5.
Usadowiłam się wygodniej na krześle i odebrałam połączenie przychodzące od Michaela.
— Część stara, jak ci mija dzień? — zagadał na wstępie mężczyzna.
— Bardzo dobrze, jak widziałeś. Świetnie się tu bawimy — odparłam.
— A jak twój pierwszy wykład? Pewnie już cię znielubili.
Prychnęłam z rozbawieniem.
— Chciałbyś. Wydają się żywo zainteresowani tym, co im pokazuję i aby trwało to jak najdłużej.
— Pokazywałaś im te nowsze sprawy?
Pokręciłam głową.
— Nie chciałam wrzucać ich od razu na głęboką wodę. Pokazałam im najprostszą, jaka tylko mogła być. A jak tam u ciebie, dostałeś w końcu jakąś ciekawą sprawę? — zapytałam blondyna, chwytając za kubek z jeszcze o dziwo ciepłą kawą. Już dawno przestałam liczyć, ileż to razy zapomniałam o napoju, albo jak to w większości przypadków, nie miałam czasu go wypić, gdy był jeszcze ciepły.
Mężczyzna skrzywił się.
— Chciałbym. Kolejne samobójstwo. Naprawdę, czy rodzice tych dzieciaków... — zaczął, ale widząc, jak szybko się wyprostowałam przed ekranem laptopa, odstawiłam kubek z kawą i nabrałam poważnego wyrazu twarzy, od razu przerwał. — Co?
— Pokaż mi zdjęcia tego samobójstwa — poprosiłam z pozoru spokojnym, choć nadal poważnym tonem.
Mężczyzna skonsternowany zmarszczył czoło, lecz bez dopytywania wstał, po chwili wracając z tabletem, na którym otworzył zdjęcia i pokazał mi je. Obrażenia i miejsca zbrodni były łudząco podobne do tych, w które ja byłam zapraszana ostatnimi czasy. A to znaczyło dla mnie tylko jedno.
Uniosłam ręce w geście ogromnego oburzenia.
— Czy ja wam muszę zrobić kurs z odróżniania samobójstwa od zabójstwa? Czy może tutorial na youtubie? — zapytałam z przekąsem.
— Ale przecież... — zaczął zdezorientowany Michael, patrząc zmarszczonym czołem na fotografie.
— Przecież co? Mam wam przed nos wystawić moje ramiona ze starymi bliznami, żebyście zobaczyli różnicę?
Mike utkwił wzrok w zdjęciach, dokładnie analizując obrażenia zmarłej osoby.
— O kurwa — powiedział tylko szeptem, dochodząc do tego samego wniosku, co ja.
— No właśnie, Sherlocku. O kurwa.
— Czemu powiedziałaś „wam"? — zapytał Michael, na moment odrywając się od zdjęć.
Uniosłam brew.
— Naprawdę to interesuje cię teraz najmocniej w momencie, gdy czarno na białym pokazałam ci, że masz morderstwo do rozwiązania?
— Tak, właśnie to mnie teraz najbardziej interesuje, bo ty się nie przejęzyczasz.
— W sumie masz plusa za to, że to zauważyłeś. Mamy tutaj taką samą sprawę. Dosłownie taką samą.
— Kropka w kropkę? — upewnił się.
— Kropka w kropkę.
Michael westchnął i opierając się bardziej na krześle.
— Czyli mamy dwóch zabójców, którzy działają rozdzieleni, ale jednocześnie współpracują.
— Będziemy musieli pracować tak samo, jak oni Mike. Ty w Londynie, ja w Waszyngtonie.
— Tylko ty masz siebie i Luke'a jeszcze do pomocy tam, to bardzo nierówna podwójna gra.
— Dasz sobie radę, przecież będziemy się konsultować. Zresztą jak byłam na zwolnieniu, to jakoś dawałeś sobie radę.
— Na którym? — zapytał głupkowato.
— Okej, trochę ich było w ostatnim czasie. Porozmawiajmy lepiej o szczegółach sprawy.
— Poczekaj, napiszę do Caluma, czy może dołączyć, żeby był na bieżąco. Gdzie masz Luke'a?
— Zakopanego w ogródku.
Michael oderwał się od telefonu, podnosząc na mnie rozbawiony wzrok.
— Co zrobił i czy potrzebujesz alibi?
— Jeszcze żyję, ale dzięki za troskę, Mike — powiedział z przekąsem Hemmings, dołączając do mnie w kuchni po tym, jak wziął prysznic, tym samym pozbywając się piachu z włosów. Skupiłam swój wzrok na blondynie, który wstawiwszy wodę w czajniku, wyciągnął kubek z szafki i nasypał sobie do niego kawy.
— Miło mi to słyszeć, bo fajnie, jakbyś pożył dłużej, niż ci życzy twoja dziewczyna. Calum zaraz do nas dołączy. I ty Luke też!
— A ja jestem potrzebny, bo?
— Bo okazuje się, że nasza sprawa, to tak naprawdę też ich sprawa — odpowiedziałam, ściągając nogę z krzesła, by Luke mógł na nim usiąść.
— Dwóch sprawców?
— Dokładnie.
— Zaraz pokażę ci zdjęcia, tylko dodam Hooda. Potem będzie jęczał, że nic mu nie powiedzieliśmy.
— To ty zawsze jęczysz, że nic ci nie mówimy z Calem.
— Bo tak jest!
Parsknęłam cicho śmiechem.
— Nadal masz do mnie uraz, że nie powiedziałam ci o planie aresztowania Luke'a?
— Nie wypowiem się — wymruczał mężczyzna, obrażonym tonem.
— No ale przyznaj, że ten plan to było istne złoto!
— To było złoto, prawda — zgodził się ze mną Luke, jednocześnie kiwając głową.
— Przyznawałem ci to już milion razy, co nie zmienia faktu, że mogliście mi powiedzieć!
— Co mogliśmy powiedzieć? — zapytał Calum, dołączając w końcu do rozmowy.
— Michael nadal trzyma stare urazy, nic nowego — odpowiedziałam, przestawiając laptopa tak, abym widoczna była nie tylko ja, ale również Luke.
— Tylko dlatego mnie dodaliście?
Michael prychnął.
— Oczywiście, że nie. Pamiętasz tę sprawę samobójstwa, którą mi ostatnio przyznałeś?
— Pamiętam — przyznał brunet.
Michael spojrzał na mnie z rozbawieniem.
— Chloe?
Skrzyżowałam ręce na piersi.
— Calum, spójrz na te zdjęcia i powiedz mi, czy to samobójstwo, czy zabójstwo — poprosiłam, a w tym czasie Clifford ponownie pokazał zdjęcia na tablecie. Luke również przyjrzał się fotografiom.
— Samobójstwo — potwierdził.
Luke parsknął śmiechem, a ja mało nie uderzyłam czołem o stół z załamania.
— Naprawdę? — zapytałam z niedowierzaniem. Pociągnęłam rękawy bluzy, którą pożyczyłam od swojego faceta, wystawiając je przed kamerkę. — Spójrz na moje stare blizny, a potem spójrz na te rany na zdjęciach.
Po kilku dłuższych chwilach brunet pokręcił głową.
— Nadal tego nie widzę.
Tym razem już nie powstrzymałam się od uderzenia w stół.
— I on został kapitanem — powiedział z westchnięciem.
— Cal, z całym szacunkiem, bo jesteś nie tylko moim szefem, ale także przyjacielem. Nawet ja widzę, że to zabójstwo, a moim rejonem jest bardziej psychologia niż kryminalistyka — powiedział Luke.
— To weźmie mi ktoś to wytłumaczy, bo Chloe wygląda, jakby ona sama umarła już z powodu mojej głupoty.
— Tak też się stało — przyznałam, podnosząc twarz. — Spójrz na to, jak idealne są linie cięcia i jak perfekcyjnie sięgają początku i końca ramienia. Żaden samobójca tak nie robi, Cal. Żaden. Mike, czy przy ciele był list?
— Był. Uznaliśmy go za list pożegnalny, choć przyznaję, że gdy teraz o tym myślę, to wydawał się trochę dziwny. Poczekaj, zaraz go znajdę, bo powinienem mieć gdzieś jego skan.
Luke wstał bez słowa z krzesła, zarabiając tym samym ode mnie skonsternowane spojrzenie. Po chwili wrócił z moim tabletem, przez co mój wzrok zmienił się na pełen wdzięczności. Sama otworzyłam materiały śledztwa.
— Kupienie wam tabletów na rocznicę wspólnej pracy to był mój najlepszy pomysł — powiedział Calum.
— Ciężko się z tym nie zgodzić — wymamrotał Michael. — Dobra, mam. Wrzucam w czat.
— A ja dorzucam nasz.
Luke otworzył skan od Michaela na laptopie, dzięki czemu oboje mogliśmy go przeczytać.
— O i tutaj, w ostatniej linijce, wyróżnione jest dokończenie mojego zdania. Wasz zabójca nawet je podkreślił, mój chyba lubi bawić się w wyzwania — zauważyłam.
— „Ale niestety tak się stanie i mimo to nie jestem w stanie za to przeprosić, choć w głębi duszy jest mi strasznie smutno. Świat potrzebuje zobaczyć rzeczy tak, jak widzę to ja i widzi to on" — przeczytał cicho Michael. — Są parą.
— I służy im wspólny cel — dodał Cal.
—Jaki, to się dowiemy przy następnych zabójstwach — powiedziałam, ponownie wczytując się w list, lecz nie znalazłam w nim nic więcej podejrzanego ani niecodziennego. — To jest pierwsze zabójstwo w Londynie?
— Pierwsze od pewnego czasu. Co możesz z tego wszystkiego wywnioskować, Chloe? — zapytał Calum.
Westchnęłam cicho, przypatrując się materiałom.
— Trochę za mało, bym mogła cokolwiek powiedzieć.
— Kłamca — powiedział Luke z udawanym kaszlnięciem. Spojrzałam na niego z urazą. — Chloe, oczywiście, że możesz coś powiedzieć i to pewnie całkiem sporo. Kogo ty próbujesz oszukać, bo na pewno nie mnie?
— Nadal sprawdzam, kiedy mi się to uda.
Westchnęłam cicho pod nosem, przyglądając się zarówno moim zdjęciom, jak i fotografiom, które Mike dorzucił w czat.
— No to na pewno tak, jak powiedzieliśmy, służy im wspólny cel. Mogą chcieć zwrócić uwagę na kwestie polityczne, ekologiczne, społeczne, bądź też wszystkie na raz, tego jeszcze nie wiemy. Są parą, ona jest w Londynie, on jest tutaj w Waszyngtonie. Myślę, że mają kilkuletni staż związku, ufają sobie na tyle, by się rozdzielić i kontynuować swoją „pracę" oddzielnie, chociaż woleliby robić to razem. I kto wie, może w pewnym momencie połączą siły. Lepiej dla nas, aby tak nie było, bo rozdzieleni są słabsi.
— Rozdzielili się na dwa różne kontynenty, żeby zwrócić większą uwagę na to, co robią — dodał Michael.
— No słuchaj, przykuli uwagę FBI, więc całkiem nieźle im to idzie — stwierdziłam. Wyprostowałam się gwałtownie na krześle, uniesiona nagłym, a wspaniałym pomysłem. Wszyscy spojrzeli na mnie z zaciekawieniem.
— Na co wpadłaś? — zapytał Luke, wiedząc, że musi mnie zmusić do odpowiedzi, bo sama jeszcze układałam to wszystko w głowie.
— Szukają rozgłosu tak? A nic innego nie przyciąga rozgłosu tak, jak seryjne morderstwo. I oni chcą, żebyśmy właśnie za to uznali te ciała, więc zróbmy wprost przeciwnie.
— Powiedzmy, że to samobójstwo — dopowiedział Cal.
Pokiwałam głową z satysfakcjonującym uśmiechem.
— Dokładnie. Wywołajmy w nich reakcje. Bo to, że będą kolejne ofiary, to jesteśmy pewni, choćby po samych tych listach i po tym, jaki jest ich cel. W pewnym momencie to wszystko obróci się tak, że nie będziemy w stanie ich ukryć i nadal okłamywać ludzi, że to są samobójstwa, zmienią to na swoją korzyść. Kolejne samobójstwo będzie na tyle inne, że nie pójdzie uznać tego za samobójstwo, będziemy zmuszeni uznać to za morderstwo, przyznać, że tak, ktoś zabija niewinnych nastolatków. I pomyślą, że wygrali, bo w końcu maja wszystko, co chcieli — uwagę całego świata zwróconą na siebie. Ludzi w realu, w Internecie, brytyjskiej policji, nawet FBI. I wtedy wkraczamy my i zabieramy im tę sławę i uwagę kawałek po kawałku.
— Najpierw powiemy, że to są przypadkowe samobójstwa, całkowicie niezwiązane z nimi — zgadł Luke.
— Dokładnie. I to będzie nasz pierwszy krok w stronę wygranej. Bo naprawdę, na niczym innym im tak nie zależy, jak właśnie na zwrócenie uwagi całego świata na to, co oni robią, a jednocześnie również na problemy, które przedstawiają.
— A najlepszym sposobem na wygraną i pobicie ich, jest zabranie im tej uwagi — zauważył Michael.
— A nawet wręcz ośmieszenie ich, ukazanie ich jako kłamców — dodałam. — Musimy się też przyszykować, że będą publikować to wszystko w Internecie. Może nagrania, ale najprawdopodobniej zdjęcia.
— Czyli tym razem zakładamy walkę w Internecie? — zapytał Cal.
Pokiwałam głową na boki.
— To się okaże, jakie konkretnie kroki podejmą, bo wtedy będziemy dopiero wiedzieć, jak sami przejść do kontrataku. Ja zakładam, że będziemy musieli odpowiadać na każdą informację, że grasują seryjni mordercy kłamstwem, udawać, że to, co oni robią i publikują to jedna wielka obłuda, nawet jeśli tak nie jest, przez co oni będą się jeszcze bardziej nakręcać w tym, co robią, będą się starali jeszcze bardziej pokazać prawdę i to, że oni sami są prawdziwi, aż w końcu gdzieś, przez przypadek, popełnią malutką gafę, z pozoru niewinną, która udupi ich do reszty.
— Tak jeszcze nie graliśmy — ocenił Michael.
Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
— Dlatego tez będzie to naprawdę ciekawa zagrywka. Oczywiście nadal wymaga ona mocnego dopracowania, będzie zmieniała się z czasem, bo będziemy musieli ją dostosować do tego, co się wydarza i do tego, co oni robią, ale będzie ciekawie z mnóstwem emocji, gwarantuję.
— W sumie jak przy każdej sprawie o morderstwo — stwierdził Clifford.
— I przy jeszcze żadnej się nie nudziliśmy. Z tą będzie tak samo.
— To podekscytowanie aż od ciebie bije — powiedział Luke, przypatrując mi się z lekkim uśmiechem.
— Poczekaj, aż to podekscytowanie przejdzie we wkurwienie — uprzedził Michael.
— Ono nie zawsze występuję!
— Średnio w każdej sprawie jest moment, gdzie zaczynam się ciebie naprawdę bać
Uniosłam brwi.
— Na przykład kiedy?
Michael zastanowił się przez moment.
— Sprawa Rosy, gdy policjanci zeszli z patrolu.
— Wtedy miałam całkowite prawo się zdenerwować.
— Ja nie mówię, że nie, ale naprawdę zacząłem się ciebie wtedy bać. Miałaś minę, jakbyś była gotowa powybijać ich na miejscu.
— Mało brakowało, a zrobiłabym to, ale za dużo ludzi było wokół.
— Jak myślicie, ze swoją wiedzą i doświadczeniem, dalibyśmy popełnić zabójstwo idealne? — zastanowił się Calum.
Uśmiechnęłam się chytrze.
— Chcesz spróbować? — zaproponowałam żartem.
— Teraz to i mnie zaczęłaś przerażać — wyznał Luke.
Pocałowałam blondyna szybko w policzek.
— Spokojnie, o coś takiego nie musicie się martwić. Na taką ścieżkę nie zboczę. Co nie zmienia faktu, że byłabym lepsza niż Luke.
Mężczyzna uniósł wysoko ręce w geście oburzenia.
— Nie musisz po raz kolejny o tym przypominać — zauważył. W jego oczach widziała, jak bardzo mocno zaczyna go to już irytować.
Poklepałam blondyna po udzie.
— Dobrze, postaram się już przestać.
— Dziękuję — sarknął. Nie przestawaliśmy się w siebie wpatrywać, aż w końcu w oczach Luke'a pojawiło się rozbawienie. Znienacka zbliżył swoją twarz do mojej i mnie pocałował, specjalnie przedłużając gest, na co Calum z Michaelem jęknęli.
— Ile można?! — krzyknął ten drugi — Weźcie w końcu zacznijcie też żyć oddzielnie.
— Nigdy — powiedział Luke, kiedy w końcu się oderwaliśmy od siebie. Mrugnął w moją stronę — Taka opcja nie istnieje.
// Początkowo rozdział był pisany trochę na siłę, a później juz poszło, także mam nadzieję, że się wam on podoba, bo robiłam najlepsze, na co mnie ostatnio stać XD ogólnie Chloe i Luke będą w tej części naprawdę dużo współpracować i sama jestem ciekawa, jak im pójdzie ta współpraca.
Miłego dnia ludzie, pijcie dużo wody, dbajcie o siebie w tym trudnym czasie //
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro