Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 35.

- Lepiej późno niż wcale...- usłyszałem głos za swoimi plecami. Odwróciłem się gwałtownie. Jego widok sprawił, że zagotowało się we mnie.

- Jeszcze ciebie mi tu brakowało - warknąłem. Uśmiechnął się ironicznie i podszedł bliżej. Położył przed szara tabliczka, bukiet czerwonych róż. Ten gest uświadomił mi, że ten człowiek dalej darzy Layle silnym uczuciem.

- Po co tu przyszedłeś? Nie odwiedzałeś jej latami - oznajmił.

- Nie twój interes - warknąłem. Nie lubiłem, jak ktoś wytyka mi błędy. Szczególnie jeżeli robił to mój ojciec.

- Szkoda mi ciebie, synu. Jesteś mało inteligentny. Powinieneś wszystko zakończyć. I doskonale wiesz o czym mówię. Ta dziewczyna, to pomyłka. Jedna wielka pomyłka. A jak widzisz, mam znajomości i naprawdę dużo mogę - powiedział.

- Tym razem, nie uda ci się mnie zniszczyć. Amy to nie Layla! Po co to robisz? Skąd w tobie tyle jadu?! - zapytałem. Liczyłem, że może w tym miejscu uda mi się ruszyć w nim chociaż trochę uczuć.

- Skąd? Nie rozśmieszaj mnie. Zabrałeś mi Layla. Namąciłeś jej w głowie...Krzywdziłeś ją!

- Tak samo jak ty krzywdziłeś mnie i mamę latami!!! - krzyknąłem. Rozejrzał się po cmentarzu, czy nikt przypadkiem nas nie podsłuchuje. Widziałem jak zaciska pięści ze złości.

- To nie to samo William! Kochałem ją, rozumiesz? Ona mogła wszystko zmienić...Wszystko! A ty to zepsułeś! To przez ciebie jestem jaki jestem! Nie chciałem cię! Ale twoja matka to, taka uparta suka! Więc miała co chciała! - powiedział. Nie wytrzymałem. Uderzyłem własnego ojca. Nie czułem nic prócz pogardy dla niego.

- Jesteś dla mnie śmieciem Carl. Powinieneś się cieszyć, że jeszcze żyjesz... - ominąłem leżącego na ziemi Carl'a i szybkim krokiem, udałem się do samochodu. Musiałem ochłonąć. Tego było za dużo. Pękało we mnie wszystko.
Dopiero w samochodzie zauważyłem łzy na swoich policzkach. Ruszyłem spod cmentarza z piskiem. Instynktownie kierowałem sie w stronę swojego rodzinnego domu. Musiałem porozmawiać z mamą. Przebiłem się przez korki dosyć szybko i znalazłem się przed domem.

- William? A co Ty tu robisz? - zapytała mama, gdy wszedłem do środka. Podeszła i pocałowała mnie w polik.

- Musimy porozmawiać - powiedziałem. Wszedłem dalej by usiąść. Z nerwów ledwo stałem na nogach. Nie mogłem sie podnieść, czułem sie rozbity.

- Synku co sie dzieje? Pokłóciłeś się z Amy? - pytała.

- Nie mamo, Amy jest w więzieniu - po tych słowach zakryła usta, jakby bała się wydać z nich jakikolwiek dźwięk - I to twój mąż ją tam wsadził. Możesz mi wyjaśnić jego zagrania? - usiadła na przeciwko mnie. W oczach miała strach. Ogromny strach. Wszystkiemu winien był Carl.

- William ja nie mogę....nie mogę...po prostu nie...- zaczęła płakać. Nie wiedziałem co ukrywa.

- Mamo...Co sie dzieje? Co przede mną ukrywasz? - jej milczenie doprowadzało mnie do szału - Mów! - krzyknąłem. Spojrzała na mnie oczami pełnymi obaw, ale chyba już wiedziała, że czas ukrywania tajemnic dobiegł końca.

- Carl, to była moja jedyna deska ratunku, gdy byłam młoda. Nasze rodziny się znały. Wychowywaliśmy się niemalże razem. Od zawsze był samotnikiem i gburem. Ale przyjacielem był cudownym. Kiedy miałam osiemnaście lat zaszłam w ciąże z chłopakiem, którego kochałam nad życie. Cieszyłam się. Mieliśmy razem wyjechać. Jednak stało się inaczej. Twój dziadek nie popierał tego. Zmusił mnie i Carl'a do ślubu. Aby dziecko miało lepsze życie....

- To ja jestem tym dzieckiem? - zapytałem. Bałem się odpowiedzi. Nie byłem na to przygotowany.

- Tak synku...Nie jesteś synem Carl'a - powiedziała ściszając głos. I nagle spadł mi kamień z serca. Poczułem się nie tylko okłamywany, ale również wyzwolony - Na początku było cudownie. Dbał o nas, starał się..próbował nas pokochać...Ale Matt...Próbował nas odnaleźć. Chciał cie poznać...odzyskać. I tego Carl nie wytrzymał. Pękło w nim coś, co sam budował i stał się zły, oschły i nie czuły. Katowanie nas było jego odskocznią. Znosiłam to, bo czułam, że jestem mu to winna. Nigdy nie umiałam go pokochać, moje serce zawsze należało do Matt'a. Po latach pojawiła się Layla. Tak bardzo przypominała mnie z czasów młodości i Carl poczuł, że może odzyskać to, co stracił. Zakochał się w niej. Była w tym samym wieku co ja, gdy się poznali. Radosna, pełna życia...piękna...- urwała, by otrzeć łzy, słuchałem jej w skupieniu - A wtedy ty...odebrałeś mu ją...Tak samo jak Matt odebrał mu mnie....Poczuł to dwa razy. Dwa razy zniszczono jego serce...- nie umiałem wydobyć z siebie żadnego słowa. Jakbym zapomniał języka w buzi. Wstała i podeszła do mnie. Chwyciła moją dłoń - Przepraszam William, że mówię ci to dopiero teraz. Wybacz mi synku.

- Mamo...Co ja mam zrobić? Jak mam pomóc Amy?

- Nie wiem kochanie, naprawdę nie wiem czy można to jakoś zatrzymać...-powiedziała. Zszokowany informacjami o swoim życiu, wyszedłem. Było tego za dużo. Odziedziczyłem cechy po człowieku, z którym nie byłem związany krwią. Przelał na mnie wszystko, co było w nim złe i karał mnie dalej. Miałem innego ojca. Gdzieś w świecie żył lub tez nie żył, mój prawdziwy ojciec. A ja nie wiedziałem jak mam ocalić ukochaną kobietę...Dźwięk telefonu wyrwał mnie z rozmyśleń.

- Niv? - rzuciłem, gdy tylko zobaczyłem numer, jaki wyświetlił się na moim telefonie.

- No, słyszę po głosie, że bardzo się za mną stęskniłeś. Jestem w mieście. Możemy się spotkać? - zapytał. Umówiliśmy się w moim mieszkaniu. Tam mogliśmy omówić cały plan zeznań.

Niv czekał na mnie pod BHC. Nie wierzyłem, że ten facet będzie moja ostatnia deska ratunku. Bez słowa wjechaliśmy na górę. Weszliśmy do mieszkania.

- Dobra Blayk, do rzeczy, bo ja nie mam za dużo czasu to raz a dwa, nie chętnie ci pomagam - rzucił. Podałem mu szklankę z whisky.

- Napij się, bo na trzeźwo tego nie ogarniesz - mruknąłem. Spojrzał na mnie spode łba. Nie był zadowolony tak samo jak i ja - jak już wiesz, Amy jest w więzieniu. Została oskarżona o spowodowanie tego wypadku z premedytacją. Mój ojciec tzn Carl Blayk przyczynił się do tego, by ją zamknęli. Jest to osobista kara dla mnie. A ty...ty jesteś jedynym punktem zaczepienia w tym popieprzonym teatrze - dokończyłem. Niv zdążył wypić całego drinka, jakiego ode mnie dostał i przez chwilę nie mówił nic.

- Sądzisz, że moje zeznania ją oczyszcza z zarzutów?- zapytał

- Nie. Ale sprawią, że będzie mogła przejść na areszt domowy...Będziemy mieli trochę więcej czasu, by przekonać Carl'a do zmiany...- powiedziałem. Sam w to nie wierzyłem, ale było to jedyne logiczne rozwiązanie. Niv po ustaleniu ze mną szczegółów, wyszedł. Zostałem sam. W sypialni nadal unosił się zapach perfum Amy. Pragnąłem by już wróciła do domu. Do mnie. Marzyłem by to wszystko skończyło się jak najszybciej, by zabrać ją jak najdalej stąd. By razem zacząć wszytko od nowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro