Rozdział 13
Od autorki:
Ten rozdział jest jednym z moich faworytów. Mam do niego duży sentyment, dlatego chciałam zadedykować go dwóm ważnym dla mnie osobom.
Każdego dnia motywujecie mnie do twórczego działania. Dzięki Wam rozpościeram skrzydła i wierzę, że moje pisanie ma sens. Dziewczyny, życzę Wam samych sukcesów w wydawaniu książek i dziękuję, że mnie wspieracie ;*
* MAY *
Całą niedzielę spędziliśmy w łóżku, nasycając się swoimi spragnionymi ciałami. Wiedząc, że przez kilka dni nie będzie go przy mnie, chciałam czerpać garściami każdą spędzoną wspólnie chwilę. Wieczorem wybraliśmy się po motocykl, który od momentu mojego wypadku, stał na parkingu przed stajnią nieużywany.
Szkoda mi było Bena, widząc jak jest wyczerpany. Weekendy były najbardziej męczącymi dniami, a to był drugi pod rząd, gdzie musiał liczyć sam na siebie. Don był obibokiem i jedyne w czym mógł na niego liczyć, to przeprowadzenie koni na pastwisko i oporządzenie boksów. Niby dużo, a jednak tak niewiele.
W poniedziałek będę regenerować siły, a od wtorku wracam normalnie do pracy. Muszę odciążyć przyjaciela, który obecnie ledwo dychał.
– Maleńka, co się dzieje?
Set zauważył moją skwaszoną minę i zanim zasiadł na Night Roda, otulił mnie troskliwie ramionami.
– Widziałeś Bena? Jest skrajnie wyczerpany. Tak mi przykro, że przez moją nieobecność pracował ponad swoje siły.
– Kochanie, rozumiem, że ta sytuacja jest dla Ciebie mało komfortowa i już jutro przybiegłabyś do roboty. Musisz mi jednak obiecać, że dasz sobie jeszcze dzień odpoczynku. Jeśli na początku tygodnia nadwyrężysz bark, Ben znowu zostanie sam na weekend. Chyba nie chcesz tego? – Złożył pocałunek na moim czole.
Musiałam przyznać mu rację. Nie wróciłam w pełni do zdrowia, a ręka często odmawiała mi posłuszeństwa. Westchnęłam ciężko i przytaknęłam:
– Dobrze, jutro będę leniuchować i przyjdę tu dopiero we wtorek, ale zacznę od lżejszych obowiązków. Siodlarnia jest w opłakanym stanie. Założę się, że dwa dni spędzę w niej, doprowadzając sprzęt do porządku.
Zaśmiał się krótko i zaczął się ze mnie nabijać:
– Czyli nie muszę się martwić, że już jutro będziesz szaleć w terenie? Obawiam się, że przy twoim szczęściu, znowu spotkasz jakiegoś zbłąkanego bikera, który oszaleje na twoim punkcie.
– Ale zabawne. – Napompowałam policzki i zmroziłam go wzrokiem.
Nie odpuszczając dobrego humoru, zasiadł na motocykl. Wsunęłam się za kierownicę swojego samochodu i dwoma pojazdami wróciliśmy do domu.
Bardzo przeżywałam jego wyjazd, przez co w nocy nie mogłam spać, a rano ledwo patrzyłam na oczy. Mocna kawa przy śniadaniu pobudziła mnie zaledwie na chwilę. Byłam zmuszona rozważyć kwestię powrotu do łóżka i spędzenia w nim całego przedpołudnia.
Set, od momentu wynurzenia spod kołdry, był nie w sosie. Nie dość, że denerwował się sprawami klubu, dodatkowo zamartwiał o mnie. Zrozumiałam, że chociaż dla niego, muszę być silna i nie okazywać słabości. Gdy usiadł na Harleyu, objęłam go za szyję i sama z siebie łapczywie pocałowałam.
– Proszę, nie martw się. Jestem już dużą dziewczynką i umiem sobie radzić. – Moje zapewnienia przyniosły mizerny rezultat, a na jego twarzy nadal malowało się strapienie.
– Maleńka, będę dzwonić w każdej wolnej chwili. Jeśli coś będzie się działo, masz natychmiast do mnie napisać.
– Tak jest! – Demonstracyjnie gestykulowałam przyjęcie rozkazu, wzbudzając na jego ustach nikły uśmiech.
Z ciężkim sercem opuścił szybkę kasku, odpalił silnik i ruszył w stronę siedziby. Patrząc, jak znika na skrzyżowaniu, znowu zaczęłam się rozpadać.
– Nie, May! Nie możesz się pogrążać! Musisz być silna! Musisz mu udowodnić, że dasz sobie radę! – przez zaciśnięte zęby strofowałam samą siebie i zapewniałam, że przetrwam czas naszej kilkudniowej rozłąki.
Ospale wróciłam do mieszkania. Mimo prób ponownego zaśnięcia nie udało mi się zmrużyć oczu. Czułam się źle, nie mając do kogo otworzyć ust. Brakowało mi jego ciepła, silnych okalających ramion i determinacji, która pobudzała mnie do działania.
Dochodziła dwunasta, gdy zaczęłam żałować, że nie pojechałam do stajni. Tam zawsze coś się działo, a Ben, widząc mój kiepski nastrój, na pewno podbudowałby mnie psychicznie.
Rozejrzałam się po mieszkaniu, próbując znaleźć sobie zajęcie. Kurze były powycierane, kwiaty podlane, pranie zrobione już w sobotę, a Set, przed odjazdem, zdążył umyć wszystkie naczynia. Titek kompletnie mnie olał. Rozciągnięty na środku łóżka, spał w najlepsze. Nie miałam co ze sobą zrobić!
Do głowy przyszedł mi nagle nowy pomysł. Zrobię porządki w piwnicy. Już dawno tam nie zaglądałam i byłam pewna, że większość zalegających w niej rzeczy nadaje się do wyrzucenia. Zadowolona ze znalezienia pożytecznego zajęcia, ochoczo zeszłam klatką schodową na sam dół budynku.
Należące do mnie niewielkie pomieszczenie zastawione było wieloma pudłami, powidłami, które w nadmiarze podarowała mi starsza sąsiadka oraz kilkoma zbędnymi gratami przywiezionymi z rodzinnego domu. Patrząc na leżące na półce stare bibeloty mojej mamy, znowu nie miałam siły ich wyrzucić. Postanowiłam zacząć segregację od otwierania po kolei kartonów i sprawdzania ich zawartości.
W pierwszym z nich znalazłam ozdoby choinkowe. Do gwiazdki ponad trzy miesiące, dlatego odstawiłam je na bok. Może przynajmniej tym razem, dzięki Setowi, odczuję bożonarodzeniową magię. W ostatnie, odziane samotnością święta, nawet nie zdobiłam drzewka, traktując wyjątkowe dni, jak szarą codzienność. Ten miesiąc przyniósł duże zmiany. Jest inny. Ja też. Mentalnie przeistaczam się w pewniejszą siebie dziewczynę.
Jestem pewna, że zakończenie tego roku przyniesie mi radość, nie smutek.
Sięgnęłam po kolejne pudła. Były po brzegi wypełnione moimi starymi pracami ze studiów, niezrealizowanych projektów i spontanicznych wyjazdów w plener. Och i znowu nie miałam serca rozstać się z nimi. Podpisałam je markerem i odstawiłam na półkę. Zerknęłam na pusty worek na śmieci i sama z siebie zaczęłam się śmiać.
Ciężko widzę te porządki, skoro do najmniejszej i niepotrzebnej kartki podchodzę z takim sentymentem.
Z nadzieją, że pozbędę się chociaż jednego pudełka, sięgnęłam po kolejne z nich. Otworzyłam wieko i opadłam na kolana. Całkowicie zapomniałam, że ono tu jest. Moje motocyklowe ubranie, kupione osiem lat temu, leżało skrzętnie spakowane i owinięte dodatkowo folią. Drżącymi dłońmi wyjęłam je. Nie było zniszczone, nadal nadając się do użytku. Czas najwyższy je odświeżyć.
Moje losy od zawsze były związane z bikerami. Kupiłam je, żeby móc jeździć w dłuższe trasy z moim byłym. Potem używałam ich podczas wypadów z bratem. Kąciki ust same unosiły się, gdy na myśl przychodziły mi miłe wspomnienia. Tuląc skórzaną kurtkę do piersi, zamknęłam powieki i pozwoliłam przeszłości przyćmić umysł.
– Donna, łap. – Rzuciłam przyjaciółce szczotkę z owiniętą na rączce fioletową gumką.
Rozczesała swoje płomienne loki i związała je w wysoki koczek.
– Dzięki. Nie lubię moczyć włosów w wodzie z jeziora. Robią się potem matowe.
Miała fioła na punkcie swojej urody. Codziennie piła koktajle oczyszczające organizm i smarowała się toną kremów pielęgnacyjnych. Zanim wyszła z domu, spędzała dwie godziny w łazience na robieniu z siebie bóstwa. Prawda była taka, że olśniewała nawet swym naturalnym pięknem i nie potrzebowała wiecznych wizyt u fryzjera i kosmetyczki.
Przyjaźniłyśmy się od przedszkola, choć bardzo różniłyśmy się od siebie. Donna była stonowaną, lecz zapatrzoną w siebie dziewiętnastolatką, którą wiecznie musiałam gdzieś wyciągać, żeby zaznała życia. Ja byłam jej przeciwieństwem. Kipiałam energią, optymizmem i chęcią ciągłego imprezowania. Nudziły mnie rodzinne kolacyjki lub pajama party z przyjaciółką, na którym malowałyśmy paznokcie i oglądałyśmy nędzne romansidła.
Pierwszy dzień wakacji był w pełni mój. Sama zaplanowałam czas dla całej paczki, wiedząc, że będą się dobrze ze mną bawić. Po kilku godzinach spędzonych nad jeziorem, mieliśmy zamiar iść na imprezę i balować aż do rana.
– Dziewczyny, ruszcie się! – zawołał Benny, siedząc po pas w wodzie.
Ujęłam piłkę w dłonie i rzuciłam w jego stronę. Zdążyłam zaledwie zanurzyć stopy, gdy odrzucił ją na brzeg. To było wredne!
Cofnęłam się i sięgnęłam po nią do kępy traw. Gdy podnosiłam się, moje oczy samoistnie spoczęły na obserwującej mnie osobie. Znieruchomiałam, a serce zaczęło mocniej bić. Pobieżnie przyjrzałam się nieznajomemu. Był blondynem ubranym w czerń. Siedział samotnie na skarpie, oparty o swojego Harleya.
Miałam ochotę podejść i się przywitać. Ciekawe czy był stąd? A może to przejezdny? Tak bardzo pragnęłam dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
– May, zawiesiłaś się? – krzyknął Pit.
Westchnęłam, porzucając zniewalającego osobnika na rzecz przyjaciół.
Przez cały czas zabawy w wodzie dyskretnie zerkałam w stronę urwiska. Po raz pierwszy czułam się tak dziwnie. Byłam owładnięta chęcią poznania tajemniczego mężczyzny. Bałam się, że zaraz wsiądzie na błyszczącą maszynę i odjedzie, zostawiając za sobą tyle pytań.
Nie minęło pół godziny, jak na plaży zjawił się Ryan ze swoim przyjacielem Zackiem. Dwa dni temu kupił rozpadającego się Indiana, którego postanowił doprowadzić do stanu używalności. Jak na razie odstraszał swoim wyglądem, ale znając mojego upartego brata, dopnie swego i zrobi z niego perełkę.
Wyszliśmy z jeziora i się przywitaliśmy.
– Hej Braciszku. Widzę, że robisz postępy z nowym nabytkiem. Wyprowadziłeś go z garażu – zażartowałam.
– Humor Ci sprzyja? Plączemy się po okolicy i postanowiliśmy do Was zajrzeć. O której spotykamy się pod klubem?
– O dziewiętnastej – wyszczebiotała Donna.
Od dawna leciała na niego, choć Ryan kompletnie ją olewał. Nie lubił mojej paczki, a zadawał się z nimi wyłącznie ze względu na mnie.
Powiodłam wzrokiem w stronę skarpy i poczułam rozczarowanie. Nieznajomy odjechał, a ja nie zdążyłam nawet zapytać o jego imię. Byłam sobą zawiedziona. Mogłam od razu podejść i zagadać. Zwlekałam, nie chcąc wyjść na nachalną idiotkę.
Szczęście znowu do mnie wróciło, gdy wyłonił się z jednej z leśnych dróżek i podjechał do nas. Mój brat, na widok lśniącego Harleya, zaślinił się, nie będąc w stanie ukryć zachwytu.
– Niezła maszyna.
Biker ściągnął kask i palcami przeczesał zmierzwioną czuprynę. Był nieziemsko przystojny. Miał zadziorną minę, iskry przekorności w szafirowych oczach, wargę i brew przekłute kolczykami. Uśmiechnął się cwaniacko i z politowaniem spojrzał na stojący obok złom.
– Twój też może nieźle wyglądać, o ile nad nim popracujesz. Jestem Adam. – Wyciągnął dłoń ku mojemu bratu, który z entuzjazmem ją uścisnął.
– A ja Ryan. To Zack, Benny, Jack, Pit, Donna i moja siostra, May.
Nasze oczy spotkały się ze sobą. Przestałam oddychać. Piekące rumieńce wypełzły na policzki. Czułam się zniewolona i po raz pierwszy, onieśmielona.
– Miło poznać – zwrócił się bezpośrednio do mnie.
Nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku, uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
Ryan wdał się z nim w rozmowę na temat motocykli i dopytywał, niczym fachowca, o dane zagadnienia związane z odrestaurowaniem swojej maszyny. Byłam jak zaczarowana, nie mogąc oderwać się od patrzenia na Adama, a nawet nawoływanie przez przyjaciółkę nie przywróciło mnie do rzeczywistości. Byłam wdzięczna bratu, że w imieniu całej paczki, zaprosił go na wieczór do klubu. Będę miała szansę lepiej go poznać.
Chcąc dopiąć swego i zauroczyć sobą nieznajomego, oddałam się w ręce Donny. Całe popołudnie spędziłam w jej domu, czując się jak lalka w rękach sześciolatki. Warto było cierpieć przez kilka godzin, bo efekt widoczny w odbiciu był powalający.
Perfekcyjnie wykonany makijaż zdobił moją twarz, włosy skręcone w luźne loki dodawały mi zadziorności, a seksowna mała czarna podkreślała kobiece kształty.
– Z takim wyglądem na pewno go poderwiesz. – Stanęła obok mnie przed lustrem, poprawiając swoją czerwoną sukienkę. – Ja mam zamiar skosztować dziś ust Twojego brata.
Roześmiałam się i pocałowałam ją w policzek. Nie miałam zamiaru wyprowadzać jej z błędu i zabierać nadziei. Dzięki niej Ryan będzie zajęty, a ja skorzystam z okazji i zajmę się jego nowym kumplem.
Nie musiałam nazbyt się starać. Po wypiciu pierwszych drinków Adam sam wyciągnął mnie na parkiet i nie opuszczał na krok przez całą imprezę. Nie był nachalny, ale dbał o to, żeby żaden niechciany typ nie wyrwał mnie z jego ramion.
Przy ostatnich, tej nocy, wolnych utworach, pochylił się i nieśmiało musnął wargami moje usta. Drżałam, opanowana nadmiarem ekscytacji. Nikt wcześniej nie wzbudził we mnie tylu nieznanych mi emocji, co on. Podążyłam za swoim niepokornym ciałem, bez pamięci zakochując się w tajemniczym blondynie. Nasze pocałunki z niewinnych przeistoczyły się w żarliwe i pełne pasji. Z trudem oderwał się ode mnie, nie chcąc przekroczyć stosownej granicy.
– Kocie... – wychrypiał, łapiąc łapczywe oddechy. – co ty na to, żebyśmy spróbowali być ze sobą?
Podniosłam się na palcach i sięgnęłam do jego dolnej wargi. Językiem seksownie przesunęłam kolczyk i się cofnęłam. Niebieskie oczy zapłonęły pożądaniem, ale i niepewnością, co odpowiem.
– Jestem za. Od czego zaczynamy?
– Od napisania bajki, w której On bierze Ją na swój motocykl. Razem odjeżdżają w nieznane. Żyją długo i szczęśliwie.
Wzruszyłam się pod wpływem ciepłych wspomnień, które wzbudziły subtelny uśmiech na mojej twarzy. Otarłam mokre policzki i sięgnęłam do wewnętrznej kieszonki ramoneski. Nadal tam był. Mój talizman, znaczący dla mnie tak wiele.
Obróciłam w palcach srebrny krążek, przytaczając kolejne piękne obrazy.
Przedostatni dzień wakacji był dla mnie bardzo ekscytujący. Już jutro miałam przeprowadzić się do Nowego Jorku i rozpocząć nie tylko studia, ale i nowy rozdział życia.
Mój związek z Adamem rozwinął się na tyle, że postanowił wyjechać ze mną. Chciał porzucić swój klub i przyjaciół dla mnie. Planował zatrudnić się jako mechanik i zarabiać, żeby zapewnić nam godne warunki. Pomimo oszczędności, również myślałam o dorobieniu paru centów, choćby na zmywaku, oby tylko ułatwić nam start w nowym mieście.
Po załatwieniu ostatnich formalności i dokupieniu kilku niezbędnych drobiazgów na wyjazd przyjechaliśmy razem nad jezioro. Adam zatrzymał się na skarpie, gdzie pierwszy raz go zobaczyłam. Odszedł kilka kroków od motocykla i się zamyślił. Oparta o siodełko bacznie mu się przyglądałam. Był spięty, wpatrzony w dal. Może wahał się, czy dobrze robi, opuszczając rodzinne strony? Może zrobienie tak poważnego kroku, przerażało go?
Odwrócił się, wbijając we mnie szafirowe spojrzenie. Uśmiechnęłam się, wyciągając ku niemu rękę. Od razu zareagował na moją niemą prośbę. Podszedł i ujął moją twarz w dłonie. Patrząc z miłością, zaczęłam mówić jak natchniona:
– Już jutro stąd wyjedziemy. Będziemy razem. Zaczniemy wspólną przyszłość.
Schylił się i namiętnie pocałował.
– Kocie, tuż po zadomowieniu się w Nowym Jorku, chciałbym wziąć z tobą ślub, żeby na legalu zacząć nowe, lepsze życie.
Wyjął z dolnej wargi kolczyk i ukląkł przede mną.
– Nie mam pierścionka, ale proszę, przyjmij to ode mnie, jako symbol miłości i zgódź się zostać moją żoną.
Byłam oszołomiona jego prośbą. Łzy szczęścia spowiły moje policzki, a skinieniem głowy dałam jednoznaczną odpowiedź. Przez wzruszenie, nie byłam w stanie wydobyć z siebie nawet jednej sylaby.
Zapiął kolczyk na moim serdecznym palcu i zmiażdżył moje usta w pocałunku.
– Nie potrzebuję pierścionka, ani żadnych rzeczy. Pragnę, żebyś już zawsze przy mnie był.
– Na zawsze – przysiągł, patrząc głębią swych szczerych oczu.
Docisnęłam do piersi piąstkę z ukrytym w niej srebrnym krążkiem. Powrót do ostatniego pięknego wydarzenia z przeszłości, otworzył na moim sercu krwawiącą ranę.
Coś musiało się stać, że następnego dnia nie zjawił się w umówionym miejscu. A może zrezygnował ze mnie? Nie chciał poświęcić wszystkiego dla zwykłej, nic nieznaczącej dziewczyny, która żyła marzeniami. Chyba nigdy nie dowiem się prawdy.
Schowałam bezcenną pamiątkę do kieszonki, modląc się, żeby dane mi było jeszcze kiedyś go spotkać. Był prawdziwą miłością mojego życia. To nigdy się nie zmieni.
– Tęsknię za Tobą, Adam... – wyszeptałam, pragnąc wrócić do tamtych beztroskich chwil.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro