Rozdział 26
* ADAM *
Dziś w szczególności nie miałem ochoty opuszczać domku nad jeziorem. Byłem rozleniwiony po nocy i podminowany po wczorajszym mailu z groźbą skierowaną do May. Fakt, że jesteśmy na odludziu, a nie wiadomo, jak poważne jest zagrożenie, zmotywował mnie do ruszenia dupy z łóżka. Zacząłem nawet zastanawiać się, czy nie lepiej byłoby przenieść się do jej mieszkania w bloku. Tam, choćby ze względu na dużą ilość sąsiadów, jest bezpieczniej. Zobaczę, co powie dziś nasz klubowy haker i dopiero zadecyduję o kolejnych krokach.
Już z rana zadzwoniłem do niego, nakazując stawić się w biurze o czternastej. May, wiedząc, że dzisiejszy dzień pracy będzie o wiele krótszy, już po szóstej kazała zawieźć się do stajni. Dobrze, że w siodlarni mieli kawę, inaczej zasnąłbym na stojąco.
Korzystając z okazji, bacznie przyjrzałem się zarówno Donowi, jak i temu nowemu. Nie dostrzegłem nic podejrzanego, oprócz pożądliwych spojrzeń skierowanych w stronę mojej kobiety.
Och, jak oni mnie wkurzali! Oczami wyobraźni widziałem, jak zmazuję pięściami te ich cwaniackie uśmieszki. Kurwa, marzenia.
Po godzinie obaj zauważyli, że nie opuszczam May na krok i nie mam zamiaru nigdzie się ruszać. Odjebali się i w końcu zajęli swoją robotą.
Piękna nie była zadowolona, że ciągnę ją za sobą do siedziby. Próbowała negocjować i wmówić mi, że na terenie stadniny nic jej nie grozi. Gówno mnie to interesowało. To ja ją chroniłem i nie miałem zamiaru spuszczać jej z oka. Już raz, przez to, że byliśmy oddzielnie, doszło do tragedii. Nie pozwolę, żeby historia się powtórzyła.
Wjeżdżając na teren klubu, wzbudziłem wielkie zainteresowanie. Przecież Prezes nikogo nie woził na plecaku. Nikogo! To była moja święta zasada. Dlaczego? Bo to miejsce od zawsze należało tylko i wyłącznie do May. Nie wyobrażałem sobie wozić jakiejś nic nie znaczącej suki na tyle. To miejsce Damy.
Mijając główną bramę, już widziałem te rozdziawione gęby Braci, stojących na papierosie.
Kurwa, to będzie ciężkie zadanie utrzymać naszą relację w utajeniu do momentu powrotu Seta.
Zaparkowałem tradycyjnie tuż przy wejściu, a ślicznotka z gracją zsiadła i ściągnęła kask. Oczywiście doznali jeszcze większego zapowietrzenia.
– May? – zagadnął jeden z piątki obserwujących. – A co ty bujasz się z Prezesem?
Omal nie zabiłem go wzrokiem.
– Chciałam odwiedzić Molly. Mam nadzieję, że jest – odpowiedziała natychmiast, zasłaniając się dobrą wymówką.
– Jak zwykle jest w kuchni. Zaprowadzić cię, laleczko? – zapytał Slow, śliniąc się na jej widok.
No tego było za dużo. Stanąłem obok niej, napinając każdy mięsień i wybuchając:
– Wara od niej! Jeśli usłyszę jakikolwiek głupi tekst albo któryś z was ją dotknie, nie będę czekać na powrót Seta, tylko osobiście was wykastruję. Jest pod moją ochroną. Czy to, kurwa, jasne?
Wiedzieli, że nie żartuję. Podnieśli łapy do góry w obronnym geście.
– Spoko Prez. Nikt jej nie tknie.
– Gdy pojawi się Pixel, ma zapierdalać od razu do biura – warcząc, rzuciłem na odchodne, po czym wprowadziłem May do środka.
W salonie tradycyjnie kilku braci chlało, a dziwki plątały się, szukając chętnego do zabawy. Ku mojemu zaskoczeniu wśród nich była też Beth. Co ta suka tu robiła? Przecież Zipp jest w trasie. Bez mojego pozwolenia nie powinno jej tu w ogóle być. Zauważając nas, spojrzała z nienawiścią w stronę May. Set miał rację, ta zdzira coś do niej miała i już dawno powinienem ją wypierdolić. Nie chcąc robić szopki przy mojej Damie, zostawiłem tę sprawę do załatwienia później. Objąłem kotkę ramieniem i zaprowadziłem do kuchni.
– Molly, masz gościa – na moje słowa raptownie oderwała się od garów i odwróciła w naszą stronę.
– May! – rozpromieniła się. – Jaka miła niespodzianka.
– Ciebie też dobrze widzieć.
Przywitały się serdecznym uściskiem. Cieszyłem się, że odnalazły wspólny język i darzyły wzajemną sympatią. To ważne, żeby miała jakąś bratnią duszę, z którą najzwyczajniej w świecie mogłaby poplotkować.
– Mam spotkanie z Pixelem. Załatwia dla mnie pewną sprawę. Zajmiesz się w tym czasie May?
– Oczywiście. – Dama Howka obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem.
Pochyliłem się i wyszeptałem:
– Kocie, idę do biura. Jeśli cokolwiek będzie się działo, od razu do mnie przyjdź.
– Dobrze.
Miałem ochotę zniewolić ją w ramionach i ponownie poczuć smak tych ponętnych ust. Nie mogłem tego zrobić. W zamian za to złożyłem niewinny pocałunek na jej czole i z ciężkim sercem odszedłem.
Pierwsze co zrobiłem w gabinecie, to odpaliłem laptopa i otworzyłem skrzynkę mailową. Tak jak przypuszczałem, czekała na mnie kolejna wiadomość, doprowadzająca mnie do furii.
„Tik, tak. Czas leci, a ja mam na nią coraz większą ochotę."
Zagotowałem się i miałem nieodpartą chęć rozpieprzyć wszystko, co napatoczy mi się pod ręce. Z trudem zapanowałem nad atakiem wściekłości. Kliknąłem w załączniki i zbladłem. Zdjęcia były zrobione wczoraj pod domem, tuż po naszym powrocie ze stajni. Skurwiel nawet tam nas znalazł. Musiał się dobrze przyczaić, skoro go nie dostrzegłem.
Ja pierdolę! Nawet tam, May, nie jest bezpieczna.
Bezradny oparłem się o fotel i zamknąłem oczy. Musiałem policzyć do dziesięciu, żeby chociaż trochę ochłonąć.
Pixel wszedł do biura po niespełna pięciu minutach.
– Hej Prez. Co tam?
– Siadaj. – Wskazałem mu miejsce na wprost siebie.
Ocenił mnie wzrokiem i skwasił minę.
– Nie mów, że masz jakieś kłopoty.
– Niestety.
Tego zakręconego hakera znałem już w chuj lat. Przyszedł do klubu jeszcze za rządów mojego ojca. Cztery lata temu, gdy jego kobieta zaciążyła, poprosił mnie o więcej niezależności. Zgodziłem się. Nadal był Bratem, brał udział w imprezach klubowych i niektórych wyjazdach, ale jego obowiązki ograniczyłem do minimum. Zajmował się sprawami związanymi z komputerami i monitoringiem. Był mi za to wdzięczny, a teraz przyszedł czas pomóc mi.
– Mogę liczyć na twoją dyskrecję?
– Risk, głupio pytasz. Wiesz, że ode mnie nigdy nic nie wypłynęło. To co powiesz, zostanie tylko w tych czterech ścianach. Widzę po tobie, że sprawa jest poważna, więc nie owijaj w bawełnę i mów wprost.
– Pamiętasz dziewczynę, która na ostatnie ognisko przyjechała z Setem?
– No tak. May – potwierdził.
– Znam ją od ośmiu lat. Przyjaźnimy się. Jest bardzo bliską mi osobą. Od dwóch dni dostaję maile z groźbami i jej zdjęcia. Ktoś ją śledzi.
– I chcesz dowiedzieć się, któremu jebakowi odstrzelić łeb? – Prychnął pod nosem.
Uśmiechnąłem się na samą myśl o zadaniu bolesnej zemsty.
– Dokładnie. Szmaciarz nie przeżyje doby, ale musisz go dla mnie wyśledzić.
– Dobra, pokazuj wszystko, co masz. – Podjarany zadaniem, zatarł ręce.
Otworzyłem wiadomości i wytłumaczyłem z jakiego okresu są dołączone do nich foty. Pixel podpiął się ze swoim komputerem i zaczął działać. Trwało to cholernie długo, a ja chodziłem po pomieszczeniu, jak nakręcony, nie mogąc usiedzieć w miejscu.
– Prez... – odezwał się dopiero po półtorej godzinie. – IP było zaszyfrowane, ale częściowo je namierzyłem. Wiem, że maile wysyłane były z Mountfall, ale żeby poznać dokładną lokalizację, muszę mieć czas. Dopóki nie wyśle kolejnego, gówno zrobię. Biorę robotę do domu. Jak czegoś się dowiem, dam znać.
Wcale mnie nie pocieszył. Chciałem już dziś dokonać krwawego samosądu. Pierdolca dostanę, jeśli to potrwa kilka dni.
– Wierzę, że szybko wyśledzisz tego samobójcę.
Zebrał swoje zabawki, a ja, w nienajlepszym humorze, odprowadziłem go pod siedzibę. Wracałem już do biura, gdy usłyszałem niepokojące hałasy dobiegające z kuchni. Natychmiast ruszyłem w tamtą stronę. Omal szlag mnie nie trafił, gdy zobaczyłem jak Beth trzyma za włosy moją Damę. Zanim zdążyłem zareagować, May zamachnęła się i zdzieliła ją pięścią prosto w twarz. Pociekła czerwona farba, dzięki czemu uwolniła się i cofnęła do Molly.
– Kurwa! Co tu się dzieje?! – wydarłem się tak głośno, że we trzy stanęły na baczność.
– Risk – jęknęła Beth, trzymając się za nos. – Ta zdzira panoszy się, jakby była u siebie. – Pogardliwie wskazała moją kobietę.
– Przyszłam tu, a ona kazała mi spierdalać.
Wiedziałem dobrze, że sama ją sprowokowała i nie mówiła mi całej prawdy. Przesunąłem wzrok na May, a krew zagotowała mi się w żyłach. Miała skołtunione włosy, które Molly starała się wygładzić dłońmi i rozcięty łuk brwiowy. Zgrzytnąłem zębami i wróciłem spojrzeniem do zrywającej niewiniątko szmaty. Miarka się przebrała.
– Ona ma prawo tu przebywać. Tuż po mnie i Secie, jest najważniejszą osobą w klubie. A ty, co tu w ogóle robisz? Zippa nie ma, a mnie nie pytałaś o zgodę, czy możesz tu przychodzić bez niego. Twoja noga nie powinna przekroczyć progu mojej siedziby.
– Ale ona złamała mi nos! – jęczała, wymachując w powietrzu ręką. Tępa dzida kompletnie nie słuchała tego, co do niej mówiłem. – Nic z tym nie zrobisz? – piszczała dalej.
No miałem suki dosyć.
– Powiem to dosadniej. – W tym momencie wyciągnąłem spluwę i przyłożyłem jej do czoła. – Jeśli jeszcze raz zobaczę cię na swoim terenie, nawet z którymś z Braci, od razu rozjebię ci łeb. Przez to, że May jest ranna, już powinnaś dostać kulkę między oczy. Masz pięć sekund, żeby stąd wypierdalać.
Była w ciężkim szoku, ale dostrzegając lekko poruszający się palec na spuście, bez dalszych dyskusji zwiała. Schowałem gnata za pasek i podszedłem do mojego kociaka. Ująłem w dłonie jej drobną twarz i nakierowałem na siebie. Czułem się cholernie winny, że pod moim dachem ucierpiała.
– Jak ona śmiała cię tknąć?
– Nic mi nie jest – wyszeptała.
– Właśnie widzę – westchnąłem ciężko. – Chodź, opatrzę ci rozcięcie i od razu opowiesz mi, co się stało?
Schowałem ją pod ramię i przytuliłem do boku. Zerknąłem na Damę Howka, która była oszołomiona całym zajściem.
– Molly, zajmij się obowiązkami, a jeśli zobaczysz, że Beth kręci się tu pod moją nieobecność, masz od razu do mnie zadzwonić.
– Z miłą chęcią. Dobrze, że ją wypieprzyłeś, bo szarogęsiła się i próbowała wszystkich rozstawiać po kątach.
– Po raz ostatni.
Zaprowadziłem May do swojego klubowego pokoju. Panował tu bałagan i ostatnią rzeczą, którą chciałem to, żeby przebywała w tym pomieszczeniu. Było skalane moimi hulaszczymi nocami, w których dominował nadmiar alkoholu i niezobowiązujący sex. Wstydziłem się tego. Nie miałem jednak wyjścia, bo tylko tu, w spokoju, mogłem się nią zająć.
Zakluczyłem za nami drzwi, żeby nikt nam nie przeszkadzał. May słysząc dźwięk przekręcanego klucza, odwróciła się i pożądliwie wbiła ustami w moje. Była tak samo spragniona mnie, jak ja jej. Ten żarłoczny pocałunek rozbudził stłumione w nas pożądanie.
Rozpięła mi spodnie i wsunęła dłoń pod bokserki. Odcięło mi mózg, gdy zacisnęła palce na kutasie i zaczęła mnie pobudzać. Rozjuszyła mnie do tego stopnia, że straciłem nad sobą panowanie. Obróciłem ją i przygwoździłem przy ścianie. Jej dolna część ubioru spadła do kostek. Bez gry wstępnej wszedłem w nią i gwałtownymi ruchami zacząłem brać od tyłu. Wypinała się, dając mi jeszcze lepszy dostęp do swojej cipki. Starała się być cicho, ale przez ostre pieprzenie z jej ust i tak wydobyło się kilka głośniejszych jęków.
Musiałem się pospieszyć. Nie mogliśmy wzbudzić zbyt wielu podejrzeń. To nie był dobry czas na ujawnianie związku. Coraz silniejszymi ruchami wpychałem się w nią. Zaczęła tak mocno zaciskać się na moim fiucie, że doprowadziła mnie do wytrysku. O kurwa, dawno nie zabawialiśmy się tak dziko, jak teraz.
Przytuliłem głowę do jej szyi i wydyszałem:
– Kocie, nie możesz tak mnie prowokować.
W odpowiedzi cicho zachichotała. Nie pozwoliłem jej się powycierać. Będąc tu, musiała być przeze mnie naznaczona. Wiedziałem, że to chore, ale dzięki temu odczuwałem cholerną satysfakcję. Była jedyną kobietą, w której spuszczałem się bez żadnych zabezpieczeń. Nie martwiłem się, co będzie dalej. Po prostu chciałem, żeby już zawsze była moja.
Po opatrzeniu rozcięcia nad jej łukiem brwiowym, wyznała, co zaszło w kuchni. Mówiła, że Beth przyszła do nich i zaczęła ją obrażać. May nie była jej dłużna. Dzięki mnie, w końcu obudziła w sobie asertywność, zadziorność i siłę. Miałem nadzieję, że na stałe pozbyła się wizerunku małej, bezbronnej dziewczynki, bojącej się własnego cienia. Nawet przy tej irytującej suce, umiała zawalczyć o swoje i nie dała się sponiewierać. Beth widząc, że nie wygra, zaczęła szarpać ją za włosy. Naszedłem właśnie na ten moment.
– Kotku, coś takiego nie powinno mieć miejsca pod moim dachem. Przepraszam cię.
Pocałowała mnie krótko i ciepło się uśmiechnęła.
– Nie przepraszaj. To nie twoja wina. Nawet dobrze wyszło. Teraz przynajmniej będzie wiedziała, że ze mną nie powinna zadzierać.
Zaśmiałem się i jeszcze raz nasyciłem jej ustami. Czując dobiegające nas apetyczne zapachy, zeszliśmy na obiad. May, pomimo mojej propozycji, żeby zjeść ze mną i Braćmi, poszła potowarzyszyć przy jedzeniu nowej przyjaciółce. Drażnił mnie fakt, że oprócz nich, będą tam też klubowe dziwki. Powinna zajmować miejsce obok mnie, a nie na zapleczu. Gdy oficjalnie ogłoszę ją Damą, na krok nie będzie opuszczać mojego boku.
– Prez, ponoć ominęła nas walka suk – zagadnął Tim.
Ja mu dam określanie mojej kobiety suką.
– To prawda, że wypieprzyłeś Beth? – ciągnął dalej.
– Tak. Przegięła. Przylazła tu bez mojej wiedzy i zgody. Rzuciła się na May. Rozcięła jej łuk brwiowy. Ma zakaz wstępu do siedziby – zaznaczyłem.
– Ale May nie była dłużna. Złamała jej nos – dodał Bit.
– Ta, piękny widok. Nie spodziewałem się, że ma tak silny prawy sierpowy.
Parsknąłem wraz z Braćmi śmiechem.
– Gadałem przed chwilą z Howkiem – Greg raptownie zmienił temat. – Ponoć jutro na wieczór będą z powrotem. Może zorganizujemy przywitalne ognisko?
Zatkało mnie.
Kurwa, Set wraca. Ale dlaczego nie dzwonił?
Dyskretnie zerknąłem na telefon. Pięć nieodebranych połączeń. Dźwięki wyłączone. Ja pierdolę!
– Jak chcecie, to organizujcie imprezę. Ja nie mam czasu na takie pierdoły, więc sami zajmijcie się tematem.
Zadowoleni z pozwolenia, zaczęli planować zakupy na jutro, a ja wymknąłem się w tym czasie do biura. Od razu wybrałem numer do Seta. Odezwał się dopiero po czwartym sygnale.
– Oddzwaniasz w ostatnim momencie. Właśnie ruszamy.
– Jakie masz wieści? – zagadnąłem.
– Załatwiliśmy wszystko i wracamy do domu. Jutro na wieczór będziemy. A co w klubie? Ponoć May przyjechała z tobą. Co jest grane?
Już debile musieli donieść.
– Chciała zobaczyć się z Molly, więc zabrałem ją ze sobą. – Próbowałem ukrócić temat, ale ta wymówka nie przeszła.
– Risk, kurwa, mów prawdę! Dobrowolnie nie zrezygnowałaby z koni na rzecz ploteczek z psiapsiółką – wydarł się na mnie.
– Pogadamy jak wrócisz, ok?
– Nie, kurwa, nie ok! Mów!
– Od dwóch dni dostaję maile z pogróżkami. Ktoś śledzi May i chce ją skrzywdzić. Nie opuszczam jej na krok. Musiałem spotkać się z Pixelem, żeby wyśledził tego skurwiela, dlatego zabrałem ją ze sobą.
Po moim wywodzie nastąpiła długa chwila ciszy. Wiedziałem, że Set właśnie zbladł, jak ściana i analizuje moje słowa.
– Ja kurwa pierdolę! I dopiero teraz mi to mówisz?! Przypierdolę ci za to! – I tak przypierdoli, gdy dowie się o nas. – Kurwa! Risk, przegiąłeś!
– Mam rękę na pulsie. Przestań się srać.
– Właśnie widzę. Nara.
No i się posrało.
Powoli wypuściłem z płuc nadmiar powietrza i przetarłem łapami twarz. Miałem tego wszystkiego serdecznie dość.
Zgarniam kociaka i spierdalamy stąd.
Szybkim krokiem wszedłem do kuchni, gdzie przy stole siedziała sama May. Miała spuszczoną głowę i nerwowo dłubała paznokciem przy skórce. Coś mi tu nie pasowało i od razu wyczułem jej posępny humor.
Czyżby Set już dał jej znać, że przyjeżdża?
Podszedłem do niej, przykucnąłem i delikatnie zapytałem:
– Skarbie, co się dzieje?
– Głowa mnie boli. Możemy już wracać? – odparła, nawet nie patrząc mi w oczy.
Wiedziałem, że kłamie, ale to nie było dobre miejsce na rozpoczynanie jakichkolwiek rozmów. Skinąłem głową i wyszliśmy z siedziby. Na jej prośbę zajechaliśmy pod aptekę. Wyskoczyła w biegu, twierdząc, że musi kupić coś przeciwbólowego. Za wszelką cenę ściemniała, żebym się nie czepiał. I tak byłem święcie przekonany, że coś było nie tak. Jechała ze mną sztywno, nie obejmując mnie, jak zawsze. Dystansowała się.
Kurwa! O co chodzi?!
Podjechałem na osiedle i zaparkowałem obok jej nowego auta. Wydaje mi się, że jej mieszkanie to obecnie najbezpieczniejsze miejsce. W bloku jest dużo ludzi. Gdyby coś się działo, ktokolwiek zadzwoniłby po gliny.
Weszliśmy na trzecie piętro, a May natychmiast zamknęła się w łazience. Nakarmiłem plączącego się pod nogami Titka i rozłożyłem się na łóżku. Długo leżałem w bezruchu, próbując zrozumieć nagłą zmianę jej nastroju. Słysząc, jak drzwi łazienki otwierają się, usiadłem na brzegu materaca i bacznie zacząłem ją obserwować. Była przebrana i w bardzo złym humorze. W jej oczach dostrzegłem łzy.
– Kotku, co się dzieje? Mów prawdę i nie ściemniaj, że boli cię głowa.
Nie podnosząc na mnie wzroku, usiadła obok i zaczęła nerwowo bawić się palcami.
– Chcę zostać sama – wycedziła ledwo słyszalne słowa.
Zabiła mnie tym.
– No chyba żartujesz. Mów natychmiast, co się dzieje? – powtórzyłem nieustępliwie pytanie. – Nie odpuszczę, dopóki nie powiesz.
Zaczęła płakać. Próbowałem ją przytulić, ale mnie odepchnęła.
– Zostaw mnie. Wracaj do klubu i do swoich dziwek! – wrzeszczała przez łzy.
– Co ty pieprzysz?
– Ja pieprzę? To ty pieprzysz wszystko, co się rusza! Na obiedzie nasłuchałam się, co z kim robiłeś! Brawo Adam! Nie spodziewałam się tego po tobie!
Jebane dziwki, widząc, że przyszedłem z May, specjalnie nagadały jej głupot, żeby nas poróżnić.
– Kochanie, przez czas, gdy nie mieliśmy ze sobą kontaktu uprawiałem seks z innymi. To prawda, że niejednokrotnie sobie używałem. To się zmieniło, kiedy znowu pojawiłaś się w moim życiu. Chcę z tobą być na poważnie i nie tknę już żadnej innej, prócz ciebie.
Pokręciła głową na boki, nie wierząc mi.
– Mówiły, że wrócisz do starych przyzwyczajeń. Każdy z was wraca. Nawet Howk zdradził Molly z Candy.
O cholera! To dlatego nie było jej w kuchni. Brat będzie miał gorzej przejebane, niż ja.
Ukląkłem przed May i zamknąłem jej dłonie w swoich.
– Kocie, jestem tobie wierny i to się nie zmieni. Nie słuchaj tych zazdrosnych suk. Próbują wygryźć ciebie i Molly, bo jesteście Damami, którymi one nigdy nie będą. Jeśli nie wierzysz w moje słowa i boisz się o nasz związek, po prostu odejdę z klubu.
Raptownie podniosła na mnie oczy i z niedowierzaniem pomrugała powiekami.
– Nie zrobisz tego. Przecież jesteś Prezesem.
Palcami zaczesałem kosmyk za jej ucho.
– Bez ciebie jestem zerem, a nie Prezesem. Kocham cię i chcę z tobą być. Nic innego nie ma dla mnie znaczenia, oprócz ciebie. Mogę odejść z DR. Zacząć z tobą nowe, lepsze życie, tak jak miało być to osiem lat temu. Tym razem nikomu nie pozwolę się powstrzymać.
Przysunąłem się do niej i delikatnie pocałowałem. Odpowiedziała tym samym, leniwym ruchem warg. Oparliśmy o siebie czoła, tkwiąc w bezruchu.
– Proszę, daj mi tą noc na przemyślenie wszystkiego w samotności. Tu będę bezpieczna, a w razie jakichkolwiek kłopotów, od razu do ciebie zadzwonię.
Cholera! Nawet na moment nie chciałem opuszczać jej boku, ale musiałem to zrobić i dać jej czas.
– Wiesz, że jutro wraca Set? – zapytałem.
– Tak, pisał do mnie. Dlatego chcę się zastanowić, jak z nim rozmawiać po powrocie. Co mu powiedzieć, żeby go nie skrzywdzić? Co dalej robić z nami?
Westchnąłem ciężko. Nie miałem innego wyboru, jak skierować się w stronę drzwi. Odprowadziła mnie. Spojrzałem po raz ostatni na jej piękną twarz. Malował się na niej smutek i przygnębienie. Schyliłem się i po raz ostatni posmakowałem soczystych ust.
– Kocham cię, May. Nie zapominaj o tym.
– Ja ciebie też kocham. Potrzebuję tylko chwili, żeby wszystko sobie poukładać.
Skinąłem głową i nie odwracając się za siebie, wyszedłem z mieszkania. Byłem rozjebany na części pierwsze.
Niechętnie wróciłem do siedziby, gdzie, tuż po przekroczeniu progu, wygnałem szmatę Candy, nie dając możliwości powrotu. Reszcie dziwek dałem taką reprymendę, że pochowały się po kątach. Niech znają swoje miejsce.
Bracia widząc jaki jestem wkurwiony, nawet nie próbowali mnie zaczepiać. I dobrze. Zamknąłem się w pokoju, nie mając ochoty na nic.
Pierdolone życie. Jakzwykle wszystko się zjebało.
Od autorki
Kochani, mam nadzieję, że nie spodziewaliście się takiego zwrotu akcji ;) Im bliżej końca, tym więcej będzie wrażeń. Zgadniecie, czym Was jeszcze zaskoczę?
Chciałam również podzielić się z Wami odkryciem kolejnej perełki na wattpadzie.
Gorąco polecam Wam książkę "Popiół i kurz" autorstwa Adrasteja_
oraz dzieła, które już wcześniej zdobyły moje serducho:
"Melodia naszych serc" HPNight
"Chciałbym nigdy Cię nie spotkać" annaprusikautor
"Killer: w imię zasad" JWrotters
Buziaki Skarby :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro