Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9.

Z czystą fascynacją patrzyłam na siedzącego naprzeciwko Luke'a, który wciąż pracował nad swoją pracą zaliczeniową. W pewnym momencie jednak uniósł na mnie wzrok, posyłając lekki uśmiech.

— Mogę wiedzieć, dlaczego mi się tak przyglądasz?

Wzruszyłam ramionami.

— Bo jesteś piękny — powiedziałam prosto z mostu.

Luke oparł brodę na złożonych dłoniach.

— I tylko tyle?

Dałam mu pstryczka w nos.

— I momentami narcystyczny.

— Momentami? To ugodziło moje serce.

— Niedługo będziesz jak Narcyz wpatrywać się w swoje własne odbicie w jeziorze — powiedziałam z rozbawieniem, rzucając szybkie spojrzenie na telefon.

— To, że jeszcze nie dzwonią, nie znaczy nic złego, już ci o tym kiedyś mówiłem.

Sapnęłam z irytacją.

— Momentami bywasz wkurzający.

— A ty uparta i władcza.

Zmarszczyłam czoło, patrząc na blondyna z niezrozumieniem.

— No co? Myślałem, że wymieniamy swoje największe wady.

Kopnęłam go pod stołem, blondyn za to wysłał mi po prostu całusa. W końcu telefon wydał dźwięk przychodzącej wiadomości. Od razu chwyciłam telefon, wchodząc w wiadomość. Luke pokręcił głową z uśmiechem.

— Mamy adres tamtej dziewczyny, raport z sekcji, jej dane do kont społecznościowych i... — Przesunęłam palcem na sam dół. — I login i hasło do twojego fałszywego konta na Instagramie z notatką od Caluma: „Im szybciej, tym lepiej" i „Sorry, ale moja piękna żona zażyczyła sobie tortu czekoladowego"

Luke pokręcił głową z uśmiechem, biorąc swój telefon do ręki.

— Wow, zadbali już o to, bym wyglądał wiarygodnie.

Nachyliłam się, by zerknąć na ekran. Fałszywy profil Luke'a posiadał tylko Luke'a. Nic nie było o jego prywatnym życiu, a wszystkie zdjęcia okraszone były życiowymi cytatami.

— Jeszcze pomyślą, że jesteś jakimś filozofem.

— Mogą myśleć wszystko, aby tylko nie widzieli prawdy — stwierdził. Blondyn spojrzał na zegarek. — Nie masz wykładu za pół godziny?

— Mam — odparłam. — Chcesz się mnie już pozbyć?

Odwróciłam jego laptopa do siebie, zaczynając czytać to, co już nabazgrał.

— To jest ostatnia rzecz, jakiej bym chciał. Jak bardzo beznadziejne to jest? — zapytał, wskazując głową na esej.

Uniosłam delikatnie brwi do góry.

— A od kiedy to jesteś taki krytyczny wobec siebie? Po moich poprawkach będzie jeszcze lepszy, ale już teraz jest całkiem niezły.

— Od kiedy muszę pisać pracę na ten gównianozapychaczowy przedmiot. Gotowa na weekend w Seattle?

Skrzywiłam się, odwracając laptopa do pozycji początkowej.

— I tak i nie. Owszem, fajnie będzie z tobą wyjechać, ale gdyby to były wakacje, a nie przesłuchanie rodziców i znajomych zmarłej dziewczyny, a także poznanie jej środowiska.

— Gdy już to wszystko się skończy, to musimy się wybrać na wakacje. Najlepiej za granicę. Wyłączyć wszystkie urządzenia elektroniczne i odciąć się, chociaż na tydzień od świata.

— Bardzo idealistyczna wizja. Bardzo. — Włożyłam kubek po herbacie do zmywarki i pocałowałam Luke'a w skroń. — Widzimy się wieczorem. I mam nadzieję, że do tej pory to napiszesz.

— Zabrzmiało to, jakbyś była moją matką i co najlepsze, bądź najgorsze, spodobało mi się to — wymamrotał mężczyzna.

— Mommy issues? — zażartowałam.

— Oby nie, ale nie byłbym zaskoczony. A dlaczego tak bardzo chcesz, żebym to skończył do wieczora?

— A nie obiecałeś mi przypadkiem randki i jej nie spełniłeś? Liczę na przynajmniej bardzo dobrą kolację gdzieś na mieście.

— Postaram się przerosnąć twoje oczekiwania.

— Takie słowa chciałam usłyszeć!


Gdy weszłam do sali wykładowej, studenci siedzieli już na miejscach, nad wyraz podekscytowani.

— Czym jesteście tak rozentuzjazmowani, że ledwie możecie usiedzieć na miejscu? — zapytałam od razu na wstępie, zamiast zwyczajowego dzień dobry. Tak naprawdę z tą akurat grupą mało kiedy się witałam zgodnie ze zwyczajami.

— Tego już nie potrafi pani wydedukować? — rzuciła z przytykiem dziewczyna, którą przeanalizowałam pierwszego dnia. W jej tonie nie było jednak chęci dogryzienia mi, a raczej było to rzucone w formie żartu.

— Umiejętności wróżenia przyszłości jeszcze nie mam, ale kto wie co, będzie po trzydziestym piątym roku życia. No, to co takiego się wydarzyło? Zobaczyliście morderstwo na żywo i udało wam się nie obsrać ze strachu?

Przynajmniej połowa sali prychnęła śmiechem.

— Nie, to planujemy na następny tydzień. Pamięta pani, jak oświadczyła, że możemy wykazać się wolontariatem i sami wybrać sprawę do przeanalizowania?

Zaciekawiona oparłam się o biurko, już wiedząc, do czego drążył ten student.

— Pamiętam. Co ciekawego wynaleźliście? — Podłączyłam laptopa pod rzutnik, w międzyczasie wyczekując odpowiedzi. Zamiast niej przede mną wylądowała niewielka sterta akt. Mruknęłam, zafrapowana, biorąc pierwszą z góry teczkę do rąk i przekartkowując jej zawartość.

— To jest sprawa nigdy nierozwiązana przez FBI. Spędziliśmy godziny w archiwum, szukając tych akt — zaczął David, jeden ze studentów zawsze siedzących w pierwszym rzędzie. — Nie twierdzimy, że nagle my ją rozwiążemy na tych zajęciach, ale chcemy spróbować, zobaczyć, co damy radę z tego wyciągnąć, a także, co pani byłaby w stanie z tego wyciągnąć.

— Twierdzicie, że jestem lepsza niż FBI? — Uniosłam głowę, patrząc na te kilka osób, które mimowolnie pokiwały głowa. — Macie rację, jestem. Zawsze przychodzą do mnie na kolanach. Tak jeszcze zanim zaczniemy, czy możemy się umówić, że jeśli znajdziecie sprawę, którą chcecie się zająć, to powiadomicie mnie o tym wcześniej, żebym miała czas na spokojnie przejrzeć akta? Nie chcę marnować na to czasu teraz.

— Jasne, przepraszamy, że teraz tak bez uprzedzenia — odparł David.

— Nic się nie stało, jestem bardzo ucieszona waszym podekscytowaniem. Jeśli jest coś, co chcielibyście wyświetlić na dużym ekranie, to... — Wpisałam hasło do laptopa i odwróciłam ekran w stronę sali. — Droga wolna, nie krępujcie się.

— Zeskanowaliśmy zdjęcia z akt, żeby je wyświetlić na rzutniku.

Zmarszczyłam czoło i uniosłam wzrok znad tekstu, który właśnie czytałam, na studentów.

— Dostaliście na to pozwolenie? — zapytałam, w środku bardzo dobrze wiedząc, jaka będzie odpowiedź. W momencie, gdy większość, jak nie wszyscy, uśmiechnęli się niewinnie, tylko się w niej utwierdziłam.

— Teoretycznie nie mogliśmy nawet ich wynieść, ale... uznajmy, że wątpliwe jest, by ktokolwiek zauważył ich zniknięcie. Obiecujemy je później odnieść na miejsce — oświadczyła Marie, bo tak się nazywała studentka, która była przedmiotem mojej dedukcji na pierwszych zajęciach.

Spojrzałam na nich z rozbawieniem.

— Powinnam was ochrzanić, ale sama święta nie jestem, także udam, że wcale o tym nie wiem. Widzę, niezłą zagadkę sobie wybraliście. Sodówka wam do głowy przypadkiem nie uderzyła?

— Wszystko pani wina.

— Hej, uważaj na słowa. Ja jestem jedyną osobą w tej sali, której sodówka może uderzać do głowy. Okej, bierzemy się do roboty. Co wiemy na sto, a nawet dwieście procent?

— Adelaide wyszła rano do szkoły i już nigdy nie wróciła. Co więcej, szkoła była zamknięta.

— Na dodatek mieszkała ona w okolicy, gdzie się wręcz roiło od pedofili i, prawdopodobnie, morderców.

— Kilka miesięcy później znaleziono szkielet, który, jak potwierdzono, był kiedyś Adelaide.

Zapisałam to wszystko na białej tablicy i w końcu odwróciłam się do grupy.

— Pierwsze pytanie brzmi: czy według was doszło do molestowania?

— Według mnie jest to bardzo prawdopodobne. Statystycznie, najwięcej dzieci zostaje porwanych z takich powodów — stwierdził David. — Już przecież nie mówiąc o tym, jak wspomniała Olivia, że w tej okolicy było trochę pedofilów.

— Poprawny termin to przestępca seksualny — zauważyłam. — Tak też starajcie się mówić. Zatem kolejne pytanie: czy gwałciciel i morderca to ta sama osoba?

— Jest to więcej, niż prawdopodobne. Albo było tak, że to morderstwo było całkowicie nieplanowane, albo to był jego plan.

— Załóżmy zatem, że to był jego plan. Że od początku miał zamiar zgwałcić i zabić tę dziewczynkę. Co byście wtedy o nim powiedzieli? — Usiadłam na biurku, sama coraz bardziej zaciekawiona tymi zajęciami, a przecież byłam prowadzącą, a nie studentem.

— Na pewno, że potrzebował psychologa — wymamrotała jedna ze studentek siedząca w pierwszym rzędzie.

— Tak samo jak wszyscy przestępcy — odparłam. — A tak w większym rozwinięciu?

— Przyczyny jego zachowania są różne tak naprawdę. Może to być niezbyt zdrowy pociąg do dzieci, może to być trauma, mogą to być problemy w życiu, może to być nawet zemsta — ogłosił David, przełączając zdjęcia na laptopie. — Najbardziej prawdopodobne jednak jest opcja z chorym pociągiem do dzieci. Chyba że było to podobne do sprawy Zodiaka, gdzie rzekomo głosy kazały mu to sprawdzić. Finalnie jednak zawsze dochodzimy do wniosku, że coś jest nie tak z jego psychiką.

— Cholera, mogliśmy wziąć łatwiejszą sprawę — wymamrotała Olivia.

Uśmiechnęłam się z rozbawieniem.

— Mogliście. Ale tego nie zrobiliście, a wiecie dlaczego?

— Nie, ale pewnie zaraz się dowiemy — zażartowała Marie.

— Na wasze nieszczęście owszem. Wzięliście ją dlatego, że instynktownie wierzyliście, że może przypadkiem wy traficie w trakcie zajęć na coś, co pomoże wam odnaleźć zabójcę tej dziewczynki. Chcecie wierzyć, że świat wciąż jest w jakimś stopniu sprawiedliwy i tę sprawiedliwość wciąż można znaleźć. I owszem, wzięliście sobie na barki naprawdę ciężkie zadanie, ale gdy zaczniecie pracować w jakichkolwiek służbach śledczych, to w pewnym momencie może się okazać, że dostajecie tylko takie sprawy. Momentami może nawet być tak, że nieważne ile byście wycisnęli z miejsca przestępca, ze świadków, z kamer monitoringu, z bliskich, znajomych, to finalnie będziecie mieć jedno wielkie nic. Jak prowadzący tego śledztwa. Z powodu złych warunków atmosferycznych szkoła była zamknięta, co znaczyło również mniej ludzi na ulicy, wskutek czego świadków porwania prawie nie było. Miejsce przestępstwa również jest nieznane, a z ciała został tylko szkielet. Monitoring miasta wtedy nie istniał w tamtej części miasta, dlatego też co poniektórzy czuli się bezkarni. Tak naprawdę trzeba by było być wróżką, żeby rozwiązać tę sprawę. Zatem zmodyfikujmy trochę tę sytuację na nasz własny użytek. Załóżmy, że monitoring tam był i że miejsce zabójstwa było znane. Na monitoringu widać mężczyznę z nadwagą odwróconego tyłem do kamery. Niestety warunki pogodowe były niesprzyjające, więc nie tylko śnieg zaburzał nagranie kamery, ale również przestępca był ubrany na tyle grubo, że praktycznie niemożliwe było lepiej poznać jego sylwetkę. Ale udaje się rozpoznać kolor jego włosów spod czapki. Są siwe.

— A miejsce zabójstwa? — dopytał David.

— Inne niż miejsce, gdzie znaleziono ciało. Ciało zostało znalezione w opuszczonym budynku, gdzie zbierała się młodzież w wieku szkolnym w trakcie wagarów, a także narkomani.

— Co do przestępcy, to mógł być to starszy mężczyzna, koło sześćdziesiątki z chorym pociągiem do dziewczynek.

— Co więcej, zabójstwo mogło być nieplanowane, nagle wystraszył się tego, co zrobił, więc podrzucił ciało w miejscu, które już samo w sobie jest podejrzane. Był jednak na tyle tym wystraszony, bądź też nie wiedział, że sporo ludzi potrafi się pojawić w tym budynku i ciało zostanie szybko odnalezione.

— Okej, zróbmy tak, bo wyglądacie na trochę rozczarowanych i podekscytowanie wam już zasadniczo siadło. Jeszcze dzisiaj zarysuję wam hipotetyczną sytuację, wyślę na maila, wy się nad tym wszystkim zastanowicie i przeanalizujemy to na następnych zajęciach. Może tak być? — Cała grupa pokiwała głową. — Wspaniale. Zatem do następnego tygodnia i nie załamujcie się tak, zostawcie to sobie na przyszłość.

Co poniektórzy parsknęli śmiechem, a towarzystwo zaczęło być głośniejsze i bardziej rozgadane.

— I nie zapomnijcie akt zabrać, a tym bardziej odnieść je do archiwum! — krzyknęłam za nimi. David wrócił się z wesołym uśmiechem po papiery. Pokręciłam głową z rozbawieniem, zbierając swoje rzeczy. Na dźwięk kroków uniosłam delikatnie wzrok, praktycznie od razu nim przewracając.

— Jak szukasz towarzysza do rozmowy, to naprawdę źle trafiłeś — powiedziałam, nie przerywając tego, co robiłam. — Czego chcesz?

Carlos uśmiechnął się wesoło w moją stronę. Już wiedziałam, że słowa, które wyjdą z jego słów, nie spodobają mi się.

— Gotowa na wycieczkę do Seattle? — zapytał. Coraz bardziej mi coś tu śmierdziało.

— Co wiesz ty, czego nie wiem ja?

— A więc Christopher ci jeszcze nie powiedział, że w jedną stronę do Seattle jadę z wami?

— Przepraszam, co kurwa robisz? — zapytałam z niedowierzaniem. Musiałam się chyba przesłyszeć. Ewidentnie musiałam się przesłyszeć, bo nie spodziewałam się, że Wray ma życzenie śmierci, a przynajmniej życzenie sporego ochrzanu.

— To, co właśnie usłyszałaś. — Na twarzy Carlosa wciąż widniał ten pełen zadowolenia uśmieszek, który szczerze miałam ochotę mu zmazać. Miałam jednak dużo więcej klasy, niż on.

Dlatego też, zamiast dać się ponieść złości, uśmiechnęłam się również, tylko że złośliwie, i odparłam:

— Także życzę ci przyjemnej podróży. Bo to, że będzie dla mnie ciekawie, a dla ciebie przerażająco, to jest bez wątpienia. — Poklepałam go po ramieniu i wyszłam z sali. Kątem oka jednak widziałam, że na twarzy mężczyzny pojawiło się zwątpienie, czy zdenerwowanie mnie to na pewno był dobry pomysł. Cóż, sam się przekona.


//Jezz, jestem ciekawa, czy ktoś to jeszcze czyta, i hope so XD odzyskałam ostatnio odrobinę weny na to opowiadanie, nie liczcie, że rozdziały będą regularnie (co widać po tej wielkiej przerwie, za którą przepraszam), bo moje życie ostatnio ma zbyt dużo zawirowań, ale postaram się częściej coś tutaj dawać. Ale jeśli chcecie postać trochę podobną z charakteru do Chloe, to zapraszam na Million Dollar Man i poznanie Diany

Buzaki słoneczka xx //

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro