Rozdział 9
* MAY *
Z głębokiego snu wyrwał mnie dźwięk skrzypnięcia drzwi i szum wody spod prysznica. Podniosłam ciężkie powieki i jeszcze raz musiałam je przetrzeć, żeby upewnić się, że nie śnię. On naprawdę był w moim mieszkaniu!
Zaspana rozejrzałam się po pomieszczeniu i gwałtownie nabrałam wdech, widząc nienależące do mnie rzeczy. Ciężkie obuwie za kostkę rzucone było niechlujnie pod drzwiami, na krześle wisiała jego kurtka z logo klubu, a pod szafą leżała torba z męskimi ubraniami.
Nie żartował. Naprawdę zamierzał mieszkać ze mną przez najbliższy tydzień. Opiekować się mną. Pomagać w codziennych obowiązkach. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak bardzo angażował się w naszą znajomość? Do czego dążył? Jeśli chciał tylko seksu, już dawno wykorzystałby mnie. Miał ku temu okazję. Gdy przyniósł mnie do mieszkania, byłam nieprzytomna po zażytych lekach. Mógł zrobić ze mną wszystko, a ja nawet nie miałabym możliwości się obronić. Nie zrobił nic niestosownego. Położył do łóżka, zdjął brudne buty i bryczesy, troskliwie nakrył kołdrą. Czuwał przy mnie, żeby nie stała mi się żadna krzywda.
Coraz bardziej mnie interesował. Łapczywie pragnęłam go poznać i coraz bardziej pożądałam. Nie poznawałam samej siebie. Przez ostatnie pięć lat nikomu nie pozwalałam zbliżyć się do siebie. On po prostu, tymi swoimi motocyklowymi buciorami, wlazł w moje życie i zrobił w nim chaos.
Dlaczego mu na to pozwalałam? Cholerny Harleyowiec!
Po domu rozniósł się jego zapach. Kompozycja Diora z nutą cedru. Jak ja uwielbiałam te perfumy. Omamiał mnie nimi i kusił. Chciałam, żeby już przy mnie był. Otulił ramionami i pocałował. Spełnił moje senne marzenia, w które, bez pytania, wkradł się kilka dni temu. Chciałam, żeby to właśnie on, pomógł mi przezwyciężyć lęki i pozwolił doznać tych wzniosłych chwil, jakie odczuwa się przy zbliżeniu.
A może właśnie pokonywał mój strach? Cegiełka po cegiełce burzył solidny mur, żeby w końcu wyzwolić mnie z traumy? Swoimi niestandardowymi metodami docierał do mnie, pozwalał poznawać siebie i zmniejszał między nami dystans.
Z burzy myśli wytrącił mnie ponowny odgłos zawiasów. Mój oddech zatrzymał się, a serce uderzało z zawrotną prędkością. Bezwiednie zagryzłam dolną wargę i nieśmiało powiodłam wzrokiem w stronę tajemniczego bruneta. Wyszedł z łazienki z półmokrymi włosami ułożonymi w artystyczny nieład. Lekko osunięte na biodrach dresowe spodnie odsłaniały cały umięśniony brzuch. Jego szeroka klatka piersiowa, przyodziana jedynie w tatuaże, poruszała się synchronicznie z każdym jego ruchem. Przełknęłam ślinę i z trudem wypuściłam nagromadzone w płucach powietrze. Ten nieziemsko przystojny mężczyzna, zbliżając się do łóżka, patrzył na mnie tak, jakby chciał odczytać moje myśli. Jego orzechowe oczy spotkały się z moimi, żeby wzajemnie móc się hipnotyzować. Czułam, jak przez skórę przechodzi prąd, a uda zaciskają się, próbując ukryć mimowolne pragnienie mego ciała. Zawisł nade mną, lekko się uśmiechając.
– Wyspałaś się, kochanie?
Jego głos był tak seksowny, że zaczęłam tracić nad sobą kontrolę.
– Tak – wydusiłam z trudem.
Przemknęłam obok niego, jak spłoszone zwierzę i zamknęłam za drzwiami łazienki.
Boże, co się ze mną dzieje? Dlaczego nie mogę nad sobą zapanować? Jeszcze trochę, a uzna mnie za totalną wariatkę i ucieknie, gdzie pieprz rośnie.
Ta myśl boleśnie przeszyła moje serce. Nie chciałam tego. Pragnęłam, żeby był blisko. Czułam, jak ta rozwijająca się między nami relacja przywraca mnie do życia. Musiałam się otrząsnąć i wrócić na ziemię. Opanować swoje niepokorne ciało i przestać za każdym razem przed nim uciekać. Nie robił nic złego, żebym tak źle reagowała na zacieśniającą się między nami więź.
Wypuściłam z płuc nadmiar powietrza i potrząsnęłam na boki głową, odrzucając od siebie plątaninę myśli. Z trudem ściągnęłam szorty i załatwiłam swoje potrzeby. Klęłam jak szewc, nakładając je z powrotem. Irytował mnie temblak, znacząco ograniczający moje ruchy. Jeszcze dwa dni, a nie będzie siły, która powstrzyma mnie przed zdjęciem go.
Myjąc ręce, nagle coś dostrzegłam. Na moim palcu u lewej ręki migotał pierścionek. Zamarłam, przyglądając się diamentowemu oczku zamkniętemu w anielskim skrzydle.
To jakieś jaja!
Wybiegłam z łazienki z prędkością wystrzelonego pocisku i od razu wbiegłam do kuchni. Siedział przy stole z głupim półuśmieszkiem, bacznie mnie obserwując.
– Co to do cholery jasnej jest!
Wskazałam palcem zdrowej ręki dłoń, na której migotał kryształ. Jego uśmiech się pogłębił.
– Pierścionek zaręczynowy – odpowiedział krótko.
– Żarty sobie ze mnie robisz? – wrzeszcząc, wyrzucałam z siebie całą złość. – Jaki pierścionek zaręczynowy? Przecież nie jestem twoją narzeczoną!
Pewny siebie zaparł plecy na oparciu krzesła i skrzyżował ręce na szerokim torsie.
– Jesteś. Zgodziłaś się dziś rano. Nawet w klubie powiedziałem, że się oświadczyłem.
Zakryłam dłonią oczy i zaczęłam mówić na bezdechu:
– To jakiś durny zakład, w który dałam się wkręcić, tak?
Odsunął krzesło od stołu, po czym raptownie wstał. Poczułam przy sobie jego obecność i silną rękę, która delikatnie ściągnęła z mojej twarzy dłoń.
– Popatrz na mnie – rozkazał bezdyskusyjnym tonem.
Rozchyliłam powieki i natychmiast utonęłam w cieple jego tęczówek. Pochłaniały mnie bez reszty, nie pozwalając logicznie myśleć i odbierając mi wszystkie przygotowane w złości argumenty.
May, opanuj się!!!
– Jesteś niesamowitą kobietą. Dostrzegłem to już przy pierwszym naszym spotkaniu. Intrygujesz mnie i pragnę cię poznać. Pytanie, które zadałem ci rano, było na poważnie. Nie śmiałbym robić sobie z ciebie żartów. Chciałaś pierścionek, kupiłem ci najbardziej wyjątkowy, jaki znalazłem.
– Praktycznie się nie znamy. Nie wiemy o sobie nic. Nie wiesz, kim jestem, a tak po prostu postanowiłeś nałożyć mi go na palec? – Zacisnęłam wargi, nie dając za wygraną.
Niech sobie nie myśli, że tak łatwo mnie omota.
– Tak – wyznał szczerze, a mnie omal krew nie zalała.
– Wiesz co? Jesteś dupkiem!
Jak huragan przeszłam przez mieszkanie, zamykając się w pracowni. Włączyłam głośno Metallice i z ołówkiem w ręku zaczęłam rysować projekt parku. Praca i muzyka zawsze mnie uspokajały. Miałam nawet swoją playlistę na takie chwile, jak ta. Składała się z utworów moich ulubionych zespołów: Slipknot, Nightwish, ACDC, Nirvana i Guns'n'Roses. Przy tych ostatnich zazwyczaj nie pamiętałam już, co wyprowadziło mnie z równowagi. Tak było i dziś.
Śpiewałam pod nosem „Don't Cry" i zawzięcie dopracowywałam detale, które podsunęła mi wyobraźnia, gdy za plecami usłyszałam chrząknięcie. Wzdrygnęłam się i raptownie odwróciłam. Stał oparty o ścianę, obserwując mnie. Ten wyraz twarzy był mi obcy. Pomimo próby, absolutnie nic nie mogłam z niego wyczytać. Może był na mnie zły za to, jak go potraktowałam?
Chcąc załagodzić napiętą między nami atmosferę, uśmiechnęłam się. Podziałało. Jego rysy natychmiastowo złagodniały, a w oczach znowu dostrzegłam panujące ciepło i spokój.
– Co tak długo rysujesz? Jest już dwudziesta trzecia, a ty nawet obiadu nie zjadłaś – delikatnie mnie skarcił.
– Nie jestem głodna. Dojadłam makaron, zanim zażyłam leki i położyłam się spać. A siedzę tak długo nad pracą. Dostałam zlecenie na zaprojektowanie naszego parku miejskiego. Za dwa miesiące mają zacząć go przebudowywać i odnawiać.
Zwęził brwi, głęboko się zastanawiając.
– Myślałem, że pracujesz w stajni – zagadnął.
– W stajni pracuję jako pomoc trenera i jeździec. Z wykształcenia jestem architektem krajobrazów. Szef daje mi czasem zadania, takie jak to.
Wskazałam dłonią kartki rozłożone na blacie. Podszedł i zaczął dokładnie je analizować.
– Pięknie rysujesz. Nie myślałaś o tym, żeby zająć się architekturą na pełen etat?
Pokręciłam przecząco głową.
– Nie. Gdyby nie Frank, mój szef, który zna mnie od najmłodszych lat, w ogóle bym tego nie robiła. Przy koniach czuję się wolna. To dzięki nim udało mi się dojść do równowagi psychicznej po tym, co kiedyś się wydarzyło. Jeżdżę już dwadzieścia lat i praca tam powoduje, że mogę normalnie oddychać.
Wyjawiałam mu skrawki swojej niechlubnej przeszłości, a on zostawiał dla siebie wszelkie przemyślenia. Uwielbiałam go za to, że nie dopytywał o więcej, niż sama mu powiedziałam. Umiał wyczuć moment, w którym powinien milczeć. Wspaniały facet.
Ponownie podniosłam na niego wzrok pełen wdzięczności. Zrozumiał mnie bez słów i obdarzył słodkim uśmiechem.
– Daj mi pięć minut i kończę – poprosiłam.
Odsunął się i lekko skinął głową. Myślałam, że wyjdzie, ale zaczął skrupulatnie oglądać moje prace rozwieszone na ścianach. Gdy stawiałam ostatnią kreskę, zauważyłam, że stoi przy moim najcenniejszym obrazie. Nie chciałam, żeby o niego pytał. Postanowiłam sama wyjawić mu część bolesnych wspomnień.
Stając obok, przesunęłam palcami po kształcie motocykla. Moje gardło zacisnęło się, uniemożliwiając przełknięcie śliny, a na piersi osiadał ciężki głaz. Pragnęłam wyrzucić z siebie skrywaną latami prawdę, ale nie byłam pewna, czy podołam temu trudnemu zadaniu. Walcząc, żeby nie dać się sparaliżować gnębiącym mnie demonom, wyznałam:
– Przez sześć lat ciężko pracował i skrupulatnie odkładał pieniądze, żeby kupić właśnie ten wymarzony model. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego oczu, gdy spełnił swoje marzenie. Uwielbiałam z nim jeździć. Często, razem z kolegami, zabierał mnie w trasy i niejednokrotnie słyszałam, jak planowali dostać się do jakiegoś klubu. Może mówili o twoim. Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. – Minęło pół roku od momentu, gdy go kupił. Szczęśliwy oznajmił, że ma szansę zostać kandydatem. Nie doczekał tego momentu. Zginął, ratując mnie. – Głos mi się załamał. Nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć. Przegrałam. Po raz kolejny dałam się pokonać cierpieniu i pogardzie do samej siebie.
Drżały mi wargi, a policzki pokryły się łzami. Set objął mnie i przyłożył policzek do czubka mojej głowy. Tym ciepłym gestem rozgonił czarne chmury znad mojej głowy. Tuląc się do jego umięśnionego torsu, ogarnęło mnie poczucie bezpieczeństwa.
– Przepraszam... – wyszeptałam, czując, jak z mojego gardła znika obezwładniający ucisk. – Trzy tygodnie temu minęło pięć lat od momentu, gdy straciłam brata, a nadal boli, jakby to się stało wczoraj.
Odsunął się o krok i ujął moją twarz w silne dłonie. Kciukami otarł mokre policzki. Mimowolnie na niego spojrzałam.
– Nie przepraszaj. Rozumiem twój ból – odparł kojącym głosem. – A teraz chodźmy spać.
Tej nocy, bez obaw, tuliłam się do jego boku, a on swoimi silnymi ramionami odganiał moje najgorsze koszmary.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro