Rozdział 11 cz. I
* MAY *
Ten dzień był dla mnie bardzo emocjonujący. Przy śniadaniu po raz pierwszy dałam ponieść się głosowi serca. Sama z własnej woli ośmieliłam się zrobić krok ku zbliżeniu. Pocałowałam go. Niespiesznie pozwolił mi poznać smak swoich warg. Rozpływałam się, gdy nasze języki tańczyły wokół siebie, a jego dłoń dociskała moją talię do muskularnego ciała. Był pociągający, zniewalający i tak wyjątkowy. Pragnęłam go całą sobą. Każdą komórką swojego ciała. Przy nim nie musiałam odczuwać lęku.
O poranku nie chciałam rozchylić powiek, myśląc, że mój piękny sen zniknie. On jednak był. Dzień w dzień patrzył na mnie orzechowymi oczami, sprawiając, że moje życie nabierało innych barw. Był artystą malującym na mym płótnie życia piękny obraz.
Skąd wziął się ten wspaniały mężczyzna, który swą cierpliwością i determinacją burzył mój mur? Może Bóg nie mógł znieść mojego cierpienia i zesłał mi anioła? Pomimo że nie postrzegał się w ten sposób, był nim. Chronił mnie, odganiał ode mnie koszmary, wywoływał uśmiech na ustach, dbał o mnie. Jak inaczej mogłabym go określić?
Nie dowierzałam, że w tak krótkim czasie zdobył moje serce. Zakochiwałam się w nim. Pierwszy raz od ośmiu lat tak wyraźnie to czułam. Jeżeli kiedykolwiek miałabym komuś się oddać, to właśnie jemu. Motocykliście o zmierzwionych, kruczoczarnych włosach i szlachetnych, rysach twarzy, który w ciągu minuty umiał wzbudzić we mnie skrajne emocje.
Dziś, w biurze Franka, rozwścieczył mnie i zagnał w kozi róg. Sprawił, że sama zgodziłam się na ślub. To czyste szaleństwo, ale co miałam do stracenia? Jeśli chciał grać w tę grę, miałam zamiar dać z siebie wszystko, żeby wygrać. Nie dopuszczałam jednak myśli, że do czegoś dojdzie. Może dlatego, że nie chciałam odczuć zawodu? Już raz całkowicie oddałam się związkowi, który miał mieć przyszłość. Ślub. Dom. Dzieci. Wszystko znikło, tak samo szybko, jak się zaczęło. Czy teraz też tak będzie? Mimo ogarniających mnie zwątpień, weszłam w tę rwącą rzekę i dałam ponieść się jej nurtowi.
Oprócz tego, co między nami rozkwitało, przeżyłam szok związany z jego Night Rodem. Odkrycie, że kiedyś należał do Ryana, rozłożyło mnie na łopatki. Zachowałam się jak małolata, pozwalając nagromadzonym emocjom wypłynąć na wierzch. Płakałam w ramionach Seta, opowiadając historię tego motocykla. Sądziłam, że atak histerii odrzuci go ode mnie, on jednak to wszystko rozumiał. Chciał mi oddać Roda, widząc, ile dla mnie znaczy. Jego piękne wnętrze, które ukazywał w takich momentach, zachwycało mnie.
Czym sobie zasłużyłam na niego? Nie wiem. Jak potoczy się dalej nasza relacja? Nie mam zielonego pojęcia. Czy nie odwróci się, gdy wyjawię mu swoją przeszłość? Nie jestem tego pewna.
Nachodziły mnie momenty, gdy chciałam w pełni uzewnętrznić się, ale lęk przed jego reakcją blokował mnie. Jednak nadal się bałam. Chyba nie do końca mu ufałam. Zrezygnowałam z pomysłu wyjawienia mu tego, z czym zmagam się od pięciu lat, dopóki on nie otworzy się przede mną.
Tego wieczoru, słuchając ciężkiego brzmienia metalu, usiedliśmy na wprost siebie. Sącząc piwo, mierzyliśmy się wyzywającymi spojrzeniami. Nie mogłam znieść stanu zawieszenia, w którym się znaleźliśmy. Wzięłam głębszy łyk i zapytałam:
– Kim jest tajemniczy Set Dayton?
Uśmiechnął się tak szeroko, że na policzkach ukazały się dołeczki.
– Jest Wiceprezesem Death Road MC – odparł krótko.
Nie dałam się mu zbyć.
– A kim był? – Na to pytanie musiał mi szerzej odpowiedzieć. Zwężając brwi, chwilę się zamyślił.
– Był chłopcem, który urodził się i wychował w Mountfall. Jego matka zajmowała się domem, a ojciec był żołnierzem, który wyjeżdżał na misje. Wojsko cholernie go zmieniło. Po powrotach do domu stawał się bardzo agresywny. Pomimo że kochał swoją rodzinę, to właśnie na niej wyładowywał całą frustrację.
Przełknęłam głośno ślinę, wyobrażając sobie, jak to wyglądało.
– Matka, nie mogąc tego znieść, powiesiła się. Sześcioletni Set został sam z agresywnym ojcem. Śmierć Amber Dayton bardzo wstrząsnęła ich światem. Wtedy z pomocą przyszedł przyjaciel z armii, Chris. Też był wdowcem i też samotnie wychowywał sześcioletniego syna. Obaj założyli warsztat samochodowy, a po dwóch latach klub motocyklowy z barem.
Jego wzrok ślepo utkwił w jednym punkcie, a wyraz twarzy stężał. Powrót do wspomnień musiał być dla niego rozdrapaniem bolesnych ran.
– Set i Risk wychowywali się razem, gdy ich starzy rozkręcali różne interesy, nie tylko te legalne. Kształtowano ich na bezdusznych skurwieli, dla których uczucia nie miały znaczenia. Klub, motocykle, kasa, alkohol i dziwki to świat, w jakim musieli żyć. Siedem lat temu Death Road MC zadarło z nieodpowiednimi ludźmi, przez co jego założyciele zginęli z kulkami w łbach. Ich następcy, przez cały czas, aż do teraz, zawierali różne sojusze, umowy, poświęcali dużo energii i musieli użyć dużej dyplomacji, żeby zapanował pokój. Od trzech miesięcy bracia w końcu mogą odpoczywać, nie martwiąc się o swoje życie. Interesy idą w dobrą stronę, przynosząc szmal. Klub rozwinął się na tyle, że w kilku stanach ma swoje chaptery. Wszystko się układa i niech tak zostanie.
Mężczyzna siedzący przede mną opowiedział mi swoją smutną historię. Los wcale go nie oszczędzał, a mimo to nadal był szlachetnym człowiekiem o pięknej duszy. Widział w sobie zło, ale ja dostrzegałam tkwiącą w nim światłość. Po dłuższej chwili dodał:
– Pytasz, kim był Set Dayton? Odpowiedź jest prosta. Był dziwkarzem, zapatrzonym w siebie egoistą z krwią na rękach. Bez uczuć, bez emocji, wypranym z wszelkich skrupułów bydlakiem.
Spuścił wzrok. Wstydził się tego, co robił. Ale czy robił to z własnej woli? Takim ukształtował go ojciec.
Ujęłam jego policzki, zmuszając, żeby na mnie spojrzał. W jego oczach dostrzegłam wstyd, smutek i strach przed odrzuceniem. W tej chwili był moim lustrzanym odbiciem. Widziałam w nim siebie. To podobieństwo rozdarcia emocjonalnego było aż namacalne.
Palcami przejechałam po jego napiętej skórze, chcąc dać trochę ukojenia, ale to moje słowa mogły mu teraz najbardziej pomóc. Zbierając plątaninę myśli w zdanie, pełna powagi, odezwałam się:
– A ja powiem ci, kim jest Set Dayton. – Wywołałam na jego twarzy zaskoczenie. Dobrze. – Jest facetem, który potrafi w brzydkim kaczątku dostrzec łabędzia. Który swą cierpliwością i determinacją sprawia, że złamana, upadła dusza zaczyna się podnosić. Który dzień w dzień, z mistrzowską precyzją, maluje mój świat na coraz piękniejsze barwy. Który niszczy zniewalające mnie kajdany. Set Dayton, pomimo że jest aroganckim despotą, jest też mężczyzną, dla którego zaczyna bić moje serce.
Te słowa sprawiły, że oniemiał. Nie tylko on, ja też. Mówiłam wprost z głębi duszy, nie zastanawiając się nad tym, co płynie z moich ust.
Tej nocy już nic więcej niebyło do dodania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro