Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31

-Za piętnaście minut na dachu, pasuje? Weź strój dzieciaku- uśmiechnął się do młodszego i wyszedł z pokoju.

***

-Oszalałeś?- krzyknęła Natasha, gdy Tony oznajmił, że wychodzi razem z Peterem.

-Nie, dlaczego?- zapytał beztrosko.

-Hmm, no cóż, na chłopaka poluje Deadpool, Tarcza i Bóg wie co jeszcze, a ty właśnie teraz postanowiłeś bawić się w dobrego wujka i zabierasz go do... w zasadzie gdzie chcesz z nim iść?- warknęła oburzona.

-Spokojnie, niedługo wrócimy. Polatam z nim trochę nad miastem. Widać, że mu tego brakuje- powiedział i zamyślił się lekko.

-To się źle skończy- stwierdziła.

-Przecież jeśli cokolwiek się stanie, wezwę was- zapewnił Tony.

-No mam nadzieję- westchnęła rudowłosa.

-Tylko bądźcie czujni. Deadpool najpewniej odsypia, ale trochę obawiam się Fury'ego. Chociaż wątpię, żeby chciał robić takie zamieszanie. Nie naraził by cywili na walkę, która z pewnością by się odbyła-powiedział.

***

Petera z nerwów ściskał żołądek. Wiedział, że milioner nie chce mu przecież zrobić krzywdy, ale zawsze czekał na Deadpoola właśnie na dachu. I jeszcze miał wziąć strój.

Zaczyna się.

-Przestań- szepnął chłopak.

Z Deadpoolem też tak się zaczęło.

-PRZESTAŃ- krzyknął wściekły.

Dokładnie tak samo. Zrobi sobie z ciebie niewolnika.

-Nieprawda!- oburzył się. 

Owszem, prawda. Wciąż wierzysz, że będzie inaczej? Że będziesz szczęśliwy? Żałosne. Ty nie zasługujesz na szczęście. Na nic nie zasługujesz. 

-ZAMKNIJ SIĘ!- wrzasnął i zasłonił uszy dłońmi.

Nie przyjmujesz tego do siebie, ale to prawda. Zobaczysz. Już niedługo. A dzisiaj się zacznie. 

-On taki nie jest- powiedział pewnym głosem.

Wszyscy tacy są. Ciekawe ile to potrwa, zanim cię w końcu uderzy. Oby jak najkrócej. To źle, kiedy tacy jak ty, pozostają bezkarni.

-Kłamiesz. Przestań! Zamknij się, słyszysz?- po jego policzku spłynęła łza. Otarł ją zdecydowanym ruchem, podrapał kota za uchem na pożegnanie i wyszedł z pokoju. Nie mógł tego dłużej słuchać. Zbyt wiele razy zwątpił w milionera. A on za każdym razem okazywał się być tym dobrym. Tak jak mu kazano, skierował się do windy, a potem na dach. W przeciwieństwie do Deadpoola, pan Stark już na niego czekał.

-Chodź Pete- zawołał z końca dachu. Miał na sobie zbroję. Parker zadrżał, ale mimo to, wykonał polecenie. Naciągnął maskę na twarz, żeby Tony nie widział przerażenia w jego oczach, jednak nie uszło uwadze milionera to, jak nastolatek się trząsł- ej, Peter, nie bój się. Polatamy po prostu trochę nad miastem. Chyba, że nie chcesz. To jak?- spytał łagodnie, a Parker momentalnie się rozluźnił. Naprawdę tylko o to chodziło?

-Pewnie, że chcę- uśmiechnął się do starszego przez maskę. Stark wzbił się w górę, a Peter skoczył w dół. Tony mimo wszystko bacznie go obserwował. Nie to, że nie ufał chłopcu. Po prostu wolał mieć go na oku, gdy skakał z najwyższego wieżowca w Nowym Jorku.

-Peter za daleko. Leć do góry- nastolatek wzdrygnął się mocno, gdy niespodziewanie usłyszał głos milionera, przez co stracił równowagę i zaczął miotać się w powietrzu. Jednak za chwilę  zaczepił się pajęczyną o najbliższy budynek, jakim była wieża i wzbił się w górę. Pofrunął na sieciach przed siebie, w głąb miasta, a obok niego pojawił się Iron man.

Na początku Peter wciąż bał się, że zrobi coś nie tak. Jednym błędem zniszczy tą cudowną chwilę. Przy Deadpoolu zawsze robił wszystko źle. Każdy najmniejszy ruch był nie taki jak trzeba, a potem był za to karany. Jednak teraz, czując chłodny wiatr na twarzy, widząc, jak ludzie zadzierają głowy by na nich spojrzeć, mimowolnie uśmiechał się, a momentami wręcz śmiał w głos. A Stark, był szczęśliwy, słysząc radość w głosie chłopca.

-Spidey!- zawołał nagle.

-Tak, panie Stark?- odpowiedział młodszy, który swoją drogą znów przestraszył się, słysząc głos milionera w słuchawce.

-Jak myślisz, kto szybciej znajdzie się na manhattanie?- zapytał.

-Zdecydowanie ja- stwierdził rozbawionym głosem.

-Chciałbyś dzieciaku!- zawołał Tony i wystrzelili w tym samym kierunku. Iron man był pod wrażeniem, nie tylko tego, jak niesamowicie szybki jest nastolatek, ale też, z jak wielką gracją się porusza. Chłopak nie miał żadnych problemów, żeby dotrzymać mu tępa i z pewnością, jeśli by tylko zechciał, byłby lepszy. No i był.

-Wygrałem- oznajmił, widocznie zadowolony z siebie Peter, gdy tylko wylądowali na jednym z wieżowców.

-Phi! Miałeś szczęście- milioner udał oburzenie, jednak nie wytrzymał długo i po chwili dołączył do śmiejącego się chłopaka. Stark podszedł do niego powoli i zdjął mu maskę. Uśmiechnął się szeroko, widząc w jego oczach coś na podobieństwo drobnej iskierki radości. Była tam po raz pierwszy, odkąd spotkał Petera  wtedy, na tym dachu. Tak bardzo chciał, żeby została tam jak najdłużej. Ale niestety wiedział, że póki co, jest to niemożliwe. Chłopiec musiał się jeszcze zmierzyć z Deadpoolem i Tarczą. Ale nie sam. Wszyscy będą z nim.

-P-panie Stark?- zaczął brązowooki.

-Tak, Pete?- spytał, widząc, że młodszy się waha.

-Em... nic, nieważne- spuścił wzrok.                                                                           
-No powiedz, nie bój się- zachęcił go.

-Em... polecimy na ten... ehm... nasz wieżowiec?- zapytał i spojrzał na niego kątem oka, żeby zobaczyć reakcję Tony'ego. Wyśmieje go teraz?

-Jeśli chcesz. Ale...- przerwał, żeby oddać mniejszemu maskę- nie licz, że teraz też tak łatwo wygrasz dzieciaku- w oczach chłopaka ponownie zabłysła iskierka radości. Założył szybko maskę i rzucił się do krawędzi. Skoczył i od razu popędził przed siebie, nawet się nie oglądając.

Wylądował w ustalonym miejscu i zaczekał na Starka, który po krótkiej chwili pojawił się na krawędzi.

-Nie tak łatwo?- zapytał z bezczelnym uśmiechem. Tony otworzył szeroko oczy. Nie spodziewał się tego po Peterze, ale cieszył się. Nastolatek zaczął czuć się przy nim swobodniej i nie boi się go aż tak jak wcześniej.

-Dobra dobra, jeszcze kiedyś się zemszczę- zagroził z udawaną powagą i roześmiał się. Mężczyzna wyszedł ze zbroi i usiadł na krawędzi. Przywołał do siebie młodszego gestem dłoni, a on, posłusznie podszedł i usiadł obok milionera. Zdjął maskę i spojrzał w górę, jednak po chwili westchnął ciężko i skierował swój wzrok w dół.

-Co jest?- spytał Stark.

-Ehh... nic t-takiego- powiedział i uśmiechnął się delikatnie.

-No przecież widzę- powiedział Tony.

-No bo... tak sobie myślę... jeśli mój t-tata mnie widzi to... p-pewnie jest rozczarowany- chłopak widocznie posmutniał. Stark wiedział, co to znaczy, żyć z poczuciem, że zawiodło się swojego ojca, więc tym bardziej zrobiło mu się żal Petera. 

-Nie sądzę. Uratowałeś tyle osób. Jesteś świetnym dzieciakiem. No i wiesz, nie poddałeś się, pomimo tego wszystkiego, co cię spotkało i nawet nie próbuj zaprzeczać. Sam wiesz, że to prawda- położył chłopakowi rękę na ramieniu.

-Dziękuję- uśmiechnął się smutno. Jeszcze raz spojrzał w niebo, jakby czegoś tam szukał. Siedzieli przez dłuższy czas w milczeniu. Nie była to jednak niewygodna, krępująca cisza. Była to komfortowa dla obu, wręcz miła cisza. Jednak w pewnej chwili spokój ten zakłóciła przychodząca wiadomość. Natasha napisała do Starka, że w trójkę wychodzą na pewną, niedużą misję. Nic poważnego na szczęście, więc Tony mógł zostać z chłopakiem.

-Ścigamy się do wieży?- zapytał wesoło.

-A jest pan gotowy na kolejną porażkę?- odpowiedział Peter, który momentalnie rozweselił się. Zerwali się jak oparzeni i zeskoczyli z dachu. Już w połowie drogi Parker wyprzedził milionera, śmiejąc się przy tym jak małe dziecko. A Tony'ego nic nie cieszyło bardziej, niż ten właśnie śmiech.

-Ha! Wygrałem!- zawołał, gdy jako pierwszy wylądował na dachu wieży.

-Dwa do jednego- powiedział Peter przez śmiech. Rozbawiło go to, jak mężczyzna cieszył się z tej wygranej.

-Niedługo to nadrobię- zagroził Stark, a Parker spojrzał na niego zaskoczony. Czyli jeszcze kiedyś to zrobią? To było najlepsze kilka godzin od dziewięciu lat. Pierwszy raz poczuł... coś na wzór szczęścia. Weszli do windy i zjechali na dół. Nagle Pajączka uderzyła pewna myśl. A mianowicie, zrobiło mu się strasznie źle z tym, że tak oszukał milionera, kiedy ten chciał mu pomóc.

-P-panie Stark?- powiedział cicho.

-Co?- zapytał, nie podnosząc wzroku z nad ekranu telefonu.

-B-bo ja... em...

-No?- ponaglił.

-Bo ja pana o-okłamałem- powiedział i wbił wzrok w podłogę.

-Tak? A w jakiej sprawie?- spytał, a Peter posmutniał lekko, widząc, że nie jest jakoś szczególnie zaskoczony.

-Wtedy... ten atak paniki- przełknął nerwowo ślinę, a drzwi widny się otworzyły- to nie było przez Tarczę- skierowali się do pokoju Parkera.

-A przez co?- zapytał Tony, uważnie obserwując nastolatka.

-Pokażę panu- prawie szeptał. Weszli do jego sypialni- cześć Aviś- zawołał wesoło Peter i wyciągnął ręce w stronę biegnącego do niego kota, by po chwili podnieść go i przytulić. Milioner pogratulował sobie w duchu za wzięcie tego zwierzaka. Chociaż dziś, to jemu udało się uszczęśliwić chłopaka.

-A więc? Co chciałeś mi pokazać?- przypomniał o sobie. Pajączek odstawił kota, podszedł do łóżka i wyciągnął spod materaca jakieś karteczki. Usiadł i wbił w nie wzrok- co to jest?- spytał Stark i podszedł do mniejszego. Dopiero teraz zauważył, jak chłopakowi ręce się trzęsły. Wziął od niego listy, przeczytał i zbladł- j-jak on...- zaczął, ale nastolatek mu przerwał.

-Był tu- szepnął drżącym głosem.

Głupi. Teraz się wścieknie.

-Ale... kiedy? I jak? Przecież...- milioner nie mógł zebrać myśli.

-N-nie wiem- powiedział Parker, a w jego oczach zebrały się łzy.

Wyrzuci cię. Znienawidzi.

-Peter... czy... czy to jest...

-To krew- wciąż wbijał wzrok w podłogę.

-Błagam cię chłopcze, powiedz, że nie...

-Moja- stwierdził, a łzy już dawno uwolniły się i teraz spływały niczym wąski strumyk na jego policzkach.

-Co ci zrobił?!- Tony złapał go za podbródek i zmusił, by ten patrzył mu w oczy.

-N-nic takiego- zaczął.

-Co ci zrobił?!- powiedział Stark, może trochę za głośno. Parker dotknął jedynie swojego stroju, w miejscu, w którym znajdowała się rana.

-Nóż i środek usypiający- szepnął. Co prawda nie widział, czym była zadana, ale przerobił już chyba każde możliwe uszkodzenie ciała i doskonale potrafił je rozpoznać.

-Boże... od jak dawna zostawiał ci te wiadomości?- spytał, nieco oskarżycielskim tonem.

-Od kilku dni- pisnął, ponieważ przez wielką gulę w gardle, nie był już w stanie normalnie mówić.

-Dlaczego nic nie powiedziałeś?- milioner nie mógł zebrać myśli. Miał tyle pytań. Chłopak skulił się.

Teraz oberwiesz.

-P-przepraszam- szepnął- j-ja... bałem się.

-Co? Czego?- zdumiał się Tony.

-No... że j-jak pan zobaczy... jakim j-jestem kłopotem... t-to mnie pan wyrzuci- drżał na całym ciele a jego głos się łamał.

-Peter, przecież ja nigdy bym nawet tak nie pomyślał!- powiedział Stark i przytulił do siebie roztrzęsionego nastolatka. Boże, przecież on miał pilnować tego dzieciaka! Chronić go! Powtarzał mu, że w wieży jest bezpieczny, a tymczasem jego największy koszmar bezceremonialnie wszedł sobie tutaj, wbił mu nóż pod żebro i napisał wiadomość jego krwią. Zostawiał mu te cholerne listy i straszył, a Peter nic mu nie powiedział, bo Stark nie potrafił sprawić, żeby czternastolatek przestał się go bać. Jak mógł tak go nie dopilnować? I jak to możliwe, że ten skurwiel wszedł tu, nie uruchamiając żadnego alarmu? Przecież jego zabezpieczenia były praktycznie nie do przejścia!- Przepraszam Pete. Przepraszam, miałem cię chronić... przepraszam dzieciaku- szeptał, kołysząc się lekko na boki z płaczącym chłopakiem w ramionach- Jarvis, pokaż mi nagrania z zewnętrznych kamer z dzisiaj rano- powiedział, nie przestając przytulać młodszego.

-Oczywiście, panie Stark- odezwała się sztuczna inteligencja. Wyświetlił się przed nimi holograficzny obraz.

-Przewiń do momentu, w którym coś się zmienia- rozkazał Tony.

-Nic się nie zmienia, panie Stark.

-Jak to?- zdumiał się milioner.

-Jedyna zmiana, to chwilowe wyłączenie kamer- głos SI był bezbarwny, ale nawet to nie odjęło całej sytuacji ani odrobiny grozy.

-W-wyłączenie kamer?- powtórzył czarnowłosy, jakby chciał się upewnić, że czegoś źle nie usłyszał.

-Tak, panie Stark.

-Ile razy nastąpiło takie chwilowe wyłączenie?- zapytał, już kompletnie przerażony.

-Pięć.

-A-ale były tylko trzy listy- powiedział cicho Peter. Stark jedynie pokiwał głową i mocniej przytulił do siebie nastolatka. Jak ma mu teraz spojrzeć w oczy? Obiecał, że będzie bezpieczny, a tymczasem... ehh... wolał nawet nie myśleć, co przeżywał ten dzieciak, nie mogąc mu o tym powiedzieć. Wciąż zapewniał, że w wieży jest bezpieczny, że Avengers go ochronią, a on przytakiwał, bojąc się konsekwencji. Znowu go zawiódł. A może po prostu Iron man przecenił swoje możliwości i nie da rady pomóc temu dzieciakowi? Może rzeczywiście, gdyby Fury go zabrał, byłoby dla niego lepiej? Byłby przynajmniej bezpieczny. Nie, nie mógł na to pozwolić. Zniszczył by go całkowicie, gdyby jedyna osoba, do której ma jakieś zaufanie, zrobiła mu coś takiego. Musiał jedynie bardziej się postarać. Wzmocnić zabezpieczenia i nie spuszczać Petera z oczu.

-Chodź Pete. Zrobię ci coś ciepłego do picia- powiedział Stark, mozolnie podnosząc się z łóżka. Chłopak wciąż trzymając w zaciśniętej piąstce maskę, ruszył za milionerem. Wyszli i w milczeniu skierowali się do windy. Peter wciąż był w szoku. Był absolutnie pewny, że Iron man się wścieknie. Że na niego nakrzyczy, może nawet uderzy. A tymczasem pan Stark znów go zaskoczył. Nawet nie był zły. I po raz kolejny, doskonale wiedział, czego chłopak najbardziej potrzebuje w danej chwili. A może on sam tego potrzebował? Pajączek czasem miał wrażenie, że milioner też potrzebował jakiejkolwiek bliskości.

-Nie bój się Pete. Zajmę się tym- zapewnił Tony, gdy jechali windą. Położył młodszemu rękę na ramieniu i razem wysiedli z windy. W kuchni milioner zrobił herbatę dla chłopaka i kawę dla siebie, po czym przeszli do salonu i usiedli na kanapie.

-Peter, musisz mi mówić o takich rzeczach, dobrze?- zaczął Iron man, a kiedy nastolatek wlepił w niego swoje wielkie, brązowe oczy, kontynuował- nie bój się mnie, naprawdę. Nie wyrzucę cię z wieży, choćby nie wiem co, jasne? I nigdy nie postrzegałem cię jako problem. Nie jesteś nim. Wręcz przeciwnie. Bardzo mi zależy na twoim bezpieczeństwie, ale jak mam cię chronić, kiedy nie wiem, że coś złego się dzieje? Przecież on mógł cię zabić. Albo porwać- Tony aż sam wzdrygnął się na myśl o tym. Nie chciał pokazywać Peterowi, jak bardzo przerażała go ta sytuacja. Zlekceważył Deadpoola. To był jego największy błąd.

Nagle Pajączka przeszedł znajomy dreszcz. Coś się wydarzy. Kierowany instynktem, poderwał się z kanapy dosłownie na kilka sekund, przed wtargnięciem do pomieszczenia uzbrojonych po zęby agentów Tarczy. Tony wstał, a Peter pisnął cicho i schował się za milionerem. Na końcu, do pokoju wszedł sam Nick Fury.

-Ostrzegałem cię, Stark. Mogliśmy to załatwić inaczej, ale ty wybrałeś tą drogę- powiedział, a Iron man przeszył go nienawistnym spojrzeniem.

*****

2278 słów

Hejka!

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro