Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19


* ADAM *


Zielone oczy patrzyły wprost na mnie, odbierając zmysły. Nie wierzyłem, że jeszcze kiedyś je zobaczę i na dodatek tu, na przeklętej ziemi, do której byłem przykuty łańcuchami niewoli. Los jak zwykle ze mnie zakpił. Jedyna kobieta, którą kochałem bez przerwy od ośmiu lat, była narzeczoną mojego przyjaciela. Kurwa, tam na górze musieli mnie bardzo nie trawić, skoro opatrzność połączyła nasze ścieżki w takich okolicznościach.

Ukryty w ciemności, pijąc whisky wprost z butelki, obserwowałem ją z okna. Była radosna. Rozmawiała ze wszystkimi. Set cały czas ją obejmował i dyskretnie całował po szyi. Oddałbym wszystko, żeby być teraz na jego miejscu. Był szczęśliwy, a ja jak zwykle samotny. Ogarniająca mnie bezsilność, pozwoliła otworzyć się jątrzącym ranom przeszłości. Beznadzieja niszczyła mnie od środka i rozpanoszyła się po moim krwiobiegu niczym trucizna. Jedyne, co mogłem teraz zrobić to poddać się napływającej fali wspomnień sprzed ośmiu lat.

Zatrzymałem motocykl przy skromnym domku z bali, z obawą, że May wystraszy się tak niskiego standardu tego miejsca. Chciałbym dać jej wszystko, co najlepsze. Obsypywać codziennie egzotycznymi kwiatami i najpiękniejszymi klejnotami. Rzucić cały świat u jej stóp. Była warta każdych starań.

Moje serce było pełne chęci realizowania marzeń, niestety przytłaczające okoliczności nie pozwalały mi na ich realizację. Nie posiadałem wystarczających środków, żeby uwolnić się od środowiska, w którym z przymusu żyłem i skupić się tylko na niej. Moje finanse ściśle wiązały się z wolą ojca, który nie pozwalał mi uwolnić się spod swojej władzy. Był zaborczym tyranem, a ja zwykłą marionetką w jego rękach.

Ukrywałem przed May swoją kiepską sytuację rodzinną, starając się być dla niej jak najlepszą wersją samego siebie. Kiedyś doczekam się momentu, gdy dopnę swego i udowodnię, że jestem jej wart. Moja przyszłość nie będzie determinowana przez korzenie, z których się wywodzę.

Zsiedliśmy z motocykla, rozprostowując ciała po długiej podróży. Ściągnęła swój kask, a w jej włosy wplótł się wiatr. Zgrabnym ruchem ręki zebrała je i zarzuciła na prawe ramię. Z zainteresowaniem przejechała wzrokiem po okolicy i stojącym na wprost nas domku.

Bacznie śledziłem każdy jej gest i mimikę twarzy, żeby właściwie odczytać ukryte emocje. Ku mojemu zaskoczeniu rozpromieniła się, a oczy rozbłysły blaskiem ekscytacji. Była szczęśliwa...

Odwróciła się i zarzuciła ręce na mój kark.

– Ta okolica jest przepiękna. Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. – Złączyła nasze usta w soczystym pocałunku.

Jej szczera reakcja pełna zachwytu sprawiła, że odetchnąłem z ulgą.

– Kocie, chciałbym zabrać cię w bardziej urokliwe miejsca, ale na razie tylko na to było mnie stać – wyznałem szczerze, wstydząc się swojej sytuacji.

Spojrzała na mnie ze zrozumieniem i miłością, a jej dłonie mocniej zacisnęły się na mojej skórze.

– Adam, to miejsce jest idealne. Panuje tu cisza. Możemy być sami i tylko dla siebie. Nie potrzebuję luksusowych kurortów, żeby cieszyć się czasem spędzonym z tobą. Zrozum to w końcu.

Oparłem czoło o jej, przymykając powieki. Do serca napłynęło całe ciepło, którego nigdy wcześniej nie doznałem. May była moim wybawieniem. Darem danym wprost z Niebios, za które nigdy nie będę w stanie się odwdzięczyć. Światełkiem wyprowadzającym mnie z mroku. Moją przyszłością.

Miesiąc temu, gdy spotkaliśmy się pierwszy raz nad jeziorem w Mountfall, nie przypuszczałem, że ta drobna, rozpromieniona istotka stanie się epicentrum mojego świata. Przez ostatnie trzydzieści jeden dni pozwalała mi poznawać siebie, otwierając przede mną nie tylko serce, ale i duszę. Wprowadzała mnie w piękne realia i zaczęła ukazywać barwy, których dotąd nie znałem. Kto by pomyślał, że tak raptownie utonę w uczuciu, którego nikt mnie nie nauczył.

Byłem wychowywany przez twardą rękę ojca i szkolony na egoistycznego bydlaka, kierującego się jedynie własnym dobrem. Stary chciał stworzyć ze mnie idealnego Prezesa, który bez mrugnięcia oka potrafiłby siać terror wśród najbliższych, oby tylko utrzymać swoją nienaruszoną pozycję w klubie. Ja taki jednak nie byłem i nie chciałem dopasować się do brutalnych zasad. Walczyłem z nim za każdym razem, gdy zmuszał mnie do objęcia złej drogi utkanej z ludzkiej krzywdy. Skutkami mojego oporu były przepłakane przez ból noce, krwiaki zdobiące moje ciało i niejednokrotnie połamane kości. Traciłem już nadzieję na lepsze życie i zastanawiałem się, czy nadal jej sens z nim walczyć.

Moje zwątpienia ulotniły się, gdy spojrzałem w niezwykłe, zielone oczy May. Płynąca z nich dobroć obudziła we mnie nowe pokłady wiary. Dała argumenty do bycia prawdziwym sobą. Zachęciła do oddania jej całego serca, którym i tak zawładnęła.

Marzenia o kobiecie, która nada sens mojemu życiu, stały się rzeczywistością. Zakochałem się bez opamiętania, z ufnością wyczekując wspólnej przyszłości.

Jeszcze o tym nie wiedziała, ale coraz częściej nachodziły mnie myśli, żeby wyzwolić się spod reżimu ojca, zerwać powiązania z klubem i zrzucić zniewalające mnie kajdany. Ten wyjazd miał upewnić mnie w skrywanych postanowieniach oraz oczyścić myśli, bym mógł wymyślić plan ucieczki.

Nie musiałem długo czekać, żeby przekonać się w słuszności swoich decyzji. Przez całe popołudnie, spacerując po okolicy, May tryska energią. Zarażony jej optymizmem, ze spokojem ducha nasycałem się urokami przyrody i naszą bliskością. Jej czuły dotyk za każdym razem wywoływał przyjemne ciarki na skórze, a usta, składające słodkie pocałunki, przyspieszały rytm mojego serca. Przy niej zapomniałem o bolesnych przeżyciach związanych z domem i niechlubnej przeszłości. Byłem jej wdzięczny za to, że wnosiła słońce do mojego życia. Czas spędzony razem z dala od Mountfall, pozwolił mi się wyciszyć i nabrać dystansu do wewnętrznych bolączek. Teraz, bez obaw o odtrącenie, ująłem jej twarz w dłonie i pozwoliłem uczuciom wypłynąć na wierzch.

– May, kocham cię i nie marzę o niczym innym, jak spędzić z tobą resztę swojego życia. Jesteś moim szczęściem, na które wiem, że nie zasługuję. Zrobię jednak wszystko, żebyś każdego dnia czuła się kochana i doceniana.

Nie potrafiąc ukryć wzruszenia, kilka łez szczęścia spłynęło po jej policzkach. Od razu wytarłem je kciukami.

– Też cię kocham... – nie dała rady nic więcej powiedzieć, bo moje wargi zderzyły się z jej, zabierając nie tylko słowa, ale i oddech.

Po długiej chwili czułości nad brzegiem Devils Lake, wtuleni w siebie wróciliśmy do wynajętego domku, chcąc miło spędzić wspólny wieczór. Planowałem rozpalić w kominku ogień i obejmując ją ramionami, obejrzeć film. Nawet nie podejrzewałem, że moja wybranka szykowała na ten czas zaskakującą niespodziankę, której kompletnie się nie spodziewałem.

Z kieliszkiem wina w ręku siedziałem na kanapie, czekając cierpliwie na May. Poszła wziąć tylko prysznic i przebrać się w wygodniejsze ciuchy, a nie było jej już prawie godzinę. Zaczynałem się o nią martwić i miałem iść sprawdzić, czy wszystko w porządku. Nagle usłyszałem skrzypnięcie drzwi, dochodzące z głębi korytarza.

Przesunąłem wzrok w stronę dobiegającego dźwięku i nagle oniemiałem. Z półmroku wyłoniła się przepiękna kobieta, ubrana w kusą koszulkę nocną. Półmokre włosy falami opadały na nagie ramiona, a naturalnie malinowe usta ułożyły się w delikatny uśmiech. Skupiona tylko na mnie, podeszła i nieśmiało usiadła na moich kolanach.

Przeszył mnie dreszcz, gdy dłońmi objęła mój kark, a wargami musnęła ucho, szepcząc:

– Jestem gotowa. Chciałabym tej nocy się z tobą kochać.

Przełknąłem głośno ślinę, nie dowierzając, że to dzieje się naprawdę. Rozmawialiśmy już wcześniej o seksie, ale wiedząc, że jest dziewicą, dawałem jej potrzebny czas. Nie pospieszałem, chcąc, żeby była pewna decyzji, że to właśnie mnie pierwszemu pragnie oddać się w całości.

Zachichotała, zauważając zaskoczenie wymalowane na mojej twarzy. Nie słysząc jednak odpowiedzi, lekko się speszyła i ukryła lśniące zielenią tęczówki pod powiekami. Długie hebanowe rzęsy opadły na kości jarzmowe, a ja byłem jak w transie, nie będąc w stanie oderwać od niej oczu lub wykonać jakikolwiek ruch.

– Chyba, że ty nie chcesz ze mną tego robić – dodała niknącym głosem.

Ocucony jej słowami, położyłem dłonie na jej plecach i docisnąłem wątłe ciało do siebie.

– Kocie, pragnę się z tobą kochać, ale czy na pewno tego chcesz? Obiecuję, że będę na ciebie czekać, niezależnie od tego, jak długo to potrwa.

Moja przysięga tylko umocniła ją w postanowieniu. Rozchyliła powieki i spojrzała na mnie migoczącymi oczami. Nie mówiąc nic więcej, zbliżyła usta do moich. Jej każdy pogłębiający się pocałunek dawała mi jasny przekaz, czego w tym momencie ode mnie oczekuje.

Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do wspólnej sypialni. Ułożyłem moją kotkę na środku materaca i łapiąc za dół swojej koszulki, zdjąłem ją. Mój tors raptownie podnosił się i opadał od nabierania coraz głębszych wdechów. Patrząc na moje napięte mięśnie, zagryzła dolną wargę. Policzki jeszcze mocniej się zaróżowiły, a źrenice rozszerzyły, zdradzając jej podniecenie. Opierając dłonie po dwóch stronach jej głowy, schyliłem się.

– Jesteś pewna? – zapytałem.

W tym momencie musiałem zyskać pewność, że nie popełnię żadnego błędu, którym mógłbym zrazić ją do siebie. Nie wiem, jakby wyglądało dalsze moje życie, gdybym ją stracił. Stała się jego sensem, bez którego nie potrafiłbym dalej oddychać.

– Tak. – Jedno słowo zmieniło między nami wszystko.

Nasze wargi znowu się połączyły, a języki zaczęły kołować wokół siebie we wspólnym tańcu. Drobne dłonie nieśmiało sunęły po moich ramionach i plecach, wytyczając własną trasę.

Niechętnie odrywając się od słodyczy jej ust, zszedłem pocałunkami na jej szyję, a następnie dekolt. Opierając się na łokciu jednej ręki, drugą zsunąłem satynową koszulkę do pasa, ukazując jej biust. Nie dając sobie ani jej czasu na zastanowienie, objąłem wargami jedną z jej piersi. Zadrżała pode mną i cicho jęknęła, gdy zębami lekko naciągnąłem sutek. Jej reakcja była na tyle słodka, że zaśmiałem się krótko, nie przerywając kolejnych pieszczoty.

Próbując przygotować May do chwili, w której posiądę ją całą, dłonią zjechałem w dół, kołując opuszkami po wewnętrznej stronie jej uda. Nie protestowała, kiedy moje palce musnęły mokrą z podniecenia cipkę, a następnie skupiły się na jej masowaniu.

Miałem nieodpartą ochotę skosztować jej smak. Pieścić ją językiem i dać rozkosz nie do opisania, ale rozpychający moje spodnie kutas, błagał, żeby w końcu w nią wejść. Ciche pojękiwania May nie ułatwiały mi sprawy i powodowały, że powoli przestawałem nad sobą panować. Zdjąłem z niej koszulkę, a następnie pozbyłem się reszty swoich ubrań. Niespiesznie wróciłem do jej ust, pragnąc przedłużać tę magiczną chwilę w nieskończoność.

Nie pozwoliła mi na to. Niepewnie wysunęła dłoń i zacisnęła palce na moim członku. Omal nie oszalałem, gdy nieśmiałymi ruchami nadgarstka zaczęła mnie pobudzać. Mruczałem w jej rozchylone wargi, upewniając ją, że sprawia mi tym wielką przyjemność. Kutas boleśnie zesztywniał pod wpływem jej dotyku, a ja, doprowadzony na skraj, nie mogłem już dłużej zwlekać.

Sięgnąłem do portfela i wyjąłem z niego gumkę, która czekała tu już dłuższy czas na moment, aż moja kobieta będzie gotowa mnie przyjąć. Nadal nie wierzyłem, że ta chwila nadeszła już dziś, a my zrobimy kolejny krok, żeby wzmocnić nasz związek.

Kolanem rozchyliłem jej nogi i ułożyłem się pomiędzy udami. Nie chciałem sprawić jej bólu, choć byłem pewien, że przy pierwszym razie jest to nieuniknione. Nie spuszczając oczu z błogiego wyrazu twarzy mojego anioła, niespiesznie zacząłem wsuwać się w jej dziurkę. Poczułem opór, który pod wpływem silniejszego pchnięcia popuścił, a ja doszedłem do końca.

Zamarłem widząc grymas bólu malujący się na jej twarzy. Zacisnęła powieki, a usta ułożyła w wąską linię. Spanikowałem, martwiąc się, że ją skrzywdziłem.

– Kocie... – wycedziłem.

Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.

– Wszystko dobrze... – zapewniła, jednak ja nadal wisiałem nad nią, jak sparaliżowany.

Natychmiast wyczuła moje wahanie. Wsunęła palce w moje włosy na potylicy i przyciągnęła mnie do pocałunku. Czując łapczywy ruch jej warg, rozluźniłem się. Nie odrywając się od obezwładniającej bliskości, wznowiłem leniwą pracę bioder. Rozpychałem ją od środka, starając się przedwcześnie nie skończyć. Było to cholernie trudne, szczególnie, że jej ciasna cipka, co chwilę się na mnie zaciskała przez nadmiar doznań.

Nie chciałem się spieszyć przy naszym pierwszym razie, który niestety i tak okazał się zbyt krótki, jak na tak magiczną noc. Przez coraz głośniejsze jęki May i jej paznokcie, zostawiające krwawy ślad na moich plecach, mimowolnie zacząłem wbijać się w nią coraz szybciej i głębiej. Dochodząc na szczyt, wyprężyła się, wydając z siebie głuchy krzyk rozkoszy. Jej cipka zacisnęła się na mnie tak mocno, że nie byłem w stanie powstrzymać nagłego wytrysku.

Bezsilny, próbując unormować oddech, wtuliłem się w jej drżące z nadmiaru emocji ciało. Objęła mnie ramionami i docisnęła do siebie.

– Jest mi z tobą tak dobrze – szepnęła, wywołując uśmiech na moich ustach.

– Mi z tobą również, Kocie...

Rozchyliłem powieki, czując zalegający na sercu żal do własnego pieprzonego życia. Ostatni raz spojrzałem przez okno. Była tu... tak blisko, a jednak daleko. Set wyszeptał jej coś na ucho, trzymając zaciśniętą dłoń na jej talii. Zachichotała, zasłaniając dłonią usta. Jej obraz zaczął się rozmazywać, a upierdliwe samoloty latały po głowie, nie dając mi upragnionego spokoju. Miałem dość.

Podszedłem do łóżka i wyciągnąłem się na materacu. Nie chciałem dłużej o niej myśleć. Potrzebowałem, choć na chwilę wyłączyć cholerne wspomnienia, które wracały do mnie ze zdwojoną siłą i wywoływały ból ran, którymi przedarte było moje serce. To było nie do wytrzymania.

Kolejne kilka łyków z drugiej flaszki weszły gładko, omamiając mój umysł. W pijackim delirium znowu ją dostrzegłem.

Stała oparta o mój motocykl, a długie, ciemne włosy rozwiewał wiatr. Patrzyła na mnie. Uśmiechnęła się i przywołując, wyciągnęła rękę. Nie mogłem stać bezczynnie. Podszedłem do niej i ująłem w dłonie rozpromienioną słońcem twarz.

– Już jutro stąd wyjedziemy. Będziemy razem. Zaczniemy wspólną przyszłość – obiecywała spełnić moje marzenia.

Schyliłem się i intensywnie wbiłem w jej usta.

– Kocie, tuż po zadomowieniu się w Nowym Jorku, chciałbym wziąć z tobą ślub, żeby na legalu zacząć nowe, lepsze życie.

Łza radości spłynęła po jej policzku. Nie miałem przygotowanego dla niej pierścionka, a obrączka z mojej wargi musiała wystarczyć. Nie oczekiwała ode mnie dużo. Chciała po prostu mnie takiego, jakim byłem naprawdę.

Cały kolejny dzień chodziłem podjarany wyjazdem. Stary zajął się interesami i ściągniętymi przeze mnie prospectami. Była osiemnasta, gdy wymknąłem się przez zaplecze i ruszyłem na umówione z nią spotkanie.

Drogę pomiędzy klubem a miastem blokowały choppery i suv. Prezes stał oparty o maskę, mierząc mnie nienawistnym wzrokiem.

– Myślałeś synu, że uciekniesz? Jesteś moim dziedzicem. Pierdolonym przyszłym Prezesem Death Road MC. Nie uciekniesz przed swoim przeznaczeniem.

Ruch jego ręki wyzwolił atak kijów bejsbolowych i pięści.

– Zapomnij o niej. Zapomnij! Zapomnij! – Te słowa odbijały się echem po mojej głowie, a przez ciało przedarł się ogień pamiętnych blizn.

Widząc przed sobą jego pieprzoną gębę, zerwałem się z łóżka.

Musiałem zakończyć to na własnych zasadach. Nie dane mi było znowu związać się z May, ale też nie mogłem pozwolić, żeby wygrał. Nie będę jebanym Prezesem, na jakiego mnie wykreował. Skończę z tym raz na zawsze.

Przytrzymując się ściany, dotarłem do szafki, gdzie trzymałem dragi. Nie patrzyłem, co łykam. Brałem wszystko, co wpadło mi w ręce, popijając dużą ilością whisky.

Zawrót głowy...

Zamroczenie...

Pustka...

Może w końcu poczuję się wolny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro