Rozdział 7.
18.29
Stoję wyszykowana w przedpokoju. Patrzę na siebie w lustrze. Ubrałam się luzno ale nadal z klasą. Jedynie wysokie szpilki zamieniłam na niskie botki. Oczywiście zasugerowałam się prośba Williama i pod spód założyłam bieliznę LaPerla. Będzie mógł nacieszyć oczy pomyślałam. Usłyszałam wibracje telefonu.
Od William Blayk
Zapraszam na dół Panno Clais.
Były Szef.
Zaśmiałam się na podpis jaki użył.
Do William Blayk
Juz idę Panie Blayk.
Była pracownica.
Poprawiłam się jeszcze raz przed lustrem. Wzięłam wdech i wyszłam z domu. Stał przed samochodem. Był ubrany inaczej niż zwykle. Czarne trampki, ciemne spodnie, biała bluzka doskonale, opinającą mięśnie i czarna skórzana kurtka. Włosy miał w nieładzie i wyglądał bardzo seksownie. Zachwyciłam się tym, że czego by nie ubrał, ten mężczyzna zawsze wyglądał jak bóstwo.
- Panie Blayk...Wygląda pan...Bardzo dobrze - powiedziałam, dając mu buziaka w policzek.
- Dziękuję panno Clais. Pani również wygląda....Dobrze - oznajmił z lekkim uśmiechem. Otworzył mi drzwi i pomógł mi wsiąść do samochodu. Po chwili znalazł się obok. Odpalił silnik samochodu i ruszyliśmy w stronę centrum Paryża. Nagle zadzwonił telefon Blayka.
- Tak Henry? - i cisza. Nie odezwał się, tylko zacisnął szczeke. Zauważyłam, że to co powiedział Henry wcale mu się nie spodobało. Zaraz potem wiedziałam dlaczego - A gdzie ona teraz jest?! Kurwa...Sprawdzaj dalej - rozłączył się. Bałam się usłyszeć jej imię. Czułam, że to może być...
- Molly...- rzekł, nie patrząc na mnie - Jest z nią problem. Rozwaliła mi pół mieszkania - powiedział. Patrzyłam na niego przerażona. Do czego ta kobieta może być jeszcze zdolna...
- I co teraz? Gdzie ona jest?- pytałam.
- Henry nie może jej namierzyć. Zapadła się pod ziemię. Ale nie przejmuj się tym. Odnalezienie jej to kwestia czasu- jego wzrok utkwiony był na drodze, ale ton głos miał spokojny. Uśmiechnęłam się sztucznie, przecież i tak tego nie widział i odwróciłam głowę w okno. Zmartwiłam się, że ona nie odpuszcza. Obawiałam się, że stracę Williama przez nią.
- Przestałem mieć ochotę na alkohol - oznajmił, zatrzymując się przed jakimś budynkiem - Chodź, pokaże ci cos - powiedział, wysiadając z samochodu. Rozejrzałam się i jedyne co spostrzegłam, to ogromny wieżowiec. Złapał mnie za rękę i podszedł bliżej budynku. Była tam żółta tablica, informująca o trwajacym remoncie. Wskazał palcem na napis. ' Remont budynku, na lokale użytkowe. BHC. Blayk House Continental '. Zabrakło mi powietrza.
- To...Twój hotel?- zapytałam. Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- Tak - oznajmił dumnie - Za kilka miesięcy, powstanie tu pierwszy z trzech moich hoteli .
- To znaczy, że zostajesz tu dłużej?- zapytałam nieśmiało.
- Tak. Myślałaś, że przyjechałem na chwilę? Naprawdę nie wierzysz, że cię kocham? - zapytał, patrzac mi w oczy - Amy? Nie możesz mi nie wierzyć. Nie przyjechałem tu dla zabawy - oznajmił. I nagle usłyszałam dźwięk migawki aparatu. William uniósł głowę i zaczął się rozglądać. Tym razem nie mógł być to turysta. Nie w takim miejscu.
- Do samochodu - powiedział krótko. Wiedziałam, że nie jest to prośba. Odwróciłam się i szybko udałam w kierunku auta. William stał jeszcze przed budynkiem, wyciągnął telefon i do kogoś zadzwonił. Byłam rozkojarzona. Czy ktoś mnie sledzi? Nie...Nie możliwe.
William usiadł obok mnie. Zapiął pas i odjechał z piskiem spod wieżowca. Nie chciałam od razu dopytywać, co się stało ale nie wytrzymałam.
- William...Wszystko ok?
- Nie. Nic nie jest ok!- wrzasnął, zatrzymując się nagle na poboczu. Odwrócił głowę w moją stronę. Wzrok miał utkwiony w moich oczach - Dlaczego mi nie wierzysz?- zapytał nagle. Sądziłam, że zacznie rozmawiać o tym kimś z aparatem ale nie...Zaczął od uczuc.
- To nie tak, że ci nie wierzę. Po prostu...Ohh William, sam wiesz jak jest. - mówiłam bez ładu i składu.
- Nie, nie wiem. Przyjeżdżam do ciebie z Nowego Jorku, po tym jak mi piszesz ten pieprzony list. Nie dostosowuje się do twojej prośby, bym zapomniał o tobie. Jestem rozwścieczony, gdy widzę twojego drugiego szefa blisko ciebie. Wyznaje ci po raz drugi milosc. Otwieram się przed tobą a ty śmiesz wątpić w moje uczucia! - uniósł głos. Zdenerwowałam go. Przełknełam ślinę, chciałam coś powiedzieć ale on znowu zaczął - Nie jestem tutaj w celach rozrywkowych. Przyjechałem za kobieta, którą kocham. O którą się boję. Wywróciłaś mój świat do góry nogami. Owinelas mnie sobie w okół palca. Pozwolilas, bym uwierzył, że mogę żyć normalnie. Dla ciebie! - westchnął teatralnie - Ale nie...Bo ta kobieta, poprostu mi nie wierzy. Oj Amy....ręka świerzbi mnie cały dzien. I chyba, to dzisiaj wykorzystam. To twoje drugie przewinienie - oznajmił, włączając się do ruchu. Byłam zszokowana. Z poważnej rozmowy, zjechał na tor erotyki i po prostu zamilkł. Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Zmieniał się jak w kalejdoskopie. Przez chwilę był zły, po chwili zakochany a za moment robil się ciemny i tajemniczy. W połowie drogi zorientowałam się, że znowu jedziemy do niego. W głębi serca cieszyłam się, bo ten dom bym dla mnie, jak moja własna oaza spokoju.
Jechał nie odzywając się do mnie, nie pierwszy już raz. Nie wiedziałam, co mnie czeka po przekroczeniu progu domu.
****
Jadąc w kierunku domu milczałem. Nie dlatego, że nie chciałem z nią rozmawiać ale dlatego, że zastanawiałem się, kto robił Amy zdjęcia. Może była to Molly? Kobieta jest niezrównoważona psychicznie. Spojrzałem kątem oka na Amy. Była zdezorientowana. Wyczekiwała mojego głosu. Lęk malował się na jej twarzy.
Dlaczego ona nie może mi uwierzyć..? Co ja mam jeszcze zrobić...?
Zacisnąłem dlonie na kierownicy. Nagle, ukazała nam się brama mojego domu. Nacisnąłem guzik w pilocie. Powoli wjazd się otworzył.
Wysiadłem bez słowa. Obszedłem samochód i otworzyłem jej drzwi. Wysiadła powoli. Nie złapała mnie za rękę, co było dla mnie zdziwieniem. Szła z dumą w kierunku drzwi. Wyglądała zabawnie. Starała się być poważna i spokojna. Rozbawiła mnie.
- Może pan otworzyć drzwi? Trochę mi zimno - oznajmiła stanowczo. Zaśmiałem się, przekręcając klucz w drzwiach. Weszła pierwsza i stanęła. Wpadłem na jej plecy.
- Panie Blayk...Mam dziwne przeczucie - powiedziała nagle. Zmarszczyłem brwi.
- Jakie?- zapytałem. Jak zwykle milczała, więc musiałem powtórzyć pytanie - Jakie?!-Odwróciła się powoli w moją stronę i spojrzała mi w oczy.
- Chyba się w panu zakochuje - szepnęła. Moje serce zabiło szybciej. Patrzyła na mnie tymi zielonymi oczami. Wziąłem jej twarz w swoje dłonie i pocałowałem usta nieśmiało. Lekko, żeby nie przytłoczyć jej swoją chęcią posiadania.
- Panno Clais, to najlepsza wiadomość dzisiejszego dnia. Niemniej jednak, musi pani ponieść karę - oznajmiłem również szeptem. Jej oczy jakby się poszerzyły i zablyszczaly. Złapała mnie za rękę i pociągnęła w kierunku sypialni. Przejęła inicjatywę. Podobało mi się to. Szła pewnie, kręcąc biodrami. Nie mogłem powstrzymać się, by nie patrzeć na jej tyłek.
Weszliśmy do sypialni. Odwróciła się do mnie.
- Czego pan pragnie, panie Blayk?- zapytała. Byłem w takim szoku, że o mało nie zabrakło mi języka w gębie.
- Pani...- rzuciłem, patrząc na jej seksowne ciało. Przerzuciła włosy na jedną stronę, uwydatniając tym samym swoją szyję. Miałem ochotę podejść do niej i całować ja wszędzie.
- Proszę...- jeknela cicho.
- O co?
- Zrób mi to, co zrobiłeś wtedy, przed moim wyjazdem do Nowego Jorku - wstrzymałem powietrze. Nie wiedziałem czy dobrze zrozumiałem. Chciała tego, co było, gdy bylismy tu w " delegacji "?
- Chcesz...Nie..Nie rozumiem chyba tej prośby - odsunąłem się kawałek, żeby zaczerpnąć powietrza, bo to między nami było zbyt gęste.
- Panie Blayk...Proszę, niech mnie pan ukarze tak, jakby pan tego naprawdę chciał - ona naprawdę to mówiła. Dobrze wiedziała, jak trudno mi nad tym panować. Jak ciężko mi nie przyduszac jej, nie poniżać, nie niszczyć. A teraz sama o to prosiła. Patrzyłem na nią z niedowierzaniem.
- Amy...Nie...
- Proszę. Chcę tego. Chcę patrzeć na swoje ciało i widzieć, że każda jego część należy do ciebie - oznajmiła, podchodząc do mnie. Nie mogłem się już odsunąć. Poczułem za sobą zimną ścianę - Naprawdę tego chce. Spróbujmy razem z tego korzystać. Nie skrzywdzisz mnie. Ufam ci.
Po tych słowach pocałowała mnie. Poczułem jak odpina mi pasek i wyciąga go ze szlufek spodni. Oderwała się od moich ust i popatrzyła na trzymany w ręku skórzany pas.
- Tym. Tym mnie ukarz - mówiła. Oniemialem. Ciągle nie mogłem uwierzyć, że moja Amy, prosi mnie o to, przed czym chciałem ją chronić. Podała mi pas do ręki. Nie mogłem się odezwać. Podeszła do łóżka. Prowadziła cała grę. Kierowała rozmowa.
- Mam się rozebrać?-zapytala. Pokiwalem potwierdzajaco głową. Powoli odpinala bluzkę. Zrzuciła ją na podłogę. Zdjela spodnie. Z przyjemnością ujrzałem, że posłuchała mnie, zakładając na siebie czarna koronkowa bieliznę od LaPerla. Wyglądała oszałamiająco. Podszedłem powoli. Złapałem ją za rękę i wyprowadziłem z sypialni. Szła potulnie, nie odzywając się. Weszliśmy do mojego gabinetu. Miałem tam mocny uchwyt, na którym zawieszalem czasami koszule lub marynarkę. Pewnie służył czemuś innemu, ale ja teraz wiedziałem, że chcą ją widzieć, jak trzyma go rękoma, stojąc tyłem do mnie. Wchodząc do pomieszczenia, Amy nie do końca wiedziała dlaczego tu. Dopiero, gdy wskazałem jej drążek, pewnie do niego podeszła i zawiesiła na nim dłonie. Ściskala mocno. Bała się.
- Jesteś pewna?
Skinęła głową. Miała w oczach dziecięca ciekawość. Sam nie wiedziałem, do czego się posune dzisiejszego wieczora.
- Dobrze. Uderze cię tylko dwa razy. Wiesz czemu?- zapytałem niezbyt pewnie.
- Tak. Dwa przewinienia - odpowiedziała, lekko się uśmiechając. Podszedłem do niej, żeby dotykiem pokazać jej, że to ja i że nie musi się bać. Zadrżała. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że kobieta może mnie tak podniecić. Trzymała się pewnie. Wymierzylem pierwsze uderzenie skórzanym paskiem. Niezbyt mocne, ale już zostawiłem na pośladkach lekkie zaczerwienienie. Amy wykręciła ciało w łuk i syknela, wciągając powietrze. Czekałem, aż przerwie ale ona wypiela pośladki, czekając na więcej. Wziąłem wdech i uderzyłem mocno. Amy odchyliła głowę do tyłu wciągając ponownie powietrze. Widziałem jak wspina się na palcach z bólu. Na jej pośladkach pojawił się intensywny czerwony ślad po pasku. Poczułem jak rosło we mnie pożądanie.
Podszedłem do niej, zdjalem jej majtki , odpialem zamek w spodniach i w pełni gotowości, wbiłem się w nią cały. Czułem jej wewnętrzne ciepło. Była ciasna ale bardzo wilgotna. Trzymała się dalej uchwytu. Jęczała przy każdym moim posunięciu. Złapałem ją mocno za włosy. Pociągnąłem do siebie, by odchyliła głowę w moją stronę. Otworzyła oczy, by patrzeć na mnie. Widziałem w nich pożądanie. Pragnęłam tego. A świadomość, że daje jej tyle rozkoszy, rozsadzała mnie od środka. Przyspieszyłem, ciągnąc jej delikatny pukiel włosów.
- Dojdz dla mnie. Ze mną. Proszę - warknalem jej do ucha.
- Tt...Aaak! - krzyczała - Ohhhh...- i w jednej chwili i Amy i ja, szczytowalismi, stojąc w gabinecie. Przytrzymałem ja lekko, opadała z sił. Szliśmy powoli w kierunku sypialni. Nadal łapała oddech. Delikatnie położyłem Amy na zimnej pościeli. Przyciągnęła mnie do siebie.
- To było cudowne doznanie - szepnęła mi na ucho. Sam nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Patrzyłem na nią z niedowierzaniem. Nie czułem, że uą krzywdzę. Po raz pierwszy, nie czułem się źle z tym co zrobiłem. Dzięki niej.
Jest jak Anioł pomyślałem, odgarniając jej włosy z twarzy.
Powoli zasypiała, mimo wczesnej godziny. Zostawiłem ją w lozku. Wszedłem pod prysznic. Musiałem ugasić swoje dzisiejsze doznania, które rozpaliły mnie na całego. Po cichu udałem się do gabinetu. Na widok metalowej rurki zawieszonej między regałami, uśmiecham się triumfalnie. Teraz będzie to moje ulubione miejsce w tym domu, zaraz po sypialni. Usiadłem wygodnie na fotelu i włączyłem laptopa. Musiałem sprawdzić e-maile. Kilka wiadomości z Ellite Group i BHC. Odpowiedziałem na nie. I wyświetliła mi się wiadomość od Henrego z kilkoma załączonymi zdjęciami. Na dwóch byłem z Amy pod firmą a mężczyzna, robiący nam te jakże wspaniałe ujęcia, stał za czarnym Jeepem. Na kolejnym Amy wychodziła z kawiarni obok swojego domu, i ten sam facet schowany za drzewem. Nie widziałem jego twarzy. Miał na sobie czapkę i kaptur. Zadzwoniłem do Henrego.
- Czesc. Otrzymałem zdjęcia. Wiesz już kto to?
- Nie do końca. Facet jest wynajęty przez kogoś z Paryża. Ale mam pewne sprzeczne informacje- powiedzial Henry.
- Jakie? Mów Henry, wszystko co wiesz. Kurwa, ja nie mogę pozwolić, by stało się jej coś złego. Juz raz do tego dopuściłem i prawie ją straciłem - powiedziałem.
- Dobrze, dobrze. Słuchaj. Mam wrażenie, że gdzieś już widziałem tego faceta. Ale tu w Nowym Jorku. Wiem, że nie widzisz na zdjęciach jego twarzy ale widziałem go w Ellite Group. Kilka razy. Jeszcze za nim oficjalnie przejąłes te firme - mowil - Daj mi kilka dni.
- Masz dwa dni. Place ci za robotę, nie za domysły. Chcę o nim wiedzieć wszystko - oznajmiłem stanowczo - A o Molly...Wiesz coś?- zapytałem już ciszej. Henry wziął wdech.
- No właśnie. I tu jest największy syf. Wyleciala.
- No to nie syf, tylko mam co opijac! - zawołałem, nie co radośniej.
- No nie do końca. Ona jest w Paryżu, Willi - zatkało mnie. Nie sądziłem, że pofatyguje się, aż tutaj, by zniszczyć mnie do końca.
- To faktycznie nie mam czego opijac. Nie wiem, jak ja mogłem być taki ślepy - uzalałem się nad soba. Nie wiem, gdzie była Molly, czy już wie, że Amy i ja...A może już namierzyła nas tutaj - Dobra Henry, czekam na dalsze informację. Postaram się, wyciągnąć na kolejny weekend Amy do Nowego Jorku. Zmyle trochę Molly i tego kutasa z aparatem. Do usłyszenia!- rzuciłem i rozlaczylem się. Siedziałem jeszcze chwilę w gabinecie, ale poczułem, że potrzebuje jej obecności. Wstałem i skierowałem się do sypialni.
Spała spokojnie w takiej samej pozycji w jakiej ja zostawiłem. Położyłem się obok i od razu, czując mnie przy sobie, przekręciła się i oparła głowę o mój tors. Jedną rękę zarzuciła mi na brzuch, nogę podciągnęła tak, że czułem na przyrodzeniu jej kolano. Uśmiechała się lekko. Była szczęśliwa i taka niewinna. Moje oczy zrobiły się jakieś ciężkie i nawet nie wiem kiedy odleciałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro