Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18.

Siedziałem w restauracji, czekając na Molly. Chciałem mieć to za sobą i wrócić do Nowego Jorku. Henry przekazał mi, że Amy właśnie wyleciała z Paryża. Nic mnie tu nie trzymało. Hotel otwieram dopiero na jesień, więc byłem tu zbędny.
Kelner podał mi dwie karty, zamówiłem wodę i czekałem. Minęło dwadzieścia minut a jej dalej nie było. Działała mi na nerwy. Próbowałem do niej zadzwonić ale nie odbierala telefonu. Po trzydziestu minutach, weszła do restauracji.

- Czesc. Mam chwilę. Czego chcesz?- rzuciła, stojąc nade mną.

- Nie znasz się na zegarku? Siadaj - oznajmilem. Wykręciła oczami i usiadła.

- Do rzeczy Willi.

- Możesz mi powiedzieć w co ty grasz? Załatwiliśmy nasze sprawy już dawno temu. Zapłaciłem ci tyle, ile żądałaś! Malo ci?- warknalem. Uśmiechnęła się złowrogo, zarzucając włosy na bok.

- Nie Willi. Nie załatwiliśmy wszystkiego. Zrujnowałeś mi życie. Musisz za to zapłacić - scisnalem pięści. Nienawidziłem jej. Z całego serca jej nienawidziłem.

- O czym ty mówisz Molly?!

- Posłuchaj mnie. Zniszczę wszystko co zbudujesz. Nie zaznasz szczęścia. Zabrałeś mi wszystko co miałam! Kochałam cię Willi. A ty dla tej dziewuchy wyrzuciłeś mnie jak śmiecia! Myślisz, że ujdzie ci to na sucho?- mówiąc to, widziałem jak cała się gotuje.

- Wiem co zrobiłem. Wiem jak bardzo cię skrzywdzilem. Ale nie tylko ty musisz żyć ze świadomością, że naszego dziecka już nie ma. Czasu nie cofnę. Ale trzeba się pogodzić z tym...

- Nie!!! Ja nie będę się godzi z tym, co mi zrobiłeś. I nie chodzi już o dziecko. Bo gdyby ono było, cierpiało by jak ja! Chodzi o to, że zrujnowales mnie od środka. Zabiłeś mnie!!!! Nie będziesz szczęśliwy. Nigdy! - krzyknęła i wstała od stołu. Rzuciła we mnie serwetka, która ściskala w dłoniach i wyszła. Byłem zdezorientowany. Wiedziałem, że to będzie trudniejsze niż zakładałem. Zostawiłem kelnerowi gotówkę za wodę i wyszedłem.
Nie sądziłem, że jest taka zawistna. Nie mogłem tego tak zostawić. Musiałem to zakończyć. Raz na zawsze. Ale najpierw musiałem wszystko dokładnie przemyśleć. Mieć plan, za nim po raz drugi podejmę kroki w stosunku do Molly.

****

- Sofi, ja nie mam planu na dalsze życie...- mówiłam, pijąc kawę w Light Caffee. Nareszcie czułam się dobrze. Powrót do Nowego Jorku po niespełna miesiącu pobytu w Paryżu, to najlepsza decyzja.

- Nie planuj nic. Zostań tu. Prace dostaniesz u nas. Powinnaś odpocząć od tych korporacji. A nam przyda się para rąk do pracy - oznajmiła ciepło. Miała racje, powinnam zająć się czymś zupełnie innym niż ekonomia.
Spędzałam w Light Caffee każdy dzień. Zajmowałam myśli praca. Dni mijały mi szybko. Nim się zorientowałam, byłam w Nowym Jorku od dwóch tygodni. Z William'em nie miałam żadnego kontaktu. Za to Niv dzwonił i pisał niemal codziennie.
Wstałam o siodmej rano. Wykapalam się, wyciągnęłam z szafy podziurawione jeansy i biała koszulkę. Pomalowałam się lekko i związałam włosy w niechlujnego koka. Ubrałam trampki i wybiegłam z domu. Lubiłam chodzić do pracy przez park. Szczególnie w tak cudowna pogodę.
Kupiłam w pobliskim kiosku gazetę i usiadłam na ławce.

-Amy? - usłyszałam dobrze znajomy głos. Powoli podniosłam głowę. Niv stał na przeciwko mnie, trzymając w dłoniach kubek kawy. Wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle.

- Niv? Czesc..- mruknęłam nie spuszczając z niego wzroku.

-Mogę?- zapytał, wskazując na wolne miejsce obok mnie.

-Jasne..- zapadła cisza między nami.

-Pięknie wyglądasz - zaczął - Zupełnie inaczej niż w biurze - uśmiechnął się. Serce zabiło mi mocniej.

- Dziękuję. Co ty tu robisz?- zapytałam.

- Wyskoczyłem po kawę. W zasadzie, zaraz powinienem być na zebraniu w Ellite Group – jego wzrok wbity był w moje oczy. Przyglądał mi się - Mimo wszystko próbuje ratować ten projekt.

- No tak, rozumiem. Powodzenia życzę - oznajmiłam.

- Amy zjesz ze mną kolację?- zapytał, wstając z ławki. Zaskoczył mnie. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Z jednej strony chciałam, żeby wyrwać się z domu i móc się zabawić ale z drugiej czułam, że mogę źle zrobić. Przecież William...Był ciągle w moim sercu...

- Zjem - odpowiadam, uśmiechając się delikatnie. Niv stał się jakby radośniejszy.

- Mam twój numer, to zadzwonię i się umówimy, lecę już. Dozobaczenia Amy - rzuca i odchodzi zadowolony. Patrzyłam jak znika mi z pola widzenia. Wychodzę na kolację z Niv'em Connor'em. To tylko kolacja. Spotkanie dwójki znajomych. Nic poza tym.
W Light Caffee dzisiaj nie było dużo pracy. Zamiotłam podłogi, przetarlam stoliki, uzupełniam cukier i serwetki.

- Bryan, pomożesz mi przestawić te dwa stoliki?- zapytałam. Chłopak uśmiechnął się i od razu podszedł by mi pomóc.

- Jesteś dzisiaj jakaś inna - mówi, spoglądając na mnie. Uniosłam jedną brew w geście zdziwienia.

- Ja? Nie, wydaje ci sie. O, teraz to wygląda lepiej. Dziękuję - klepie go po ramieniu i idę w kierunku zaplecza. Odwracam się jeszcze w stronę Bryana, który stoi i kiwa z niedowierzaniem głową. Weszłam do magazynu po skrzynkę z napojami. Wracam na salę.

- Amy, dostałaś kwiaty - woła Bryan, gdy tylko staje w drzwiach. Patrzę na bukiet czerwonych róż. Nie lubiłam takich kwiatów. Wiedziałam, że jedyną osobą, która ich nie przyslala, był William. On wiedział jakie kwiaty uwielbiam. Odkładam zgrzewke na podłodze i zabieram kwiaty od Bryan'a. Wyciagam liścik.

Randka z tobą, to jak wygranie losu na loterii. Będę po ciebie w tej kawiarni po szóstej. Niv.

Zrobiło mi się miło, że przysłał kwiaty. Jednak słowo ' randka ' nie pasowało mi wcale. Ja traktowałam to jak zwykle koleżeńskie spotkanie. Bałam się, że Niv pomyśli inaczej. Włożyłam bukiet do wazonu i wróciłam do pracy. Czas zleciał dosyć szybko. Nim się obejrzałam była prawie osiemnasta. Do kawiarni wszedł Niv. Ubrany inaczej niż zwykle. Jeansowe spodnie, szara bluzka zapinana u góry na trzy guziki i ciemne sportowe buty. Był zadowolony.

- No proszę, Niv Connor bez garnituru. Szok - zaśmiałam się, ścierając rozlana kawę z blatu stolika.

- Zaskoczona co? Nie zawsze jestem sztywniakiem - mówi, nachylajac się nad moim uchem. Krece głową z uśmiechem. Sofi wyszła z zaplecza popatrzyła na Niv'a, przywitała się z nim, po czym poprosiła mnie na moment.

- Córeczko.. uważaj na siebie. Jakoś niespecjalnie ten pan mi się podoba - mówiła szeptem, zerkając co jakiś czas na mężczyznę.

- Spokojnie. Nic mnie z nim nie łączy, prócz znajomości czysto koleżeńskiej. Nie martw się - oznajmiłam. Przytuliłam się do niej, po czym wyszłam z kawiarni razem z Niv'em. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy.

- Jak po spotkaniu?- przerywam niezręczna ciszę, jaka między nami panowała.

- Bez zmian. Wiesz, Blayk...- spojrzał na mnie - Nie jest zainteresowany współpracą. Wykupił resztę udziałów od Green'a i teraz jest cholernym właścicielem kancelarii prawnej. Nie wiem jak ten facet to robi - spojrzałam w szybe, uśmiechając sie dumnie. William to twardy zawodnik. Z niczego nie rezygnuje. No z wyjątkiem nas....

- Nie słuchasz mnie - oznajmia stanowczo. Zatrzymal się pod jakimś lokalem - Chodź, zjemy i porozmawiamy - wysiadł z samochodu. Zrobiłam to samo. Weszliśmy do środka. Mała kanjpka, klimatyczna. Pasowalam tu.
Usiedliśmy do stolika, młoda kelnerka podała nam karty i zapaliła świeczkę na stoliku. Jak odeszła od razu zdmuchnelam plomien.

- To nie randka - rzuciłam do zdziwionego Niv'a. Zamówiliśmy dania i napoje. Rozmawiało nam się dobrze. Aż do momentu, kiedy Niv próbował wyznać swoje uczucia.

- Amy, zrozum, że blokujesz się sama na wszystko co cię otacza.

- Nie. Na nic się nie blokuje. Ja po prostu nie jestem chętna na związek - powiedziałam. Widziałam, że nie był zadowolony, że daje mu kosza.

- Nie poddam się Amy. Nie teraz, kiedy jesteś wolna - patrzy mi w oczy, uciekam wzrokiem gdzieś indziej. Nie chciałam pakować się w coś bez uczuć.

- Niv, chce wrócić do domu. Jestem zmęczona - mówię, wstając od stolika. Mężczyzna płaci za kolację, po czym odwozi mnie pod dom.
Zauważam na podjeździe znajomy samochód.

- William!- mówię do siebie i wybiegam z samochodu, Niv idzie za mną. Otwieram drzwi i wpadam na niego. Złapał mnie i poczułam ten dreszcz. To ciepło. Te wszystkie doznania za jakimi tęskniłam. Wdychalam jego zapach. Podniosłam głowę i spotkałam się z najcudowniejszymi oczami na świecie.

- Amy....- powiedział cicho, patrząc na mnie. Widziałam w jego oczach pożądanie. To samo, które towarzyszyło mu za każdym razem, gdy był blisko. Nagle jego wzrok uniósł się nade mna i jak się mogłam domyślać, zobaczył Niv'a. Puścił mnie. Błagam nie. Nie puszczaj mnie! Proszę! Odsunełam się ale nadal byłam w niego wpatrzona.

- Ty tutaj?- zapytałam wreszcie. Nie spojrzał na mnie, tylko dalej posyłał groźne spojrzenie w stronę Connor'a.

- Przyjechałem oddać ci kilka twoich rzeczy. Pomyślałem, że mogą ci się przydać - rzuca. Chciałam mu krzyknąć, zeby oddał mi siebie! Spowrotem! Ze właśnie to może mi się przydać do życia.

- Dziękuję, to miłe z twojej strony. Zostaniesz na herbacie?- liczyłam, że się zgodzi.

- Nie. Nie będe wam przeszkadzał - mówi - Dziękuję Sofi za rozmowę. Odezwę się w sprawie meczu, Ben - uśmiecha się i podaje Ben'owi rękę - Miłego wieczoru Amy - dodaje i posyła mi i Niv'owi pogardliwe spojrzenie. Stoję i widzę jak odchodzi. Jak wręcz biegnie do samochodu. Tak bardzo chciałam, by został. A teraz pomyślał, że spotykam się z Connor'em. Na pewno tak pomyślał.

- Na ciebie też już pora, Niv. Na razie - powiedziałam i wbieglam po schodach na górę. Miałam gdzieś to, że właśnie zachowałam się jak dziecko. Obrażone dziecko. Chcialam uciec od Niv'a jak najdalej. Gdyby nie wysiadł z samochodu, to mogłoby wszystko wyglądać inaczej, mógłabym porozmawiać z William'em. Wpadłam do pokoju i z płaczem usiadłam na łóżku. Czemu to tak boli? Dlaczego pragnę go tak bardzo...Jak mam żyć bez niego? Nie umiem...Nie dam rady...Nie mogę pozwolić mu odejść!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro