Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

* SET *


Nawet nie podnosiłem łba, słysząc budzik o zabójczej godzinie szóstej. Nie byłem w stanie ogarnąć, jak May, po imprezie, dała radę wstać tak wcześnie i gonić w niedzielę do pracy.

Pochyliła się nade mną i pocałowała w policzek.

– Idę już do stajni. Śpij. Napiszę w wolnej chwili.

W odpowiedzi wybełkotałem coś, czego nawet sam nie zrozumiałem, po czym natychmiast odpłynąłem.

Oczywiście mając okazję wyspać się do południa, obudziłem się o dziewiątej. Po wypiciu kawy i zjedzeniu przygotowanego przez May śniadania, napisałem do Riska. Skoro nie balował, powinien być już na nogach. Zdziwiłem się, że nie odpisał, a po dwóch godzinach nawet nie odebrał. Kurwa, coś było nie tak. Poczekałem do dwunastej i już miałem ponownie wybrać jego numer, gdy zadzwonił do mnie Jazz.

– Hej Vice. Nie przeszkadzam.

W jego głosie wyraźnie słyszałem zdenerwowanie.

– Nie. O co chodzi? Coś się stało? – rzuciłem szybko kilka pytań.

– Możesz przyjechać?

– Tak, ale mów, do cholery, o co chodzi?! – wydarłem się do słuchawki, czując, że zaraz wyjdę z siebie.

Chwilę milczał, zbierając myśli i próbując ubrać w słowa złą informację.

– Chodzi o Prezesa. Wczoraj w samotności dużo wypił, a nad ranem wziął jakieś dragi. Dobrze, że Zipp do niego zajrzał. Zawołał Doktorka. Dzięki szybkiej reakcji, odratowali go.

Opadłem na krzesło, czując, jak krew odpływa mi z głowy.

– Ja pierdolę... Zaraz będę...

W pośpiechu wydarłem z mieszkania. Miałem przed oczami mroczki, zdając sobie sprawę z tego, że mój przyjaciel mógł umrzeć.

Cholera jasna! Co temu debilowi wpadło do łba?! Co on sobie myślał, biorąc w nadmiarze, po alkoholu, prochy?! Jak nic, chciał ze sobą skończyć. Ale dlaczego?! Już wczoraj było z nim coś nie tak. Przyszedł na ognisko dość późno i po chwili wyszedł. Może udało mu się skontaktować z byłą i to go załamało? Na bank nie chodzi o interesy, więc może o to?

Gnałem do siedziby, łamiąc wszelkie przepisy drogowe i w rekordowym czasie zajeżdżając na miejsce. Cała Starszyzna siedziała w salonie, patrząc na mnie, jak na zbawienie.

– Kurwa, co tu się stało?! – wydarłem się na nich, jakby byli czemuś winni.

– Chuj wie. Sam widziałeś, że wczoraj szybko się zawinął. Wy pojechaliście około pierwszej, a my siedzieliśmy do czwartej. Auto Beth odmówiło posłuszeństwa. Postanowiłem wziąć w zamian klubowe – zaczął relacjonować Zipp. – Nigdzie nie znalazłem kluczyków, więc poszedłem do Riska, żeby dał mi zapasowy komplet z biura. Nie odpowiadał na głośne pukanie. Wlazłem do jego pokoju i go znalazłem. Leżał na podłodze. Piana toczyła się z ust. Paskudny widok. Wezwaliśmy Doktorka, a on swoich kumpli z dyżuru. Szybko przyjechali karetką i zadziałali. Chcieli zabrać go do szpitala, ale Dok obiecał zająć się nim na miejscu. Obecnie Prez jest przytomny, ale z nikim nie chce gadać.

Łapami przeczesałem włosy i głośno wypuściłem nadmiar powietrza. Nie mieściło mi się w głowie, co wydarzyło się pod moją nieobecność.

– Macie jakieś przypuszczenia, co mogło tak na niego wpłynąć? – zapytałem, ale wszyscy jednogłośnie zaprzeczyli.

Cholera, wiedzą mniej niż ja.

Od razu polazłem na górę do jego pokoju. Leżał na łóżku podłączony do wlewu. Czuwający nad nim Doktorek, na mój widok wstał i szybkim krokiem do mnie podszedł.

– Co z nim?

– Dochodzi do siebie. Jego zdrowiu już nic nie zagraża. Dożylnie podaję mu płyny oczyszczające organizm z toksyn. Jutro powinien być w o wiele lepszym stanie.

Odczułem ulgę. Ale widząc, jak leży nieruchomo, ślepo wpatrując się w okno, obawiałem się, że padł psychicznie. Na to kroplówki nie pomogą.

– Pogadam z nim. Zawołam Cię, gdy będę wychodzić.

Skinął głową i zostawił nas samych.

Ja pierdolę! Nawet nie wiedziałem, od czego zacząć, żeby dowiedzieć się, dlaczego to zrobił. Podszedłem do niego i usiadłem na brzegu łóżka. Zastygnięty w bezruchu, nie ruszył się nawet na milimetr. Jego twarz była pozbawiona wyrazu.

– Skurwielu, na mózg ci padło? Co ty chciałeś zrobić? Zabić się? Kurwa! Nie przeżyłbym, gdyby coś ci się stało! Do cholery, jesteś moim Bratem!

Byłem sfrustrowany. Wrzeszczałem, nawet nie próbując hamować języka.

Zacisnął oczy i słabym głosem odparł:

– Daj spokój, Set.

On do reszty oszalał!!!

– Nie dam ci spokoju, dopóki nie powiesz, dlaczego to zrobiłeś.

Dobrze wiedział, że nie odpuszczę. Długo milczał, aż w końcu odwrócił się w moją stronę. Przeraziły mnie jego oczy. Były puste i pozbawione emocji.

– Nie takiego życia chciałem. Stałem się wyobrażeniem mojego ojca. Jebanym Prezesem bez uczuć, bez skrupułów, dla którego liczy się tylko hajs, alkohol i dziwki. Jeden, kurwa, jedyny raz mu się postawiłem. Chciałem uciec. Mieć szansę na normalne życie. To też mi odebrał. Teraz nie mam już nic, nawet nadziei, żeby coś zmienić.

Czyli tak jak podejrzewałem, chodziło o jego byłą. Skupiłem się, ważąc każde wypowiedziane słowo.

– Risk, jeszcze nie jest za późno. Pomogę ci ją znaleźć. Wszystko może się zmienić.

Zacisnął oczy i odwrócił ode mnie twarz.

– Odnalazłem ją. Jest w szczęśliwym związku. Facet, z którym jest, zasługuje na nią.

O kurwa! Jest gorzej, niż przypuszczałem.

Ręce mi opadły. Nie miałem żadnego argumentu, którym podniósłbym go na duchu.

– I co teraz? Dalej będziesz próbował się zabić, bo zrezygnowałeś z niej bez walki? – Parsknąłem wymuszonym śmiechem.

– To było chwilowe załamanie – głupio tłumaczył. – A z niej nigdy nie zrezygnuję.

– Ale też nie masz zamiaru nic w jej kwestii zrobić. Jesteś idiotą.

Pokręcił na poduszce głową.

– Wiem, co robię. Jest szczęśliwa. Nie zepsuję jej tego.

Zacisnąłem dłonie, słysząc, jak się dołuje. Miałem ochotę mu przypierdolić, żeby wyszedł z tego cholernego transu i stanął na nogi. Ale nie byłem jak nasi ojcowie i zamiast pięści użyłem słów.

– Gadałeś z nią o tym, co czujesz?

Zaprzeczył.

– Więc weź się kurwa w garść. Przestań być ciotą i pogadaj z nią. Wyznaj, co czujesz. Jeśli chcesz, żeby naprawdę była szczęśliwa, daj jej możliwość wyboru.

– Set, nie wiesz, co mówisz – westchnął ciężko.

– Wiem, bo właśnie tak postąpiłbym na twoim miejscu. A jeśli tego nie zrobisz, przysięgam, znajdę tę dziewczynę i sam z nią pogadam.

Łypnął na mnie dziwnym wzrokiem, prosząc, żebym tego nie robił. Ale ja byłem nieugięty. Odpowiedziałem niemo stanowczym spojrzeniem.

– Dobra, kurwa, zrobię to. I dla twojej wiedzy, nie mam zamiaru ponawiać próby samobójczej. To jednorazowy wyskok.

– Oby, bo jeśli chcesz, żebym załatwił sprawy w trasie, muszę mieć pewność, że nic nie odpierdolisz. – Podniosłem palec wskazujący do góry i dodałem – Inaczej nie jadę.

Dupek w końcu się zaśmiał.

– Obiecuję.

Posiedziałem z nim do momentu ukończenia kolejnej kroplówki. Pomimo że nadal był strapiony, udało mi się wyciągnąć go z największego dołka. Jutro pojadę na ten cholerny wyjazd, mając nadzieję, że po powrocie, zastanę go w lepszej kondycji.

Była dziewiętnasta, gdy zwlokłem się do domu. Od progu widziałem, jak May kipi wściekłością. Z pośpiechu zostawiłem na szafce nocnej komórkę, przez co nie miała ze mną kontaktu.

– Gdzie byłeś? Cały dzień martwię się o ciebie!

Zastanawiałem się, czy powinienem mówić jej o Risku, szczególnie że kiedyś się przyjaźnili.

– Byłem w siedzibie. Spieszyłem się i zapomniałem zabrać ze sobą telefon.

– To zdążyłam zauważyć, a po twojej minie wnioskuję, że stało się coś poważnego.

Znała mnie na wylot. Jednak nie mogłem nic zataić.

– Nad ranem Risk próbował popełnić samobójstwo. Chłopaki w miarę szybko go znaleźli i odratowali.

Maleńka zbladła, jak ściana i bezwładnie opadła na fotel. No kurwa, nie spodziewałem się, że ta wiadomość, aż tak nią wstrząśnie. Podbiegłem i kucnąłem przy jej nogach. Rozedrgane dłonie schowałem w swoich.

– Co... co się stało?

– Załamanie nerwowe. Napił się pod korek i wziął prochy. Nie martw się, bo już jest dobrze.

Zamknęła powieki i zacisnęła usta w wąską linię. Widziałem, jak walczy sama ze sobą, żeby zapanować nad falą płaczu.

– Dlaczego to zrobił?

– Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o jego przeszłości? – Lekko odchrząknąłem.

W odpowiedzi skinęła głową.

– Nadal przeżywa to, że ojciec odebrał mu szansę na szczęśliwe życie u boku kobiety, którą kochał. Ponoć ją znalazł. Ułożyła sobie życie. Fakt, że nie uda mu się jej odzyskać, załamał go.

Mała, patrząc w dół, drżącą ręką otarła mokry policzek. Milczała, błądząc gdzieś myślami.

– May, przyjaźniliście się. Może wiesz, o kogo chodzi? Może jest szansa spotkać się z nią?

Ponownie zacisnęła powieki i ciężko wypuściła powietrze.

– Mam pewne przypuszczenia, ale najpierw z nim porozmawiam. Muszę się upewnić.

Zaczynałem dostrzegać światełko w tunelu. Jeśli dobrze pójdzie, pogadam z jego wybranką osobiście. Przekonam, żeby dała temu idiocie szansę. Pewnie nawet nie wie, że chciał z nią uciec, ale go powstrzymano. Ten fakt mógł wszystko zmienić.

– Nie wiem, czy przez złe samopoczucie, będzie miał cię na oku, jak obiecał. Pamiętaj, że masz do niego numer i pod byle pretekstem możesz go ściągnąć.

Kilkukrotnie nerwowo skinęła głową. Widziałem, że jest w nie najlepszym humorze.

Dzisiejszy plan spędzenia miło wieczoru spalił na panewce. Włączyliśmy film na Netflixie i zanim wypiłem browara, Maleńka już spała. Też musiałem wypocząć przed tym, co czeka mnie w najbliższym tygodniu. Negocjacje, transakcje, kilka istotnych spotkań i wiele mil do pokonania. Wtulając nos w jej włosy, zasnąłem.

Nie powiem, że się wyspałem, bo May, przez całą noc, co chwilę budziła się z krzykiem. Męczyły ją koszmary, o których nie chciała rozmawiać. Cholera, teraz będę martwić się też o nią.

Z ciężkim sercem, o piątej nad ranem, wyszedłem z mieszkania. Oczywiście odprowadziła mnie na parking i namiętnie pocałowała na pożegnanie. Dałbym wszystko, żeby zostać, niestety nie mogłem. Zasrane obowiązki wzywały.

Ku mojemu zdziwieniu, przed klubem, oprócz chłopaków, czekał na mnie Risk. Już na pierwszy rzut oka był w o wiele lepszym stanie, niż wczoraj. Ulżyło mi, gdy z głupkowatym uśmieszkiem podszedł się przywitać.

– I jak się czujesz? – rzuciłem dręczące mnie pytanie.

– Jest dobrze. Nie przeżywaj. Masz skupić się, tylko i wyłącznie, na interesach, a resztą się nie przejmuj.

Kurwa, oby...

Zlustrowałem jego gębę, ale nie zauważyłem żadnych oznak wczorajszej załamki. Chyba przez noc przemyślał temat i wziął się w garść. Chciałbym mieć chwilę, żeby na spokojnie z nim porozmawiać, ale czas nas gonił. Obiecując być non stop na łączu, w obstawie Howka, Zippa, Troya i Jazza, ruszyłem z bazy. Modliłem się w duchu, żeby wszystko przebiegło szybko i bez komplikacji.

Uspokajając burzę myśli, wsłuchałem się w pomruk silnika. Teraz nic nie miało znaczenia, tylko trasa i nasze maszyny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro