Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34.

- Jenny, chodź proszę do biura. Musimy zamienić kilka słów - powiedziałem. Zjawiłem się w Elitte Group, aby powiadomić załogę o tym, co się dzieje nim zrobi to telewizja.

- Panie Blayk, co się dzieje z Amy? Dzwoniłam do niej kilka razy ale nie odebrała - zapytała. Stanąłem przed oknem w jej gabinecie. Zastanawiałem się co powinienem powiedzieć.

- Kiedy odchodzisz?

- Amy nie podpisała mojego wypowiedzenia...A ja szczerze, to przemyślałam to wszystko i nie chce stąd odchodzić...Więc...- nie dokończyła, bo musiałem jej przerwać. Czas mnie gonił.

- Świetnie Jenny. To twoja najlepsza decyzja. Posłuchaj mnie teraz uważnie. Amy ma kłopoty. Ale ja zrobię wszystko, by to zmienić. Musisz teraz zająć się firma. Wszystko zapisuj, rób raporty - mówiłem - Nie dzwoń do niej bo i tak nie odbierze...W areszcie nie można mieć telefonów...

- W czym?! - była w szoku - Jakim areszcie?!

- Amy została zatrzymana. Chodzi o ten wypadek...- serce mi pękało za każdym razem, gdy tylko docierało do mnie, że to wszystko moja wina. Musiałem naprawić to, co tak doszczędnie zjebalem. Amy cierpiała z mojego powodu. Moje życie sprawiło, że ona dostawała ciosy. Najpierw Ozzy, potem Molly a teraz mój ojciec. Była taka dzielna. Przyjmowała wszystko na siebie...Mimo, że sama miała ciężko, nie poddawała się. Zamiast uciec ode mnie jak najdalej, ona wybaczała mi i stawiała nasz związek na nogi. Nauczyła mnie jak żyć, jak kochać i jak walczyć o miłość.

- Panie Blayk? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos Jenny.

- Ah tak, przepraszam. No więc proszę cię zajmij się wszystkim tutaj, zadbaj by żaden z pracowników nie udzielał wywiadów ani nie wynosił tych informacji po za to miejsce. Jeżeli tak się nie stanie, ty za to odpowiesz - powiedziałem ostro. Jenny posłusznie pokiwała głowa i wyszła z gabinetu. Zaraz po niej wyszedłem z firmy. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu Henry'ego. Tylko on mógł mi pomóc.

- Może chcesz się czegoś napić? - zapytał Henry.

- Nie, dzięki. Muszę pomyśleć i mieć trzeźwy umysł. Picie mi nie pomaga - oznajmiłem.

- Racja. Chcesz wiedzieć co ustaliłem? - spojrzałem na niego i czekałem, aż opowie mi czego się dowiedział.

- Twój ojciec - odchrząknąłem po tych słowach - Carl - poprawił się - Prowadzi normalne życie. Łagodnie mówiąc. Nie pcha się w żadne skandale. Spotyka się co rusz z inną kobietą. Nie żyje w żadnym formalnym związku. Nie choruje na nic. Nie ma długów. Jego firmy bardzo dobrze prosperują - mówił.

- Kurwa Henry, przestań go tak zachwalać. Masz coś konkretnego? - zapytałem wściekły.

- Mam, pamiętasz jak poznałeś Layle? - jak mógłbym zapomnieć.

Dzwonek do drzwi. Zapewne już czekał przed domem. Nie wiedziałem, po jaką cholerę chciał się spotkać. Nie żywiliśmy do siebie żadnych uczuć. A on od kilku tygodni usilnie próbuje złapać ze mną kontakt. Otworzyłem je i tak jak się domyślałem, stał tam mój ojciec.

- Witaj synu - rzucił. Jednak nie on przykuł moją uwagę. Tyłem do nas stała kobieta. Miała długie blond włosy. Lekko zakręcone. Nie była wysoka, to szpilki dodawały jej centymetrów. Nagle się odwróciła i z wielkim uśmiechem wbiła we mnie swoje niebieskie jak niebo oczy. Zabrakło mi tchu. Wyglądała jak anioł. Jasna cera, duże oczy i kusząco malinowe usta. Jej uśmiech był tak piękny, że moje serce zabiło mocniej.

- Cześć, jestem Layla - powiedziała. Jej głos brzmiał jak ukojenie. Podała mi dłoń. Uścisnąłem ja i poczułem, że mój świat właśnie się zmienia. Weszli razem do środka. Layla szła obok mojego ojca. Rozglądała się po moim mieszkaniu. Lustrowała każdy kawałek ściany. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Nigdy nie spotkałem takiej kobiety. No, mając dziewietnascie lat ciężko spotkać wiele kobiet, jednak ona miała coś w sobie. Usiedliśmy do stołu. Opowiadała o studiach i o pracy u ojca. On również był w nią zapatrzony. To dla niej nas zostawił. I kiedy sobie o tym przypomniałem, już wiedziałem co zrobić. Moim celem była ona. Layla.

- No tak, pamiętam co to ma do rzeczy? - zapytałem.

- Layla była jego jedynym punktem zaczepienia. Rozumiesz? Nie miał nic innego prócz niej - powiedział Henry.

- Layla nie żyje, zapomniałeś?!- warknąłem.

- Nie, nie zapomniałem. Chce ci powiedzieć, że nic nie wzrusza twojego ojca. I jedyne co na razie wymyśliłem, to znalezienie świadka. Kogoś kto swoimi zeznaniami pokrzyżuje plany Carl'a i da nam więcej czasu - dokończył. Zdawałam sobie sprawę, że to by miało jakiś sens.

- Niv...- powiedziałem jakby do siebie. To on był w tym dniu u Amy, chwile przed wypadkiem...widział Molly.

Dodzwonić sie do tego francuskiego pieska, graniczyło z cudem. Ale po całym dniu wiernych prób, wreszcie odebrał telefon.

- Wiem, że nie jestem osoba, która chciałbyś usłyszeć jednak wydaje mi się, że oboje chcemy szczęścia Amy - rzuciłem lekko. 

- Skąd ta pewność, że ja tego chce? Wybrała ciebie. Zgniotła i skopała moje serce..-oznajmił. Cóż, ciężko mi było się z tym nie zgodzić. Nie chciałem go denerwować, był mi potrzebny.

- Posłuchaj mnie. Amy ma kłopoty. Musisz mi pomóc!

- Blayk, ja niczego nie muszę. Tym bardziej pomagać wam. Wiec wybacz ale nie mam już chęci z tobą rozmawiać - powiedział. 

- Zaczekaj! Wysłuchaj mnie chociaż...proszę - ostatnie słowo ledwo wycedziłem przez zęby. Zgodził się i wysłuchał tego, co miałem do powiedzenia. Dokładnie ze szczegółami opowiedziałem mu o planie mojego ojca. Chwile się zastanawiał, nie był pewny czy jego zeznania cokolwiek dadzą.

- Connor...chodzi o Amy....

- Dobra, juz dobra. Nie poniżaj się, bo to jest żałosne Blayk. Złoże te zeznania, za kilka dni będę w Nowym Jorku. Zadzwonię - powiedział i rozłączył sie. Póki co mogłem zrobić tyle. Tylko tyle. 

W drodze do adwokata, poczułem silna potrzebę odwiedzenia pewnego miejsca. Nie byłem tam od lat. Ale cos nie dawało mi spokoju. 
Szedłem alejką w stronę grobu Layli. Nogi drżały mi jak nigdy. Stanąłem na przeciw szarej tabliczki. Widok pogrubionego imienia i nazwiska mojej byłej dziewczyny zakuł mnie w serce mocniej, niż się spodziewałem. Zamknąłem oczy, by przypomnieć sobie nasz ostatni lepszy dzien.

Po obiedzie wróciliśmy do naszego mieszkania. Layla wprowadziła sie do mnie na próbę, tak mówiła. To co zrobiła mi z głowa chwilami mnie przerażało. Chciałem się zemścić na ojcu a sam wpadłem po uszy. 

- Czemu tak na mnie patrzysz? -  zapytała, gdy nalewała wino. Czerwone słodkie, jej ulubione.

- Jesteś piękna, seksowna, mądra, młoda....a zakochałaś sie w moim ojcu...- powiedziałem. Kieliszek wypadł jej z rąk. Nagle stała się nerwowa. 

- Przestań Willi, nie raz juz o tym rozmawialiśmy. Twój ojciec to przeszłość...- mówiła z lekkim uśmiechem. Była niepewna. 

- A Connor? Twój wuj? Coś jest miedzy wami... - zdziwiła sie, gdy o to zapytałem. Chyba sadziła, że jestem tak głupi jak swój ojciec, który nie widział, jak pod jego okiem rżnąłem jego młodą kochankę - Nie musisz mówić. Mamy luźny związek. Sam tego chciałem. Tylko nie rozumiem jak możesz marnować swoja młodość...

- To nie marnowanie. Miłość do tych mężczyzn, to grzech...

Dlaczego akurat to pamiętam? Patrzę na szary nagrobek i nie wierze, że dołożyłem swoje trzy grosze do jej śmierci. Nie próbowałem jej pomóc, wyrwać się z tego uczucia, tylko na niej zaspokajałem swoje chore potrzeby, które wyniosłem od człowieka, który właśnie wsadził moja kobietę za kratki. To takie...żenujące. Po co tu przyszedłem? Po wybaczenie?

- Lepiej późno niż wcale, William'ie....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro