Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział #5

Po spotkaniu ze wszystkimi ustaliliśmy plan dnia, była środa więc za dużo nie było co robić, oprócz wielu spotkań w dniu dzisiejszym. Wraz z Lucą udaliśmy się do jego gabinetu gdzie usiadłam wygodnie w fotelu na wprost niego. Poprosił Elę o kawę, a my czekaliśmy. Chwilę rozmawialiśmy o trudnym kliencie. Mianowicie chodziło o Jasona Jablonsky, czyli mojego ojca i firmę, którą mama oddała już jemu w całości. Nie chciałam brać szefowej w firmie bo nie ciągnęło mnie w tą robotę. Ja wolałam iść do policji i pomagać innym, zajmować się morderstwami.

Mimo, że dużo myślę i dobrze nie czuję komfortu pracy. Garnitury elegancki wystrój, szyk, klasa, przerasta mnie coś takiego. Wolę mundur, mimo że brzmi to dziwnie. To właśnie uświadamiam sobie, że pracuje w biurze. Na razie nie narzekam. Ludzie są tutaj bardzo mili, z każdym się zapoznałam. W piątek mamy imprezę charytatywną, na którą firma dostała zaproszenie ponieważ co roku przeznacza dużą kwotę. Nie wiedziałam, że z Luca taki dobry człowiek. No tak, ma kasy jak lodu coś trzeba robić. Mnie martwi fakt, że nie mam w co się ubrać.

-Skończymy pić kawę i się zbieramy - po kiwałam głową. Byłam ciekawa spotkania z moim ojcem.

-Gdzie będzie mój gabinet? - pytam lekko speszona bo jestem ciekawa gdzie będę mieć swoje stanowisko pracy.

-Obok mojego biurka dostawimy ci drugie, zgoda? - kurde, tego chciałam uniknąć, niech już mu będzie.

-Dobrze. - dopiliśmy kawę i ruszyliśmy w kierunku wyjścia.

Stresowałam się, ale na spokojnie do tego podchodziłam. Luca wszystko mi wytłumaczył co i jak mam zapisywać. Ale ja jestem cwańsza, dyktafon a potem będę mogła sobie wrócić do tego o czym była mowa. Po drodze podjechaliśmy do piekarni po coś słodkiego. Luca szybko wyskoczył i kupił. Chyba marzy mu się osłoda naszej znajomości. Zjedliśmy w aucie, bo utknęliśmy w korku a szkoda by ich było. Luca w między czasie zadzwonił do Eli i powiadomił ją, że na spotkanie do Jablonskiego się spóźnimy. Pewnie was dziwi czemu przez l a nie ł mnie też to zawsze zastanawiało. Często w szkole miałam błędy na świadectwie dlatego moje nazwisko było przyczepione na biurku sekretarki na czerwono aby nie zapomniała. Poślizgu była godzina, ostatecznie wchodzimy do dobrze, znanego mi miejsca.

-Przepraszamy za spóźnienie. - mówi Luca po czym zasiadamy przy dużym szklanym stolę. Tą sale konferencyjną pamiętam inaczej. Jak widać ojciec nie próżnuje.

-Nic nie szkodzi, zasiadajcie poczekamy jeszcze na mojego syna i możemy zaczynać. - uśmiechnął się w naszą stronę. Syna!? Syna kurwa ?! No ja pierdole ale mnie rozjebał teraz.

Od momentu wejścia Maxa czułam się źle. Dalej ta akcja nie dawała mi spokoju, to było głupie i chore. Starałam się skupić jak najbardziej na notatkach i swojej pracy. W końcu po coś tutaj jestem. Rozmowy się przedłużały, ostatecznie firma ojca uległa na naszą propozycje. Byłam z siebie dumna, bo dobrze wiedziałam w co uderzyć. Luca był ze mnie zadowolony, a dla mnie to było satysfakcjonujące. W momencie wyjścia z konferencyjnej zbiliśmy sobie piąteczki.

-To co lunch? - pyta na co ja się patrzę w jego stronę z wielkimi oczami.

-Jeszcze się pytasz? Umieram z głodu. - śmiejemy się i udajemy na przerwę.

Zajechaliśmy do fajnej restauracji, w nowoczesnym stylu i konkretna. Za mówiliśmy po sałatce z kurczaka i soku pomarańczowym. Dawno tego nie jadłam, lubiłam takie sałatki. Chwytały moje podniebienia do nieba. Luca zdjął marynarkę i ukazały się jego mięśnie, nawet nie wiem kiedy ale, nie kontrolowanie zagryzłam wargę. Zauważył bo posłał mi swój przebiegły i jakże seksowny uśmiech. Kurde zaczyna mi się to podobać. Boskie ciało ma, zarzucić mu nie można, że nie dba o siebie. Bo dba i to jeszcze jak.

-Co? - pytam zmieszana.

-Nie gryź tak tej wargi, bo nie będę miał czego kosztować. - z automatu podniosłam swoje oczy w jego kierunku z miną wściekłego borsuka. Jak on śmie.

-Możesz skończyć te zagrywki. Jesteśmy w pracy to raz a dwa jesteś moim szefem zrozumiano? - mówię lekko podniesionym głosem. Słychać moje wkurwienie.

-Spokojnie, nie denerwuj się tyle jedz. - wskazuje widelcem na talerz.

Jemy dalej w ciszy. Po skończonym posiłku wracamy do biura. Czeka mnie trochę roboty bo muszę uzupełnić oba kalendarze. Ale na spokojnie dam radę, wchodząc na nasze piętro dziwnie mnie skręca w brzuchu. Po tej sałatce dziwnie się czuje, nie zwracam zbytnio na to uwagi i zmierzamy do gabinetu. Wzrok wszystkich dziewczyn na mnie jest bezcenny. Czuje się jak jego żona albo, coś. Biję się dalej w myślach, może to i lepiej bo się znamy i nie będziemy mieli większego problemu ze złapaniem kontaktu. Po wejściu do gabinetu ściągamy nasze płaszcze a on marynarkę rzuca na kanapę, która po lewej stronie zaraz przy wejściu.

Gabinet jest duży i bardzo ładnie urządzony. Na lewej ścianie do jej połowy są książki i teczki, po prawej zaś wieszak stolik szklany oraz dwa fotele. Wisi też kilka obrazów, na samym środku stoi jego biurko z dużym czarnym fotelem. Zapomniała bym dodać jest też milusi puchowy szary dywanik. Wszystko utrzymane w czerni i bieli. Widok z okna jest cudowny, podchodzę ostrożnie do okna i spoglądam w dół. Ludzie wyglądają jak mrówki. Tak szybko się przemieszczają, każdy gdzieś pędzi. Zasiadamy do biurka, każdy zajmuje się swoimi sprawami Luca wykonuje kilka telefonów, ja zajęta swoimi notatkami i spotkaniami. Mamy ich sporo w następnym tygodniu. Ciszę przerywa mój telefon, wyświetla się szpital to oznacza, że coś złego dzieje się z mamą.

-Pani Amelia Jablonsky? - pyta młoda pielęgniarka.

-Tak to ja, coś nie tak z mamą? - pytam a, Luca od razu podnosi wzrok z nad papierów.

-Niestety mama nie wyjdzie do domu, prosimy o pilny przyjazd do szpitala.

-Dobrze pojawię się jak najszybciej to będzie możliwe.

-Co się stało? - Luca spogląda na mnie a ja już mam złe scenariusze w głowie.

-Źle z mamą muszę jechać do szpitala, dasz sobie rade? - pytam spoglądając na niego.

-Pojadę z tobą, nie prowadź w tym stanie. - przytakuje.

Zabraliśmy nasze rzeczy i biegiem wyszliśmy z biura, boję się o mamę tylko ona mi została. Nie może teraz odejść, obiecała walczyć, że będzie dobrze. W windzie czas się przedłuża bo osoby wsiadają do winy, Luca spogląda na mnie i kładzie dłoń na ramieniu. Po katorgach w windzie wbiegam na parking czekając aż Luca wsiądzie do auta i pojedziemy do szpitala. Ruszyliśmy z piskiem opon. Jechaliśmy w ciszy. Starałam zachować spokój, pod szpitalem kiedy już dotarliśmy wyjmuję paczkę fajek i palę jedną. Mina Luca nie wyraża zachwytu. Sam bierze jednego ode mnie. Spalamy do końca, trzy głębokie wdechy. Będzie dobrze i z tą myślą udałam się na oddział lecz, moje przypuszczenia i sytuacja nie była za ciekawa. 

Jak widać zmieniłam imię Zack na Luca, wydaje mi się, iż bardziej tutaj pasuje. Jutro postaram się o kolejne dwa może nawet 3 rozdziały. Trzymajcie się. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro