Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6.

- Naprawdę musisz jechać do pracy? Nie możesz wziąć wolnego dnia? - zapytał William, widząc jak się ubieram.

- Nie, nie mogę. Proszę cię wstań i ubierz się, musimy podjechać do mojego mieszkania. Muszę się przebrać! - krzyczałam z łazienki. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam jakoś inaczej. Promienne oczy, zaczerwienione policzki, spuchnięte usta od pocałunków...Czy tak wygląda szczęście?

- Tym też cię nie przekonam?- zjawił się nagle w łazience, za moimi plecami. Odgarnal moje włosy, po czym pocałował mnie w szyję. Przeszedł mnie dreszcz. Tak bardzo chciałam znowu się rozebrać i wskoczyć z nim do łóżka. Niestety, miałam za dużo obowiązków w firmie.

- Wiesz, że bym została. Naprawdę. Ale panie Blayk, to by było takie nieprofesjonalne - powiedziałam, wywijajac oczami. William odsunął się.

- Radze pani nie wywracac oczami. Świerzbi mnie ręką...- mruknął, wychodząc z łazienki. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze. Teraz masz szczęście Amy. Nie spieprz tego.

Zjawilismy się pod moim domem godzinę przed czasem pracy. Wysiadłam z samochodu, William ruszył za mną. Standardowo szukałam klucza od drzwi. Nagle William gwałtownie się odwrócił. Zaczął się rozglądać, jakby kogoś szukał.

- Coś się stało?- zapytałam.

- Nie, czemu pytasz?

- Bo rozglądasz się na wszystkie strony. Jakbyś czegoś szukał - uśmiechnęłam się niepewnie. William podszedł do mnie, wyjął klucz z ręki i wsadził do zamka. Przekręcił i otworzył główne drzwi na korytarz.

- Szukałem szczęścia, ale już znalazłem - odpowiedział, szeptajac mi do ucha. Razem weszliśmy po schodach na górę.

- Zajmie mi to tylko minutę!- oznajmilam i pobiegłam w kierunku sypialni. Szybko zdjęłam z siebie ubrania z poprzedniego dnia. Wyjęłam z szafy czarne eleganckie cygaretki, kremowa koszule i szpilki. Włosy zwiazalam w koka, wypuscilam kilka kosmyków przy twarzy. Pomalowałam się lekko, bo tak czułam się najlepiej.

- Już jestem - powiedziałam, patrząc na Williama, który rozmawiał przez telefon.

- Dzięki, jak coś będziesz wiedział, daj znać. Jasne, będę miał to też na uwadze. Zostanę tu jeszcze trochę. Na razie - rozłączył się i zmierzył mnie z góry na dół - Teraz, to ten cały Niv z pewnością nie odpuści ci wyjścia na drinka - przyciągnął mnie do siebie i włożył kosmyk za ucho - Wtedy będę musiał się zdenerwować, wiesz o tym?

- Tak panie Blayk, wiem o tym. Jednak bez obaw. Drinka mogę wypić dzisiaj z panem - odpowiedziałam, poprawiając mu krawat.

- Dobre posunięcie panno Clais - pocałował mnie czule - To jak? Może zostaniemy tu i zajmiemy się sobą?- zapytał

- Praca panie Blayk, praca!- oznajmiłam, uwalniając się z uścisku Williama. Podeszłam do drzwi, wzięłam torebkę i razem wyszliśmy z domu.

Zaparkował pod firmą, tak jak wczoraj. Wysiadłam z auta. William podszedł do mnie, całując mnie przed wszystkimi pracownikami. Czułam na sobie zazdrosne spojrzenia. Nagle zauważyłam, jak do wejścia zbliża się Niv z dziadkiem. Kiwnął tylko głową w moim kierunku.

- To jest twój szef?- zapytał William

- Tak. Michael Connor. Okropny typ - odpowiedziałam. Zobaczyłam, że na twarzy Williama pojawia się zdziwienie. Zmarszczył brwi i nad czymś myślał.

- Muszę już iść, widzimy się później - rzeklam z uśmiechem. Chciałam odejść ale poczułam, jak przyciąga mnie ręką do siebie. Ponownie daje mi buziaka.

- Miłego dnia panno Clais - rzucił, po czym wsiadł do samochodu.
Weszłam do pracy. Winda wjechalam na trzynaste piętro. Szczęśliwa, udałam się do swojego gabinetu.
Stos pozostawionych przez Amande dokumentów na moim biurku świadczył , że muszę schować dobry poranek do kieszeni i zabrać się za pracę.

****

Odjechałem spod  Bureau w kierunku centrum. Skoro byłem w Paryżu, mogłem przy okazji załatwić kilka spraw, w związku z budową tu moich hoteli. Jadąc, nie mogłem uwierzyć, że szef Amy, to ten sam facet, który kilka lat temu probowal zrównać moją firmę z ziemia. Michael Connor, był wujkiem Layli. Facet obwinial mnie o śmierć swojej chrzesnicy. Obawiałem się, czy teraz też nie ma czegoś w planach. Czy zatrudniając Amy nie chciał się na mnie odegrać?

- Henry? Nie nie, wszystko ok. Posłuchaj mnie. Sprawdź mi wszystkie ruchy firmy Bureau i jej właściciela, Michaela Connora. Tak, to ten sam Connor. Dzięki - powiedziałem, rozłączajac się z Henrym. Nie chciałem uwierzyć, że bawił by się poraz kolejny w wojnę ze mna. Pierwsza przegrał  bardzo szybko.

- Witam, ja do pana Voulor - oznajmilem niskiej szatynce w recepcji.

- Był pan umówiony?- zapytała. Chciało mi się śmiać, bo ja nie muszę być z nikim umówiony.

- Proszę mu powiedzieć, że zjawił się Blayk. - rzucam niedbale w jej kierunku. Po minie widzę, że niezbyt się jej to podoba. Wykonuje jeden telefon, przedstawia sytuację, używając określenia ' jakiś Blayk '. Oj dziecko, tak mało wiesz o życiu. Nie jakiś, tylko TEN BLAYK w myślach skarcilem ja jak tylko mogłem.

- Pan Voulor prosi do siebie. Piętro czwarte. - mówi oschle, wskazujac na windę. Rzucam jej gardzace spojrzenie i ruszam we wskazanym kierunku.
Nawet nie pukam do jego gabinetu. Wchodzę jak do siebie. Widok jego sekretarki, poprawiajacej koszule, daje mi do zrozumienia, że w czyms przerwałem.

- W Paryżu się puka, panie Blayk - mówi chłodno Voulor.

- Właśnie widze - odpowiadam mu, mierząc mijająca mnie blondynkę. Kiedyś też gustowalem w takich....Paniach.

- Zjawia się pan niezapowiedziany. Rozumiem, że ma pan coś konkretnego w rekawie - rozsiadl się na fotelu, poprawiając krawat. Usiadłem na przeciwko niego.

- Owszem mam. Sieć hoteli Blayk House Continental - odpowiadam krótko. Nagle słyszę dźwięk sms-a . Sięgam po telefon widzę na ekranie napis Amy Clais. Chciałbym już odczytać wiadomość, ale byłoby to niestosowne. Więc odkładam telefon.

- Sieć mówisz...Twoje hotele przynoszą duże zyski w Nowym Jorku, Chicago i Los Angeles. To są amerykańskie miasta, cechują się waszymi prawami. Myślisz, że Paryż odda ci to samo, co tamte trzy miasta?- zapytał. Zaśmiałem się. Jego wiedza była dość uboga.

- Posłuchaj mnie Voulor. Znamy się nie od dziś. Ale nie jesteś jedynym inwestorem, ktory może podjąć ze mna współpracę. Moje hetele wszędzie będą przynosiły zyski. Rozumiesz? - zapytałem bardziej retorycznie. Nie oczekiwałem odpowiedzi, bo byłem pewny tego co mówię. Zastanawiał się chwilę, po czym wstał i przeprosił mnie, wychodząc na moment. Wykorzystałem chwilę i sprawdziłem wiadomość od Amy

Od Amy Clais
Odliczam godziny do drinka z moim byłym szefem...To takie niepoważne...

A.

Mała kusicielka.

Do Amy Clais
Panno Clais, niepoważne byłoby, gdyby mi pani odmówiła. Proszę mi wierzyć, że nie będzie pani żałowała. Proszę się tylko nie spoznic. Nie toleruje tego. A jak pani wie, od rana świerzbi mnie ręka...

W.

Do gabinetu wrócił Voulor. Trzymał papiery. A więc bingo.

- Tutaj ma pan dokumenty. Jednak podpisanie umowy, odbędzie się w innym terminie. Zwołam radę i wtedy wspólnie wszystko załatwimy. Ale przekonał mnie pan. Chcę wejść do tego planu - mowi. Wstaje i łapie go w silny uścisk dłoni.

- Jestem pewny, że nie będzie pan rozczarowany - odpowiadam - W takim razie, czekam na telefon i dozobaczenia - uśmiecham się lekko, po czym wychodzę kierując się do windy. W recepcji siedzi ta sama dziewczyna, która nazwała mnie 'jakims Blaykiem' . Na mój widok spieła się cala i zalała się rumieńcem. Pokiwalem głową z niedowierzaniem, jak nadal działam na kobiety. Wyszedłem, nie reagując jakoś specjalnie na jej zachowanie. Wsiadłem do samochodu. Na zegarku była pierwsza po południu. Więc jeszcze dwie i pół godziny do spotkania z Amy. Ruszyłem w kierunku domu, żeby przygotować się dla niej.

****

- Clais! Do mojego gabinetu!- wrzasnął Niv, gdy mijał mnie na korytarzu.

- Ouuu...Chyba masz przechlapane - odezwała się Amanda. Wywinelam oczami, po czym udałam się za rozwścieczonym mężczyzna. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Musiało się coś stać, skoro tak się zachowywał.

- Siadaj!- warknal - Możesz mi to wyjaśnić?! - rzucił w moim kierunku francuski brukowiec. Na pierwszej stronie widniało moje zdjęcie z Blaykiem, spod firmy. Wczorajsze spotkanie, ktoś uwiecznił na zdjęciu. Był tam również Niv. Obok była zdjęcie sprzed kilku dni, gdy Niv podawał mi buty.

- Ale ja nawet nie wiem co tu jest napisane - powiedziałam spokojnie.

- UCZUCIA SLYNNEGO BLAYKA ZAGROZONE! CONNOR ZAINTERESOWANY MŁODĄ AMERYKANKĄ! - wrzasnął w moją stronę. Mogłam się tylko domyślać, jak brzmi cały artykuł - Nikim kurwa nie jestem zainteresowany!! Na rozmowie mogłaś wspomnieć, że uwikłałas się w romans z własnym szefem! - krzyczał. Przełknełam ślinę. Nie rozumiałam, po co się tak złości.

- Ale ja...

- Zamknij się! - był bardzo zły. Nie spodziewałam się, że może taki być - Cholera! Intrygujesz mnie! Jesteś....Kurwa...Inna. Nie mówisz o niczym. I pojawia się ten cały Blayk...- dukał bez sensu - I ten pierdolony artykuł. Posłuchaj mnie. Nie wiem jak to zrobisz, ale mają napisać sprostowanie względem mojej osoby. Jeżeli tego nie zrobisz, wyciagne konsekwencje. Możesz iść - powiedział i odwrócił się do mnie tyłem. Wstałam powoli i stanęłam przed drzwiami.

- Panie Connor, bardzo mi przykro, że tak wyszło - rzuciłam i wyszłam z gabinetu. Szybkim krokiem udałam się do siebie. Zamknęłam drzwi. Serce mi szalało z nerwow. Miałam w głowie słowa Niva ' intrygujesz mnie...' nie chciałam, żeby tak było. Jeżeli Blayk dowie się, że Niv mógłby chociaż tak pomyśleć, a co dopiero powiedzieć wścieknie się na tyle, by móc zrobić coś głupiego. Usłyszałam pukanie do drzwi. Stała tam Amanda.

- Wszystko wporzadku Amy? - zapytała.

- Tak tak...Co cię sprowadza?

- Młody Connor prosił, żebym ci przekazała, że możesz już iść do domu. Szczęściaro..Skończyć w piątek przed czwarta..- mówiła, odwracając się ode mnie. Nie chcę mnie już widzieć. Pomyślałam. Wyjęłam telefon i wysłałam Blaykowi wiadomość.

Do William Blayk
Panie Blayk, skończyłam dzisiaj szybciej. Wrócę do domu taksówka. Będę gotowa na szosta. Przyjedzie pan po mnie?

A.

Od William Blayk
No coz...Nie ukryje, że nie lubię zmian. Tym bardziej nagłych. Zapłaci mi pani za to małe przewinienie.
O szostej będę pod domem. Lubię LaPerla.....

W.

Jak zawsze bezpośredni. Nawet w kwestii wyboru bielizny. Musi narzucić mi jak mam wyglądać. Dla niego.
Zabrałam swoje torebkę i laptopa. Wychodzac z gabinetu, spotkałam się z Nivem. Spojrzał na mnie ze złością w oczach. Wszedł do pomieszczenia z kawą i herbatą, a ja szybko udałam się do windy, żeby już więcej dzisiaj na niego nie patrzeć. Co do jednego miałam rację, jest bucem!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro