Rozdział 22
HPNight odwdzięczam się za Twoje ostatnie rozdziały ;)
* ADAM *
Było ciemno. Piętrowy domek oświetlała jedynie łuna księżyca. W tej odsłonie prezentował się mistycznie. Otaczający nas krajobraz spowity był tajemniczością i czernią nocy. W mroku odnalazłem jej dłoń. Z ufnością splotła palce razem z moimi, tym samym dodając otuchy i nadziei, że nie jest za późno na odkrycie prawdy.
Poprowadziłem May za sobą do środka budynku. Idąc przez salon wyposażony w kominek oraz skórzany wypoczynek, a następnie drewnianymi schodami na piętro, po kolei zapalałem światło. Kątem oka widziałem jak się rozglądała, nie mogąc wyjść z podziwu. Zachwycało ją ciepłe wnętrze tego miejsca, a każdy z dopracowanych detali, przyciągał jej uwagę. Ale na zwiedzanie jeszcze przyjdzie czas.
Przeszliśmy przez zacienioną sypialnię, zatrzymując się dopiero na rozległym tarasie. Puściła moją dłoń, zapierając się oburącz o balustradę. Oświetlona jedynie srebrną poświatą, wyglądała zjawiskowo. Jej oczy mieniły się jak gwiazdy, a usta lekko rozchyliły, próbując wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Patrzyła na wyłaniające się z lasu jezioro, które w swej spokojnej tafli, odbijało całe niebo.
– Tu jest... magicznie...
– Wiem.
Oparłem się obok niej, na tyle blisko, że nasze przedramiona stykały się ze sobą.
Po długiej chwili namysłu, odwróciła w moją stronę twarz i unosząc brew, zapytała:
– To tu przywozisz panienki, żeby je zbajerować?
Przewróciłem oczami.
Jeszcze jeden taki głupi tekst, a wybuchnę.
– Nie, May – odpowiedziałem zgryźliwym tonem. – Oprócz Ciebie, nigdy nikogo tu nie przywiozłem. Nikt nie wie o tej posiadłości.
Zmarszczyła czoło i wbiła we mnie pytające spojrzenie.
– Jak to?
No i nadszedł czas prawdy. Zapatrzony w głębię nocy, zacząłem wyjaśniać:
– Półtorej miesiąca po tym, jak zginął mój ojciec, kupiłem tą ziemię i dom z myślą o nas. Jesteś współwłaścicielką tej nieruchomości.
Doznała szoku, nie mogąc uwierzyć w moje słowa. Musiałem bardziej naświetlić sytuację, żeby zrozumiała.
– Tego wieczoru, gdy mieliśmy zacząć wspólną przyszłość, spakowałem się, uciekłem z klubu i ruszyłem na motocyklu na spotkanie z tobą. Ojciec musiał, od pewnego czasu, nas śledzić, bo wiedział o wszystkim. Czekał na mnie wraz ze swoimi przydupasami, blokując drogę. Śmiał się, mówiąc, że nie pozwoli mi odejść. Byłem przecież jego dziedzicem. Przyszłym Prezesem Death Road MC.
Powrót do tych wspomnień sprawiał mi ból nie do opisania. Moje serce krwawiło, a dusza, przedarta cierpieniem, łkała.
– Na tej cholernej drodze pobili mnie do nieprzytomności i zawlekli do piwnicy siedziby. Ojciec trzymał mnie tam przez tydzień. Bił mnie. Katował. Próbował wybić mi ciebie z głowy. Widząc, że przemocą nic nie wskóra, zagroził, że cię uprowadzi i zrobi z ciebie klubową dziwkę. Że co noc, na moich oczach, będziesz obsługiwać Braci. Był do tego zdolny. Obiecałem, że już nigdy nie ucieknę pod warunkiem, że będziesz bezpieczna.
Zacisnąłem powieki, czując gromadzące się pod nimi łzy.
– Musiałem być posłuszny, żeby nie wyciągnął po ciebie tych obleśnych łap. Rok później zginął na wojnie z innym gangiem, tak samo, jak ojciec Seta i reszta Starszyzny. Objąłem stołek Prezesa. Myślałem, że jestem wolny, ale grubo się myliłem.
Potrząsnąłem głową na boki i wydobyłem z siebie sztuczny śmiech.
– Kupiłem ten dom, żeby móc w końcu rozpocząć naszą wspólną przyszłość, ale wtedy zaczęły się kolejne kłopoty. Ojciec był na ścieżce wojennej z wieloma klubami. Dzień w dzień oglądałem się za siebie, żeby nie oberwać kulki. Niektóre starcia wygrałem, przejmując dane jednostki, z innymi udało mi się wypertraktować rozejm. Długo trwało sprzątanie po nim tego syfu. Dwa lata temu miałem sytuację pod kontrolą. Zostały tylko dwa gangi do pokonania. Było na tyle bezpiecznie, że mogłem próbować cię znaleźć.
Przerywając, nabrałem kojący wdech i, przez rozchylone wargi, powoli go wypuściłem.
– Studia już dawno skończyłaś i nikt nie wiedział, gdzie dokładnie wyjechałaś. Byłem w twoim domu rodzinnym, ale okazało się, że został sprzedany. Nowi lokatorzy nie znali poprzednich, bo kupili nieruchomość przez firmę deweloperską. Sąsiedzi nie chcieli udzielić mi żadnych informacji. Zajrzałem jeszcze do Franka, ale go nie zastałem. Sekretarka poinformowała mnie, że sam prowadzi firmę. Byłem święcie przekonany, że przeprowadziliście się całą rodziną w zupełnie inne strony. Byłem w kropce. Wróciłem do swoich obowiązków i całkowitego zaprowadzenia pokoju. Klub dopiero od niecałych czterech miesięcy jest wolny od problemów. Nawet ostatnio zastanawiałem się, czy nie wynająć prywatnego detektywa, żeby cię odnalazł, ale obawiałem się, że jest już za późno.
Wzruszyłem ramionami, nie mając śmiałości na nią spojrzeć. Poczułem jak wsuwa dłoń w moją i splata razem ze mną palce. Przesunąłem wzrok na złączone ręce.
Tak powinno być już zawsze, ale nie będzie...
– Dlaczego chciałeś się zabić? – zapytała głosem przepełnionym goryczą i żalem.
– Bo mam już dość. Dość bycia tym, na kogo wykreował mnie ojciec. Dość życia nadzieją, że jeszcze kiedyś będziemy razem. Stary odebrał mi szansę na szczęście. Teraz jest za późno. Jesteś z Setem. I pomimo, że kocham cię, jak wariat, muszę pogodzić się z waszym związkiem. Nad losem nie mam kontroli. Próbowałem się zabić, bo chciałem, choć raz, zrobić coś na własnych zasadach i w końcu poczuć się wolny.
Jej delikatna dłoń spoczęła na moim policzku i nakierowała twarz w swoją stronę. Płakała. Skóra mokra od łez lśniła niczym pokryta diamentami. Nawet w tym smutnym wydaniu zapierała dech w piersi.
– Tamtej nocy czekałam aż do świtu. Wyruszyłam ze złamanym sercem. Myślałam, że zrezygnowałeś ze mnie. Po tylu latach dowiaduję się, że zwątpiłam w ciebie, gdy ty cierpiałeś, chcąc mnie chronić. Adam, ja... – zamilkła, nie dając rady nic więcej powiedzieć.
Zaczynała się obwiniać. Nie mogłem jej na to pozwolić.
Położyłem rękę na jej potylicy i przyciągnąłem do siebie. Nasze usta zderzyły się ze sobą. Nie protestowała. Pragnęła mnie tak samo, jak ja jej. Owinęła dłońmi mój kark, pilnując, żeby pocałunek trwał jak najdłużej. Pożeraliśmy się, a nasze ciała wzajemnie się o siebie ocierały.
Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zaciągnąć ją tej nocy do łóżka, ale gdy palcami zaczęła badać moje mięśnie pod koszulką, wybuchłem stłumionymi od lat emocjami. Byliśmy dwiema zbłąkanymi połówkami, które łącząc się, chciały doznać spełnienia.
Opętani szaleństwem, impulsywnie ściągaliśmy z siebie ubrania. Muskałem i wielbiłem wargami jej skórę szyi, dekoltu i piersi, jednocześnie wdzierając się ręką pomiędzy jej uda. Pojękiwała, jeszcze bardziej mnie nakręcając.
Rozpięła moje spodnie, które opadły do kostek i sięgnęła po kutasa. Pod wpływem delikatnego dotyku, boleśnie zesztywniał. Kurwa, musiałem wejść w nią jak najszybciej. Kopnąłem spodnie z bokserkami gdzieś w kąt i dorzuciłem do nich jej ciuchy. Obejmując ją w pasie, uniosłem i oparłem o balustradę. Owinęła nogi wokół moich bioder. Nie wierzyłem, że to dzieje się naprawdę.
Silnym ruchem wszedłem w nią, gwałtownie rozpychając jej ciasną cipkę. W życiu nie czułem się tak dobrze, jak teraz. Ulga przepleciona napięciem i rozkoszą. Coś niesamowitego.
Patrzyliśmy sobie w oczy, jakby świat przestał istnieć. Liczyliśmy się tylko my, nikt więcej.
– Kocham cię May. Od zawsze, na zawsze.
– Tak samo, jak ja ciebie – jej wyznanie było szczytem spełnionych marzeń.
Nasze usta znowu się złączyły w tańcu pożądania. Poruszałem się w niej spokojnie i rytmicznie. Nie miałem zamiaru się spieszyć. To była nasza chwila, na którą czekałem osiem jebanych lat. Patrzyła na mnie spod długich rzęs, a ja nasycałem się jej ciałem i jękami rozkoszy. Nawet nie umiałem określić tego, co teraz czułem. Nie było słów, które opisałyby głębię moich uczuć. Była moim wszystkim... Moim spełnieniem...
Gdy łapami chwyciłem jej pośladki i uniosłem do góry, przylgnęła ściśle do torsu. Nie wychodząc z wąskiej szparki, przeniosłem ją do łóżka w naszej sypialni. Leżąc na czarnej pościeli, wyglądała nieziemsko pięknie. Jasna skóra odznaczała się w mroku, napuchnięte od moich pocałunków wargi łapczywie łapały wdechy, a lśniące zielenią tęczówki migotały z nadmiaru emocji. Nie dałem rady już dłużej się hamować. Pochyliłem się nad nią i językiem wdarłem pomiędzy jej wargi. Chłonąłem je, nie mogąc nasycić się tą słodyczą.
Wzmocniłem pracę bioder, coraz szybciej i głębiej w nią wchodząc. Dyszała i drapała mnie po ramionach. Ja pierdolę! Fala jej orgazmu zacisnęła się na moim kutasie, a ja ledwo się trzymałem, żeby przedwcześnie nie skończyć.
Obróciłem nas tak, że teraz ona była na górze. Dając jej wolną rękę, byłem ciekaw, co zrobi. Drżała, ale nie miała mnie dosyć. Posuwistymi ruchami dojeżdżała mnie, wypychając do przodu biust. Jej nabrzmiałe sutki błagały o moją uwagę. Lekko uniosłem się i ustami objąłem jedną z piersi. Ssałem i podgryzałem ją, kołując językiem po brodawce. Wiedziałem, że to ją cholernie podnieca. Pamiętałem każde nasze zbliżenie z czasów, gdy poznawaliśmy wzajemnie swoje ciała.
Prężyła się i krzyczała, czując euforię nie do opanowania. Nie pozwoliłem jej tak szybko skończyć. Zacisnąłem palce na jej biodrach i nadałem im jeszcze intensywniejszy rytm. Jej idealnie krągłe piersi podskakiwały, a ja i tak nie mogłem oderwać spojrzenia od wpatrzonych we mnie zielonych oczu. Ściągnąłem ją na siebie i dopchnąłem się kilkukrotnie, zalewając jej wnętrze.
Leżąc na mnie, wtulała głowę w dołek pomiędzy ramieniem a szyją. Przyspieszony oddech łaskotał moją skórę, wywołując drobne ciarki. Czułem, jak nasze serca uderzają w zawrotnym tempie, w takt tej samej melodii. Było idealnie. Wsunąłem palce między jej długie włosy a drugą ręką docisnąłem jej ciało do siebie. Uśmiech sam pojawił mi się na twarzy, gdy jej oddech unormował się i przycichł. Zasnęła objęta moimi ramionami.
– Nie wiem co zrobię, Kocie, ale nie mogę cię znowu stracić – szepcząc, pocałowałem jej czubek głowy. – Jesteś celem mojego istnienia.
Obudziłem się, czując rześki podmuch, lekko muskający moje nagie plecy. Przesunąłem rękę po materacu, chcą przytulić rozgrzane po nocy ciało mojej kobiety. Miejsce było puste. Nie było jej.
Czy to, co stało się pomiędzy mną a May to tylko kolejny wytwór złudnej wyobraźni? Nie... To nie mogła być iluzja...
Podniosłem głowę i przetarłem zaspane oczy. Byłem w naszym zakątku ukrytym przed światem. Drzwi od tarasu były otwarte, a długa firana lekko podrygiwała pod wpływem wiatru. Ciągnięty, jak po niewidzialnej nici, poszedłem w tamtą stronę. Przystanąłem w progu, nie wierząc w to, co widzę. Ubrana wyłącznie w klubową kurtkę Prezesa, stała oparta o balustradę.
Moja Dama. Porzucę dla niej wszystko, oby tylko ten piękny sen nigdy się nie skończył.
Głęboko pogrążona myślami, nie wyczuła mojej obecności. Podszedłem do niej i od tyłu objąłem ramionami. Na przywitanie złożyłem delikatny pocałunek tuż pod uchem.
– Żałujesz tego, co zrobiliśmy? – zapytałem niepewnie.
Musiałem wiedzieć. Musiałem poznać jej myśli.
Odchyliła się do tyłu, kładąc głowę na moim ramieniu. Zapatrzona w dal, odpowiedziała:
– Nie żałuję ani jednej spędzonej z tobą chwili. Myślę o tym, dlaczego los złączył nasze ścieżki akurat teraz. Gdybyśmy spotkali się dwa tygodnie temu, to wszystko byłoby proste. A teraz...
– Jest Set, którego oboje nie chcemy skrzywdzić – dokończyłem.
Potwierdziła skinieniem głowy.
Było mi trudno wypowiedzieć kolejne słowa, ale musiałem. Nie mogłem być egoistą. Wtuliłem policzek w jej włosy i wyszeptałem wprost do ucha:
– Kocie, obojętnie co postanowisz, chcę tylko twojego dobra. Nawet jeśli wybierzesz jego, nie mnie, masz być szczęśliwa. Proszę cię tylko o jedno. Daj mi ten tydzień na bycie z tobą. Boję się, że to mogą być nasze ostatnie chwile, dlatego chcę zbudować kolejne piękne wspomnienia.
Ciężko westchnęła, obracając się w moich objęciach.
– Dobrze, ale przez ten czas nocujemy tu.
Tutaj, nigdzie indziej. To tu jest nasze miejsce. I choćby po tygodniu miało nastąpić rozstanie, ten dom zawsze zostanie naszą ostoją.
– Oczywiście Kochanie.
Nasze usta połączyły się w żarliwym pocałunku, a ciała przylgnęły do siebie. Już po chwili kochaliśmy się na tarasie, w promieniach wschodzącego słońca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro