Rozdział 42.
Stałam przed lustrem w długiej czarnej sukni. Włosy miałam zarzucone na bok, lekko pofalowane. Patrzyłam na siebie i przyglądałam się, czy udało mi się ukryć zmęczenie. Przez chwile zastanawiałam się, czy lekarz mógł mieć racje. Czy ja naprawdę mogę być w ciąży? Co ja powiem William'owi? Jak wtedy będzie wyglądało nasze życie? Przecież ja jestem za młoda...nie jestem w ogóle gotowa...Nie...Amy! Nie ma żadnej ciąży. To wszystko stres i brak witamin! Tak właśnie starałam się myśleć. Inaczej, zadręczyłabym się na śmierć. Chwyciłam małą kopertową torebkę i zeszłam na dół. William stał przy drzwiach, w czarnym idealnie skrojonym garniturze. Nie mogłam się napatrzeć. Wyglądał jak milion dolarów. I pachniał obłędnie. Schodząc po schodach, serce waliło mi tak jak przed balem maturalnym. Poczułam na sobie jego wzrok. Pełen pożądania i zachwytu. Nagle z niewiadomych przyczyn, zawstydziłam sie. Jego spojrzenie sprawiło, że poczułam sie jak nastolatka.
- Wyglądasz....pięknie - powiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku. Uśmiechnęłam się. Podeszłam do niego.
- Pan również, panie Blayk - poprawiłam mu krawat. Gdy moje dłonie muskały lekko jego podbródek, cały się spinał. Wyszliśmy razem do samochodu. W drodze do hotelu William zerkał na mnie, myśląc, że tego nie widzę.
- Wie pani , panno Clais co zrobię, gdy wrócimy do domu? - zapytał nagle. Jego głos był tajemniczy i intrygujący. Zagryzłam wargę czując, że na mnie patrzy.
- Nie, nie wiem panie Blayk - odpowiedziałam mu szeptem. Poprawił się na siedzeniu. Oddychał ciężej niz przed wejściem do auta. Miedzy nami kipiało wręcz pożądanie. Położył mi rękę na udzie i sunął do góry. Spięłam się cała automatycznie. Zabrakło mi powietrza.
- Zedrę z pani te sukienkę...i z przyjemnością odkryje fakt, że jest pani naga...- mruknął, zaciskając dłoń na udzie. Starałam się ukryć uśmiech. Potrafił mnie zadziwiać. Jego sposób mówienia, taki otwarty i konkretny. Lubiłam to, mimo że często czułam sie przez to skrępowana. Po chwili przez okno, ujrzałam mnóstwo świateł, czerwony dywan i tłum ludzi. Fotoreporterzy ustawieni byli po bokach dywanu. Przed wejściem było kilkunastu ochroniarzy. Nie spodziewałam się takiego hucznego otwarcia hotelu. Zerknęłam na William'a, na jego twarzy malował sie spokój. Natomiast ja, byłam cala w nerwach. Zdałam sobie sprawę, że będzie tam mnóstwo ludzi. Zatrzymaliśmy się i drzwi z mojej strony otworzył mi jakiś mężczyzna. Podał mi dłoń, by pomóc mi wysiąść z auta. Stanęłam niepewnie na nogach i zalał mnie błysk fleszy. Próbowałam się uśmiechać. Poczułam jak William staje obok mnie i chwyta mnie za rękę. Dziękowałam mu za to, ze nie krył sie z uczuciem, jakim mnie darzył. W innym wypadku na pewno po dwóch krokach, leżała bym jak kłoda na środku tego, na pewno drogiego dywanu. Nim zdążyliśmy wejść do środka, zaczepił nas jakiś reporter.
- Panie Blayk! Czy to jedyny pański hotel, jaki powstał tu w Paryżu?
- Sam jeszcze tego nie wiem. Gdybym miał otwierać tutaj sieć hoteli, musiałbym byc tu na miejscu - spojrzał na mnie - Wszystko zależy od mojej dziewczyny - dodał, uśmiechając sie do mężczyzny. Zrobiłam wielkie oczy. Mieszkać w Paryżu? Zostawić Nowy Jork? Prace i rodzinę? Musiałam zostawić sobie ten zestaw pytań na później.
Weszliśmy do środka. Oniemiałam z wrażenia. William doskonale wiedział, jak sprawić zachwyt w oczach innych. Udaliśmy sie do wielkiej sali, która jak to William powiedział, będzie służyła jako restauracja. Była piękna. W ciemnych kolorach z klimatem przygaszonych świateł. W tle grali muzycy. Pełno kwiatów, które tak bardzo uwielbiałam. Nagle przy jednym ze stolików ujrzałam Debby z mężem. Nie mogłam uwierzyć, ze William zaprosił też ich. Szybko do nich podeszłam.
- Debby! - zawołałam. Moja przyjaciółka wyglądała przepięknie. Długa bordowa suknia na długi rękaw. Włosy miała spięte w ciasnego koka. Jej mąż również wyglądał wspaniale - Jesteście! Jak sie ciesze - dodałam, ściskając Debby.
- Amy, wow! Wyglądasz jak gwiazda! - powiedziała Debb. Uśmiechnęłam sie - Powiem ci, że ten twój William to ma gust...i do hotelu i do kobiet - dodała z radością. Rozglądałam sie po sali aby zobaczyć, kto zaszczycił mojego mężczyznę swoja obecnością. Zamarłam gdy zobaczyłam jak z kieliszkiem wina w moja stronę, szedł Niv. Na moment serce mi stanęło. Nie spodziewałam się, że go tu zobaczę. Wyglądał...Zniewalająco. Stanął na przeciwko mnie i uśmiechnął się. W taki sposób w jaki nie powinie się uśmiechać. Rozejrzałam się czy nigdzie nie ma w pobliżu Will'a.
- Witam panno Clais..- rzekł, upijając łyk wina.
-Co ty tu robisz? - zapytałam. Z niewiadomych dla mnie przyczyny, byłam przerażona jego obecnością.
- No też się zszokowałem, gdy otrzymałem zaproszenie. Jak widzisz, twój....Blayk chciał się wkupić w łaski - oznajmił ze śmiechem. Zauważyłam jak w naszą stronę szedł William. Nie był zadowolony, że rozmawiam z Niv'em. Zaczęłam panikować.
- Niv, proszę cię, nie mów William'owi o mojej propozycji, i że byłam u ciebie...- poprosiłam go. Rzucił mi pytające spojrzenie i nim zdążył mi odpowiedzieć, William stał już obok.
- Przeszkadzam? - zapytał.
- Nie, skądże. Rozmawiamy sobie o...Pracy - oznajmił Niv. Byłam zdenerwowana.
- Mhm...Jak ci się podoba hotel, Connor?
- Hmmm muszę sprawdzić pokoje - spojrzał na mnie - I dopiero wtedy ci odpowiem - uśmiechnął się, biorąc łyk wina - No nic, idę się rozejrzeć, mnóstwo tu pięknych kobiet - pożegnał się i zniknął w tłumie. William nachylił się i szepnął mi do ucha.
- Nie stresuj się aniołku...Nie jestem zazdrosny.
Uśmiechnęłam się niepewnie. Próbowałam się opanować. Dostałam od kelnera kieliszek wina. Trzymając go w ręku, zastanawiałam się, czy powinnam pić. Jeżeli jestem w ciąży, byłoby to zakazane ale...Walić to. Wypiłam alkohol duszkiem. Razem z William'em chodziłam od stolika do stolika, witając gości. Ciągle czułam na sobie wzrok Niv'a. Obserwował każdy mój ruch. Krępowało mnie to.
William wyszedł na środek sali i ogłosił oficjalne otwarcie hotelu razem ze sztabem ludzi, którzy pracowali nad tym projektem. Mnóstwo braw i kwiatów. Poczułam się źle i wyszłam na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Wyszłam na duży taras na parterze. Oparłam się o balustradę i zaczęłam głęboko oddychać. Czułam jakby tego wszystkiego było za duzo.
- Przepych i sława, to chyba nie dla ciebie, co? - usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Niv'a. Był już lekko wstawiony.
- Na tym zależy mi w życiu najmniej - odpowiedziałam. Podszedł bliżej i stanął obok. Starałam się na niego nie patrzeć.
- Dlaczego go okłamujesz? - zapytał nagle. Wyprostowałam się i wzięłam łyk wina. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, bo sama nie wiedziałam dlaczego nie powiedziałam William'owi prawdy - Oh Amy...Wiesz jak działasz na mężczyzn, którzy wdali się w znajomość z tobą?
- Jak? - zapytałam niepewnie.
- Jak narkotyk. Pojawiasz się, wywracasz świat, porywasz za serce...A najgorsze jest w tobie to, że nie można cię mieć jak każda inna kobietę - powiedział. Nie spodziewałam się takich słów od Niv'a. Byłam zdezorientowana. On wydawał się taki spokojny i opanowany.
- No...Nie wiem co mam ci powiedzieć - mruknęłam.
- Nie mów nic. Popierdoliło mi się w głowie przez ciebie...- znowu wziął łyk wina. Dopił je już w zasadzie do końca. Popatrzył na mnie - Ten Blayk, to cholerny szczęściarz. Lepiej żeby tego nie spierdolił, co? - zaśmiał się. Miałam ochotę wydrapać mu oczy, za ten jego arogancki ton. Odwróciłam się i już chciałam odejść, kiedy złapał mnie za rękę.
- Przyjedź jutro do mnie do biura. Omówimy szczegóły oferty, jaką mi złożyłaś - wyrwałam się z uścisku i nie mówiąc nic, odeszłam.
Wyminęłam kilku gości i szukałam w tłumie William'a. Zauważyłam, że stoi z dwójką ludzi i o czymś rozmawiają. Gdy zbliżałam się w ich kierunku przecierałam oczy, czy aby na pewno dobrze widzę.
- Nora? - zapytałam. Moja siostra odwróciła się i uraczyła mnie najpiękniejszym uśmiechem świata. Nora wpadła w moje ramiona. Przytulała mnie bardzo mocno. Tęskniła.
- Cześć siostrzyczko. Pokaż mi się - powiedziała i zmierzyła mnie z góry na dół - No no...Mam piękna siostrę - dodała. Nagle usłyszałam znajomy głos. Dreszcze przeszły przez moje ciało.
- Amy...- odwróciłam się powoli. I zobaczyłam go.
- Tata? - to w jakim byłam szoku, wiedział tylko William, który przyglądał się mojej reakcji - O Boże...Tato - zaczęłam płakać. Czułam, że potrzebowałam jego obecności. Tak cholernie za nim tęskniłam. Ponad rok nie miałam z nim kontaktu i kiedy myślałam, że właśnie tak ma być, to właśnie w tej chwili uświadomiłam sobie, że żyłam w błędzie. Przytulając ojca, spojrzałam na William'a. Wzrokiem podziękowałam mu za zaproszenie taty i Nory.
- Pięknie wyglądasz - zaczął tata - Amy, powinienem Cię przeprosić. To nie twoja wina, że mi i mamie nie wyszło. Wybacz mi dziecko - powiedział. Nie umiałam się na niego gniewać. Zależało mi na nim. Był moim ojcem, który zaklejał plastrem rozwalone kolana, gdy byłam dzieckiem.
- Nie przepraszaj mnie tato. Ja się nie gniewam - odpowiedziałam. Nora stała obok i wyglądała na równie szczęśliwa co ja.
Gdy ochłonęliśmy William zabrał tatę, by pokazać mu swoje biuro. Zostałam sama z Nora. Postanowiłam wypytać ją o Erick'a.
- Czy u ciebie wszystko ok? - zapytałam.
- Tak, a dlaczego pytasz?
- Wiesz Nora...Chodzi mi o Erick'a..Bo wy...- nie chciałam jej denerwować.
- Bo my co? Było minęło, Amy - odpowiedziała. Po minie widziałam, że jednak nie minęło.
- Mi możesz powiedzieć - powiedziałam. Wzięła wdech.
- To skomplikowane Amy. Nawet nie wiesz jak bardzo. Ja i on...Nie, tego już nie ma - oznajmiła i zaczepiła kelnera z taca. Podała mi kieliszek a sobie wzięła dwa. Chciała zapić uczucia.
- Kto jak kto, ale ja doskonale wiem, jak to jest żyć w skomplikowanym związku - zaśmiałam się. To była prawda. Tkwiłam w czymś zupełnie nienormalnym - Siostra, nie blokuj się na niego. Nie zależnie co zrobił...
- Wystarczy mi to, że to twój brat! - warknęła - Nie rozmawiajmy o tym. To ważny dzień dla ciebie i William'a - dodała i wypiła duszkiem dwa kieliszki alkoholu. Zastanawiałam się, czy faktycznie chodziło tylko o to, że byl to mój brat, czy może jednak było coś jeszcze na rzeczy.
Razem z William'em z imprezy wyszliśmy późno w nocy. Byłam cholernie zmęczona. Oparłam głowę o ramię ukochanego.
- Tylko nie zasypiaj. Chce cię dzisiaj mieć - oznajmił. Zaśmiałam się, gdy usłyszałam poważny ton w jego głosie. Aż go nosiło, by mnie dotykać, całować. Uwielbiałam gdy taki był. Władczy. Poczułam jak wszystko wokół zaczynało się kręcić. Nagle serce przyspieszyło, myślałam, że to przez wino...Ale po chwili zaczęło mi piszczeć w uszach..
- W..William...ja...Chyba zemdleje...- po tych słowach nie pamiętam już nic. Urwany film. Czarna dziura.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro