może moja wena ożyje?]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro