FOUR
Rano w pokoju nikogo poza mną nie było. Na fotelu leżała karteczka. Otworzyłam ją.
Zejdź na śniadanie.
Jeff The Killer.
Wybieram śmierć głodową. Zaczęło burczeć mi w brzuchu. Dobra niech mu będzie. Zeszłam na dół. Nikogo z wyjątkiem Slendermana. Uśmiechnęłam się lekko. Jego lubię. Głównie dla tego, że po pierwsze jest miły po drugie nie rozkazuje mi po trzecie nie bije mnie. Usiadłam za stołem. Wrócę kiedyś do domu?
- Nie.
Dlaczego?
- Bo twoim ojcem jest Jeff.
Powieszę się...
- Mogło być gorzej.
Wątpię.
- Ja też.
Zjadłam i zaczęłam myśleć jak dopiec Jeffowi. Slender próbował wybijać mi te pomysły z głowy z miernym skutkiem.
Nagle do kuchni wpadł mały Toby. No dobra starszy ode mnie ale młodszy od oryginału. Spojrzał na mnie i dosiadł się do stołu.
- Hej jestem David, a ty?
- Rozalii.
- Przepraszam za wczoraj.
- Wybaczam.
Uśmiechnął się lekko. Slender się zmył. Zostawił mnie!!
- Powiesz mi kim jesteś? - spytał grzecznie. -Nie nalegam.
Zrobiłam skwaszoną minę, a chłopak się zaśmiał.
- Jeff Woods.
Chłopak zrobił wielkie oczy i otworzył usta. Teraz ja zaśmiałam się z jego reakcji.
- Nie wiem co powiedzieć.
Spoważniałam.
- Ja też.
W tej chwili do kuchni wszedł mój ojciec. Widząc wzrok ojca wstałam i poszłam na górę. Lepiej zrobić tak niż wszczynać awanturę.
Slendi?
- Tak?
Czemu mnie nie ostrzegłeś?
- Przed czym?
Podbowiem. Duże, wściekłe i chodzi z nożem.
- Rozumiem. Jest w kuchni.
Uderzyłam się dłonią w czoło. Wróciłam do pokoju. Wściekła zaczęłam go demolować. Ja chcę do MOJEGO domu. Drzwi w tej chwili się otworzyły i wszedł Jeff. Patrzył się na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Wytrzymałam jego spojrzenie. Zrezygnowany usiadł na......fotelu w rogu pokoju.
Ludzie ja tu umrę z nudów. Rozsiadłam się na łóżku i urządziłam sobie zawody w ,, Jak długo wytrzymasz nie mrugając i patrząc na Jeffa". W pewnej chwili nawet usłyszałam śmiech Slendera. Chyba zwariowałam. No trudno muszę mieć jakieś zajęcie. W pewnej chwili morderca zwiesił głowę.
Potrzebowałam chwili, żeby domyślić się, że on zasnął. Uśmiechałam się przebiegle. Pora się odpłacić. Niestety nie miał przy sobie noża. Gdyby miał nie uszedłby z życiem. Wyjęłam z kieszeni czarny marker. Jeśli chodzi konsekwencje to później się nimi pomartwię. Oczy dosłownie świeciły mi się w ciemności. Namaluje....okulary i no nie wiem może karny na czole...
Całą noc miałam uśmiech na twarzy. Kiedy Jeffrey się obudzi pękałam ze śmiechu, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Na śniadanie!! - wrzasnął.
Zemsta jest rzeczywiście słodka. Na śniadaniu Jeff usiadł między mną, a Davidem. Mina Davida cudo. Szkoda, że nie jest mi dane zobaczyć wyrazu twarzy Slendera.
- Masz kłopoty. - powiedział zdenerwowany Slender.
Posłałam mu tylko uśmiech.
- On cię zamorduje. - dodał po chwili.
No to trudno.
Przyznam wizja tego Jeff mnie za to zabije była całkiem realna i podoba mi się. Do kuchni weszła para. Kobieta na widok Jeffa zaczęła się śmiać, a mężczyzna patrzył osłupiały.
- Z czego rżysz Sally?
- Z ciebie.
Jeff spojrzał się na mnie, a ja uśmiechnęłam się jadowicie.
- Na górę!!! - para zamilkła, a ja wróciłam na górę.
Może być źle. Spanikowana schowałam się pod łóżkiem. Jeff wtargnął do pokoju i mnie zobaczył. Może to był zły pomysł....Ku mojemu zaskoczeniu usiadł obok mnie na łóżku. Nie orgarniam. Spojrzałam na niego marszcząc brwi.
- Przepraszam. - powiedział, a ja myślałam że się przesłyszałam.
Zrobiłam wielkie oczy i odebrało mi mowę.
- Ja też. - wydukałam sama nie wiem dlaczego. - Tego co zrobiłeś Robertowi i tak ci nie wybaczę.
- Robertowi?
- Mąż mamy i mój prawny opiekun od 7 lat.
- A co z twoją matką? - spytał zmieszany.
- Nie żyje. - uciełam i dałam spłynąć pojedynczej łzie, którą zaraz wytarłam.
- Zostanę tu, prawda? - spytałam bez wyrazu.
- Tak.
- Dlaczego mnie porwałeś?
- Bo jesteś moją córką.
- Przez 17 lat miałeś to gdzieś.
- Nie wiedziałem, że się urodziłaś. - głos mu zadrżał.
- Wiedziałeś. - powiedziałam pewnie. Po czym wstałam i ruszyłam do drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Przemyśleć parę spraw.
Jeff wstał z łóżka, ale pozwolił mi wyjść. Kiedy zeszłam na dół twarze wszystkich obecnych zwróciły się w moją stronę. Zawstydzona poszłam na spacer do lasu. Chodziłam bez celu. Próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek co mogłaby wskazywać, że to jest mój ojciec. Mam podobne usta i nos. Niemozliwe mama przecież....To jest poplątane. Mama tylko raz wspomniała o moim ojcu. Powiedziała że musiał nas zostawić. Usiadłam nad brzegiem rzeczki. Ktoś się dosiadł. Spojrzałam. Okazała się to blondynka o czarnych oczach i spiczastym nosie.
- Czemu siedzisz sama? - spytała.
- Bo lubię, być sama. - zmarszczyła brwi.
Nie pasuje mi, że się przysiadła. Chciałam w spokoju pomyśleć.
- Jestem Hanna córka Otisa. Mieszkasz w rezydencji?
Skiwnęłam głową. Dziwne z opisów wiem, że Blood Painter ma czarne włosy i niebieskie oczy. Nie wnikam.
- Jesteś córką Jeffa.
- Skąd wiesz? - spytałam obojętnie.
- Długo cię szukał.
- Skąd wiesz?
- Każdy to wie. Podobno pokłócił się z twoją matką i kazał jej nigdy więcej nie wracać. Ona nie wróciła. On się załamał.
To jest dziwne. Nic nie rozumiem.
- Rozalii.
Dziewczyna uśmiechnęła się i podała mi rękę.
- Muszę już wracać.
Pomachałam jej na pożegnanie. Co mam zrobić? Wybaczyć? Wróciłam do rezydencji kiedy zrobiło się całkiem ciemno. W kuchni siedział mój ojciec i obgryzał paznokcie. Kiedy mnie zobaczył podszedł i mnie przytulił. Mimo szoku wywołanego przez taką sytuację odwzajemniłam uścisk.
- Wybaczam. - powiedziałam cicho.
CDN...........
.........................................
( 846 słów) Hejka rozdziały będą się pojawiały co dwa dni. Do zobaczenia ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro