Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5.

- Panna Clais, ma już plany na wieczór - oznajmił chłodnym, stanowczym tonem. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Był...Piękny. Stał w czarnym dopasowanym garniturze, białej koszuli z cienkim czarnym krawatem, eleganckie spinki i dzięki Bogu włoskie buty!

- A pan to...? - zapytał z kpina Niv. Blayk posłał mu poniżające spojrzenie.

- Pan wybaczy, William Blayk. Chłopak panny Clais - powiedział, po czym podał dłoń Nivowi. Byłam zakłopotana. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Walczyli tak na słowa ze sobą, jak koguty. Nagle uświadomiłam sobie, że jak nic nie powiem wyjdę na idiotkę.

- William...Ty tutaj...Ja..- mogłam się nie odzywać. Wyszłoby lepiej. Blayk skierował wzrok na mnie. Te oczy....Ta twarz...Te usta...Naprawdę tu jest! Moje myśli krążyły wokół jego osoby. Przestało się dla mnie liczyć to, co się dzieje.

- Żegnamy panie Nivie. Na nas już pora, chodź Amy. Jedziemy do domu. Przygotowałem coś dla ciebie - oznajmił, obejmujac mnie w pasie i przyciągając do siebie. Spojrzałam kątem oka na Niva. Był zły. Juz nawet nie zakłopotany, ale zły zaistniała sytuacja. William skierował mnie w stronę samochodu. Wsiadłam do środka. Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo. Usiadl na miejscu dla kierowcy, zapiął pasy, po czym odjechał spod firmy. Przez chwilę jechaliśmy w ciszy, aż w końcu nie wytrzymałam.

- Co to miało być?!- zapytałam. William zmarszczył brwi i ściskał szczękę. Widziałam jak pulsuje mu skroń - Wyjaśnisz mi?

- Przyjechałem odebrać cię z firmy - powiedział pół szeptem.

- Zatrzymaj się - poprosiłam. On jednak jechał dalej - Zatrzymaj się! - krzyknęłam. Zjechał na pobocze. Odpiął swój pas i obrócił się w moim kierunku. Zrobiłam to samo. Spojrzałam na jiego i nie wytrzymałam. Po prostu się do niego przytuliłam. Brakowało mi go. I jak tylko poczułam jego zapach, chciałam go dotknąć. Czułam, że też tego pragnął. Złapał mnie mocno, wlozyl rękę we włosy i wziął wdech, by mnie poczuć.

- Moja Amy....- mówił cicho. Serce rwało się się do niego.

- William, co ty tu robisz?- zapytałam, nie odsuwając się od niego. Dalej tkwiliśmy w objęciu.

- Myślałaś, że pozwolę Ci odejść? Zostawić mnie? To jestes w błędzie. Nie pozwolę na to Amy - odsunął się ode mnie, ujął moja twarz w swoje dłonie - Jesteś całym moim światem. Wszystkim co mam. Jeżeli odejdziesz, zostanę bez niczego. Nic dla mnie nie będzie miało sensu. Tylko z tobą mogę zacząć od nowa - mówił, pocierając kciukami o moje policzki - Kocham cię Amy. - powiedział i zaczął zbliżać swoja twarz do mojej. Poczułam jego miękkie usta na swoich. Zaczął delikatnie i spokojnie. Całował tak, jakbym była za krucha, by dać radę na więcej. Przepełniało mnie ciepło. Moje serce było szczęśliwe.
Przerwał pocałunek, nie puszczając mojej twarzy ze swych dłoni.

- Przygotowałem dla ciebie niespodziankę - powiedział, patrzac mi głęboko w oczy. Zagryzłam wargę.

- Ty jesteś dzisiaj moją niespodzianka - powiedziałam, składając na jego ustach pocałunek. Byłam zachlanna. Pragnęłam go, już, teraz, na tej drodze.

- To nie koniec na dziś. Jedziemy do mnie. - rzucił, zapinając mój pas. Byłam zaciekawiona, nie sprzeciwiałam się. Nie chciałam po prostu popsuć tego wieczoru. Liczył się tylko on. Zapomniałam nawet, o poleceniu służbowym pana Michaela. William całą drogę skupiony był na prowadzeniu auta. Nie mogłam przestać na niego patrzeć. Nie wierzyłam, że tu jest. Przyjechał do mnie. Uśmiechałam się sama do siebie.

- Jesteśmy - oznajmił, zerkając na mnie kątem oka. Odwróciłam głowę i ujrzałam ten cudowny piękny dom. Zrobiło mi się jakoś cieplej. William zaparkował pod domem, otworzył mi drzwi i podał rękę. Nie bałam sie. Pewnie wysiadłam z auta. William ani na moment nie puścił mojej ręki. Trzymał mnie mocno i pewnie. W środku cała skakałam z radości. Wiedziałam, że mija się to z tym, co miałam zrobić, ale nie obchodziło mnie to wtedy. Po raz pierwszy od dawna czułam, że dobrze robię. W domu wszystko wyglądało jak wtedy, gdy mnie stamtąd ' wyrzucił ' . Po za jednym. Dzisiaj unosił się tam niesamowity zapach.

- Co tak pachnie?- zapytałam, kierując się do jadalni. Znieruchomiałam. Stół był zastawiony jedzeniem i piękną, jak się mogłam domyślać, prawdziwą porcelanową zastawą. Wszędzie było mnóstwo świec i kwiatów. Przyłożyłam rękę do ust. Tak jakbym bała się, że palne coś głupiego. William podszedł do mnie, objął od tyłu i szepnął we włosy :

- Miałaś ochotę na kolację i wino. Więc proszę - byłam zachwycona. Tylko on potrafił być taki, nieprzewidywalny. Jednego dnia jest w Nowym Jorku i wysyła mi bukiet kwiatów, po czy na drugi dzień czeka pod firmą...

- Ale...Jak...Dziękuję William - powiedziałam, odwracając się. Wtuliłam się w niego z całych sił. Zaśmiał się cicho, po czym skierował mnie do stołu.
Jedliśmy, rozmawiając jak nigdy wcześniej. Spokojnie i czule. Był taki idealny, taki mój.

- Dolać ci wina?- spytał, gdy już zebrał brudne talerze. Uśmiechnęłam się, podając mu pusty kieliszek.

- Było pyszne - oznajmiłam.

-Cieszy mnie to. Mam jeszcze jedną niespodziankę. Ale musisz chwilę zaczekać. - powiedział, całując moją dłoń. Byłam oczarowana. Ten dzień był idealny, no może nie od samego rana, ale od momentu pojawienia się Blayka, byłam sobą. W czasie gdy William zniknął, weszłam do kuchni by pozmywać. Chociaż tyle mogłam zrobić ,za tak dobra kolację.

-No, no. Całkiem niezły widok - mruknął, oparty o framugę drzwi. Uśmiechnęłam się, gdy widziałam jak obserwuje mnie pocierając dłonią o brodę. Wytarłam mokre ręce w kuchenna ścierkę, i powolnym krokiem podeszłam do niego. Miałam już lekki szum w głowie od wina, więc zrobiłam się nie co odważniejsza. Położyłam rękę na kego torsie. Poczułam, jak przyspiesza mu oddech. Był tak samo podniecony jak ja. Zaczęłam powoli rozpinać jego koszule. Moja kobiecość az krzyczała, że pragnie go poczuć w tej chwili. Nagle William złapał mocno moje nadgarstki.

- Jeszcze nie teraz moja piękna. Mam niespodziankę na górze - mruknął i pociągnął mnie na schody.
S

zliśmy w stronę łazienki. Zdziwiłam się, bo myślałam, że od razu przejdziemy do sypialni. William otworzył powoli drzwi i poraz kolejny dziś sprawił, że zabrakło mi słów. Wanna była napełniona gorąca woda z płynem do kąpieli, o kuszącym owocowym zapachu. Kolejne pomieszczenie pełne świec. Na półce przy wannie stała lampka wina.

- Muszę przyznać, że jesteś niesamowity - powiedziałam, przytulając go.
Powoli odpinał mi sukienkę. Delikatnie zsunął ją na ziemię. Dobrze, że los chciał, żebym ubrała nowa bieliznę. Popatrzył na mnie i pocałował moje ramiona i kark.

- Tęskniłem...Cholernie tęskniłem - mówił, dotykając dłonią mojego brzucha. Czułam ciarki na całym ciele. Czułam jak moja kobiecość traci kontrolę. Pragnęłam go. Chciałam, by kochał się ze mną cala noc. Odpiął mi stanik. Odwrócił mnie przodem do siebie. Z pożądaniem spojrzał na moje dwie nagie piersi. Dotknął je delikatnie, po czym mocno ścisnął. Wydałam z siebie cichy jęk. Kucnął przede mną i ściągał ze mnie majtki. Robił to bardzo erotycznie. Wstał, trzymając majtki w dłoni. Powąchał je. Czułam się lekko skrępowana. Spojrzał na mnie wzrokiem chętnym na wszystko. Podszedł do mnie i pocałował mnie bardzo mocno i namiętnie. Nasze języki szalały, gdy co rusz spotykały się na drodze. Oderwał się ode mnie i wskazał wzrokiem, żebym weszła do wanny.
Zostawił mnie na dwadzieścia minut samą. Mogłam odpocząć i zrelaksować się. Za to, byłam mu bardzo wdzięczna.
Czułam się okropnie, mając w świadomości, że zostawiłam mu ten list.

Jak mogłam go prosić, by o mnie zapomniał? No jak? Czuje coś do tego mężczyzny. Jestem okropna.

Ciepła męska dłoń dotknęła moich mokrych włosów.

- Jak się czujesz? - zapytał.

- Cudownie - rzekłam, przymykaj oczy.

- Chodź Amy...To jeszcze nie koniec - szepnął.
Weszliśmy do sypialni. Stanął na przeciwko mnie. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Uśmiechnął się zadziornie. Stał już bez koszuli i bez spodni. Uwielbiałam jego umięśnione ciało. Podszedł do mnie i rozwiązał sznurek od podomki.

- William - szepnęłam cicho - przepraszam - spojrzał na mnie zdziwiony - Za list, za ten cholerny list. Przepraszam.

- Nie musisz. Nigdy bym nie zrezygnował z ciebie. Mogłabyś to pisać milion razy Amy, a i tak byłabyś moja - po tych słowach, zrzucil ze mnie podomke i przyciągnął do siebie. Chwycił pewnie za włosy i odchylił moją glowe. Pocałował mnie po policzku, zjeżdżając w dół. Po moim ciele rozchodziło się przepelniajace erotyzmem uczucie. Położył mnie na łóżko i zawisł nade mną. Przyglądał mi się uważnie, uśmiechając się kusząco. Chciałam, żeby już we mnie wszedł. Żebym mogła jęczeć z rozkoszy jaka mi daje. Nawet nie zauważyłam, kiedy zdjął z siebie bokserki. Patrząc na mnie, zjechał ręką w kierunku mojej kobiecości. Nie musiał się starać, żebym była mokra. Na sam jego widok, stawałam się podniecona. Zataczal przyjemne kółeczka, zaczynałam cicho pojekiwac. Nagle poczułam, jak jego dwa palce wbijają się we mnie.

- Ohhhh William....- jeczelam, przy każdym posunieciu ręką. Całował moją szyję na zmianę z piersiami. Przy każdy wejściu, delikatnie zasysał sutki. Dawał mi takie doznania, o jakich mogłam pomarzyć. Kiedy już miałam dojść, wyjął palce i powoli wsunął się we mnie, całym soba. Poruszał się powoli ale stanowczo. Całował mnie całą. Nie mogłam złapać tchu.

- Amy...Tak bardzo cię kocham...- wysyczal w moje ucho. Po tych słowach czułam, jak moje ciało zaczynało eksplodować.

- William ....Ohhhh...TAAAK!- krzyknęłam, wbijając paznokcie w jego plecy. Skończył razem ze mną. Złożył delikatny pocałunek na moim czole i opadł na poduszkę obok. To był najpiękniejszy moment, odkąd jestem w Paryżu. Dzięki niemu.

To mój William...Mój...

Leżałam oparta głową o jego silny, męski tors. Oddychał spokojnie, jego serce biło moim ulubionym rytmem.

- William, co będzie dalej? - zapytałam. Poczułam, jak składa pocalunek w moje włosy.

- A co byś chciała by było?

- Szczescie i miłość. To by mogło być. Tylko...- przerwalam. Czułam, że rozmowa może zepsuć nastrój, jaki między nami panował.

- Tylko co Amy?- zapytał. Nadal milczałam - Amy? Odpowiedz, proszę. - był stanowczy. Głos miał chłodniejszy niz chwilę temu.

- Tylko ja nie wrócę do Nowego Jorku. A ty nie zamieszkasz w Paryżu. To się nie uda - schowałam twarz w poduszkę. William od razu zareagował. Zbliżył się do mnie, próbując obrócić mnie w swoją stronę.

- Spójrz na mnie - powiedział, odgarniajac włosy z mojej twarzy - Nic ani nikt mnie z tobą nie rozdzieli. Nie ma takiej siły, która by sprawiła, że zrezygnuje. Nawet kilometry mnie nie powstrzymaja, przed uczuciem jakim cię darze. Rozumiesz? - zapytał. Patrzyłam na niego z zachwytem i strachem jednocześnie - Powiedz, że rozumiesz! - warknal .

- Rozumiem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro