3 am
Siódma rano.
Zaspane twarze, usta wypluwające kolejne przekleństwa pod adresem swojego życia, niewyraźne odbicie nas samych w łazienkowym lustrze. W końcu trzeba wstać.
Dwunasta w południe.
Suche dłonie uważnie notujące każde słowo, żeby nie zawalić testu. W końcu nie możesz nic przegapić.
Dziesiąta wieczorem.
Całe ciało błagające o odpoczynek, w końcu możesz go zaznać, jednak niezupełnie, nadal czujesz jak cały dzisiejszy stres bezlitośnie ściska twoje gardło. W końcu tak ma być.
Trzecia rano.
Łzy spływające po twarzy giną gdzieś pomiędzy gwałtownym pociągnięciem nosem, a żałosnym jękiem opuszczającym usta, wsiąkając w materiał pogniecionej poduszki.
W końcu możesz pozwolić sobie na słabość.
(a/n) Jeśli przetrwam psychicznie ten rok szkolny, uznam to za swoje największe osiągnięcie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro