Rozdział 14
* SET *Zebrani w dwa oddziały stacjonowaliśmy zaledwie dwadzieścia mil od Krings. Czekaliśmy do zmroku, żeby w końcu zaatakować zdradziecki chapter i zmieść ich siedzibę z powierzchni ziemi.
Rozstawieni na miejscu obserwatorzy, na bieżąco zdawali nam relację o ruchach wrogów. Byli tam już praktycznie wszyscy. Impreza rozkręcała się na całego, a ostatni bikerzy mieli dotrzeć w ciągu najbliższej godziny. Bezlitośnie chcieliśmy zgładzić całą jednostkę. Żaden z tych skurwieli nie mógł zostać przy życiu. Musieli zapłacić krwią za wbicie noża w plecy Braci.
Usiadłem na schodkach i wpatrując się w zachód słońca, paliłem jednego papierosa za drugim.
– Denerwujesz się?
Mój przyjaciel dosiadł się do mnie, podciągając mi z paczki marlborasa.
– Raczej wkurwiam, że akcja przeciąga się o tyle dni. Szlag mnie trafia, gdy nie ma mnie przy niej i nie wiem, jak rzeczywiście się czuje. Podejrzewam, że przez telefon nie powie mi o swoich słabościach. To twardzielka.
– Wzięło Cię na całego z tą małą. W życiu nie pomyślałbym, że się zakochasz. Ja pierdolę, omal nie padłem na zawał, gdy powiedziałeś o ślubie za dwa miechy. – Wyszczerzył się i poklepał mnie po ramieniu.
Parsknąłem śmiechem, przypominając sobie jego durnowatą minę. Chyba nigdy wcześniej nie wprowadziłem go w stan tak wielkiego szoku.
– Tuż po powrocie docisnę ją z przygotowaniami. Nie mam zamiaru czekać, wiedząc, że to ta jedyna.
Spojrzałem na Riska, oczekując kolejnej zbędnej docinki, ale on nagle odpłynął. Był głęboko zamyślony, trzymając w zastygniętych w bezruchu palcach tlącego się papierosa.
– Nie mów, że zastanawiasz się nad tym, żeby się w końcu ustatkować. – Szturchnąłem go lekko łokciem.
Jego twarz przybrała surowy wyraz. Już dawno go takim nie widziałem. Zaciągnął się dymem i westchnął.
– Raz w życiu poznałem kobietę, której dałbym się usidlić. Spierdoliłem tą szansę. Teraz wiem, że drugiej nie dostanę.
Jego wyznanie wprawiło mnie w osłupienie. Znieruchomiałem, jeszcze baczniej lustrując jego gębę. Mówił poważnie o sytuacji, o której nie miałem zielonego pojęcia, a przecież znaliśmy się całe życie.
– Nigdy mi o tym nie mówiłeś.
Wywalił peta i przetarł dłońmi twarz. Chyba to wspomnienie cholernie go bolało, ale wiedziałem, że chce je z siebie wydusić. Cierpliwie poczekałem, aż w końcu przełamał się i sam zaczął gadać:
– To były ostatnie wakacje przed śmiercią naszych starych. Pamiętasz, jak Prez wysłał cię na przeszkolenie do chapteru pod Orlean, a ja zostałem szukać nowych rekrutów?
Nigdy tego nie zapomnę. Przez dwa miesiące szkolił mnie wyborowy snajper, dzięki któremu stałem się zajebistym strzelcem. Pamiętam, jak kląłem, godzinami w bezruchu wyczekując celu i tą jebaną satysfakcję, gdy padał od mojego strzału.
Bezgłośnie skinąłem głową, chcąc, żeby mówił dalej.
– Poznałem ją w pierwszym tygodniu, gdy byłem w terenie. Przyjechała z przyjaciółmi nad jezioro. Była niesamowicie piękna. Od pierwszego wejrzenia ocipiałem na jej punkcie. Fart chciał, że podjechali do nich znajomi na motocyklach. Miałem punkt zaczepny, żeby podejść i zagadać. Zaprosili mnie na wieczorną imprezę. Musiałem tam pójść, żeby ją bliżej poznać.
Zacisnął powieki, jakby usilnie próbował przypomnieć sobie najdrobniejszy szczegół z tamtych chwil.
– Pomimo tego, że była rozrywkowa, szanowała się. Przespaliśmy się dopiero po miesiącu chodzenia. Byłem jej pierwszym. Kurwa, oszalałem na jej punkcie. Spędzaliśmy ze sobą praktycznie każdą chwilę. Poznałem jej przyjaciół, rodziców i rodzeństwo. Opowiedziałem jej co nieco o sobie, ukrywając fakt, że jestem synem Prezesa tutejszego klubu. Myślała, że jestem zwykłym prospectem. Nie przywoziłem jej do siedziby, wiedząc, że urodą mogłaby ściągnąć na siebie kłopoty. Trzymałem tę miłość w ukryciu. Wszystko wyglądałoby inaczej, gdybym był tym, kim teraz jestem. Byłaby moją Damą.
Nie dowierzałem w to, co mi wyznawał. Czułem, jak gęba sama mi się rozchyliła z wrażenia. Z wielkim zainteresowaniem słuchałem go dalej.
– Kochałem ją. Ona mnie też. Marzyłem o tym, żeby spędzić u jej boku resztę życia. Nie udało się. W ostatnim tygodniu wakacji ojciec wyczuł, że coś kombinuję. Moja kobieta startowała na studia, a ja planowałem rzucić klub i wyjechać razem z nią. Byliśmy umówieni na krzyżówkach poza miastem. Czekała tam na mnie. Zebrałem kilka rzeczy w plecak i już miałem uciec, gdy dorwał mnie stary. Musiał mnie śledzić, bo wiedział wszystko. Kazał mnie pobić do nieprzytomności i zamknąć w piwnicy. Przez cały tydzień, noc w noc, wybijał mi ją z głowy, aż musiałem odpuścić. Dziedzic Death Road MC nie mógł tak po prostu opuścić klubu.
Pamiętam dobrze jego obitego ryja po moim powrocie. Wmawiano mi, że go napadnięto. Bracia, bojąc się gniewu Starego, pierdolili durnoty o zemście jednego z wrogich klubów. Ponoć dorwali go, gdy wyszukiwał nowych twarzy. Prawda była całkiem inna. To ojciec go skatował.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? – zapytałem przejęty jego historią.
– To już nie miało sensu. – westchnął ciężko. – Nie dałbym rady uciec, a nie wyobrażałem sobie sprowadzić jej do klubu. Ojciec zrobiłby z niej klubową dziwkę. Nie mogłem na to pozwolić.
Powrót do wspomnień, rozłożył go na łopatki. Na moich oczach rozpadał się na drobne kawałki, a ja nie wiedziałem jak mu pomóc.
Zacisnął szczękę i wpatrzył się w ostatni blask słońca, dodając:
– Wiesz, co jest najgorsze? Że pomimo upływu lat nadal ją kocham.
Zatkało mnie. Chciałem jeszcze dopytać o jego Damę, ale w tym momencie z baru wyskoczył postawny mężczyzna, który samym swoim wyglądem wzbudzał respekt.
Warrior spojrzał na nas z góry i oznajmił:
– Panowie, możemy ruszać.
Nie minęła godzina jak cały chapter Krings otoczony był naszymi gnatami. Chcieli bezsensownie się tłumaczyć. Jag, ich Prezes, próbował negocjować. Widząc, że mamy przeciw nim mocne dowody, w końcu się przyznał. Robili nas na szaro, aż szedł łoskot. Zaczęło się od drobnych sum, które wpadały bezpośrednio do kieszeni głów jednostki. Proceder rozszerzył się, gdy w ich szeregi trafił księgowy, notowany za korupcję. To właśnie on podrabiał faktury tak, żebyśmy nie byli w stanie za szybko wyniuchać przekrętu. Gdyby nie moja chora dociekliwość, działaliby dalej, udając pieprzonych świętoszków.
Risk nie mógł im tego podarować. Jako pierwszy oddał strzał. Próbowali się bronić, wskutek czego doszło do ostrej wymiany ognia. Jeden z naszych oberwał w ramię. Reszta nawet nie odczuła rzezi, która zakończyła się naszą wygraną.
Znalezionym w biurze szmalem podzieliliśmy się po połowie z Warrior. Brat, swą lojalnością zasłużył na te półtora miliona. Chyba w życiu nie widziałem go tak szczęśliwego. Nie ma co się dziwić. Tak szybki zysk każdego by zadowolił
Podpaliliśmy ten zdradziecki kurwidołek i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Tryskałem energią i entuzjazmem na myśl, że za kilka godzin będę obok Maleńkiej. W końcu!
Martwił mnie tylko Risk. Po jego gębie było widać, że jest w chuj zdołowany i zamyślony. Żałowałem, że poruszyłem temat jego kobiety, bo wspomnienia o niej zrobiły z niego wraka. Kto by pomyślał, że zawsze rozrywkowy lekkoduch i pies na baby mógł kiedyś nieoczekiwanie wpaść w sidła miłości. Chciałbym poznać tę dziewczynę i upewnić się, że pielęgnacja latami tak głębokich uczuć, którymi ją obdarzał, jest warta zachodu.
Na ostatnim stopie w Plains postanowiłem szczerze z nim porozmawiać. Podałem mu kawę i kupioną na stacji nową paczkę fajek.
– Risk, co jest grane?
Zamknął oczy i przecząco potrząsnął głową. Zamknął się w swoich myślach i głębokim bólu spowodowanym dawnymi wydarzeniami. Nie miałem zamiaru mu odpuścić.
– Mów. Komu masz się wygadać, jak nie mi?
Wypuścił ciężko powietrze i ponownie zaczął uzewnętrzniać swoje strapienia.
– Myślę o niej. Nasza rozmowa otworzyła ranę, która nadal się jątrzy.
W pizdu, wiedziałem.
– Przepraszam przyjacielu. – położyłem dłoń na jego ramieniu, dodając mu tym gestem otuchy.
– Nie przepraszaj. To cały czas we mnie siedzi. W życiu popełniłem dwa błędy. Pierwszy, że nie byłem sprytniejszy, żeby uciec. Drugi, że po śmierci ojca za mało czasu poświęciłem na znalezienie jej. Nie wiem czy teraz nie jest za późno. Pewnie do tej pory ma męża, dzieci, dobrze płatną pracę. Ale byłbym skończonym idiotą, gdybym znowu nie spróbował jej szukać. Chcę upewnić się, czy ma dobre życie, na które zasługuje.
Zatkało mnie. Nie spodziewałem się tego. Dopiero teraz zauważyłem jakiego fioła miał na punkcie tej dziewczyny. Nie pragnął na siłę jej odzyskać, a zaledwie zyskać chociaż skromne informacje na jej temat. Kurwa, to była prawdziwa miłość, inaczej nie umiałem tego określić.
– Chcesz ją znaleźć? – zapytałem, nadal nie mogąc wyjść z szoku.
Skinął głową i blado się uśmiechnął.
– Tak. Taki mam zamiar. Ale zacznę od poniedziałku. Jutro robimy ognisko na terenie siedziby. Czas uczcić zwycięstwo i zniszczenie tych zakłamanych cip. Po udanej akcji chłopakom należy się trochę rozrywki. Mam nadzieję, że przyprowadzisz swoją Damę. Muszę się upewnić, że istnieje – zażartował.
Podrapałem się po głowie, wiedząc, że przywiezienie jej do klubu i zapoznanie z Braćmi nie będzie tak prostym zadaniem, jakby się komukolwiek wydawało. May miała zbyt duże blokady społeczne, żeby bez wahania i obaw wchodzić w liczne grono moich bliskich.
– Spróbuję namówić ją na imprezę, ale nie wiem, czy się uda. Ostatnio wyznała mi, przez jakie piekło przeszła. Jebana przeszłość tak odbiła się na jej psychice, że boi się ludzi. Nikomu nie ufa. – Cmoknąłem w zamyśleniu pod nosem.
Chciałem się wygadać. Opowiedzieć o tym, co zaprzątało moje myśli i poradzić się przyjaciela, jak dalej postępować, ale bez jej zgody nie mogłem nic wyjawić.
– Co jej się stało?
– Nie mogę ci tego powiedzieć, ale wiedz, że ta dziewczyna przeżyła prawdziwą tragedię. Cierpienie i trauma więziły ją przez ostatnie pięć lat. Jestem szczęśliwy, że przy mnie zaczyna się otwierać. Nie wiem, czy będzie w stanie przyjść na imprezę. O ile pokona lęki i się przełamie, będziemy.
Nie wypytywał o szczegóły, za co byłem mu wdzięczny. Każdy z nas miał jakieś swoje demony i tylko wyrozumiałością mogliśmy je pokonać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro