Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26.

Po rozmowie z Amy byłem rozkojarzony. Wiedziałem już, że muszę załatwić osobiście sprawy z Connor'em. Posunął się znowu o krok za daleko. Nie zamierzałem odpuszczać. Amy była dla mnie zbyt ważna. Ta kobieta zmieniła mnie i moje życie. Teraz ja naprawie jej.
Na lotnisku czekał na mnie Henry.

- Czesc Willi - mówi, poklepując po ramieniu - Jak sprawy w Paryżu? Jak Amy?

- Paryż dobrze, Amy — już nie koniecznie. Dalej nie pamięta swojego życia - mówię - Ani mnie - na te słowa przygryzam wargę - Ale jest nadzieja. Pamięta Debby, wiesz, ta pracownice z Ellite Group. Przyjaźnią się.

- Jest jakiś plus. Słuchaj, nie wiem czy twój adwokat do ciebie dzwonił, ale niedługo rozpocznie się proces Molly - oznajmił Henry. Przystanąłem na chwilę. Faktycznie, za jakiś miesiąc ruszy sprawa z Molly. Jeżeli Amy nie przypomni sobie nic z ostatnich miesięcy, będzie ciężko wsadzić Stanford za kratki, na długie lata.

- Racja. Billy nie dzwonił. Ale myślę, że to dlatego, że czeka na informacje w związku z Amy - mówię, pakując walizkę do samochodu. Wsiadamy do środka.

- No tak, dużo od niej zależy. Powiem ci stary, że tyle się w twoim życiu nie działo jak żyła Layla - rzuca Henry. Patrzę na niego bez emocji. Temat Layli nadal był dla mnie trudny.

- Amy to nie Layla. Amy jest inna. Wyjątkowa - mówię półgłosem. Henry uśmiechnął się od ucha do ucha i zamilkł. Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Dotarliśmy do mojego mieszkania chwilę przed jedenasta. Wypiliśmy razem po drinku, po czym Henry wrócił do swojego mieszkania. Rozpakowałem torbę, chwyciłem drinka i usiadłem przed laptopem. Miałem wiele zaniedbanych spraw. Chciałem wszystko nadrobić, przed wyjazdem z Amy. Cieszyłem się. Nie blokowała się na mnie mimo, że chwilowo byłem jej obcy. Pragnąłem jej. Tęskniłem za nią. Chciałem móc znów pieprzyć ją związana w moim łóżku. Chciałem, by krzyczała moje imię dochodząc. Chciałem czuć jej paznokcie na swoich plecach, widzieć jak przygryza dolną wargę, gdy na mnie patrzy. Musiałem przestać o niej myśleć, bo nie potrafiłem się skupić. Zająłem się zaległymi e-mail'ami.

Obudziłem się nad ranem w gabinecie na kanapie. Bolało mnie całe ciało. Kurwa Blayk...Skarciłem siebie widząc, że byłem na tyle leniwy, że nie ruszyłem się spać do sypialni. Wziąłem gorący prysznic, doprowadziłem się do porządku i wysłałem sms'a do Amy.

Do Amy Clais
Dzien dobry panno Clais.
Jak poranek? Gotowa? Spakowana? Będę niedługo.

W.

Wysłane. To dziś zamierzałem zabrać Amy do domu nad jeziorem. Chciałem, by poczuła się wreszcie dobrze. A to miejsce było dla niej idealne. Ubrałem świeża białą koszulę. Zostawiłem odpięte trzy guziki od góry, lubiła to. Ciemne spodnie, pasek od Boss'a i włoskie buty, na które zawsze zerkała z zachwytem. Zabrałem kilka potrzebnych rzeczy na wyjazd i wszedłem jeszcze do biura.
W BHC wszystko szło sprawnie. Goście zadowoleni, zyski wzrosły, rezerwacje są nawet na trzy miesiące z wyprzedzeniem. Zadzwoniłem do Jenny, żeby upewnić się, że kontrolują wszystkie sprawy w Ellite Group. Wszytko na swoim miejscu. Teraz kolej na paryskiego pieska.
Adres miałem od Henrego. Dobrze mieć przyjaciela detektywa. Podjechałem pod wielki apartamentowiec. Palant, poleciał z rozmachem. Wszedłem do środka. Na kartce miałem napisane PIĘTRO 4 , APARTAMENT NR. 67. Wjechałem winda na wskazane piętro. Pewnie podszedłem do drzwi na końcu korytarza. Zapukałem mocno i głośno, żeby mnie gnój usłyszał. Czekałem chwilę i ponownie walnąłem w drzwi. Usłyszałem kroki. Nie wiedziałem jak to się potoczy, ale miałem już go dość. Otworzył drzwi i....zwyczajnie w świecie przypierdoliłem mu w ryj.

- Kurwa...Co jest....? - zapytał, łapiąc się za nos. Odsunął się a ja wykorzystałem moment i wszedłem do środka.

- Uprzedzałem cię cwaniaku, że pożałujesz - oznajmiłem spokojnie, rozglądając się po mieszkaniu. Odwróciłem się w jego kierunku. Stał oparty o szafkę z nosa ciekła mu krew. Uśmiechnąłem się triumfalnie.

- No tak...Bohater Blayk. Pożałujesz tego...- przerwałem mu.

- Radzę ci, nie prowokuj mnie drugi raz. Zachowałeś się jak prostak! Nie szanujesz kobiet! Nie uszanowałeś mojej Amy! Liczyłeś, że nic z tym nie zrobię? Błąd Connor, kurwa błąd - mówiłem, śmiejąc mu się w twarz. Podszedłem bliżej, żeby usłyszał mnie uważnie - Posłuchaj palancie. Jeszcze raz zobaczę cię w pobliżu Amy a zniszczę ciebie i wszystko co masz. Zostaniesz w samych skarpetkach. Chociaż nie...Je też ci zabiorę - zrugałem go wzrokiem - Mogę wiele Connor. Więc radzę ci, nie lekceważ mnie - popchnąłem go lekko, żeby poczuł kto jest góra. Już miałem wychodzić, gdy Niv jednak nie chciał dać za wygraną.

- Ona sama tego chciała! Teraz i w Paryżu! To nic nie warta lalka! - zagotowało się we mnie.

- Sam się o to prosiłeś...- wymruczałem pod nosem, wziąłem wdech, ścisnąłem pięść i Connor ponownie dostał w tą niewyparzona mordę. Upadł na ziemię. Krew sączyła się już nie tylko z nosa ale i z warg - Jesteś zwykła ciota Connor - rzuciłem na odchodne. W windzie poprawiłem koszule i włosy. Byłem z siebie zadowolony. Uszło ze mnie ciśnienie. Sięgnąłem po telefon, Amy odpisała.

Od Amy Clais
Czekam i czekam Panie Blayk...Spakowana i podekscytowana! Gdzie pan jest?

A.

Wyczułem, że miała dobry humor. Prawidłowo. Wyszedłem z tego syfu i wsiadłem do samochodu. Zadowolony i również podekscytowany, ruszyłem po moja Amy. Miałem nadzieję, że po moja...

***

Siedziałam na kanapie w salonie, wyglądając co chwila za okno. Czekałam na William'a. Chciałam już jechać. Juz być na miejscu. Tak bardzo zależało mi na tym wyjeździe. To dziwne ale tęskniłam za tym mężczyzna. Chciałam go już zobaczyć. Sofi siedziała w kuchni, czytała gazetę i co jakiś czas, zerkała na mnie z uśmiechem.

- Widzę cię Sofi! Co Cię tak bawi? - zapytałam zadowolona.

- Nic nic kochanie. Jest już?
Wyglądnęłam znowu przez okno. I nic. Pusty podjazd. Spojrzałam na Sofi i pokiwałam przecząco głową. Wstałam i podeszłam do niej. Sięgnęłam po szklankę z sokiem pomarańczowym i nagle usłyszałam trzask, zamykających się drzwi od samochodu. Podbiegłam do drzwi, otworzyłam je i na widok William'a, rzuciłam mu się na szyję. Czułam przypływ radości i szczęścia. Chciałam to zrobić, ale zupełnie nie wiem dlaczego. William był zdziwiony. Nie spodziewał się tego, ale po chwili jego ręce zamknęły mnie w silnym uścisku. Trwaliśmy tak przez chwilę. Odsunęłam się powoli i poczułam, jak na moje policzki wkrada się rumieniec.

- Przepraszam...Ja...Yh..- dukałam. William uśmiechnął się i wszedł do środka. Stałam przez moment przed wejściem, musiałam ochłonąć.
Usłyszałam jak Sofi luźno czuję się w jego towarzystwie. Rozmawiali i śmiali się w najlepsze. Zrobiło mi się ciepło na sercu.

-Gotowa? - zapytał nagle William. Wybił mnie z letargu w jakim się znalazłam.

-Tak. Możemy jechać - powiedziałam uśmiechając się do niego. William chwycił moją torbę i ruszył w stronę samochodu. Sofi podeszła do mnie przytuliła mnie i życzyła udanej zabawy. No tak...Z nim to chyba wszystko jest udane...
Wsiadłam do samochodu, zapięłam pas i czekałam, aż dotrzemy na miejsce.
Po drodze William opowiadał mi o hotelu w Paryżu.

- Będzie to najlepszy hotel jaki stworzyłem. Zobaczysz. Ma dla mnie ogromne znaczenie - powiedział, spoglądając na mnie. Wpatrywałam się w niego z zachwytem. Był taki inteligentny, dojrzały i pewny siebie.

- Dlaczego akurat Paryż? - zapytałam.

- Hmm..Ty tam byłaś. To mnie tam ściągnęło - odpowiedział - Mam też tam dom. Kupiony również dla ciebie.
Byłam zszokowana. Musiał kochać stara Amy całym sercem. Robił dla niej/mnie wszystko. Imponował mi. Jechaliśmy już kilka godzin. Nagle wjechaliśmy w las, domyślam się, że to droga która prowadzi do domku. Cieszyłam się jak dziecko. Wyglądałam co chwilę przez okno, by móc zobaczyć każdy szczegół.
Po chwili moim oczom, ukazał się piękny dom i ogromne jezioro. Takie jak w moim śnie.

- Wow...Pięknie - mruknęłam do siebie. William zatrzymał się. Wysiadł i wyjął z bagażnika nasze torby. Powoli wyszłam z auta. Rozglądałam się na wszystkie strony. Czułam intensywny zapach lasu.

- Chodźmy - powiedział William i skierował się w stronę wejścia.

Leżałam na kanapie, popijając wino. William szykował kolację. Przyglądałam się obrazom, wiszącym na ścianie. Podeszłam do wielkiego okna i mogłam patrzeć na jezioro. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie swój sen. I tego mężczyznę.

- Amy? Wszystko dobrze?- usłyszałam głos William'a.

- Tak. Po prostu...Mam ostatnio zle sny. I jest w nich mężczyzna. Straszny mężczyzna. I takie samo jezioro jest - mówiłam. Poczułam jego dotyk na ramieniu. Przeszła mnie fala gorącego uczucia.

- Spokojnie, to tylko zły sen. Nic po za tym - szepnął w moje włosy. Zadrżałam. Przymknęłam oczy, by oddać się tej chwili. Jego dotyk wędrował od szyi po całe ramię. Mój oddech zaczął przyspieszać. Odwróciłam się w jego stronę. Podniosłam głowę do góry. Jego oczy były jak ocean. Najpiękniejsze jakie widziałam. Dotknął mojego policzka, delikatnie i czule. Dłońmi zjechał niżej, dotykał mnie po biodrach, pośladkach. Chciałam go czuć. Nie protestowałam, gdy zaczął odpinać moja koszule. Tętno mu pulsowało szybciej niż zwykle. Był tak samo podniecony jak ja. Zdjął mi koszule i stałam przed nim w białym koronkowym staniku. Złapał mnie za rękę i zaprowadził do sypialni. Zdjął swoją koszule i pozwolił cieszyć się moim oczom. Dotknęłam jego torsu, miał miękka skórę. Pocałowałam go. Wirowaliśmy wspólnie w pocałunkach. Jego dłonie sprawnie poradziły sobie z moimi spodniami. Stałam już przed nim w samej bieliźnie. Patrzył pożądliwym wzrokiem. Pragnął mnie tak jak ja jego.

- Chcesz tego? - zapytał szeptem.

- Tak...- odpowiedziałam bez zastanowienia. Delikatnie pchnął mnie na łóżko. Zdjął z siebie spodnie i bokserki. Na widok jego nabrzmiałej męskości, zabrakło mi powietrza w płucach. Zawisł nade mną.

- Jesteś dla mnie wszystkim. I czy mnie pamiętasz czy nie ja i tak będę cię kochał - powiedział, patrząc mi prosto w oczy, po czym zaczął mnie całować od szyi w dół. Delikatnie rozpiął mi stanik i pozwolił moim piersiom na swobodne opadanie. Bawił się moimi twardymi sutkami. Intensywnie je ściskał i całował. Jęczałam z rozkoszy. Całował po brzuchu, zdejmując mi figi. Rozłożyłam nogi, by miał lepszy dostęp. Czułam jaka jestem mokra. To wszystko dla niego. Byłam cała dla niego. Wbił we mnie dwa palce tak intensywnie, że wygięłam swoje ciało w łuk. Poruszał nimi we mnie raz szybciej, raz wolniej. Moje jęki były co raz głośniejsze. Wyjął palce i perfidnie na moich oczach oblizał je, mrucząc przy tym podniecająco. Byłam zawstydzona a jednoczenie rozpalona do granic możliwości. Poczułam jak delikatnie wchodzi we mnie swoją męskością. Było to najprzyjemniejsze uczucie na świecie. William przyspieszał co rusz, gdy słyszał moje jęki. Zaciskałam ręce na prześcieradle.

- Oh tak.....! Nie przestawaj - prosiłam stękając. William uśmiechnął się zadziornie i przyspieszył, zwiększając swoją brutalność. Zacisnął na moich nadgarstkach swoje dłonie. Bardzo mocno. Nie miałam możliwości, by się wyrwać. Czułam jak za moment zaleje mnie dreszcze. Czułam, że zaraz będę szczytować z najcudowniejszym mężczyzną. I tak się stało. Oboje przeszliśmy przez dreszcz emocji, by wspólnie przeżyć najpiękniejszy orgazm świata. William opadł na poduszkę obok mnie.

- Jesteś cudowna - wyszeptał. Uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego. Przysnęłam. Przebudziłam się w nocy. William spał obok. Wyglądał na zrelaksowanego. Nagle poczułam silny ucisk w głowie. Podniosłam się i usiadłam na skraju łóżka. Ból był okropny.

- Amy? Czemu nie śpisz?- usłyszałam zaspany głos William'a. Odwróciłam się by na niego spojrzeć i nagle przed oczami mignęło mi mnóstwo obrazów. Wszystko było tak wyraźne jakbym przewijała slajdy. W tle słyszałam głos William'a, który prosił bym coś powiedziała. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Obrazy zalały moją głowę. Nagle przypomniałam sobie wszystko. Każdy dzień mojego życia. Moją pracę w Ellite Group. Ozzy'ego. Pierwsze spotkanie z William'em. Pierwsze zbliżenie z nim. Nasza delegacje do Paryża. Jego ciemną stronę. Ból. Łzy. Podniecenie. Moje odejście z pracy. Ucieczkę do Paryża. Niv'a i jego dziadka. Molly. I wypadek. Czarny samochód i ją za kierownicą. Huk i ciemność.

- O Boże...- wyszeptałam zalana łzami. William patrzył na mnie przerażony. Trzymał mnie za rękę. Czekał na jakikolwiek znak. Spojrzałam na niego. To mój William. Mój. Nie jest mi obcy.

- Amy....Co się stało? Proszę powiedz cos - mówił.

- William..Ja...cię pamiętam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro