Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28.

Weekend z William'em zleciał bardzo szybko. Wszystko stało się jasne, proste. Odzyskałam pamięć. To było najważniejsze.
Razem z Sofi siedziałam na poczekalni w szpitalu. Miałam dziś kontrolna wizytę.

- Jak się czujesz mróweczko? - zapytała Sofi.

- Dobrze. Naprawdę dobrze. Czasami dokucza mi jeszcze ból głowy ale sadze, że niedługo minie - oznajmiłam. Z gabinetu wyszedł mój lekarz prowadzący i poprosił mnie do środka.

- Witam panno Clais. Jak się pani miewa? Doszły mnie słuchy, że pamięć wróciła?- dopytywał doktor.

- Tak, na szczęście tak. Czuję się dobrze, chociaż, ból głowy jest dalej uciążliwy - powiedziałam. Spojrzał na mnie i wyjaśnił mi, dlaczego głowa nadal tak boli. Przepisał leki i po prosił, bym stawiła się na moment do Marka. Nie lubiłam tego mężczyzny. Działał mi na nerwy. Udałam się pod wskazany pokój. Zapukałam.

- Proszę - usłyszałam i weszłam do środka - O, panna Amy. Witam. Proszę usiąść - mówi i wskazuje szara kozetkę - Co u pani słychać? - zapytał.

- Nic co by pana interesowało. Odzyskałam pamięć, czuję się świetnie i na tym poprzestańmy - oznajmiłam chłodno. Spojrzał na mnie spod okularów. Minę miał niezadowolona. Wyczuł mój brak chęci na rozmowę z nim.

- Zdaje sobie pani sprawę, że powinniśmy kontynuować spotkania? Rozmowy bardzo pomogą w utrzymaniu pani psychiki, w dobrej kondycji - oświadczył chłodnym tonem. Wzięłam wdech. Byłam już zdenerwowana tym człowiekiem.

- Niech pan zrozumie moje słowa. Nie potrzebuję pańskiej pomocy. Jestem tu ostatni raz. Nie przyjdę na kolejne wizyty. Czy to jest dla pana zrozumiałe? - powiedziałam. Mark spojrzał na mnie z otwartą buzia. Zdziwiony. Wstałam z kozetki, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z gabinetu. Szłam szybko, żeby mnie nie dogonił, gdyby planował wyjść za mną.
Wsiadłam do samochodu Sofi i poprosiłam, by odjechała jak najszybciej.

- Amy co się stało?- zapytała zdziwiona.

- Nic nic. Chce jechać jak najszybciej do Light Caffee. Proszę - powiedziałam. Sofi zrobiła jak prosiłam.

Podjechałyśmy do kawiarni. W środku czekał już Ben.

- Czesc Ben - zawołałam z uśmiechem.

- Witaj kochanie - podszedł do mnie i zamknął mnie w silnym uścisku - I co powiedział lekarz?

- Wszystko jest już dobrze. I będzie tylko lepiej - powiedziałam.

Spędziłam w kawiarni cały dzień. Wieczorem przyjechał po mnie William. Jego widok sprawił, że wreszcie poczułam się zrelaksowana. Działał kojąco na moje serce.
- Czesc aniołku - powiedział, gdy wsiadłam do samochodu.

- Czesc - odpowiedziałam, dając mu buziaka. Przytrzymał mnie blisko swojej twarzy. Stykalismy się czołami. Przymknął oczy.

- Tęskniłem...Tak cholernie tęskniłem - wyszeptał. Zrobiło mi się ciepło po tych słowach. Spojrzał mi w oczy, po czym złożył na moich ustach delikatny pocałunek.

- Dokąd jedziemy?- zapytałam, gdy już ruszyliśmy spod domu.

- Muszę coś załatwić w BHC, nie potrwa to długo. Później zabieram cię na kolację - oznajmia. Uśmiecham się sama do siebie, patrząc przez szybę. Czułam się szczęśliwa. Zaczynało się układać. Już teraz wiedziałam, że będzie tylko lepiej.
Po trzydziestu minutach byliśmy pod hotelem William'a. Weszliśmy do środka, kierując się od razu do gabinetu mojego chłopaka.

- Usiądź, ja tylko przejrzę papiery i odpowiem na kilka e-mail'i - powiedział, siadając do biurka. Nie chciałam siedzieć bezczynnie. Trochę brakowało mi papierkowej roboty. Podeszłam do William'a.

- Mogę ci pomoc?

- Chcesz?- zapytał. Z radością podeszłam do papierów, jakie przed nim leżały. Szybko zabrałam się do pracy.
Nawet nie zauważyłam, kiedy minęły dwie godziny. Kończyłam właśnie raporty z rezerwacji w hotelach.

- Proszę bardzo. Skończyłam - oznajmiłam z dumą opierając się o fotel. William spojrzał na mnie zaskoczony.

- Już? Boże Amy...Jesteś niesamowita - powiedział i zaraz po tych słowach, pocałował mnie w czoło - Wiesz...Mogłabyś zająć się moimi papierami...Rozumiesz o co mi chodzi?
Zdziwiła mnie jego propozycja. Raz już mu odmówiłam.

- Nie wiem William czy to dobry pomysł - zaczęłam niepewnie - Wiesz, nie chce by wszyscy myśleli, że przez łóżko doszłam do tego gdzie właśnie jestem...- William uśmiechnął się, zabrał papiery i wyszedł. Zabrałam swoje rzeczy i udałam się na dół. Czekałam na niego przed firma.

- Lubisz mi tak znikać? - usłyszałam głos William'a za moimi plecami. Jego ciepłe dłonie łapią moje barki i przyciągają do siebie - Kocham cię Amy - mruknął mi do ucha. Moje ciało aż się spięło pod wpływem tych słów.

- Jedziemy coś zjeść? - zapytałam, gdy szliśmy w kierunku samochodu.

- Tak. Jedziemy na kolację. Do mojej mamy - oznajmił dumnie, otwierając mi drzwi od auta. Przystanęłam na moment. Nie byłam mentalnie przygotowana na spotkanie z pania Blayk, jednak widziałam po minie William'a, że nawet nie mam co dyskutować. Posłusznie wsiadłam do samochodu, zapięłam pasy i cała w nerwach oczekiwałam spotkania. Droga nie trwała długo. Rodzinny dom William'a mieścił się na obrzeżach Manhhatan'u. Duża posiadłość robiła wrażenie. Ogromny podjazd, mnóstwo drzew i pięknych kwiatów. Przed domem zaparkowany był biały mercedes. William na jego widok zmarszczył brwi.

- Wszystko ok? - zapytałam.

- Tak - odpowiedział, nie patrząc na mnie. Zaparkowaliśmy obok białego samochodu. William pomógł mi wysiąść z auta. Chwycił mnie mocno za rękę i weszliśmy do środka. Wnętrze było bardzo stylowe. Widać było, że mama William'a ma klasę i gust. Wszędzie wisiały obrazy i zdjęcia z dzieciństwa William'a. Usłyszałam głosy. Uniesione głosy.

- Czy ty nigdy niczego nie zrozumiesz? - mówiła kobieta - Po co przyjechałeś? Znowu chcesz niszczyć? - mężczyzna zaśmiał sie.

- Jesteś żałosna Rose. To po co przyjechałem to...- nie dokończył, bo stanęliśmy z William'em w drzwiach. Matka William'a na mój widok uraczyła mnie przepięknym uśmiechem. Za to mężczyzna zmierzył mnie od góry do dołu i wbił wzrok w moje oczy. Znałam to spojrzenie. William miał takie samo. Zrozumiałam, że to jego ojciec.

- William, jesteście już. Witajcie - powiedziała pani Blayk, podchodząc do nas. Przytuliła William'a, po czym spojrzała na mnie - Miło mi cie poznać Amy. William mówił prawdę, jesteś piękna - oznajmiła i przytuliła mnie równie mocno.

- Dziękuję, mi również miło panią poznać - powiedziałam. Ojciec William'a stał i ciągle mi się przyglądał. Kątem oka widziałam, jak William zaciska szczękę. Pulsowała mu skroń z nerwów.

- A ty już chyba wychodzisz?! - warknął William w stronę ojca. Ten przeniósł wzrok ze mnie na syna. Zaśmiał sie.

- A ty w dalszym ciągu jesteś taki bezczelny? Niczego sie w życiu nie nauczyłeś? - zapytał, jednak nie oczekiwał odpowiedzi - No synu, nie przedstawisz mnie pięknej pani? - podszedł bliżej mnie, jednak William stanął mu na drodze - Nie bądź taki nie kulturalny - dodał, wymijając syna. Podał mi dłoń - Carl Blayk. Bardzo miło mi panią poznać, panno...?

- Clais. Amy Clais. Miło mi - mruknęłam zawstydzona. Jego wzrok sprawiał, że spinałam się cała. Był tajemniczy. Czułam, że jest z nim coś nie tak. Chciałam się dowiedzieć co sprawiło, że William poczuł do niego taka nienawiść.

- Niestety panno Clais, jak pani widzi, nie jestem tu mile widziany - powiedział, zmierzając w kierunku wyjścia - Liczę, że jeszcze się spotkamy - dodaje i wychodzi. Atmosfera stała się jakby lżejsza. Pani Rose zaprosiła nas do jadalni, gdzie czekał stół zastawiony samymi pysznościami. Na początku rozmowa była dosyć trudna. William był jakby nie obecny. Nie tylko ja to zauważyłam. Mama William'a również. Zabawiała mnie rozmową.

- Cieszę się bardzo Amy, że mój syn trafił w życiu własnie na ciebie. Dużo mi o tobie opowiadał. Jesteś bardzo zdolną ekonomistką tak? - zapytała. Zawstydziły mnie jej słowa.
- Czy zdolną to nie wiem, ale tak z zawodu jestem ekonomistką - odpowiadam - Ma pani piękny dom.
Rozmawiałyśmy o ogrodzie, kwiatach, zakupach. Jak bardzo dobre znajome. Po kolacji, na której William nie odezwał się ani słowem, Rose chciała podać kawę i ciasto.

- Nie mamo. My już będziemy się zbierać. Jutro rano mam ważne spotkanie - rzuca nagle William i wstaje od stołu. Patrzy na mnie znacząco, więc i ja wstaje.

- Kolacja była wyśmienita - mówię. Rose odprowadza nas do drzwi.

- Synu, mógłbyś częściej przyjeżdżać. Oczywiscie razem z Amy - William pocałował mamę w czoło.

- Dobrze mamo. Obiecaj mi, że więcej go tu nie wpuścisz - powiedział ściszonym głosem. Kobieta spuściła wzrok.

- To twoj ojciec Willi...a to jego dom...- mówi szeptem. Słysząc ich rozmowe, wymykam się na zewnątrz. Chciałam, by mieli odrobinę prywatności.
Stałam przy samochodzie, czekając na William'a. Wyszedł i podszedł do mnie. Złapał mnie w pasie i pocałował. Robił to mocno, łapczywie i intensywnie. Nie mogłam złapać powietrza. Przyciągnął mnie mocno do siebie.

- Jesteś moja. Tylko moja. I chcę, byś o tym
wiedziała w każdym momencie - wyszeptał w moje usta.

- Wiem to William'ie. Kocham cie - oznajmiłam. Wsiedliśmy do samochodu i odjechalismy spod rodzinnego domu Blayk'a.
Po drodze zauważyłam, że William jedzie w kierunku swojego mieszkania.

- Gdzie mnie wieziesz? - zaśmiałam się, zadając mu te pytanie. Odpowiedz znałam doskonale.

- Jedziemy do mnie - mówi - Rano mamy spotkanie.
Patrzę na niego zdziwiona.

- My mamy? Nie rozumiem...Jakie spotkanie? - pytałam.

- Zobaczysz - dodaje tajemniczo. Westchnęłam, bo wiedziałam, że nic nie uda mi się od niego wyciągnąć. Był bardzo skryty. Miałam wrażenie, że nauczył się tego od swojego ojca. Carl Blayk. Kolejny mężczyzna zagadka. Przypomniałam sobie jego wzrok. Byłam ciekawa co skrywa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro