Rozdział 25
* ADAM *
Seta nie było ponad dwa tygodnie, a zapowiadało się, że wróci dopiero za kilka dni. Dzień w dzień dzwonił do mnie, zaczynając rozmowę od garści bluzg. Nie dziwiłem się. Też byłbym wkurwiony, gdyby załatwianie interesów w terenie szło tak topornie. Naprawdę robiłem, co mogłem, żeby pomóc im na odległość, ale udało mi się przesunąć zaledwie dwa spotkania na wcześniejszy termin.
Kurwa, gdyby nie chodziło o May, na pewno aż tak by się nie srał.
Perfidnie wykorzystywałem moment jego nieobecności, czerpiąc z każdej chwili bycia z nią. Na karku czułem oddech konkurencji i cały czas obawiałem się, że to, co piękne, zaraz się skończy. Po raz kolejny ją stracę, tym razem na zawsze. Nie przeżyję tego.
Spędzając wspólnie czas, z radością patrzyłem, jak rozkwita. Przy mnie stawała się silniejsza i pewniejsza siebie. Pod byle pretekstem prowokowałem ją do walki. Podsycałem jej wewnętrzny żar. Wiedziała, że robię to specjalnie, żeby wydobyć na wierzch, stłumiony latami bólu, temperament.
Pierwszą batalię przeszliśmy na samym początku. Był środek tygodnia, a do pracy w stajni przyszedł jakiś nowy goguś. Omal szlag mnie nie trafił, gdy bajerował moją Damę i chodził za nią, jak dobrze wytresowany owczarek.
Ben, obserwując nas, miał niezły ubaw. Ja łaziłem sfrustrowany, zabijając nowego wzrokiem. Ten wymyślał gówniane preteksty, żeby piękna zwracała na niego uwagę. Ona nic sobie z tego nie robiąc, wykonywała swoje obowiązki i olewała nas obu. Pierdolca można było dostać!
Wieczorem, gdy wróciliśmy do naszego domu nad jeziorem, chciała mnie udobruchać. Wykorzystałem ten fakt i nie dość, że zaliczyłem maraton w jej ciasnej cipce, w dodatku następnego dnia pozwoliła odświeżyć sobie całą garderobę. Z miłą chęcią wywalałem za duże podkoszulki i szerokie spodnie, a na ich miejsce układałem leginsy, spódniczki i podkreślające jej zgrabny tyłeczek jeansy. Czułem jebaną satysfakcję, do momentu pierwszego wyjścia na zakupy. Jej piękne ciało zwracało uwagę wszystkich, a mi otwierał się nóż w kieszeni.
Bez większych kłótni wytrzymaliśmy do soboty. To wtedy przyjechałem do stadniny nową terenówką i oficjalnie wręczyłem jej kluczyki. Omal mnie nie zabiła, gdy dowiedziała się, że starego rzęcha oddałem na żyletki. Była wściekła, ale i tak spędziliśmy upojną noc.
Kochaliśmy się codziennie. Nie było dnia, w którym przynajmniej raz nie poniosłoby nas pożądanie. Było jak za dawnych czasów. Tylko ona, ja i łączące nas uczucie.
Dziwki z klubu wystawiały jęzory, gdy na te kilka godzin wpadałem do siedziby załatwić sprawy. Poza moimi uszami rozpuściły ploty, że najwidoczniej kogoś mam, skoro nie chcę pieprzyć się z nimi i nie nocuję u siebie. Miały rację, ale chuj im do tego. Bracia próbowali coś ode mnie wyciągnąć, ale jedyne co usłyszeli to, żeby zajęli się robotą, a nie pierdoleniem jak baby. Niestety ich podejrzenia doniosły się również do Seta. Nie przyjął żadnych wymówek i ciągnął mnie za jęzor, dopóki nie wyznałem, że spotykam się z byłą. Oczywiście nie dodałem, że to May.
Wszystko pierdolnie po jego powrocie. Cholernie się tego bałem.
Jak co dzień rano, po odwiezieniu mojej Damy do pracy, wpadłem do siedziby. Wkurwiony, że nagromadziło mi się sporo papierów do przejrzenia, zasiadłem za biurkiem. Za pamięci zrobiłem przelewy i zadzwoniłem orientacyjnie zapytać, jak wygląda sprawa przeprowadzanego remontu w warsztacie. Dobrze opłacana ekipa działała prężnie. Jak tak dalej pójdzie, w ciągu następnego miesiąca można będzie ściągnąć sprzęt. Ręce zacierałem na myśl o dłubaniu w silnikach. Od dziecka siedziałem przy mechanikach, czerpiąc od nich wieloletnie doświadczenie i wiedzę. W końcu dorobiłem się na tyle, żeby otworzyć jeden z najlepszych warsztatów w stanie. Gęba sama mi się cieszyła, że moje marzenie staje się rzeczywistością.
Wracając do papierologii, przejrzałem transakcje i podzwoniłem po oddziałach. Wszystko szło, jak po maśle. Set odezwał się po południu, od razu zarzekając, że po powrocie bierze miesięczny urlop. Dodał, że pierdoli go, co na ten temat myślę. Rozbawił mnie do łez. Dzięki moim kontaktom udało im się pchnąć sprawę wiszącą od początku wyjazdu. Zostały im dwie umowy do zawarcia i w chuj mil do pokonania. Dobrze, niech działają.
Była już piętnasta, gdy zaczęło mnie nosić z powodu braku kontaktu z moją kobietą. Telefon zapewne zostawiła w siodlarni, a sama krążyła gdzieś po terenie.
Koniec roboty! Czas najwyższy jechać do niej!
Pochowałem kwity do segregatorów i zanim zamknąłem komputer, sprawdziłem maile. Kurwa, zamarłem, otwierając ostatni z nich. Ktoś wysłał mi zdjęcia May z kilku ostatnich dni z dopiskiem „Pilnuj jej."
Jak posrany wybiegłem z biura, olewając Braci, a w drodze do stajni, przekraczając nadmiernie prędkość. Na miejscu bacznie rozejrzałem się po okolicy. Ktoś, od dłuższego czasu, musiał ją śledzić. Jutro ściągnę informatyka, żeby zlokalizował tego gnoja.
Cholera, tak myślałem, że jest zbyt spokojnie.
Namierzyłem wzrokiem moją Damę. Prowadziła jazdę dla jakichś dwóch małolat. Nowy był daleko od niej. Bawił się z Donem w kowala. Gdy ruszyłem w stronę stajni, akurat wyszedł z niej Ben. Po mojej minie od razu zauważył, że coś jest nie tak. Musiałem pogadać z nim w cztery oczy i uspokoić się, zanim zobaczy mnie May. Nie chciałem jej martwić. Kiedy dowie się, że coś jej grozi, znowu zamknie się w sobie i wrócą demony przeszłości. Nie mogłem na to pozwolić.
– Adam, coś się stało? – zagadnął trener.
– Tak, musimy porozmawiać na osobności.
Zanim nas dojrzała, ukryliśmy się w siodlarni.
– Mów, co się dzieje – zniecierpliwiony ponaglał.
W telefonie wszedłem na skrzynkę mailową i otworzyłem niepokojącą wiadomość. Mój towarzysz zbladł, nie dowierzając własnym oczom.
– Jedno zdjęcie jest sprzed trzech dni, kolejne ze wczoraj i dziś. Ktoś ją śledzi. – Czułem, jak szczęka zaciska mi się niczym imadło.
– Masz podejrzenia, kto to i czego od niej chce?
Zaprzeczyłem ruchem głowy.
– Nie mam obecnie żadnych wrogów. Z innymi klubami żyjemy w zgodzie. Na pokój pracowałem siedem lat. Nie jestem pewien, czy sprawa dotyczy klubu i kto za tym stoi.
– A Set? Może on komuś podpadł? – dumał na głos.
– Też nie. Jest moim Vice. Wiedziałbym pierwszy, gdyby miał z kimś zatarg. Zastanawiam się, czy nowy nie maczał w tym palców. Pojawił się tak nagle znikąd.
– Wiem, że go nie trawisz, bo łazi za May, jak pies, ale jest czysty. Frank zatrudnił go, bo przy koniach mamy naprawdę dużo pracy. Pomoc była nam konieczna.
– A Frank? Może jego firma ma na pieńku z inną? – ciągnąłem domysły.
– Wtedy pisaliby do niego, a nie do ciebie.
Kurwa, kończą mi się pomysły.
Nerwowo przeczesałem palcami włosy, myśląc o swoich przeciwnikach. Nikt nie przychodził mi do głowy.
– Co w tej sytuacji robimy? – Czekał na moje decyzje, a ja ostro główkowałem.
– Nawet jeśli to głupi żart, nie możemy go zignorować. Nie będę odstępować jej na krok. Teraz nic nie jest ważniejsze, niż jej bezpieczeństwo. Pracę w stajni ogranicz jej do minimum. Będę musiał z nią jeździć też do siedziby, żeby dopilnować najważniejszych interesów.
– A jak jej to wszystko wyjaśnisz? – zagadnął.
– Za cholerę nie wiem. – Prychnąłem pod nosem udawanym śmiechem.
Naszą rozmowę przerwały odgłosy dochodzące z korytarza. Natychmiast wynurzyliśmy się, próbując zachować pozory. Podszedłem do May, przytuliłem ją i pocałowałem w skroń.
– Dlaczego ukrywaliście się w siodlarni? – zapytał mój mały szpieg.
Z opresji wybawił mnie Ben.
– Zastanawiam się nad zakupem motocykla. Poprosiłem Adama, żeby rozejrzał się za odpowiednim modelem dla mnie.
No brawo! Piękna wymówka na poczekaniu.
– Jeszcze trochę, a zechcesz dołączyć do klubu – zażartowała.
– Z takimi znajomościami to, kto wie. – Wtórował jej śmiechem.
Dwie małolaty szybko rozsiodłały swoje wierzchowce i wpatrzone w moją kobietę, jak w święty obrazek, czekały na dalsze polecenia.
– Chodźmy na pastwisko. Pomożecie mi sprowadzić konie.
– Też z wami idę. Chcę zasłużyć na nagrodę. – Puściłem do niej oczko.
Jej policzki spowiły rumieńce. Od razu zrozumiała moje brudne myśli.
– W pierwszej kolejności przyprowadźcie Omegę. Za dwadzieścia minut przyjedzie Catherina – poprosił Ben.
May nie znosiła tej dziuni. Ja zresztą też. Robiła do mnie głupie podchody. Bajerowała i flirtowała, myśląc, że coś tym ugra. Pomyliła się. Byłem ślepo wpatrzony tylko w jedną kobietę, a reszta mnie kompletnie nie obchodziła. Po mojej Damie widziałem jednak nutkę zazdrości. Cieszyło mnie to, bo byłem pewien, że cholernie jej na mnie zależy.
Blondynka w różowych bryczesach wparowała do stajni, gdy wprowadzaliśmy do boksu ostatniego konia. Zamiast do swojego trenera, najpierw podeszła do mnie.
– Witam Prezesa. – Zagryzła wargę i zatrzepotała sztucznymi rzęsami. – Będziesz dziś na moim treningu?
– Nie – burknąłem, wyraźnie dając znać, żeby się odwaliła.
Nie zrozumiała przesłania. Umizgując się, podeszła do mnie jeszcze bliżej.
– Co robisz w weekend? Może spotkamy się?
No teraz mnie zatkało.
Bez jakichkolwiek oporów położyła dłoń na mojej klacie. To był jej wielki błąd. May nie wytrzymała i wkroczyła do akcji.
– Catherina, chyba nie zauważyłaś, że on nie jest tobą zainteresowany. Poza tym, chyba przyszłaś tu na trening, a nie na podryw.
Jej słowa ubodły blondzię. Zapieniła się i zaczęła warczeć, jak rozjuszony ratlerek.
– Odpierdol się May i zajmij wywalaniem gnoju, bo do tego jesteś stworzona. Myślisz, że masz szansę u samego Prezesa klubu? – Zaśmiała się perfidnie. – Za wysokie progi na twoje krótkie nogi. – Zerknęła pogardliwie na moją kobietę, która zrobiła się czerwona ze złości.
– Rozmowa z tobą jest bezsensowna, bo nie docierają do ciebie najprostsze słowa. A swoją wartość znam i nie muszę ci jej udowadniać.
– Wartość? Śmieszna jesteś. Robisz wszystko, żeby wkręcić się na ich motocykle, ale na dłuższą metę to nie podziała. Żaden z bikerów nie zrobi z ciebie Damy – kpiła dalej.
Widząc, że zaraz rzucą się sobie do gardeł, musiałem wkroczyć.
– Ja zrobiłem. May jest Damą Prezesa Death Road MC. – Wywołałem szok na twarzy dziuni. – Więc radzę mieć do niej więcej szacunku.
Ślicznotka przytuliła się do mojego boku i po raz pierwszy przy świadkach pocałowała.
– Zbieraj się Kocie. Wracamy do domu. – powiedziałem wprost w jej rozchylone wargi.
Nie zwracając uwagi na rywalkę, odwróciła się na pięcie i dumnym krokiem ruszyła w stronę siodlarni. Catherina wychodząc z szoku, spojrzała na mnie wielkimi oczami.
– Nie wiem, co naopowiadała na swój temat, że tak cię omotała. Wkrótce przekonasz się, że nie jest ciebie warta. Za krótko ją znasz, żeby dostrzec, że jest nikim – pluła jadem, próbując nastawić mnie przeciwko mojej kobiecie. Wkurwiła mnie tym do tego stopnia, że przestałem nad sobą panować.
– Posłuchaj dziewczynko. Znam May od ośmiu lat i właśnie wtedy jej się oświadczyłem. Na pewno znam ją lepiej niż ty. Jeśli nie chcesz mieć przejebane w tym mieście, radzę ci zamknąć jadaczkę i przestać obrażać moją przyszłą żonę. Czy to jasne?
Widząc, że nie żartuję, spieniała. Odeszła, chowając się w boksie swojego konia. Przejechałem wzrokiem po trójce gapiów i omal nie parsknąłem śmiechem. Ben stał z szeroko otwartą gębą, a dwie małolaty szczerzyły się, pokazując mi kciuki w górę. One też nie znosiły tej suki. Uśmiechnąłem się do nich półgębkiem i zwróciłem do trenera.
– Mam nadzieję, że nie będziesz zły, jeśli zabiorę już May.
– A zabieraj. Zasłużyłeś. – Prychnął pod nosem i dołączył do swojej uczennicy.
Kicia już po chwili wyszła z siodlarni. Była ubrana w skórę do jazdy. Gapiłem się na nią, będąc pewny, że ten widok nigdy mi się nie znudzi. Pocałowała mnie żarliwie w usta i coś czuję, że usłyszała jak opierdalałem Catherinę.
Jadąc z nią motocyklem, rozglądałem się bacznie dookoła i przyglądałem każdemu autu, jadącemu w tę samą stronę, co my. Jeszcze trochę, a oszaleję przez niewiedzę, kto jej zagraża. Jutro informatyk musi dokładnie prześledzić wiadomości mailowe i jakoś mnie ukierunkować. Ale jak to zrobić, żeby mieć May cały czas na oku i równolegle w tajemnicy badać sprawę? Szlag.
Bezpiecznie dotarliśmy dodomu, a droga przez las była kompletnie pusta. Miałem cichą nadzieję, że gnójnie dowiedział się o tej miejscówce. Oby...
– Jesteś bardzo zdenerwowany – zauważyła, gdy siedzieliśmy przy kolacji.
– Kotku, wszystko jest ok. – Starałem się ją uspokoić, ale znała mnie zbyt dobrze. Wyciągnęła do mnie dłoń i splotła palce razem z moimi.
– Wiem, że kłamiesz. Proszę, bądź ze mną szczery.
Nie mogę. Kurwa, jeśli jej powiem, znowu zamknie się w sobie.
Spuściłem łeb i pokręciłem nim przecząco. Przeszła dookoła stołu i usiadła mi na kolanach. Dłońmi ujęła moją twarz i nakierowała na siebie. Zatonąłem w jej zielonych tęczówkach.
– Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, co cię gnębi?
Z nerwów zagryzłem policzek od środka, wahając się, czy wyznać prawdę.
– Kocie, boję się, że jeśli ci powiem, znowu staniesz się wycofana, założysz te paskudne ciuchy i schowasz pod daszkiem kaszkietówki. Nie chcę ponownie z tobą walczyć o normalność. Nie chcę, żebyś się martwiła. Sam poradzę sobie z tym problemem.
Spojrzała na mnie z troską.
– Też chcę normalności. Nie będę wracać do tego, co było, bo przy tobie czuję się silna. Jesteś moją opoką. To się nie zmieni. Kocham cię, Adam.
Rozczuliła mnie. Wsunąłem palce pomiędzy długie włosy na potylicy i przyciągnąłem jej twarz do siebie. Zachłannie wbiłem się w jej usta, wyrażając pełną gamę, władających mną emocji.
– Kocham cię May. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo. Nie ma chwili, w której nie myślałbym o twoim szczęściu i bezpieczeństwie.
– Czyli sprawa dotyczy ściśle mnie? – drążyła temat.
W tym momencie mój plan niewtajemniczania jej spalił na panewce. Kurwa!
– Tak – potwierdziłem.
– Tym bardziej powinnam wiedzieć. Proszę, bądź ze mną szczery.
Pod jej naciskiem zgodziłem się. Skinąłem głową i zacząłem opowiadać:
– Dostałem dziś maila z nieznanego mi konta. Były tam twoje zdjęcia z trzech dni. Ktoś cię śledził. Przeraziła mnie dołączona informacja. „Pilnuj jej" – zacytowałem. – Jest to jednoznaczne, że twoje bezpieczeństwo jest zagrożone.
Przełknęła głośno ślinę i zacisnęła wargi. Po chwili namysłu zapytała:
– Domyślasz się kto za tym stoi? Masz jakieś problemy w klubie? Jakiś wrogów?
– I właśnie to jest najdziwniejsze. W klubie i w interesach wszystko jest w najlepszym porządku. Nie mam żadnych zatargów ani wrogów. Sprawy załatwiam tak, żeby nie wywoływać wojen. Set też nikomu nie podpadł. Wiedziałbym o tym jako pierwszy. Może ty masz pomysł, kto to może być?
Długo zastanawiała się, zanim szczerze odpowiedziała:
– Wiesz, że stroniłam od ludzi. Jedyną osobą, z którą mam na pieńku jest Catherina. Ale jest na tyle zadufana w sobie, że nie brudziłaby sobie rąk czymś takim.
I znowu jestem w kropce.
– Kocie, od jutra nie ruszasz się beze mnie na krok. Gadałem z Benem i zna całą sytuację. Sam chce ograniczyć godziny twojej pracy w stajni. Jutro ściągnę do biura informatyka. Mam nadzieję, że wyśledzi tego skurwiela. Ale błagam, bądź rozsądna i daj mi się chronić.
Kilkukrotnie skinęła głową, starając się trzymać nerwy na wodzy.
– Dobrze. Ufam ci i wiem, że nie pozwolisz mnie skrzywdzić.
Miała rację. Choćbym miał przypłacić życiem, nie pozwolę, żeby cokolwiek jej się stało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro